- Dzwońmy znowu po… - Lilly chciała powiedzieć „po karetkę”, ale
Maykel przerwał jej słowami:
- Nie ma czasu!!! – Nakrył nieprzytomną kobietę
kołdrą i podniósł na ręce. Lara od razu zrozumiała, o co chodziło: pierwsza
wybiegła na dwór i wyprowadziła auto z garażu. Potem usiadła za kierownicą i
gdy Maykel usadowił się z Cornelią na tyle, ruszyła do pierwszego lepszego
szpitala. Okazało się, że do tego samego zabrano też przed chwilą Winstona.
- Co to się dzisiaj u was dzieje? – spytał lekarz
niedowierzająco. Lara darowała sobie z Maykelem odpowiedź i tak by nikt im nie
uwierzył. A doktor wywalił gały na wyniki badań Cornelii. – Coś takiego… - Rzekł,
wciąż się dziwiąc.
- Co się stało? Co jej dolega? – Chciał wiedzieć
Maykel.
- No właśnie to jest bardzo… Ehh, dziwne. – Doktor
włożył okulary z wrażenia. – Pierwszy przypadek tej choroby od przeszło trzydziestu
lat. Coś niesamowitego.
- Czyli? – dopytywała się Lara.
Lekarz westchnął ciężko.
- Proszę państwa, ta kobieta chora jest na dyfteryt
– oznajmił z podziwem. – To ostra choroba zakaźna, śmiertelna, jeśli nie
leczona – wyjaśniał doktor i ponownie zaglądnął w kartkę. – Oczywiście, tu pani
Cornelia jest bezpieczna, wyleczymy ją bez wątpienia, lecz trochę czasu to
zajmie. Ale to jest dziwne… – Lekarz popatrzył ponownie na dwoje osób przed
sobą. – Na tę chorobę chorowały przeważnie dzieci, słabe, wątłe i to przez
zarazki. A to jest dorosła kobieta i nie miała raczej od kogo się dyfterytem
zarazić. Rozumieją państwo coś z tego? – Lekarz rozłożył bezradnie ręce.
- Nie, to naprawdę dziwne – odparł Maykel, chociaż
wcale nie był zdziwiony. Popatrzyli na siebie z Croft. Obydwoje wiedzieli, że
klątwa, która ich dotknęła, nie wybierze sobie chociażby jakiejś grypy, tylko
szukać będzie takich chorób, aby tej osoby nie dało się łatwo wyleczyć.
Pozostało im tylko zostawić Winstona i Cornelię na pastwę lekarzy. Doktorzy już
teraz zapowiedzieli długi pobyt w szpitalu staruszka, ponieważ
stare kości nie tak łatwo będą chciały się zrastać.
Z uczuciem niepokoju, bohaterowie udali
się na zewnątrz. Ale tu także nie mieli szczęścia: na schodach Maykel zderzył
się z weterynarzem, który wczoraj uśpił Jennę. Ten nie mógł nie pamiętać twarzy
Rouglasa ani jego pięknego huskiego.
- O, dzień dobry panu. – Podał mu rękę, uśmiechając
się przyjemnie. – Jak się pan miewa? – zagadnął uprzejmie.
Maykel zawahał się. Lara zerknęła na niego nic nie
rozumiejąc.
- Tak sobie, dziękuję – odparł Maykel szczerze.
- Rozumiem. – Pokiwał głową weterynarz. – Myślał
pan o jakimś nowym zwierzątku dla córeczki? – spytał z zainteresowaniem.
- Nie, chyba nie, przepraszam spieszę się. – Czarnowłosy
zszedł ze schodów, a doktor zniknął za drzwiami budynku.
Lara chwyciła Rouglasa za rękę i zmusiła, by
stanął.
- Jakie nowe zwierzątko, Maykel? – spytała. – Co on
miał na myśli? Czy Jenna…
- No tak, Jenna nie żyje. – Przytaknął Maykel,
wzdychając. – Szkoda. Ładny i mądry pies.
Lara usiadła obok niego, na siedzeniu koło
kierowcy.
- A Amelka wie? – spytała, zapinając pas.
- Nie – odparł Maykel odpalając silnik. – Jakoś
tego nie widzę, by jej to powiedzieć. Znasz ją. Będzie płakała przez cały
dzień.
- Chcesz, to z nią porozmawiam – zaofiarowała się
Lara.
- Możesz.
Jednak Croft nie znalazła w sobie
odwagi, by powiedzieć małej o śmierci ukochanego psa. Jeśli chodziło o Amelkę,
to chociaż nikt nie powiedział jej niczego wprost, to domyśliła się wszystkiego
sama. Nikt się nie zdziwił, gdy dziecko do tej pory milczące i nieśmiałe teraz
zapadło w prawdziwą melancholię. Dziewczynka snuła się cicho po mieszkaniu, nie
przeszkadzając nikomu, a czasami roniła łzy będąc sama w pokoju. Odziedziczyła
po Maykelu zamykanie się w sobie i cierpienie w ciszy, nie otwierając się przed
nikim. I miała także inne sprawy do przemyślenia. Ostatnio bardzo często śniła
jej się piękna, czarnowłosa pani ubrana w białą suknię ślubną, która wyciągała
do niej rękę i mówiła słodkim głosem: „chodź do mnie córeczko, chodź…”. Malutka
budziła się wtedy bardzo szczęśliwa, chciała by jej radość podzielał także tata,
ale on tylko się denerwował, z niezrozumiałych dla niej przyczyn.
- Tato, niebo jest takie piękne!!! – oznajmiła mu,
gdy po raz pierwszy przyśniło jej się coś takiego.
- Skąd wiesz, kochanie? – spytał Maykel,
uśmiechając się do córeczki. Obydwoje z Larą siedzieli przy stole i jedli
śniadanie.
- Bo śniła mi się mama!!! – dziewczynka miała ogniste
rumieńce na twarzy, a jej oczy błyszczały jak dwie gwiazdy. – Miała czarne
włosy a ubrana była w białą suknię ślubną i welon!!! – oznajmiła.
Na dźwięk tych słów Maykel zbladł na twarzy i wypuścił
kubek z ręki, który rozbił się na płytkach w drobny mak. Potem wstał i wyszedł
z kuchni.
- Co się stało? – Amelka stanęła bezradnie. Jej
zapał odrobinę przygasł. Lara natychmiast wzięła dziecko w ramiona i posadziła
na swoich kolanach.
- Nic maleńka, ale nie wspominaj więcej przy
tatusiu o swojej mamie,
dobrze? Przecież wcale jej nie znałaś, a teraz ja jestem twoją mamusią. – Lara
pocałowała Amelkę w czoło. - Chcesz abym nią była, prawda? – Zadała pytanie
retoryczne, bo spodziewała się natychmiastowej odpowiedzi „tak”.
Jakże się zdziwiła, gdy dziewczynka nie
odpowiedziała. Zsunęła się z jej kolan i podobnie jak Maykel, cicho opuściła
kuchnię. Lara nie pierwszy raz doświadczyła uczucia żalu, ale Amelka po raz
pierwszy odrzuciła jej miłość… Croft teraz stwierdziła z przestrachem, że im
bardziej Amelka będzie dorastać, tym głębiej może wnikać w historię swej
prawdziwej matki, a ją odrzucać. Nie chciała, by tak było, kochała te dziecko
jak swoje własne. Dlatego zabolało ją serce na samą myśl o tym, że dziecko
tęsknić zacznie do Julki, swojej zmarłej matki. Lara stała się odrobinę
zazdrosna o tę nieżyjącą kobietę, nie wiedziała, że sprawy posuną się aż tak
daleko.
- Wszystkiemu winna jest ta pieprzona klątwa –
stwierdziła, przypominając sobie wszystkie te zajścia. Natychmiast z Maykelem usiedli
przed laptopem, by poszukiwać informacji dotyczących Mitu o Xianie. Po dwóch
godzinach, udało się znaleźć dość istotne informacje:
- Mit rozerwano na dwie części i obie jego połowy
rozrzucono na świat… Do dzisiaj nikt nie wie, gdzie tak naprawdę znajdują się
antyczne zapiski klątwy zawartej w owym Micie. – Przeczytał Maykel na głos.
Spojrzał na Larę – Czyli, co wiemy? – zagadnął.
- Wiemy, że Mit jest w dwóch częściach. – Zinterpretowała
Croft, dobra w te klocki. – Nie wiemy, gdzie je znaleźć. – Podsumowała.
Minęły kolejne godziny. Była późna noc, gdy Lara
usnęła przed laptopem z głową w ramionach, a Maykel siedział tuż obok niej, wytrwale szukając informacji. I wtedy Zip,
którego również zagoniono do pracy, wszedł do ich pokoju.
- Znalazłem coś istotnego. – Pochwalił się.
- Tak? – Maykel ziewnął na głos. – To dawaj –
zachęcił.
- Posłuchaj… - Zip przysunął kartkę z wydrukiem
przed swoje oczy. – Ostatni raz część Mitu o starożytnym sztylecie Xianie
widziano w rękach Edgara Starra, lecz nikt nie wie, czy rzeczywiście jest to
prawda. Było to dawno, więc nie zawsze fakty mogą zgadzać się z rzeczywistością.
– Zip podniósł oczy na Rouglasa, ale ten w przeciągu światła wyrwał mu wydruk z
dłoni sam zagłębiając się w jego treść.
- Laro… – Po chwili, niezbyt delikatnie zatrząsł
jej ramionami.
- Co? – mruknęła Lara z trudem otwierając oczy. –
Daj spokój na dzisiaj Maykel, jutro coś znajdziemy… - Ziewnęła i przekręciła
się na bok, wygodniej lokując do snu przed
komputerem.
- Nie kochanie, spójrz na to, Zip już znalazł to,
czego szukaliśmy. – Maykel podstawił kobiecie kartkę przed nos. Po przeczytaniu
informacji na niej zawartej, Lara rozbudziła się od razu.
- Trzeba teraz tylko odszukać tego faceta! –
wpisała w Internecie imię i nazwisko osoby, która rzekomo miała w swoich rękach
kawałek Mitu. – Jest, są jego dane!!!- krzyknęła Croft i cała trójka zabrała
się do czytania – Znany przestępca,
morderca, złodziej, kryminalista… - odczytała Lara wyrazy opisujące Edgara
Starra i miny wszystkim zrzedły.
- Czy to… - Rouglas wskazał na zdjęcie obok opisu
postaci Starra. – Czy to on? – Prawie jęknął.
- Tak – odparła Lara i obydwoje teraz zapatrzyli
się na zdjęcie uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny w średnim wieku, który
miał długie, siwe włosy zaplecione w warkoczyki i przepasane opaską w kwiatki, siwą
brodę, szelmowsko rozbiegane oczy i mnóstwo kolczyków. Był w obcisłym
podkoszulku, spod którego wystawały niekończące się tatuaże na całym ciele.
- Ehm, to jakiś hippis – zauważył Maykel, wciąż
patrząc na zdjęcie tego najwyraźniej zadowolonego z życia mężczyzny.
Lara wstała z łóżka stanowczo.
- Hippis czy nie, musimy się do niego wybrać –
zdecydowała. – Ten Mit jest dla nas ważny.
- Oczywiście – zgodził się Maykel bez protestów. –
Czyli dokąd się wybieramy? – Przechylił się, odczytując adres Starra. –
Kochanie, to niedaleko od nas – stwierdził. – Mamy szczęście.
- Świetnie – skwitowała Lara i ruszyła do drzwi. –
Więc zbieraj się, chcę abyśmy wyruszyli jutro rano.
- Nie będzie problemu – zgodził się Maykel i
również wyszedł. Obydwoje zaczęli się już szykować do wyjazdu.
A Zip westchnął ciężko.
- A gdzie „dziękuję”?! – wrzasnął tylko i wybiegł
kłócić się z Larą za jej brak poszanowania w stosunku do jego osoby.
Nazajutrz Maykel wysiadł ze swojego
auta i krytycznie spojrzał na dom przed sobą.
– To chyba tu – oznajmił, niezbyt zadowolony. Dom
przypominał ruderę, a naokoło panował taki rozpirdziel, jakich mało.
- Tak – odparła Lara. – Możemy iść – oświadczyła i
z taką samą miną, co Maykel, ruszyła przed siebie.
Zapukali do drzwi, które na oko
wystarczyło tylko popchnąć, by się rozleciały. Ku ich zaskoczeniu, otworzyła je
młodziutka, zgrabna blondyneczka w dwóch koczkach nad uszami. Mogła mieć
najwyżej 16 lat. Miała na sobie krótką czarną sukienkę z dużym dekoltem i
białym fartuszkiem, a w ręku trzymała szczotkę do zmiatania kurzu.
- Słucham? – rzekła, robiąc balona z gumy do żucia
i opierając się luzacko plecami o futrynę.
- Czy to mieszkanie państwa Starrów? – spytał
Maykel.
- Tak – odparła dziewczyna i zachichotała zalotnie,
trzepocząc rzęsami jak jakaś głupawa panienka z głupkowatego serialu.
- Chcielibyśmy porozmawiać z panem Edgarem –
wyjaśniła Lara lodowato, dając do zrozumienia małolacie, aby nie podniecała się
za dużo jej Maykelem.
- To proszę wejść! – zaświergotała blondyneczka,
nie biorąc sobie tonu Lary do serca i wciąż mrugając oczkami do Maykela. Croft
więc posłusznie przestąpiła z Maykelem próg domu. W środku nie było wcale
lepiej, jakieś butelki, połamane krzesła. Melina jak się patrzył. Aż dziwne, że
w tej spelunie pracowała służąca.
- Proszę się rozgościć. – Służąca wskazała na
pokój, który chyba miał być salonem. – A ja tylko podleję kwiatka i zawołam tu
pana Edgara – oznajmiła i w krótkiej, rozłożystej sukience pochyliła się tyłem
do nich. Maykel wodził oczami po ścianach, z których odlatywał tynk, ale
wkrótce jego wzrok padł na ciekawszy widok: przed nim pochylała się młodziutka
służąca demonstrując swoje pośladki w pełnej krasie razem z czerwonymi
stringami. Maykel otworzył usta, bynajmniej nie z wrażenia, tylko z zaskoczenia,
jaka patologia musiała panować w tej chacie. A siedząca obok niego Lara
wzrokiem dała mu do zrozumienia, że myślała widocznie o tym samym.
TRZASK!!!
Z pokoju obok, omal nie rozwalając
drzwi, wyleciała jakaś starucha wyglądem przypominająca czarownicę z bajek.
Wpadła jak burza do salonu:
- A co tu się wyrabia?!! Co to za ludzie?!! – wrzasnęła.
- Spokojnie – odpowiedziała jej rozpustna
nastolatka, która robiła tu za służącą. – To są goście pana Edgara.
- Goście?!! He, He, He!!! – Starucha zarechotała
złośliwie. – A od kiedy to Edgar miewa gości?!! – Chciała wiedzieć.
- Ci przyszli do niego. – Spokojnie odpowiedziała
blondynka.
Starucha jakby tego nie słyszała i nagle zrobiła
wielkie oczy:
- Toż to pewnie złodzieje!!! – wrzasnęła. – Ta
franca złodziei tu wpuściła!!! Mocna cholera!!! Policja!!! Policja!!! Dzwonię
na policję!!! – oznajmiła całemu domowi.
- Niech się pani uspokoi – powiedział Maykel takim
tonem, że chyba nikt by mu się nie oparł. – A jeżeli koniecznie chce tu pani
policji, to nawet nie trzeba po nikogo dzwonić. Jestem do usług.
- Hi, hi, hi, tak? – Zachichotała nastolatka,
widocznie inaczej interpretując słowa Maykela, że jest do usług. Ale Maykel
zignorował jej zboczone skojarzenie.
- Jakiego?!! – Nie dosłyszała starucha i zbliżyła
się do mężczyzny.
- Nie jakiego, mówię, że policji tu wzywać nie
trzeba, bo ja tu wystarczająco reprezentuję służbę państwową – wyjaśnił Maykel,
wciąż spokojny.
Oczy starej kobiety zawirowały w kółko.
- Baju, baju, w dzikim gaju!!! – Podsumowała go. –
A ja jestem niedźwiedziem i też mi pan na słowo uwierz!!!
- Będę musiał – westchnął Maykel, ale spoważniał na
twarzy. – Teraz już na serio – rzekł i wyciągnął identyfikator z wyraźnym
napisem FBI na środku. – Gdzie jest Edgar Starr? – Zażądał odpowiedzi.
Starucha widząc, że to już nie były przelewki,
zrobiła nadąsaną minę.
- W kościele na mszy świętej – odparła.
- Proszę nie dowcipkować. – Lara w ogóle się nie
ubawiła.
- Kiedy naprawdę! – wtrąciła się małolatka. – Teraz
sobie przypominam, że pan Edgar naprawdę wyszedł na popołudniową mszę.
Starucha, ignorowana, podreptała na dół po schodach.
- W którym kościele jest ta msza? – zapytała więc
Lara.
- Tu jest tylko jeden – odpowiedziała jej służąca i
mniej więcej wyjaśniła położenie świątyni.
- Dzięki – burknął Maykel i skierowali się z Larą
do wyjścia.
- A dokąd to?!! – Przed nimi stanęła starucha z
tacą w rękach.
- Dziękujemy za gościnę, ale już musimy iść –
wytłumaczyła Lara.
Starucha zawyła z wściekłości:
- Nigdzie nie pójdziecie, dopóki nie wypijecie
herbaty!!!
- Naprawdę musimy już iść – upierała się Lara.
- Nie!!! Wypijecie herbatę, którą przyniosłam!!! –
Starucha wskazała na tacę pełną filiżanek.
- Dziękujemy, ale już idziemy – odparł Rouglas
zdecydowanie.
Starucha wbiła w niego rozwścieczone spojrzenie,
potem wzięła rozmach i
z całej siły cisnęła w Maykela tacą z gorącymi napojami. Gorące herbaty wylały
się na piękną, białą koszulę mężczyzny, nie szczędząc przy okazji Lary, która
stała tuż obok niego. Szkło pobiło się na podłodze.
- Udławcie się!!! – Starucha parsknęła demonicznym
śmiechem i poszła sobie, pozostawiając mokrych od herbaty, wściekłych i przede
wszystkim zaskoczonych gości w przedpokoju.
Będąc już obok auta, obydwoje klęli
równo, bo mało kto ostatnio tak mocno wyprowadził ich z równowagi.
- Jasna cholera, co to za wiocha pomyleńców! –
Maykel zdjął mokrą koszulę i położył ją na masce auta do wyschnięcia. Na
szczęście był upalny dzień, lato dopisywało tego roku.
- Słuchaj – zaczęła Lara, która oberwała herbatą
mniej. – Musimy pójść do tego kościoła i chociaż zobaczyć tego faceta. Musimy
wiedzieć, z kim mamy do czynienia, bo po mszy może już nam się w tłoku zgubić.
- Wiem – odparł Maykel, ale i jemu nie podobała się
propozycja z tym kościołem. Ale innego wyjścia nie było.
Mężczyzna cicho zaparkował przed
świątynią, wysiedli i weszli do środka. Kościół nie był zbyt duży, ludzie
porozsiadali się już do ławek. Lara z Maykelem jako jedyni stanęli na tyle,
stając się obiektem do patrzenia innych.
- Usiądźmy, za dużo rzucamy się w oczy – szepnął
Maykel do swojej narzeczonej. Ta zgodziła się i cicho zajęli miejsca w ławce w
środkowym rzędzie. I tak ciekawscy ludzie oglądnęli się do nich, bo ktoś kto
spóźnia się na msze, zawsze wywołuje sensację.
Obydwoje usiłowali skupić się chociaż
odrobinę na kazaniu, ale było to trudne w ich przypadku. Maykel rozsiadł się
wygodnie krzyżując ramiona na piersiach, a Lara z nogą na nogę. Rouglas co
chwilę spoglądał na zegarek, a Croft nie mogła doczekać się końca kazania.
Zrobiło się nudno. I nagle…
- Jasna cholera – szepnął Maykel, patrząc przed
siebie. Siedząca obok niego kobieta zmierzyła go przerażonym wzrokiem i mocniej
ścisnęła różaniec.
- Jest pan w kościele – upomniała.
- Co pani nie powie? – odszepnął jej Maykel, zajęty
czym innym. – Laro, patrz na to. – Wskazał Larze widok przed sobą i zaczął się
śmiać. Lara tak samo. Siedzący po drugiej stronie mężczyzna musiał być Edgarem
Starrem. Był w jakiejś wyświechtanej katanie, podziurawionych spodniach, z szopą siwych włosów zaplątanych w
warkoczyki i
przewiązanych przepaską w kwiatki. Miał błogą minę, jakby się naćpał.
- To żeśmy trafili. – Pokręciła głową Lara.
Minęło w ciszy jakieś trzy minuty.
- O czym on pierdzieli? – spytał Maykel Lary, mając
księdza na myśli.
- A cholera jego wie. – Lara wzruszyła ramionami. –
Coś tam pieprzy o niczym. A widziałeś te witraże?
- Które?
- No te na górze. – I obydwoje zadarli głowy do
góry. Lara rozpoczęła wykład o starożytnym znaczeniu witraży, o ich
powstawaniu, ogółem wychwalała się swoją archeologiczną wiedzą przed Maykelem,
który wolał już słuchać jej niż kazania.
- Czy pani gorzej tu na tyle?! – Jakiś mężczyzna z
przodu się odwrócił i dał ochrzan Larze.
- O co panu chodzi? – Lara wytrzeszczyła na niego
oczy. – Tam jest ołtarz. – Wskazała ręką
na przód.
- Bardzo dobrze widzę! Ale pani tak nadaje tu z
tyłu, że wikarego nie słyszę!
- To niech sobie pan proboszcza posłucha! –
doradziła Lara bezczelnie.
- Jezu, co za ludzie! – Mężczyzna z powrotem się
odwrócił.
Lara prychnęła oburzona i skrzyżowała ręce na
piersiach.
- Tym ludziom potrzebny jest psychiatra, a nie
ksiądz – powiedziała.
- No, nienormalni jacyś – zgodził się Maykel. –
Cały czas mówiłem, że to całe osiedle to albo kółko różańcowe albo zgraja
pomyleńców.
Sąsiadka z ławki (ta z różańcem), popatrzyła na
Maykela oburzona:
- Tak panu tu wesoło? – Docięła.
- Bardzo – odparł Maykel.
W tym momencie rozpoczęła się komunia, więc narobił
się szum, ludzie zaczęli przeciskać się przez wszystkich nogi do ołtarza.
- Ty patrz! – Lara uścisnęła Maykela rękę i
wybuchnęła śmiechem. Edgar Starr znany kryminalista, błogo się uśmiechając,
jako pierwszy podążył przyjąć komunię.
- Co? Nieee… Tego już za wiele! – Maykel też się
roześmiał. – Morderca idzie do komunii, jasny gwint!
- Panie, nie wrzeszcz mi pan bzdur pod nosem!!! –
wrzasnęła już naprawdę wściekła pani obok Maykela.
- No nie mogę, co za wścibska kobieta! Wszystko
podsłuchuje!– Maykel szturchnął w łokieć Larę.
- Wścibska?! – zaperzyła się kobietka z różańcem. –
To pan tu przeklinasz i wrzeszczysz!
- Chyba nie do pani!
- No i co, że nie do mnie?! To jest Dom Boży!!!
- A tam… – Maykel wskazał ręką na Edgara. – A tam
jest morderca, który bezczelnie idzie sobie przyjąć komunię!
- Taaak? – Kobieta wytrzeszczyła oczy na mężczyznę
z warkoczykami. – E,
niech się pan nie martwi, on już przestał zabijać, już bodajże z rok! – To
wyjaśniając, świętoszka poleciała ustawić się do kolejki przed ołtarz.
- To może i ty byś poszła do komunii, skoro tu jak
się z rok nie zabija, to już wolno? – zaproponował Maykel Larze, uśmiechając
się kpiąco.
- Jasne, już pędzę – burknęła Croft.
- No, ale tak na serio. – Maykel wziął głęboki
wdech. – Oprócz tego powiedzmy zabijania, to ty masz jakieś grzechy? – Chciał
wiedzieć.
- No, a nie mam? – Lara spojrzała na niego spod
swoich długich, ciemnych rzęs.
- A masz?
- A mam. Dziwne?
- Jakie? – Maykel nie miał zamiaru odpuścić. –
Kłamię do swojego narzeczonego, pyskuję, oszukuję go… Coś jeszcze?
- A chociażby ten. – Lara odrzuciła włosy do tyłu.
– Że śpię z tobą bez ślubu.
Mężczyzna podniósł oczy do góry, zastanawiając się
nad tym, co usłyszał.
- To to jest grzech? – spytał w końcu.
- No, a nie jest? – odpowiedziała pytaniem Lara.
- A jest?
- A nie jest?
- Nie wiem. – odparł wiec Maykel, pasrkając
śmiechem. – Możliwe, że rzeczywiście jest.
- Oczywiście, że jest! – odpowiedziała mu wścibska kobietka
z różańcem, która już wróciła
z komunii. – Bo to się nie godzi, by kobieta spała z facetem przed ślubem.
- Ale ja się pytam dlaczego? – Maykel uparcie dążył
do celu.
- Bo tak jest w Biblii napisane – wyjaśniła
kobieta.
- W Biblii proszę pani, to jest napisane, że każdy
z każdym spał, jak popadło. Matka z synem, córka z ojcem… Chyba, że mamy inne
Biblie! – wtrącił się jakiś mężczyzna z sąsiedniej ławki i rozpoczęła się
ożywiona dyskusja, wyłączając Larę i Maykela, którzy tylko siedzieli i
patrzyli.
- Jasna cholera! Nie odmówiłam pacierza wracając z
komunii! – Przypomniała sobie świętoszka obok nich i padła na klęczki.
- Mam nadzieję, że się dogadamy z tym Starrem –
powiedziała nagle Lara.
- Ja też mam taką nadzieję, chociaż ten gość wcale
nie wygląda na takiego, który by zbierał jakieś starożytne artefakty, a ta jego
rodzinka…
- Czy panu gorzej tu na tyle?!! – Odwrócił się
mężczyzna z przodu i dał opieprz Maykelowi.
- O co panu chodzi? – spytał Maykel.
- Tak pan nadajesz tu z tyłu, że proboszcza nie
słyszę!
- A niedawno pan wikarego nie słyszał! – Wychyliła
się Lara. – Pan chyba na siłę szuka zaczepki!
- A, to pani! He, He! – Mężczyzna rozpoznał Larę. –
Wy wszyscy z tej ławki chyba tacy sami! Zero szacunku!
- O co panu biega? Niech się pan odczepi. – Lara
założyła nogę na nogę.
- Boziu, co za słownictwo!
- Tam jest ołtarz. – Croft wskazała na przód.
- To proszę przestać gadać!
- Chcesz pan w mordę? – spytał swobodnie Maykel.
- Jezu, co za ludzie. – Mężczyzna odwrócił się na
swoje miejsce.
- Niech się pan lepiej nie rzuca – powiedział
jeszcze Maykel na dokładkę,
ale facet z przodu albo udał, że nie słyszy, albo rzeczywiście nie usłyszał.
Na szczęście msza wkrótce dobiegła
końca. Lara z Maykelem wyszli na zewnątrz, podążając w ślad za mężczyzną o
nazwisku Starr. Roześmiany hippis stał teraz koło jakiegoś drzewa i żywo
rozmawiał z jakimś swoim koleżką. Croft z Maykelem podeszli do niego i stanęli
obok.
- Dzień dobry – przywitała się grzecznie Lara.
- Bardzo dobry, paniusiu!!! – odwrzasnął jej Edgar
Starr, obejmując ją całym swoim ramieniem, jakby znał ją od lat. – Jak taka
paniuśka mówi mi dzień doberek, to aż mi się chce żyć!!!
- Tak, tak. – Lara wyrwała się spod ciężkiego
ramienia mężczyzny.
- Ależ ty masz zgrabne nóżki!!! – Mówiąc to, hippis
klepnął Larę w tyłek. - To może pójdziemy teraz do mnie, co laleczko?!! Mam
wolną chatę!!! – Wymachiwał rękami.
Trudno sobie wyobrazić oburzoną minę Lary, którą aż
świerzbiły ręce, by trzasnąć w pysk temu prostakowi.
- Proszę się opanować – prychnęła rozdrażniona i
usunęła się spoza zasięgu jego rąk. Na pomoc wkroczył Maykel.
- Chyba nie taką całkiem wolną chatę – zauważył. –
Urocza służąca – dodał z sarkazmem, pamiętając widok jej czerwonych stringów,
gdy ta pochylała się, by podlać kwiatka.
- Słuchaj, gościu!!! – Edgar agresywnie złapał
Maykela za przód koszuli. – Susie to moja cizia, jaśniutkie?!!!
- Dobra, dobra, przecież nic do niej nie mam, nie?
Po co te nerwy? – Maykel wyswobodził się z uścisku.
- No! – Kryminalista poprawił na sobie podkoszulek.
– To zmienia postać rzeczy.
- To chcielibyśmy porozmawiać – wyjaśnił Rouglas,
przejmując gadkę za swój obowiązek, bo Lara aż zarumieniona z nerwów stała obok niego, wciąż
nadąsana za chamskie zachowanie tego ćpuna.
- A co? Jakiś powód? – zaczął stawiać się hippis i
napiął mięśnie.
Maykel roześmiał się.
- Panie Starr, spokojnie – powiedział. – To będzie
luźna rozmowa, po co te nerwy? – Powtórzył pytanie.
- No, jak luźna, to będę spokojny – zgodził się
Edgar.
- Więc… – Maykel wziął głęboki wdech. – My w
sprawie Mitu o Xianie, rzekomo
pan go miał… Bynajmniej tak słyszeliśmy.
- Dobrze słyszeliście!!! – Ucieszył się hippis. –
Miałem go!!!
- Miałem? – powtórzyła Lara niepewnie. – To już go
pan nie ma?
Edgar roześmiał się donośnie.
- Nic za darmo, kwiatuszku. – Cmoknął do niej w
powietrzu. – Nic za darmo.
- Jasne, wiadomo – zgodził się Maykel. – To czego
pan potrzebuje? Kasa, samochód, może coś innego?
- Brachu!!! – Hippis rzucił się do Maykela i
ucałował go serdecznie w oba policzki. – Brachu mój, z nieba mi spadłeś!!! U
mnie krucho z gotóweczką!!!
- Nie będzie problemu – jęknął Rouglas i wyciągnął
kasę z portfela. Bez pytania wręczył hippisowi sporą sumkę.
- Toście dobrzy ludzie!!! – Edgar chciwie schował
pieniądze do kieszeni. – Ale mam jeszcze drugi interes… Tak korzystam z okazji
he, he, he, he!!!
- O co chodzi? – spytała Lara.
- Otóż… Moja żonka Nancy siedzi w psychiatryku! –
oznajmił radośnie, jakby to był powód do dumy. – Znaczy się nieee… Albo tak,
siedzi, ale już wyszła i od trzech dni nie ma jej kto odebrać. No wiecie, mili
moi, ja bym mógł, ale zabrali mi prawko za jazdę po pijaku… – Westchnął ciężko
i podniósł oczy na Maykela i Larę. – Jak odbierzecie moją Nancy z psychiatryka i
odwieziecie mi ją do domu, to przypomnę sobie, gdzie jest Mit.
Zaległa cisza, bohaterowie rozważali w głowie ten
warunek.
- Obiecuje pan? – spytał Maykel nieufnie.
- Klnę się na wszystko. – Hippis położył rękę na
sercu.
- W takim razie zgoda – powiedziała Lara jako
pierwsza.
- Zgoda – powtórzył po niej Maykel.
- No patrzcie, jak my się dogadali!!! Z was to
porządne ludzie!!! – Edgar objął ramieniem każdego z osobna. – Tylko uważajcie…
– Przyciszył głos. – Doktor psychiatra to niezły świr! – ostrzegł.
Maykel pohamował kąśliwą uwagę, że
chyba żonka tego hippisa musiała być większym świrem, skoro się u tego rzekomego
świra-doktora leczyła. Nie chciał zadymy z tym bandziorem. Razem z Larą
uwolnili się z jego serdecznych objęć i ruszyli do auta.
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 16.10.2010 o 11:57
Ech! Wchodzę dzis, żeby przeczytać 4 rozdział patrzę, a tu piąty! Muszę jutro nadrobić to co straciłam… Ale kurczę… Ten pierścionek wg mnie to raczej klątwa nie jest. Ja myślę, że to Kurtis albo ktoś. Podejrzane mi się to wydaje! :) Zapraszam do siebie, właśnie dodaję nowy rozdział.
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 17.10.2010 o 10:20
Tak się zastanawiam dalej nad tym pierścionkiem. A może jednak to klątwa? Ale Cornelia i Winston… Nie coś tu nie pasuje, ja myślę że to jeast jak z Jenną. Biedny pies… Ja sama mam spaniela i nie chciałabym, żeby umarł. Może uda mi się dziś przeczytać ten rozdział… A co do mojego bloga… Lily ma 14 lat. Zresztą ciekawe od czego przychodzą ci takie po,mysły do głowy… :) Ja biorę je z gry. Napewno grałaś lub przynajmniej oglądałaś TR AOD. To moja naj część :> Zaraz po niej jest UW (jak ktoś woli U) które też jest super. Oż ty! Ale się rozpisałam! A ten naszyjnik to sama sobie dopisz historię, jeżeli oglądałaś Ucznia Czarnoksiężnika i skojarzysz Balthazara. Ja już na tym byłam 2 razy! Jestem kinomaniakiem! Na shreku byłam 3 razy. Może jeszcze pójdę 4 bo koleżanka tego jeszcze nie oglądała… :) No to papa! PS. Mam dziś birthday!
Pati-Ann
OdpowiedzUsuńWysłany 17.10.2010 o 12:36 | W odpowiedzi na ~UlaCroft.
Dziękuję za tak wspaniały i długi komentarz, aż miło się go czytało Ula;-* Teraz Ci odpowiem na parę kwestii, które w nim zawarłaś i pozwól, że będę cytować Twoje słowa, aby o niczym nie zapomnieć;-) Aha, chciałam odpowiedzieć u Ciebie na blogu, ale niestety coś się zawiesza i pisze, że są 2 komentarze a wyświetla się i tak tylko jeden;-( Więc gdyby tam nie doszło, odpowiem tu:
"Zresztą ciekawe od czego przychodzą ci takie po,mysły do głowy… :) Ja biorę je z gry. Napewno grałaś lub przynajmniej oglądałaś TR AOD. To moja naj część :> Zaraz po niej jest UW (jak ktoś woli U) które też jest super.”
Więc po kolei: Oczywiście, grałam w TR AOD i też strasznie mi się ta część podobała;-* No i oczywiscie zauważyłam, że bierzesz pomysły z tej gry, chociażby sama obecność Kurtisa już o tym świadczy;-* Co do TRU to niestety nie grałam i bardzo żałuję, bo każdy co w nią grał to mówi, że naprawdę jest świetna;-)
„Zresztą ciekawe od czego przychodzą ci takie po,mysły do głowy… :) ”
Hehehe uwierzysz mi, jak Ci powiem, że naprawdę dosłownie biorę je z głowy?;-* Niczym się nie wzoruję, sama wymyślam co będzie dalej;p Inaczej trochę było w 1 części, gdzie sugerowałam się odrobinę TR II, ale naprawdę zaczerpnęłam z tej gry tylko pomysł ze sztyletem Xianem, który Lara odnalazła;-* Może jak kiedyś przeczytasz 1 część to będziesz wiedzieć, o co chodziło;-*
„A ten naszyjnik to sama sobie dopisz historię, jeżeli oglądałaś Ucznia Czarnoksiężnika i skojarzysz Balthazara.”
No niestety nie oglądałam tego filmu, chociaż chciałam ale nie było kiedy wybrać się do kina;-) Jeszcze nic straconego, zawsze można skombinować sobie od kogoś na płytce;-) Także więc na razie nie wiem co będzie z tym naszyjnikiem ale to nawet fajnie, bo każdy Twój kolejny rozdział będzie dla mnie miłą nowością;-*
„PS:Mam dziś birthday!”
W takim razie życzę Ci mnóstwo szczęścia, zdrówka, samych szóstek w szkole, spełnienia marzeń no i oczywiście mnóstwo pomysłów i dobrej weny do pisania swojego bloga! Sto lat! ;-***
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 17.10.2010 o 14:19 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
Dzięki. Wiesz… Jak nie masz TRU to możesz kupić w empiku edycję kolekconerską wszystkie części gry. Właśnie przeczytała 5 rozdział i twój komentarz. Nie patrzyłam jeszcze na mojego bloga. Za życzenia dziękuję. Ten sztylet z II to Xiana był? Uh! Fajnie wiedzieć! A zawsze się zastanawiałam. Nie lubię czytać w necie, wolę grać dlatego mam spore luki w tr. Ale zagłębię się jeszcze w lekturę aod. Żeby mieć nowe pomysły.
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 17.10.2010 o 16:36
Tak! Narracja pierwsza klasa, od razu czyta się przyjemniej i się tak nie miesza. Nawet sie nie skapniesz, kiedy Ci to pisanie w jednym czasie wejdzie w krew.Nie byłabym sobą gdybym nie udzieliła kolejnej, ale jakże przydatnej rady:W dialogach zdania kończymy kropkami, wykrzyknikami itp, chodzi o to żeby nie zostawiać ich takich niedokończonych xD No mniejsza, teraz skomentuję fabułę, bo ona wciągnęła mnie w to opowiadanie niczym rekin w odmęty oceanu :D (O.o jakie porównanie)Najbardziej rozwaliła mnie rozmowa w Kościele, to ciągłe upominanie i ochrzanianie typu „tam jest ołtarz, tam sie patrz, wikarego nie słyszę! to niech se pan posłucha proboszcza” xDD mistrzostwo. A i tak dalej mam problem z wyobrażeniem sobie Lary w kościele, nigdy nie wiedziałam, że może ta kobieta być wierząca praktykująca xDCały rozdział fantastyczny, masz niesamowitą lekkość pisania, łatwo się czyta, przyjemnie spędza się przy tych rozdziałach niedzielny czas. Tak, zabij mnie, miałam przeczytać to wczoraj. :) )Ani się nie obejrzysz, a zaraz będzie setka komentarzy ^^ Łii <3 mój równo 90!
Pati-Ann
OdpowiedzUsuńWysłany 17.10.2010 o 17:33 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
Dziękuję Ci kochanie za takie miłe słowa;-* Tak się cieszę, że naprawdę uważasz, że fabuła jest ciekawa;-*** No aż się chce po prostu dalej pisać po takim komentarzu;-* Co do Twojej kolejnej dobrej rady: DZIEWCZYNO DZIĘKUJĘ!!! Z NIEBA MI SPADŁAŚ!!! cały czas odkąd piszę, nie tylko to opo ale także jakieś inne teksty jak miałam, to zawsze się zastanawiałam jak się zakończa dialogi, czy stawia się kropkę na końcu w zdaniu twierdzącym, czy też zostawia puste miejsce, by dodać myślnik. Teraz wiem, że muszę jednak postawić tą kropkę przed myślnikiem..;-) Tylko niepokoi mnie teraz jedna rzecz…wzięłam przed chwilą do rąk pierwszą lepszą książkę, patrzę…a tam jest napisane tak jak ja do tej pory pisałam: bez kropek na zakończenie zdania w dialogu…To o co chodzi?;-* Kiedy powinnam wstawić tę kropkę a kiedy zostawić puste miejsce?;-( Już teraz zgłupiałam…Pewnie to trochę dużo tłumaczenia będzie, więc jak nie chcesz tu to wiesz gdzie mnie poszukac na gadu;-* Naprawdę chętnie przyjmę Twoje dobre rady, bo zawsze mi one wychodzą na dobre. Co do porównania do rekina w odmętach oceanu to woow niezły tekst hehe muszę zapamiętać i się kiedyś nim posłużyć;-** Jeszcze raz dziękuję;-**
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 17.10.2010 o 21:48 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
Mnie zawsze uczono, że zdań nie powinno się zostawiać samych sobie. Po za tym znaki interpunkcyjne takie jak kropki, wielokropki, wykrzykniki odpowiadają za klimat wypowiedzi. Np „- Ona… – Zaczęła tłumaczyć Aga. – … Popełniła samobójstwo!” brzmi o wiele ciekawiej niż forma:”- Ona – Zaczęła tłumaczyć Aga – popełniła samobójstwo”Otworzyłam jednak książkę Cobena „W Głębi Lasu” i każdy dialog miał zakończenie. Natomiast otworzyłam Joe Alexa „Śmierć mówi w moim imieniu” i dialogi były raz zakańczane kropkami, raz nie. Sądzę że to zależy od samego pisarza, ewentualnie tłumacza i może nawet wydawnictwa, ja osobiście jednak zakańczam dialogi, gdyż nawet jeżeli nie jest błędne pozostawianie ich pustych, to zakończenie w postaci kropki wygląda o wiele bardziej estetycznie i po prostu – ładniej. nie jest też błędem pisanie małych liter po myślnikach, ja jednak stosuje ten zabieg, gdyż to samo – wygląda estetyczniej i ładniej. Np dużo osób pisze tak:”- Ona… – zaczęła tłumaczyć Aga – …popełniła samobójstwo”a ja piszę tak:”- Ona… – Zaczęła tłumaczyć Aga. – …Popełniła samobójstwo.”chodzi mi o stosowanie wielkich liter po kropkach, wielokropkach, wykrzyknikach czy pytajnikach. Ja tak robię, gdyż to wygląda bardziej profesjonalnie, chociaż pewnie błędem też nie jest.
Pati-Ann
OdpowiedzUsuńWysłany 18.10.2010 o 18:44 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
Aha to teraz rozumiem już wszystko;-* Jednak skoro to nie są błędy aż tak ważne to nie będę się za dużo przejmować;-* Jak mi się przypomni to zawsze poprawię, jednak jeśli nie to nie będę robić z tego żadnej paniki;-* Dzięki Ci raz jeszcze;-*
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 18.10.2010 o 20:09
Zastanawiałam się nad sondą. Kogo ja tu najbardziej polubiłam? Hmmm… Na początku drugiej części chciałam dać że Lilly, ale chyba jednak Maykela. WIesz, jak przeczytałam pierwszy rozdział trzymałam stronę Kurtisa, ale potem wyszło, że to psychopata no i wiesz… :) Sprawdź głosy (oddałam już 2!) bo nie wiem ile można.
Pati-Ann
OdpowiedzUsuńWysłany 19.10.2010 o 15:14 | W odpowiedzi na ~UlaCroft.
A to jest właśnie dziwne zjawisko Ula, bo byłam pewna, że oddać można tylko jeden głos…no trudno, w takim razie chyba wolno głosować w nieskończoność;-* I tak dużo już mogę wywnioskować z tej ankiety na 7 głosujących aż 3 polubiło najwięcej Maykela i to on zdecydowanie góruje nad pozostałymi postaciami;-) Przebił nawet Larę!!! (jak na razie) ;-)