Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 6 – „Ale tym razem go zastrzelę, przysięgam!!!”

Bohaterowie po rozmowie z Edgarem, wsiedli do samochodu.
- Ja nie mogę, czeka nas dzisiaj atrakcyjny dzień – zaszydziła Lara, zapinając pas.
- Zależy nam na Micie – przypomniał jej Maykel. – Dla niego warto się poświęcić.
- Ech, za dużo się ostatnio poświęcamy dla innych – zauważyła Lara. – Mam nadzieję, że ta kobieta, to w tym szpitalu już będzie na nas czekać.
Zajechali pod budynek zakładu psychiatrycznego. Niechętnie weszli do środka, gdzie na pozór wszystko wyglądało normalnie, jak w normalnym szpitalu. Szybko jednak się okazało, że nie pracują tu normalni ludzie.
- Przepraszam.  – Lara zaczepiła mężczyznę w białym kitlu, który stał przy aktach pacjentów z nieciekawą miną i rękami w kieszeni. – Gdzie jest Nancy Starr? – spytała.
Pielęgniarz popatrzył na nią.
- Nie wiem – odparł, wzruszając ramionami.
- Jak to pan nie wie? – wkurzyła się kobieta. – Za panem są akta pacjentów. Proszę zobaczyć, czy Nancy jeszcze tu przebywa.
- Nie wiem, może zobaczę, a może nie! – odparł jej mężczyzna, a następnie wyciągnął butelkę wódki z kieszeni fartucha.
- Chyba nie zamierza pan pić w czasie pracy? – Domyślił się Maykel.
- Gówno! – odpowiedział mu pielęgniarz i odkręcił butelkę. – Gówno, gówno, gówno! - Zaczął pić alkohol z gwinta, głośno gulgocząc.
- On już jest nieźle wstawiony – zauważyła Lara.
- Ja wcale nie jestem pijany, wcale nie!!! – oburzył się mężczyzna. - Ja tylko wychlał żem dwa literki wódki, he, he, he!!!
- Chodź, sami ją znajdziemy! – zadecydował Maykel  i pociągnął Larę za sobą.
Tym razem mieli więcej szczęścia, bo na drugim korytarzu, na ławce, siedziała błogo uśmiechnięta kobieta w długich, siwych  warkoczach, w rozłożystej kwiecistej spódnicy i obładowana tobołami.
- Nancy Starr? – upewnił się Maykel, podchodząc do niej.
- A pewnie! – odrzekła mu hippiska, śmiejąc się tak samo niemądrze jak jej mężulek Edgar. – A jaśnie pan do mnie?
- Tak, odwieziemy panią do domu – odpowiedziała Lara za Maykela. – Czy to wszystkie pani rzeczy?
Nim Nancy zdążyła jej odpowiedzieć, z pokoju obok wypadł świrnięty doktorek-psychiatra w białym kitlu, ze swoją rozchichotaną pielęgniarką-asystentką.
- Dzień dobry – powiedział z przekąsem Maykel.
Doktorek we fryzurze, którą po naszemu określilibyśmy jako „Chopin po koncercie” jednak nie usłyszał, bo wpatrywał się w Nancy:
- A obłożnie chora co?!! – wydarł się na całe gardło. – Siedzimy se na dupie, tak?!! Na przeciągu?!! Och, ty kanalio, chcesz pozbawić mnie pracy?!!! Kij ci w dupę!!! – zawołał, najwyraźniej pogodziwszy się z myślą utraty pracy.
Rozchichotana pielęgniarka chwyciła go za ramię:
- Mój kochany, ten miły pan powiedział ci przed chwilką „dzień dobry”, chyba wypadałoby odpowiedzieć, hi, hi, hi!!!
Doktorek odwrócił się, zamachnął i wymierzył swej asystentce grzmiący policzek. Kobieta zatoczyła się do tyłu i upadła na podłogę.
- Będziesz mnie pouczać?!! – wydarł się doktór i wsadził ręce do kieszeni.
Asystentka podniosła się z podłogi.
- Cham bez skrupułów!!! – wrzasnęła i oddaliła się.
- Nie będziesz mnie pouczać!!! – uświadomił ją doktór i zwrócił się do Maykela: - Co?
- Nic – jęknął Maykel, widząc, jak pielęgniarka popukała jeszcze doktorowi w czoło palcem, nim sobie poszła.
- Co pan chciał ode mnie?!! – Zatelepał głową świrus-psychiatra.
- Mówiłem „dzień dobry” nic więcej!!! – zirytował się Maykel. – Ją… – Wskazał na Nancy. – Można zabrać?
Doktór nie słyszał. Wbił głupawe spojrzenie w Larę.
- Na co się pan gapi? – Walnęła Lara prosto z mostu.
Doktorek uśmiechnął się kretyńsko:
- Pani jest taka śliczna, że aż żal panią tu zamykać!!! – odpowiedział.
- Jej nie trzeba zamykać!!! – wściekł się Maykel, ale doktor podszedł do Lary i usiłował ją objąć:
- Żal, żal, żal! – Powtarzał.
- Sam się pan zamknij!!! – prychnęła Lara. – Proszę się odsunąć do mocnej cholery, bo pana uderzę!!!
- Lekka agresja – stwierdził doktór jej stan zdrowia i poklepał Maykela po ramieniu. – Odsiedzi tu swoje to i furia przejdzie, mówię panu.
- Proszę dać nam spokój!!! Niech pan sobie idzie!!! – Maykela już naprawdę trafił szlag.
- Jak ja pana wyślę do diabła, to pan zobaczy!!! – oznajmił psychiatra,  trzęsąc się z nerwów.
- Ja pierdzielę... – Jęknęła Lara i usiadła na krzesełku, zmęczona. Doktor świr popatrzył na nią troskliwie i z lekkim przestrachem:
- Świeżo malowane – powiedział, przygryzając wargi w zakłopotaniu.
Lara odskoczyła gwałtownie słysząc to i oglądnęła się na swoje spodnie z tyłu, co byłoby reakcją każdego normalnego człowieka. Ale okazało się, że to był tylko taki dowcip na poziomie doktorka, który teraz zaczął biegać ze śmiechu po korytarzu.
- Do jasnej cholery, co to za świr!!! – Maykel złapał się za głowę, mimowolnie powtarzając wcześniejsze słowa Edgara Starra.

TRZASK!!!

- Jezuuuuuuu!!!! – Lekarz wywalił się na śliską posadzkę.
- Po cholerę biegałeś?!! – Jego asystentka pojawiła się na korytarzu. – Ile razy mam powtarzać, że po mokrej podłodze się nie biega?!!
Doktorek wstał, oderwał rurę od krzesła i ku przerażeniu obecnych - świsnął nią dziewczynie w pysk. I w tym momencie, to przestało być śmieszne. Dziewczyna drugi już raz zatoczyła się w tył, a jej twarz zalała krew. Następnie z jakiegoś pokoju wyszła grupka innych ludzi, zapewne pacjentów. Psychiatra podbiegł więc do nich, zamierzając pobić ich rurą od krzesła.
- Co pan odpierdala?!! – Przeraził się już Maykel nie na żarty, ale nie z takimi już miewał do czynienia: w jednej sekundzie złapał wierzgającego doktorka i udaremnił mu dalsze ruchy. Lara natomiast zajęła się zakrwawioną pielęgniarką.
Tak minęło im całe popołudnie: musieli pojechać na komisariat, oddać w ręce tutejszej policji tego świra, następnie odwieźć pielęgniarkę do normalnego szpitala, ponieważ w psychiatryku nikt nie zechciał udzielić jej pomocy.
Wściekli, zgrzani, wracali teraz z Nancy do jej domu. Na dworze panował już mrok, a oni wciąż nie mieli spokoju.
- Można palić w tej limuzynie? – spytała Nancy, siedząc rozwalona na tylnym siedzeniu i uśmiechając się głupawo.
- Bardzo proszę – zgodził się uprzejmie Maykel, zerkając na nią w lusterko.
No tak, kwestia jeszcze, że palić też trzeba było mieć co.
- A masz pan fajkę? – Nancy pochyliła się do przodu, patrząc na mężczyznę za kierownicą.
Rouglas ponownie zerknął w lusterko na marudną pasażerkę.
- Przykro mi, nie palę – wyjaśnił.
- A paniusia? – Hippiska zwróciła się do Lary.
- Ja też nie palę – odparła Lara.
Niezadowolona Nancy z powrotem rozsiadła się na tyle. Nie minęły nawet trzy minuty, gdy…
- Stańcie przed monopolowym, ja wysiadam! – zakomunikowała.
Maykel nie kwapił się do zatrzymania auta, bo było późno, a na czasie z Larą nie spali, ale Nancy przy pełnym pędzie samochodu otworzyła drzwi wysuwając nogę, więc biedny Maykel z piskiem opon zatrzymał się przed sklepem.
- Bez komentarza – warknęła Lara, gdy zmierzyli siebie z Rouglasem spojrzeniem mówiącym, że myśli mają takie same.
Po chwili, roześmiana od ucha do ucha Nancy, wsiadła do auta z czterema butelkami jakiejś wódki oprócz fajek.
- Ale będzie libacja! – Zatarła ręce z radości.
Dojechali w końcu przed rozwalającą się chatę i weszli do środka. Lara z Maykelem niepewnie rozglądali się po pomieszczeniu, patrząc, czy aby mieszkająca tu starucha, nie miała chęci ponownie oblać ich herbatą. Z kuchni wytoczył się Edgar i gdy przywitał się już z żoną, zajął się gośćmi:
- Proszę wejść i się nie bać, starą zamknąłem w komórce na strychu! – oznajmił zadowolony, bo od służącej dowiedział się o zachowaniu babki. – Posiedzi tam przez dwa dni, to nauczy się rozsądku! – Hippis za rękę zaciągnął Larę do salonu i popchnął na trzeszczącą kanapę.
- Proszę ją natychmiast wypuścić. – Maykel był oburzony tym co usłyszał. Stanął niezdecydowanie na środku pokoju.
- Ale jak posiedzi w komórce, to nic jej się nie stanie!!! – Nancy i jego popchnęła, ale na fotel. Daleko od Lary. Mężczyźnie się to nie podobało, tym bardziej, że Edgar rozsiadł się śmiało obok jego narzeczonej na kanapie. Maykel ze zmarszczonymi brwiami patrzył jak Lara odsuwała się od Edgara, a on coraz bliżej przysuwał.
- Co z Mitem? – spytał więc ostro.
- A co ma być? – Pochyliła się nad nim Nancy, siedząca obok na oparciu fotela, podsuwając mu swój wielki biust pod nos.
- Byłbym wdzięczny, jakby się pani odsunęła – warknął Maykel, odchylając głowę do tyłu i zerkając, co działo się na kanapie. A tam wcale nie było lepiej.
- A co tu paniusia ma? – Edgar wyciągnął łapskami łańcuszek Lary, ukryty pod bluzką. Gest może i niewinny, ale każdy w tym momencie wie, że to był zwykły pretekst obmacania jej.
- Rączki przy sobie, dobra? – Lara energicznie odepchnęła jego rękę od siebie. – Miał pan nam powiedzieć, gdzie jest Mit – zauważyła.
Hippis roześmiał się i klepnął ją ręką w udo.
- A co paniusia taka w gorącej wodzie kąpana?! Przecież się nie pali!!!
- A właśnie, że się pali! – Maykel raptownie wstał, odrzucając grubą Nancy od siebie, co spowodowało, że ciężka kobieta przeważyła sobą cały fotel            i razem z nim jak długa runęła na podłogę. Ale Maykel się tym nie przejął, w jednej chwili znalazł się przy Larze i za rękę podciągnął ją do góry. Sam usiadł na kanapie obok Edgara, a kobietę pociągnął na swoje kolana. Edgar patrzył na niego niezadowolony, bo w tej pozycji udaremnione mu zostało zabawianie się Larą.
- Gdzie jest Mit? – Maykel wbił w niego lodowate spojrzenie, co sprawiło, że hippis jednak trochę ochłonął.
- Zaraz wszystko opowiem – odpowiedział grzecznie, ale rozpustnej służącej, która weszła do pokoju i stanęła obok niego, nie mógł sobie podarować. – Susie, dawaj herbatę!!! – ryknął, klepiąc ją ręką w pośladek. Rozchichotana małolatka zniknęła zadowolona w kuchni.
- Słuchamy – zapewniła ostro Lara.
- Więc… – Edgar oparł się wygodnie na kanapie. – Rzeczywiście miałem ten Mit. Ale już go nie mam. Ale wiem kurna, kto go ma.
- Proszę powiedzieć – rozkazał Maykel.
- Ale problem w tym, że nie pamiętam imienia tego faceta, chociaż to było zaledwie ze dwa dni temu – wyjaśnił Edgar.
- Proszę nam go opisać, jego wygląd, coś charakterystycznego – podpowiedział Rouglas.
- No dobra. Opowiem najpierw, jak to było. Tak więc, zjawił się tu dwa dni temu jakiś facet i zaproponował, że odkupi ode mnie ten Mit. Zgodziłem się, bo proponował kupę szmalu, a po cóż mi jakiś kawałek papieru? Zgodziłem się i oddałem Mit temu człowiekowi. I on pojechał z nim w siną dal.
- Nie pamięta pan, skąd pochodził ten mężczyzna? – spytała Lara.
- Z Pragi – odparł Edgar od razu. – Tyle pamiętam.
- Z Pragi? – powtórzyła Lara i zerknęła na Maykela, ale temu najwyraźniej nic nie zaświtało w głowie. – I był u pana dwa dni temu?
- Tak jest.
- I odkupił Mit o Xianie?
- Tak jest.
- Jak wyglądał? – Nie popuściła Lara.
- No hmm… Taki dość wysoki… Eee… wysportowany… Eee… Włoski miał takie no… Hmm… Takie brązowe, raczej ciemne. – Hippis zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć coś jeszcze istotnego w wyglądzie opisywanej osoby.  – No… I więcej to się w oczy nie rzucał, nie? Facet jak facet. – Edgar wzruszył ramionami.
- Proszę sobie przypomnieć jego nazwisko. – Nalegała Lara.
- Takie dziwne miał imię jakieś… - Zastanowił się Starr.
- Może zaczynało się na „K”? – Podrzuciła Croft.
- Tak, tak! – Ucieszył się Edgar. – Na „K” takie dziwne imię… Nie wiem… Karl, Karol?
- Może Kurtis? – zaproponowała Lara.
- Tak jest, paniuśka to jakiś jasnowidz!!! – Klasnął w ręce Edgar. – Nazywał się Kurtis.
- Nazwisko – rozkazała Lara. – Niech pan poda jego nazwisko.
- Nie pamiętam, też jakieś dziwne.
- Zapewne na „T”.
- Tak, tak!!! Nazwisko było na „T”… Ale jak ono brzmiało…
- Może Trent? – Lara oddychała głęboko.
- Co?! – Maykel popatrzył na nią niedowierzająco.
- Tak, tak!!! – Ucieszył się ponownie hippis. – Ten facet nazywał się Kurtis Trent i to on odkupił ode mnie ten Mit!!! – potwierdził.
Lara w jednej sekundzie zerwała się z kolan Maykela.
- Rusz się!!! – warknęła. – Szybko do cholery, może złapiemy jeszcze jakiś samolot!!!
- Jaki samolot? Dokąd, gdzie? – Rouglas wstał z kanapy.
- Do Pragi!!! – kobieta chwyciła go za rękę i pomijając okrzyki Edgara, aby zostali na noc, wyszli z budynku.
- Lara, co się dzieje?! – krzyknął za nią Maykel, bo kobieta przeszła z chodu do biegu i znacznie się od niego oddaliła. Podążył za nią. Na dworze panował już mrok, a lipcowe niebo było rozgwieżdżone i idealne do nocnych spacerów. – Nic nie rozumiem! – wyznał, biegnąc za nią.
- Jak to nie?! – Lara przystanęła i spojrzała mu w oczy. – Przecież słyszałeś, co Edgar mówił!!! To jest aż za proste!!!
- Może mi jednak wyjaśnisz? – podsunął jej mężczyzna.
- Maykel, Kurtis znowu zaczyna kopać pod nami doły!!! Ale tym razem go zastrzelę, przysięgam!!! – zaperzyła się Lara. – Oderwę mu łeb, a potem pod Bogiem ci mówię, że go zastrzelę!!! – zapewniła Maykela.
- Kochanie… – Maykel złapał ją za ramiona, uspokajając. – Co jest grane? – spytał.
- Przecież to proste, Maykel. – Lara wzięła głęboki wdech. – Kurtis w dzień naszych zaręczyn ostrzegł mnie przed klątwą. Wiedział o niej, dlatego na wszelki wypadek znalazł informacje o Micie potrzebnym do jej rozwiązania. I to jest właśnie cały Trent, podstępny wąż. Był do tego stopnia cwany, iż domyślił się, że jeśli klątwa zadziała, to wtedy będę szukać Mitu. Dlatego celowo… – Lara coraz bardziej się denerwowała. – Dlatego celowo odkupił Mit od Edgara, doskonale wiedząc, że ja będę chciała to zrobić. Wyprzedził mnie. Wystawił do wiatru innymi słowy. Ale ja mu teraz… - Lara zacisnęła pięści.
Maykel natomiast, rozumiejąc już wszystko, domyślił się jeszcze czegoś innego.
- Laro – powiedział cicho. – Laro, wydaje mi się, że w takim razie to jest zwykły podstęp.
- Jaki podstęp? – Lara popatrzyła na niego. Obydwoje stali obok niewielkiego stawiku, w którym odbijały się gwiazdy i księżyc.
- Bo… Jeżeli Kurtis celowo zabrał ten Mit wiedząc, że ty go będziesz potrzebować, to doskonale wie, że teraz do niego pojedziesz – wyjaśnił Maykel. – I być może o to tylko mu chodzi. Chce cię zwabić do siebie. Być może już od dwóch dni na nas czeka.
Zaległa martwa cisza, przerywana tylko odgłosami wiatru i nocnych ptaków.
- Masz rację. – Lara pokiwała głową po chwili. – To może być zwykła pułapka… - Kobieta zaczęła spacerować nad brzegiem stawu. – Ale mi nic nie zrobi - rzekła pewna siebie.
- Skąd wiesz? – spytał Maykel. Lara zatrzymała się i wbiła w niego spojrzenie.
- Bo zrobi coś tobie – odparła. – Jeżeli to jest podstęp, to jemu zależy tylko na tobie. Dawno się odgrażał, że jest w stanie zrobić ci krzywdę.
- Nie boję się – odpowiedział stanowczo Maykel.
- Bo nie wiesz, na co go stać. – Lara westchnęła. – Trudno, ja Mitu sobie nie odpuszczę, podstęp czy nie, pojadę do niego i odbiorę mu tę kartkę.
- Na pewno nie zostawię cię samej – oznajmił Maykel.
- Nie bądź głupi, jeśli Trent coś knuje, to tylko przeciw tobie. Jeżeli pojedziesz do niego ze mną, to wtedy może się stać cos naprawdę złego.
- Gadaj sobie ile chcesz. – Przerwał jej mężczyzna – Jeżeli ja nie jadę, to i ty nie jedziesz. I odwrotnie.
- Ale ty jesteś uparty!!! – krzyknęła Lara, już będąc zła. – Nie rozumiesz, że on może cię zabić?!!
- To się nazywa ryzyko, myślałem, że wiesz, co to słowo oznacza! – zaperzył się też Maykel.
- Ale nie zawsze ryzyko wychodzi na dobre!!!
- I kto to mówi?!!
- A proszę cię bardzo!!! Jedź!!! Ale jak on cię zabije to… To… - Głos Lary załamał się. Kobieta oddychała ciężko, sama przerażona tą wizją, że Maykela mogłoby kiedykolwiek przy niej zabraknąć. Ta myśl odbierała jej wszystkie siły.
- No mniejsza co wtedy. – Wzruszył Maykel ramionami. – Być może nic się nie stanie.
- Być może… – Powtórzyła Lara jak echo, patrząc w ciemną wodę pod sobą. W odbiciu było widać tylko jej ciemną postać. Odbicie Maykela stojącego koło niej rozmazało się, bo przesłoniło je ogromne drzewo, rosnące przed nimi. Tak, jakby stała tu teraz sama, mimo że Maykel stał tuż obok. Jakby woda coś jej chciała tym samym przekazać.
- Rezerwuję samolot – oznajmił Maykel i wyciągnął telefon komórkowy.
- Nie jedź… – Szepnęła Lara, biorąc znak w wodzie za zły omen.– Ja mam jakieś złe przeczucia… Coś wydarzy się tej nocy… proszę, zostań.
- Kochanie, nie panikuj. – Maykel ujął w obie ręce jej twarz. – Nic się nie stanie. A jeżeli naprawdę coś cię niepokoi, to wróćmy najpierw do domu, a do Pragi zabierzmy się z całą moją ekipą.
Lara pokiwała głową, wciąż jednak pełna złych obaw.
- Dobrze – zgodziła się. – Niech oni pojadą z nami.

CDN 


Serdeczne podziękowania dla Lilki11 za okazaną mi wielką pomoc tutaj na blogu oraz za interpretowanie „Dziadów” części III A. Mickiewicza;-) Wszystko to, co mi napisałaś było zrobione dobrze, ale jako że odpowiadałam już z lektury, więc zasłużyłam tylko na plusa;-* Ale zapewne byłaby piątka za te zadanka, gdyby nie wcześniejsza ocena;) 
Także jeszcze raz wielkie DZIĘKUJĘ;-* (Acha, Twoja odpowiedź zapewne będzie brzmieć: „nie ma za co”, wiec od razu zaklepuję, że jej nie biorę pod uwagę, bo właśnie, że naprawdę jest za co;-**). 
I dziękuję wszystkim czytelnikom i odwiedzającym ten blog za czas i uwagę;-*
Do zobaczenia za tydzień! ;-*

4 komentarze:

  1. UlaCroft
    Wysłany 23.10.2010 o 12:20
    A już zaczynałam podejrzewać, że coś się święci. Po prostu wyniuchałam zagrożenie ;) A teraz na poważnie. Mogłabyś częściej dodawać rozdziały czekać cały tydzień to mordęga. Jeszcze nie wiem co będzie dalej, ale myślę, że coś niedobrego. I wiesz co… Ja chyba też zacznę pisać takie długie rozdziały! I fantastycznie, że zmieniłaś czas! Gratuluję! Tylko dodaj trochę więcej zdjęć do galerii…

    OdpowiedzUsuń
  2. Lilka11
    Wysłany 23.10.2010 o 12:57
    Hippiska najlepsza :D jej zachowanie mnie rozbroiło. Doktorek z dziwnym, szopenowskiej fryzurze też, jak zwykle dawka humoru i akcji, ładne połączenie. No i oczywiście Trent :D Nie mogę doczekać się następnego rozdziału jak wszyscy wbiją się do niego i Lara mu nakopie do tyłka. Ah, nie ma za… No dobrze. Powiem inaczej. Dziękuję za ciepłe słowa w uwagą pod rozdziałem, pamiętaj, że z każdym drobiazgiem możesz do mnie pisać, a ja postaram zawsze ci pomóc ;**3maj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lilka11
    Wysłany 23.10.2010 o 13:00 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
    *w dziwnej, szopenowskiej fryzurzemiało być. Głupi błąd xD ps. zapomniałam wtrącić, że pisanie w czasie przeszłym idzie ci świetnie i bardzo dobrze się to czyta. ps2. mój setny komentarz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wysłany 23.10.2010 o 16:07 | W odpowiedzi na ~UlaCroft.
    Dzięki dziewczyny i ja się cieszę, że „wyleczyłam się” z pisania w czasie teraźniejszym. Lilka miałaś rację , teraz to już czuję, że weszło mi to w krew i inaczej pisać nie będę;-* Wszystko dzięki Tobie!!!;-*Co do Uli, to: „Mogłabyś częściej dodawać rozdziały czekać cały tydzień to mordęga.”Hehe wiem rozumiem cię, ja też niestety muszę czekać czasami długo na upragniony rozdział na jakimś blogu. No i niestety czas czekania się dłuży, ale inaczej się nie da. Nie mogę dodawać szybciej rozdziałów, bo po prostu nie zdążyłabym ich napisać.Szkoła, dom, znajomi – też są przecież ważni;-* „Jeszcze nie wiem co będzie dalej, ale myślę, że coś niedobrego. „Powiem krótko: dobrze myślisz. xD „I wiesz co… Ja chyba też zacznę pisać takie długie rozdziały! „To super!!!;-* Bardzo się z tego cieszę! A co do mnie to nie robię tego celowo, ja po prostu nigdy nie wiem kiedy mam rozdział zakończyć!!! ;-D Nie potrafię pisać krócej, zawsze wydaje mi się, że umieściłam za mało informacji;-D Aż w końcu wychodzi na jeden rozdział po 10 stron w Wordzie i wtedy zaczyna się masakra, gdy muszę z jednego podzielić na dwa krótsze rozdziały bo inaczej nie wejdą na bloga hehe;-* „Tylko dodaj trochę więcej zdjęć do galerii…”. Z miłą chęcią, ale muszę mieć więcej wolnego czasu. Niektóre fotomontaże bardzo trudno się robi, niektóre nie. To zależy;-)

    OdpowiedzUsuń

Spis treści