Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 7 - "Śmierć i zmartwychwstanie"

Cała ekipa szczęśliwie doleciała do Pragi.
- Czego mamy się spodziewać? – spytał Larę Sven, idąc koło niej ciemnym miastem. – Brygady mafiarzy pod jego domem? – zażartował.
- Wszystko jest możliwe – odparła Lara. Znała Trenta, wiedziała do czego był zdolny. I wciąż czuła to niepokojące uczucie, że coś będzie nie tak. Oglądnęła się za siebie, kontrolując, czy nie działo się już teraz nic niepokojącego: z tyłu Maykel szedł z Robem i Lilly. Śmiali się, żartowali, jak zawsze. Więc na razie wszystko było jeszcze w porządku.
- Daleko jeszcze? – Gdzieś w mroku marudził Will. Sven widząc, że Larze humor nie dopisywał, cofnął się do roześmianej trójki. Lara szła więc z przodu sama, prowadząc, bo tylko ona wiedziała, gdzie mieszkał Kurtis. Kobieta była zła. Nie chciała znowu oglądać Trenta, ani słyszeć, jak znowu obraża ją albo Maykela. Dość już powiedział na zaręczynach. Teraz znowu okazał się być chamski w stosunku do niej, odbierając tak bardzo potrzebny jej Mit.
- Co się z tobą dzieje? – zauważył jej zmianę Maykel, ściskając jej rękę. 
- Nie wiem właśnie. – Lara zmusiła się do uśmiechu, ale wkrótce przekonała się, że chyba jednak do śmiechu nie miała powodu. Stanęli bowiem przed domem Trenta i wszystkich zatkało. Żart Svena niespodziewanie okazał się być prawdziwy.
- Bingo, Sven – stwierdziła Lara, kiwając głową. – Strzał w dziesiątkę.
- Ej… Ale ja przecież tylko tak o sobie chlapnąłem! – usprawiedliwił się Sven. No cóż, chlapnął sobie czy nie, prawda była taka, że na podwórku Trenta stały trzy wielkie czarne busy, a  wokoło całego domu chodzili uzbrojeni mężczyźni, oglądając się, czy czasami ktoś nie wkraczał na teren pilnowany przez nich.
- Czy ten facet zgłupiał? – rzucił Maykel w przestrzeń, mając Trenta na myśli. – Co on tu za szopki odwala?
- Cały Trent – mruknęła Lara.
- O co mu chodzi? – spytał również Will. – Tak bardzo nie chce oddać tego Mitu?
- Chodzi mu tylko o was, zwłaszcza o Maykela – powiedziała Lara domyślnie. – On dobrze wie, że przyjdę po ten Mit. Wie również, że Maykel będzie ze mną. To jego cel. On ma dzisiaj za zadanie chyba was pozabijać. – Croft odwróciła się i popatrzyła na całą ekipę. – Ma okazję – dodała.
- No, to się zmierzymy, bardzo proszę. – Maykel i pozostali mężczyźni napięli mięśnie.
- Nie. – Lara potrząsnęła głową i zgasiła ich zapał. – Nie mamy szans przy tych zbirach. Jest nas za mało.
- Może to wcale nie musi się tak kończyć? – Na pierwszy plan wysunęła się Lilly. – Skoro tobie Kurtis nic nie zrobi Laro, to my się po prostu nie pokazujmy. Pójdziesz teraz do jego domu sama, a my skupimy się wokoło budynku. Jeżeli coś będzie się działo nie tak, jakoś nas ostrzeżesz i wtedy przyjdziemy ci na pomoc.
- Dobry pomysł. – Przystali na to wszyscy.
- Umówmy się na jakiś znak, który nam dasz, abyśmy wiedzieli, że potrzebujesz pomocy – rzekł Sven.
- Tylko jaki?
- Kwiatek… – Powiedział Maykel patrząc na otwarte okno w domu            Kurtisa. – Strącisz doniczkę z parapetu.
- Genialne! – Pomysł się przyjął.
Lara wzięła głęboki wdech.
- To załatwione, każdy wie, co ma robić – rzekła. Ekipa rozdzieliła się cicho i każdy poszedł w swoją stronę otoczyć dom.
- Uważaj na siebie – powiedział jej jeszcze Maykel i również zniknął jej z oczu.
Lara spojrzała na obstawę przed domem Kurtisa. „Cóż ten facet knuje?” – przemknęło jej przez głowę, ale raźno ruszyła przed siebie. Była pewna, że Trent jej nie tknie ani nie skrzywdzi. Lekko wstąpiła za próg mieszkania. Natychmiast otoczyli ją mężczyźni pilnujący domu.
- Broń – rozkazał jeden z nich, wystawiając przed siebie rękę. Najwyraźniej nie chciał jej przeszukiwać, aby czasem kobieta nie wzięła go za jakiegoś zboczeńca. Lara uśmiechnęła się więc filuternie i luźnym ruchem głowy odrzuciła włosy do tyłu.
- Zwariował pan? – zapytała niewinnym tonem głosu. Żałowała, że nie nałożyła sobie ostrzejszego makijażu, albo że chociaż nie wymalowała ust na czerwono. Poszłoby znacznie łatwiej, ale i tak chwaliła swoje zdolności aktorskie. Ochroniarz odwzajemnił jej leciutki uśmiech.
- Kim pani jest i po co tu przyszła? – zadał pytanie. 
Lara roześmiała się idiotycznie i wzięła się pod boki.
- Nie widać? – spytała, wskazując na siebie.
- No jakoś… Nie, nie za bardzo – wymamrotał ochroniarz, mierząc ją z góry na dół.
- Pan mnie obraża! – Lara udała oburzoną, lecz zaraz ponownie się rozchichotała, starając się zachowywać, jak osoba mało rozumna. – Bo ja tu przyszłam na zlecenie Kurtiska – wyjaśniła, zalotnie puszczając do ochroniarza oko.
- Aha… - Teraz już mężczyzna zrozumiał wszystko i parsknął śmiechem. – No, no, a to ci pan Kurtisek szasta kasą! He, he, he, w takim razie proszę wejść, już na pewno na panią czeka! – Ochroniarz otworzył Larze drzwi             i wpuścił ją do środka.
- Nie ma to, jak udać dziwkę – mruknęła do siebie Lara, zadowolona, że tak dobrze jej poszło. Teraz pozostało tylko rozprawienie się z Trentem. Lara wparowała jak nigdy nic do pokoju, w którym grał telewizor.
- Cześć, oddawaj Mit. – Z takim powitaniem stanęła na środku pomieszczenia i wystawiła przed siebie dłoń.
Kurtis siedział na kanapie. Teraz uśmiechnął się i wyłączył telewizor.
- Ależ ty masz mega wejście! - pochwalił i cmoknął z podziwem. – „Cześć, oddawaj Mit”. – Przedrzeźnił ją. – No cóż, zapewne bierzesz przykład ze swojego chłoptasia z FBI – stwierdził.
- Gówno cię to obchodzi – uświadomiła go Croft. – Mit powiedziałam.
Kurtis stanął naprzeciwko niej.
- A co, jak ja powiem „nie”? – spytał.
- Takiej opcji nie ma, bo mam dosyć twoich krętactw. Nie będę się z tobą więcej cackać – odparła kobieta.
- To groźba? – Trent włożył ręce do kieszeni. – Zastrzelisz mnie?
- Nie zmuszaj mnie do tego – warknęła Lara przez zęby. – Oddaj ten Mit i będzie po krzyku.
Kurtis roześmiał się i podszedł do okna. Podniósł w górę kwiatek z parapetu i obrócił w dłoniach parokrotnie doniczkę. Lara drgnęła, jakby chciała go powstrzymać od dotykania tej rośliny. Trent uśmiechnął                 się, widząc jej reakcję.
- Co się stało, Laro? – zapytał, chytrze mrużąc oczy. – Może wyrzucimy tego kwiatka przez okno, co? – zaproponował.
- Nie. – Lara podeszła do okna zaniepokojona. Przecież wyrzucenie doniczki przez okno to znak, na jaki umówiła się z Maykelem! Kurtis nie może go strącić!
- Masz rację, teraz nie możemy go zrzucić – zgodził się Kurtis, a następnie wcisnął przycisk na stoliczku, który spowodował, że do pomieszczenia weszło czterech potężnych mężczyzn z karabinami w dłoni. Lara stanęła zdezorientowana.
- Teraz już możemy zaprosić pana Maykela do naszego towarzystwa! – oznajmił Trent, uśmiechając się morderczo. –  Myślisz, że nie mam tu założonych podsłuchów? Że nie słyszałem, co mówiliście? – zadał Larze pytania retoryczne. – Więc niech teraz Rouglas się z nami spróbuje! – mówiąc to, zrzucił z okna doniczkę, która roztrzaskała się na betonie w drobny mak. – Chodź tu, Maykel!!! – wrzasnął jeszcze w ciemną noc.
- Nie! – krzyknęła tylko Lara i wychyliła się przez okno. Chciała krzyknąć, tak jak przed chwilką Kurtis, aby nikt z ekipy tu nie szedł, bo to tylko podpucha, ale było już za późno.
Trent odepchnął ją od okna, a do pomieszczenia zgodnie z umową wpadła Lilly z wyciągniętym pistoletem, a za nią Rob i Will. No, trudno się nie domyślić co działo się dalej: pistolety ekipy były niczym w porównaniu z karabinami ochroniarzy. Pierwsza oberwała Lilly, bo faceci z obrony woleli najpierw zająć się słabszą kobietą, aby poszczycić się swoją siłą. Szarpnęli ją silnie i jeden z nich uderzył ją w twarz. Lilly upadła na ziemię.  Potem brutalnie została związana razem z Robem i Willem.
Lara stała wciąż pod oknem, ale na jej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech. Popatrzyła na Trenta z satysfakcją. Bo członków ekipy zjawiło się tylko trzech, a wśród nich nie było Maykela. Kurtis też to zauważył i od razu spoważniał. Chciał, aby tu był Maykel i oberwał od jego zgrai!!! A on jak zwykle się wymigał!!! Gdzie on jest?!! Miał tu być!!! Czyżby nie usłyszał trzasku pękającej doniczki? A może i on miał jakieś podsłuchy? Trent rozważał już w głowie różne opcje, bo zdążył poznać Maykela. Dawno już uznał go za trudnego do pokonania przeciwnika.
***
Tymczasem Maykel nie miał żadnego podsłuchu tylko rozum w głowie. Od samego początku ustawił się ze Svenem naprzeciwko otwartego okna w Trenta pokoju, gdzie paliło się światło. Większość osób powinna wiedzieć, że skoro na dworze jest ciemno, a w pomieszczeniu pali się światło przy nie zasłoniętym oknie, to osoba stojąca na dworze doskonale widzi wszystko, co dzieje się w pokoju. I to właśnie wykorzystał Maykel. Stojąc w oddali pomiędzy drzewami w ogrodzie, widział dosłownie wszystko: kiedy Lara weszła do pomieszczenia, jak rozmawiała z Kurtisem, wchodzących do pokoju czterech mafiarzy, a w końcu Kurtisa, który z chytrym uśmieszkiem, jakby oszukał samego Boga, zrzucił doniczkę z parapetu. Widząc to, obaj panowie wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
- Jaki ten koleś jest tępy. – Maykel zwijał się ze śmiechu.
- On sobie myśli, że my go nie widzimy. – Sven też rżał na całego.
- Tak – potwierdził Maykel – Dokładnie tak. Myśli, ze damy się nabrać na to, że to Lara zrzuciła doniczkę.
- Chodź tu Maykel!!! – rozległo się w ciemnościach. Mężczyźni obok drzew doskonale widzieli, jak Kurtis przechylał się przez parapet, a później Larę, która próbowała odwołać alarm.
- Już idę – obiecał mu Maykel. – Ale na twoim miejscu, pieprzony cwaniaczku, zbytnio bym się tym faktem nie cieszył.
Sven pokiwał głową i spojrzał na Rouglasa.
- Myślisz o tym, co ja? – zadał pytanie z podstępnym uśmieszkiem.
Maykel pokiwał głową i obydwoje cicho ruszyli przed siebie. Łagodnie, bez zbędnych szarpanin, załatwili dwóch mafiarzy. W jednej chwili włożyli ich mundury i kominiarki na twarze, dla niepoznaki. Zabrali im również karabiny. W tych strojach powoli, bezproblemowo, załatwiali pojedynczo ochroniarzy. W końcu wytępili już wszystkich obecnych na dworze. Pozostało im tylko czterech w środku, ale i to nie było zbyt dużym problemem.
- Ejjj wy!!! – ryknął Sven nie swoim głosem i wrzucił kamień do pokoju Kurtisa.
- Czego?! – Wychylił się jeden z czterech ochroniarzy.
- Chodźcie tu do pomocy!!! Ten Maykelek tu jest, ale się stawia, jak pomożecie to go złapiemy!!! – zawołał Sven hamując się od śmiechu, podobnie jak Maykel stojący obok.
- No już, wychrzaniać stąd wszyscy, przyprowadzić mi tu go żywego!!! – rozkazał Kurtis, wściekły.
Czwórka zbirów posłusznie wybiegła na dwór, gdzie natknęli się na pięści Svena i Rouglasa. Dwóch zaskoczonych atakiem nie zdążyło nawet pisnąć, a już leżeli na ziemi. Potem dwa celne strzały z karabinów wystarczyły, aby pozostali dwaj też przestali fikać. Maykel ze Svenem zdjęli z siebie mundury mafiarzy, by zrobić lepszy efekt swoim naturalnym wyglądem i wpadli do budynku.
Na dźwięk strzałów, Kurtis oglądnął się wściekły i podszedł do okna.
- Powiedziałem, że chcę go żywego!!! – wrzasnął myśląc, że jego mafia znajduje się na podwórku i strzela do Maykela. Niestety, nie było tam już nikogo.
- A ja ci zapomniałem powiedzieć sukinsynu, że mam dosyć twoich krętactw. – Do pokoju wszedł Maykel we własnej osobie i razem ze Svenem namierzyli Kurtisa bronią.
- Nie martw się, ja mu to powiedziałam! – pocieszyła go Lara i widząc, że nie było już żadnego niebezpieczeństwa, przyskoczyła do Lilly, Roba i Willa i rozwiązała ich.
- Widzisz, gnojku? – Sven uśmiechnął się radośnie i wskazał na karabin swój i Maykela. – Twoją własną bronią cię rozwalimy!
Kurtis stał i trudno powiedzieć co przeważało w wyrazie jego twarzy: czy przeogromny wkurw czy przeogromny zaskok. W każdym bądź razie obydwa te odczucia mieszały mu się ze sobą.
- Laro, szukaj tego Mitu – powiedział do niej Maykel.
- Oczywiście. – Lara przyskoczyła ochoczo do biurka. – Pogrzebiemy sobie w szufladkach! – Wysłała przesłodki uśmiech do Kurtisa i zabrała się do wysypywania zawartości szuflad na dywan.
- I w szafeczkach! – Dodała Lilly, otwierając szafkę.
Kurtis zrozumiał, że jego pomysł z mafią nie wypalił. Ale nie dopuszczał do siebie myśli, że przegrał. To jeszcze nie koniec. Miał dzisiaj zabić Maykela, przyczynę rozpadu jego związku. Gdyby nie on, Lara kochałaby go do tej pory. Kurtis postanowił sprowokować Maykela do jakiejś bójki, a potem wypełnić swój plan z morderstwem. Trochę przeszkodziła mu Lara:
- Jest!!! Znalazłam!!! Oj Kurtis, taki artefakt chowa się gdzieś bardziej w ukryciu, a nie na dnie szuflady!!! – krzyczała radośnie, unosząc do góry Mit, jak jakieś trofeum.
- Oblejmy to! – zaproponował Rob i wyciągnął wino z barku Kurtisa. Zębami wyciągnął korek i sam łyknął z gwinta.
Kurtis zerknął na Maykela.
- Jak tam twoja prześliczna psinka Jenna? – spytał, śmiejąc się radośnie i z satysfakcją patrząc, jak w Maykela oczach pojawiło się zakłopotanie oraz niedowierzanie. – Bardzo cierpiała, zdychając? – Kurtis wsadził ręce do kieszeni i zmroził Maykela wzrokiem. – Następnym razem, jak będziesz mieć jakiegoś kundla, to oducz go łakomstwa, wtedy nie będzie problemu. Nie wszamałby wszystkiego, co mu się by dało, tak jak ten żarłoczny rudzielec!!!
- To ty… - Powiedział tylko Maykel, rozumiejąc już całą prawdę z dziwnym zgonem Jenny.
- Jasne, że ja! – potwierdził z zadowoleniem Trent i patrzył prowokująco na Maykela.
- To ty!!! – Lara przyskoczyła do przodu, jakby chciała go uderzyć. – Ty durniu, jak mogłeś?!! Wiesz na kim się pomściłeś, ty idioto?!!
- Na nim! – Kurtis wskazał Maykela, jakby to się wiedziało samo przez się.
- Nie!!! Pomściłeś się na niewinnym dziecku!!! Najgorzej cierpi teraz Amelka, mała dziewczynka, która tak bardzo kochała tego psa!!! Zdajesz sobie sprawę, że niszczysz sobą wszystko co dobre?!! Ona przez ciebie płacze, ty debilu!!! – Lara omal nie wyszła z siebie. Za cierpienie Amelki dałaby się pokroić, aby tylko malutka nie płakała. No cóż, uważała Amelkę za swoją córkę, więc broniła jej instynktownie jak matka.
- Gówno mnie to obchodzi! – oznajmił jej Trent udając, że rzeczywiście tak było. W głębi duszy, czuł jednak jeszcze gorszą wściekłość. Cholera, nie miał zamiaru mścić się na dziecku, chciał ukarać tylko Maykela. I znowu mu nie wyszło!!! Trent nie dał po sobie poznać, że najchętniej by tu teraz wszystkich powystrzelał za swoje niepowodzenia.
- Dobra, dosyć tego kina – powiedział zdecydowanie Will. – Mamy Mit więc wychrzaniajmy do swoich chat.
- Dobrze gadasz – poparła go Lara. – Spadajmy stąd. – Mówiąc to, schowała do kieszeni dżinsów pierwszą część Mitu.
- To pa, Kurtisku. – Sven jako pierwszy wyszedł za drzwi, za nim Lara, Will, Lilly, Rob i Maykel skierował się ku drzwiom jako ostatni, co ogromnie ucieszyło Kurtisa. A więc dostał drugą szansę. Teraz albo nigdy.
- Te, Rouglas! – zaczepił więc mężczyznę, a ten zgodnie z myślą Trenta się odwrócił. – Uważaj lepiej… – Kurtis podjął się ostatniej próby sprowokowania Maykela do bójki. – Uważaj lepiej, bo moją następną ofiarą będzie teraz twoja córcia. Już mam ją na celowniku! – Zakończył, wskazując na swój pistolet.
Udało się. Ostatnia próba Trenta wypadła pomyślnie. Kurtis trafił wreszcie w czuły punkt Maykela i pierwszy raz jego prowokacja zakończyła się sukcesem.
Bo nikt się chyba tutaj nie zdziwił, gdy po słowach Kurtisa Maykel w przeciągu światła rzucił się do niego. Jednak popełnił jeden piramidalny błąd, który zrozumiał, jak było już za późno. Mianowicie, słysząc groźbę pod adresem swej córki, Maykel dostał tzw. białej gorączki. Tak bardzo chciał skrzywdzić Kurtisa za te słowa i zadać mu ból, że nie myśląc co robi, upuścił na podłogę karabin, a sam rzucił się do walki wręcz. To zachowanie powinno zostać mu wybaczone, bo wiadomo, że jeśli ktoś kieruje się nagłym impulsem, to często nie myśli co czyni. Jednakże już za chwilę okazało się, jakiej ogromnej wagi był to błąd.
Na razie wszystko zaczęło się, jak przystało na bijatykę: faceci, jak wilki rzucili się na siebie, szarpiąc się za ubranie i lejąc po gębach. Jednak wkrótce Kurtisowi przeszło przez myśl, że to jego ostatnia okazja na zabicie Maykela, druga już może się taka nie zdarzyć. Przybrał więc na sile i zwiększył na maxa siłę swojego ataku.
Maykel- agent FBI był bardzo dobrze wyszkolony, wysportowany, techniki bójki i obrony miał więc w małym palcu. Ale w pracy częściej przysługiwał się swoim wrodzonym sprytem, inteligencją i ogółem całym intelektem zamiast siłą. Czymże więc był on w porównaniu do Kurtisa- byłego legionisty, który przez całe swoje życie opanowywał sztuki walki? Maykel już raz zmierzył się z Kurtisem i wygrał, ale wtedy to było co innego. Po pierwsze, tamtej nocy Rouglas był pijany, co zwiększyło jego atak, po drugie i to najważniejsze - zaraz do bijatyki przyłączyli się Rob i Sven. Teraz obaj faceci zmierzyli się sami ze sobą, na trzeźwo. Aha, warto też zaznaczyć, że podczas gdy Trent przez całą noc wypoczywał leżąc do góry brzuchem, to Maykel taszczył się po psychiatrykach, następnie odbył męczącą podróż do Pragi i to on, a nie Trent, rozprawił się z dwudziestoma mafiarzami pod domem. Walka nie była więc do końca wyrównana, bo Maykel już od początku był bardziej osłabiony od przeciwnika.
Szybko więc okazało się, że to Kurtis wziął górę nad walką. Maykel był już cały poturbowany, cały we krwi i coraz rzadziej sam podnosił się z podłogi. Robił to za niego Kurtis, który wciąż nie miał dosyć. Podnosił Rouglasa za szmaty i zadawał mu kolejne ciosy.
- Zastrzelcie go!!! – zawołała Lilly ze łzami w oczach, widząc co się święci i mając Kurtisa na myśli. I tu mamy czysty dowód na to, że człowiek w panice również nie myśli co robi. Bowiem biedna Lilly z tego wszystkiego zapomniała, że sama trzymała w rękach pistolet.
A Rob, Will i Sven już dawno chcieli zrobić to, co teraz i Lilly przyszło do głowy, lecz to wcale nie było takie proste. Bijący się panowie tarzali się po dywanie, więc na celowniku pojawiali się naprzemiennie: Maykel - Kurtis, Maykel – Kurtis, Maykel – Kurtis, Kurtis – Maykel. Nie dało rady strzelać, bo istniało ryzyko, że zabiją Rouglasa zamiast Trenta.
Po chwili, Maykel upadł po raz ostatni na podłogę, definitywnie kończąc i przegrywając to starcie. Nie był w stanie już sam się podnieść, więc oczywiście szlachetny Kurtis przyszedł mu z pomocą.
- Zostaw już go!!! – zdążyła tylko wykrzyknąć Lilly, ale i tak to nic nie dało.
Kurtis złapał mężczyznę za szmaty i z całej siły cisnął nim o otwarte okno. Maykel bardzo silnie uderzył się w tył głowy, a szyba pękła i roztrysnęła się na niego, na milion drobnych kawałków, potwornie raniąc mu resztę ciała. Mężczyzna osunął się bezwładnie na ziemię. Z jego czoła i karku obficie ciekła krew.
- Nie zaprosiłem cię tu dzisiejszej nocy sukinsynu, aby się z tobą bić, tylko po to, aby cię zabić!!! – oznajmił Maykelowi Kurtis, jak zawodowy morderca i odwrócił się plecami do nieprzytomnego mężczyzny.
I tutaj muszę powoli i dokładnie wytłumaczyć, co działo się dalej, lecz Wy Czytelnicy miejcie na uwadze fakt, że to wszystko co teraz opiszę działo się w ułamku sekundy:
Mianowicie, Kurtis po swojej przemowie odwrócił się tyłem do Maykela i podniósł z podłogi karabin, który Maykel upuścił wcześniej na ziemię. W tym samym momencie z przeciwległego końca pokoju wystartowała Lara. Z prędkością światła przebiegła za plecami Trenta i znalazła się przy nieprzytomnym Maykelu. Uklękła obok niego, pochyliła się i ujęła w swoje ręce jego twarz, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że tym sposobem mimowolnie zakryła Maykela swoim ciałem.
Kurtis, stojący tyłem, tego nie widział. Był pewny, że za sobą miał tylko i wyłącznie Maykela. Podniósł więc karabin i demonstracyjnie się odwracając – wystrzelił do osoby będącej pod rozbitym oknem.
- Nieeeee!!! – zdążył tylko wykrzyknąć, ale oczywiście było już za późno. Kulka z karabinu trafiła kobietę prosto w plecy, centralnie między łopatki. Lara nie zdążyła nawet pisnąć. Zalała się krwią i osunęła na ciało Maykela, który z tego wszystkiego ocucił się i był w stanie zauważyć, co się stało.
- Mój Boże… Laro… - Szepnął, gdy kobieta opadła na niego. Poczuł na swojej szyi i torsie jej ciepłą krew. – Laro… Nie… - Objął ją bezsilnie rękami, czując, że jego dłonie zanurzają się w krwi na jej plecach.
Co się tyczyło Kurtisa, to trudno wyobrazić sobie jego stan. Zbladł jak ściana, karabin wypadł mu z rąk. Pośród bólu i przerażenia dostrzegł to, co spowodowało, że obiecał sobie już nigdy nie psuć czyjegoś szczęścia: dążył cały czas do tego, by rozdzielić Larę od Maykela. A tu, pomimo tego, że obydwoje przecież umierali, to i tak ich ciała złączyły się teraz, tworząc jedno. Trent wśród obietnic, że nigdy więcej nikomu nie zryje życia, klepał w głowie zdrowaśki, by Lara wstała z podłogi i otworzyła oczy. No niestety…
Co się tyczyło ekipy, to podobnie jak w przypadku Trenta: strach, niedowierzanie, panika.
Jedynie racjonalny Will, który zawsze w takich chwilach zachowywał zimną krew, podbiegł do pary leżącej na dywanie i zalewającej się krwią. Ściągnął Larę z ciała Maykela i ułożył ją na dywanie. Maykel uniósł się lekko, patrząc boleśnie na swoją narzeczoną. Will zbadał jej tętno, a następnie pochylił się nad nią i posłuchał oddechu.
- Maykel… Boże… - Odezwał się cicho, drżącym głosem. – Boże… Maykel… Ona nie żyje! – poinformował, sam nie mogąc uwierzyć, że to już jest koniec.
Ekipa stojąca wciąż na progu też nie próżnowała. Lilly, Sven i Rob wiedzieli co robić w takich sytuacjach, lecz w panice nikt nie zwrócił uwagi, czy aby druga osoba czasem nie robiła tego samego. W tym wyniku, cała trójka wyciągnęła telefony i zadzwoniła po pogotowie. Za minutę, na podwórze zajechały aż trzy karetki z różnych oddziałów i aż sześciu lekarzy w przeciągu światła wpadło do pomieszczenia.
***
Lara usłyszała najpierw cykanie świerszczy, a potem doleciało ją świeże, orzeźwiające, nocne powietrze. Otworzyła oczy. Leżała na wilgotnej trawie, nieopodal małego stawiku. Rozpoznała to miejsce. Była tu niedawno z Maykelem, to w tej wodzie ukazał jej się jakiś dziwny znak, który spowodował, że nabrała złych przeczuć i nakazywała Maykelowi nie jechać razem z nią po Mit. Potem jednak obydwoje polecieli do Pragi… I tam… Kurtis, Mit, ranny Maykel, w końcu strzał z karabinu, który usłyszała za sobą.
Lara zerwała się z miejsca. Doskonale pamiętała wydarzenia przed chwilą. Po usłyszeniu za sobą wystrzału, znalazła się nagle tu.
Kobieta podeszła do wody i pochyliła się. W wodzie odbijały się księżyc i gwiazdy, lecz… Woda w stawie nie ukazała odbicia Lary. Jakby wcale jej tu nie było.
Croft patrzyła przez chwilę niedowierzająco. A potem zrozumiała. Wtedy znak w wodzie był prawdziwy, lecz ona źle go zinterpretowała, bojąc się o życie Maykela. Tymczasem chodziło o jej życie. Zabito ją. Nie żyje. Jest duchem, bo tafla wody nie ukazywała odbicia jej ciała.
Lara uśmiechnęła się. „A więc śmierć nie jest jednak taka straszna” – pomyślała. W tym samym momencie wyczuła słodki, niebiański zapach, który tak dobrze skądś znała.
- Lawenda… - Szepnęła, rozglądając się wokoło. Nie musiała nawet szukać zbyt długo przyczyny zapachu: zauważyła, że cały staw otoczony był krzaczkami kwitnącej lawendy. Kobieta spostrzegła, że jeden krzaczek rósł w wodzie. A za nim następny, odrobinę niżej. A za nim jeszcze jeden, którego już ledwo co było widać. – Jak to możliwe? – Lara pochyliła się, zerkając do krystalicznie czystej wody. – O jasny gwint!!! – zawołała zdumiona i zafascynowana. Lawenda rosła także na dnie stawu!!! Cały dół pokryty był fioletowo-srebrzystymi kwiatami, które pod wpływem lekkiego prądu wody, kołysały swoimi główkami. Lara patrzyła w ten cud, jak w tęczę. Była oczarowana tym nieziemskim widokiem. I wtedy, ze skupienia wyrwał ją czyjś ruch. Croft podniosła głowę.
Po drugiej stronie stawu, na zielonej trawie siedziała kobieta. Miała na sobie długą, śnieżnobiałą suknię, która tworzyła białą plamę rozłożoną wokół całej jej postaci, welon na głowie i białe rękawiczki. Wiatr rozwiewał jej długie czarne włosy. Siedziała, tonąc w największym skupisku kwiatów, jakby to ona była boginią kwitnącej lawendy. Była piękna.
- Fay!!! – wykrzyknęła Lara, rozpoznając postać. – Fay!!! – krzyknęła ponownie, czując niewypowiedzianą radość ze spotkania.
Panna młoda z przeciwległego brzegu drgnęła na dźwięk jej głosu, jakby rozbudzona z głębokiego snu.
- Lara!!! – odkrzyknęła radośnie i również zerwała się z miejsca. Wiatr zakołysał jej włosami, welonem i fałdami sukni. – Witaj, Laro!!! – Kobieta pomachała jej ręką, ubraną w białą rękawiczkę.
Lara pomyślała, ze już na zawsze będzie pamiętać w głowie ten obrazek: wokoło ciemność, błyszczące gwiazdy, odbijające się w krystaliczne czystej wodzie i machającą do niej ręką z drugiego brzegu śliczną kobietę w ślubnej sukni.
- Zapomniałaś o mnie, Laro?!! – spytała Fay swym melodyjnym, śpiewnym głosem, który już sam w sobie uzdrowił Larę przed laty.
- Nie!!! Nigdy o tobie nie zapomniałam!!! – skłamała Lara, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że od dwudziestu jeden lat nie pamiętała o Fay ani o złożonej jej kiedyś obietnicy.
Fay, słysząc odpowiedź Lary, uśmiechnęła się tak szczęśliwie, że aż rozjaśniła jej się cała twarz.
- Więc przyjdź do mnie Laro, czekam na ciebie!!! – zawołała, wystawiając swoje białe ręce na przód. – Czekam już od dwudziestu jeden lat i w końcu nadszedł ten czas!!! Przyjdź do mnie ziemską drogą, to miejsce jeszcze nie jest udostępnione dla ciebie!!! Przyjdź, dzięki tobie zakończy się moje cierpienie!!! – Głos Fay rozmył się Larze w uszach. Cały staw zniknął, a przed nią stanął mężczyzna w czarnym garniturze i sinych ustach, który ukazywał jej się za życia, gdy ogarnęła ją klątwa. Jednak teraz kobieta stwierdziła z zadowoleniem, ze się go nie bała, a on jakby to czując, uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- WRÓĆ!!! – rozkazał robiąc przed jej oczami jakiś ruch ręką. Na dźwięk jego potężnego głosu, Lara poczuła, że zaczęła spadać gdzieś w dół.
Ogarnęły ją egipskie ciemności i nagle wyczuła w sobie palący ból. Jakby ktoś podpalał ją żywcem od wewnątrz. To było nie do zniesienia, Lara zaczęła krzyczeć i szarpać się, próbując uśmierzyć swoje cierpienie.
- Nieeeeeee!!! – krzyczała, zasłaniając twarz rękami.
- Jeeeeeest!!! Jeeeeeest!!! Jeeeeeest!!! – Dobiegł ją czyjś donośny krzyk. Ból ustał, a ona zamarła, przysłuchując się głosom ją otaczającym.
- Uratowali my ją!!! Jeeeeeest!!!
- Jesteśmy boscy!!! Jeeeeeest!!!
- Zapiszą nas do Księgi Guinnessa!!! Jeeeeeeest!!!!
- Rekord, rekord!!! Jeeeeest!!!
- Nie żyła już 4 minuty, ale my ją uratowali!!! Jeeeest!!!
Lara otworzyła oczy. Leżała w jakimś jasnym pomieszczeniu, a obok niej ściskali się w ramionach jacyś niesamowicie zadowoleni lekarze. Trudno było opisać ich szaloną radość.
- Mogą się panowie zamknąć? – spytała Lara, siadając na łóżku. – Głowa mnie boli – wyjaśniła i rozglądnęła się wokół.
Doktorzy zamarli, patrząc na nią. Jeden z nich, aż rozdziawił gębę ze zdumienia:
- Carmichael, weź kajet – zwrócił się do jednego doktorka, a ten posłusznie wziął zeszyt do rąk. – I pisz co ci powiem. Otóż panowie, mamy w chwili obecnej do czynienia z cudem. Pisz, Carmichael: reanimowana kobieta, która nie żyła cztery minuty, o własnych siłach usiadła na łóżku, ma do nas pretensje i narzeka tylko i wyłącznie na ból głowy.
Carmichael zapisał.
- Maykel! – zawołała Lara, wciąż się rozglądając. – Maykel!
Do karetki pogotowia, w której nie dalej jak dwie minuty temu trwała akcja przywracania życia Larze, wpadł Maykel, słysząc wyraźnie wołanie.
- O mój Boże!!! – powiedział zdumiony na widok Lary, która siedziała sobie jakby nigdy nic na łóżku i uśmiechnęła się promiennie na jego widok. – Mój Boże, Lara!!! – Znalazł się przy niej i mocno przytulił do siebie, próbując do siebie dojść. Wciąż się jednak trząsł i był bardzo blady na twarzy. No cóż, przed chwilą sądził, że stracił właśnie najbliższą osobę na świecie. A teraz, bijące na nowo serce Lary spowodowało, że spłynęła na Maykela niewypowiedziana fala ulgi. – To najszczęśliwszy moment w moim życiu – szepnął, całując Larę w czoło. – Ale, jak to możliwe? – spytał, odsuwając się lekko i patrząc na jej ciało, bez ani jednej skazy ani zadrapania. 
- Reanimowanej kobiecie, która nie żyła cztery minuty, zniknęła rana postrzałowa, dopisz, że sama z siebie i na naszych oczach. – Podyktował doktor, a Carmichael posłusznie zapisał.
Lara ujęła w ręce twarz Maykela.
- A ty, gdzie masz jakieś ślady pobicia, co? Gdzie rany od stłuczonej szyby? – Otoczyła go ramionami i pocałowała w usta, chcąc teraz znowu poczuć bliskość i ciepło bijące od niego. Cztery minuty temu myślała, że nigdy go już przecież nie zobaczy.
- Reanimowana kobieta, która nie żyła cztery minuty, o własnych siłach się całuje. – Podyktował doktor, ale za chwilę trzepnął Carmichaela w ramię. – Albo nie, napisz, że całuje tego dziwnego mężczyznę, co też mu wszystkie obrażenia na ciele poznikały. Dopisz, że na naszych oczach i same z siebie.
- Dobrze – zgodził się Carmichael i posłusznie zapisał.
A Maykel z Larą odsunęli się od siebie.
- Nie wiem właśnie, co się z nimi stało – odparł Maykel z uśmiechem, odpowiadając na zadane wcześniej pytanie Lary. – Wszystko zniknęło!
- To klątwa. – Domyśliła się Lara – Maykel, klątwa nas chroni. Dba o nasze życie, abyśmy mogli ją wypełnić.
Maykel zastanowił się nad tymi słowami, a potem wyciągnął Mit, który Lara znalazła w mieszkaniu Trenta. Lekarze znaleźli go wcześniej w kieszeni Lary i oddali Maykelowi.
- Najpierw musimy odnaleźć drugą część Mitu, wtedy dopiero rozwiążemy klątwę – rzekł, podając archeolożce znaleziony przez nią artefakt.
A kobieta zerwała się z łóżka, jakby słysząc słowa Maykela, coś sobie przypomniała..
- Wiem, wiem, gdzie jest druga część Mitu!!! – krzyknęła z przejęciem. – Mój Boże, jak mogłam zapomnieć o Fay?!! – Złapała się za głowę.
- Kto to jest Fay? – Maykel zmarszczył brwi.
- Musimy jak najszybciej dostać się teraz do domu!!! Tam wszystko ci opowiem!!!
- Reanimowana kobieta, która nie żyła cztery minuty, stoi na własnych siłach, wydziera się i żąda powrotu do domu. – Podyktował doktor, a Carmichael posłusznie zapisał.
- Dobrze, więc chodźmy stąd. – Maykel ściągnął z siebie bluzę i ubrał w nią półnagą Larę. – Rob zwinął auto, więc spokojnie pojedziemy na lotnisko – szepnął jeszcze, uśmiechając się. Lara też odwzajemniła mu przelotnie uśmiech, bo w głowie kłębiły jej się inne dziwne sprawy. Obydwoje lekko zeskoczyli z karetki i zniknęli w ciemnościach.
A doktor westchnął ciężko:
- Reanimowana kobieta, która nie żyła już cztery minuty, wraz z dziwnym mężczyzną, któremu poznikały wszystkie obrażenia z ciała, to musiała być para jakichś Zombie – stwierdził, podsumowując całe zajście, a Carmichael posłusznie zapisał to do zeszytu.


CDN 

5 komentarzy:

  1. Lilka11
    Wysłany 31.10.2010 o 18:27
    Rozdział był mega. Kurtis… Boże, coś ty z niego zrobiła, dziewczyno! Sama często robiłam z niego kretyna, ale to moja druga po Larze ulubiona postać z TR i nie mogę uwierzyć, że ten mężczyzna jest w stanie wyprawiać takie rzeczy. Opisy incydentów, które wydarzyły się w jego mieszkaniu, jego bójka, pobicie Maykela, postrzał Lary… Wszystko celująco, kapitalnie, wyborowo i jak tam jeszcze chcesz, chyba skończyły się w moim słowniku słowa pochwały, wszystkie już znasz. Trentowi najzwyczajniej w świecie odbiło, ma jakąś manię Lary, psychozę i zrobiłaś z niego niezrównoważonego psychicznie debila. Powtórzę – MEGA! To jeden z moich ulubionych rozdziałów, najbardziej podobały mi się słowa lekarza, a przy „Reanimowana kobieta, która nie żyła już 4 minuty stoi na własnych siłach, wydziera się i żąda powrotu do domu” myślałam że nie wyrobię ze śmiechu xD Potrafisz w jednym rozdziale zawrzeć akcję, tragedię i dawkę humoru. Świetna robota, błędów nawet nie widziałam, nawet jak jakieś były nie zaprzątajmy sobie nimi głowy, bo akcja genialna. Dobra robota!3maj tak dalej :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. UlaCroft
    Wysłany 02.11.2010 o 19:37
    Tak się zastanawiałam właśnie czy skomentować twój rozdział. Jestem strasznym leniem… :) Ale jak zerknęłam na mojego blooga, to pomyślałam sobie, że musisz mieć ten tekst u siebie. A więc pozwól, że opiszę ci to w paru punktach.1. Zmartwychwstanie dotyczy Jezusa i trochę nie pasuje go używać do własnych celów (ale w tytule można darować ;]) ).2. Kto to Fey? Nie czytałam poprzedniego opowiadanka… Jakbyś mi mogła szybko opisać zdarzenie z nią lub podać nr rozdziału, w którym to owe spotkanie opisałaś. (bo myślę, że to było spotkanie)3. Ja robię z Kurta niewiadomo kogo, a ty w swoim opowiadaniu rozstrzekliwujesz ludzi! (podoba mi się ^_^)4. Ale Trent nie zatrzeli Amelki co? Ona jest taka fajna.5. No dobra napisałam o świstokliku tak naprawdę dlatego, ze nie miałam pomysłu. Teraz nie wiem jaki następny rozdział napisać. Waham się pomiędzy Madagaskarem, a Królem Lwem… :) Nie wiesz o co chodzi? A znasz to „Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało, dla mnie to… MAŁO” albo „Hakuna Matata jak wspaniale to brzmi!” (dalej nie znam słów) No to tyle. Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałaś, a ja nie zrobiłam za dużo błędów. Pozdro!PS. Madagaskar czy Król Lew? ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Wysłany 02.11.2010 o 21:11 | W odpowiedzi na ~UlaCroft.
    Dziękuję dziewczyny za takie wspaniałe, wyczerpujące komentarze;-* Co do Uli to hehe doceniam, że pomimo bycia leniuszkiem skomentowałaś ten rozdział, bardzo, bardzo mi miło;-*** I oczywiście i ja Tobie dokładnie poodpowiadam: 1. Wydaje mi się, że słowo „zmartwychwstanie” pisane z małej litery nie powinno kojarzyć się tylko z Jezusem, bo przecież nie oznacza ono tylko Jego. Mówi się przecież, że i my zwykli ludzie po śmierci zmartwychwstaniemy, lecz to kwestia sporna, więc nie warto się w to zagłębiać;-* 2. „Kto to Fey? Nie czytałam poprzedniego opowiadanka… Jakbyś mi mogła szybko opisać zdarzenie z nią lub podać nr rozdziału, w którym to owe spotkanie opisałaś.” Tak właściwie, to to imię piszę się Fay a czyta po prostu „Faj” a nie „Fej” – wydaje mi się, że ładniej brzmi;-* I niestety o Fay nie pisałam nic w pierwszej części opowiadania, jest to postać, która pojawia się pierwszy raz w tej części. Rozumiem, że na razie wszystko wydaje się niejasne Ula, ale po części o to mi chodziło, teraz powoli będzie się to wszystko wyjaśniać a na końcu wyjaśnione zostanie wszystko. Warto jednak abyś znała historię Julki, która została dokładnie opowiedziana w pierwszej częsci opowiadania w rozdziale 23 pt. „Gorzka prawda”, dlatego że ona i Fay…no cóż zbyt wiele nie mogę powiedzieć, ale obie będą tak samo ważne;-* No i historia Julki pomoże Ci więcej zrozumieć w kolejnych rozdziałach;-*3. I to jest właśnie super, każdy kreuje bohatera inaczej;-* 4. O nie, mam nadzieję, że do tego nie dojdzie! xD 5. Na pewno coś wymyślisz i będzie git! ;-) PS. Zdecydowanie „Król Lew” uwielbiam tę bajkę, chociaż nie za bardzo rozumiem związku między nią a Twoim opowiadaniem;-* No ale na pewno też wszystko mi się wyjaśni, gdy będziesz pisać dalej. Czekam więc na Twój kolejny rozdział;-) Pozdrawiam ciepło! ;-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Lilka11
    Wysłany 07.11.2010 o 12:09 | W odpowiedzi na ~UlaCroft.
    A ja tylko odniosę się do komentarza poprzedniczki, dobrze że użyłaś słowa „Zmartwychwstanie”. Nigdzie nie jest napisane że odnosi się ono tylko do Jezusa. Odnosi się do wszystkich, którzy „zmartwychwstali” (czyli powstali z martwych, umarli i ożyli) np. w mitologii egipskiej był to Ozyrys, u greków zmartwychwstał Attis, w religii zaratusztriańskiej wierzący czekają na zmartwychwstanie Zaratusztry, akurat w chrześcijaństwie powstał z grobu Jezus, natomiast dobrym przykładem zmartwychwstania jest Gustaw z „Dziadów” A.Mickiewicza czy nawet Taylor z „Mody na Sukces” (która ocieka wręcz zajebis.tością bo umarła dwa razy i nadal żyje!). Zmartwychwstanie to częsty motyw we współczesnych książkach czy filmach.Także uważam że słowo „zmartwychwstanie” pasuje w tym rozdziale idealnie. A teraz ide czytać ósemkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wysłany 07.11.2010 o 16:05 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
    Dziękuję Lilka;-*

    OdpowiedzUsuń

Spis treści