Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 25 - "Lilly, gdzie jesteś?"

Kurtis nie został pozostawiony sam sobie po wylądowaniu w Tajlandii. Gdy tylko wyszedł z samolotu, zjawa w białej sukni znów się ukazała w niedalekiej odległości od niego. Bez głębszego zastanowienia, szybkim krokiem ruszył za duchem.
Posłusznie omijał ulice, by znaleźć się nagle w samym środku dżungli, koło drewnianej chatki nad strumykiem. Już wtedy poczuł, że stało się coś złego. Srebrnooka zniknęła, a on pospiesznie wbiegł do małego domku, omal nie rozwalając sobą drzwi.
Widok, jaki mu się ukazał, sprawił, że mimowolnie ugięły się pod nim kolana. Na niewielkim łóżku leżała postać owinięta w jakieś białe prześcieradła, niczym mumia. Jej chrapliwy, świszczący oddech słychać było na całe pomieszczenie.
Mężczyzna w sekundzie znalazł się obok łóżka. Nie od razu ją rozpoznał. Dopiero po chwili stwierdził, że zapuchnięta, mająca problemy z oddychaniem postać, była Larą.
Jej cała twarz, ramiona i pozostałe części ciała były pokryte czerwonymi cętkami, niczym przy jakiejś ospie. Kurtis jednym, pewnym siebie ruchem zerwał z kobiety jedno z prześcieradeł. Prawa łydka Lary przypominała napompowany balon, tak bardzo spuchła. Nie dało się nie dostrzeć dwóch malutkich śladów po kłach. Mężczyzna w jednej chwili uniósł Larę do góry, słuchając jej ciężkiego odechu.
- Przecież ona się dusi! – wykrzyknął, z nieukrywanym przerażeniem.
- Wiem! – Dobiegł go czyjś zrozpaczony głos.
Tuż obok niego, stała roztrzęsiona Lilly, którą dopiero zauważył. Trzymała w rękach kolejne płótno, czymś nasączone.
– Wiem, że się dusi… - Wymówiła z trudem, bo hamowanie w sobie płaczu uniemożliwiało jej normalną rozmowę. - Potrzebna jest surowica, ale jak przestanę robić jej okłady, to na pewno umrze… - Mimo dzielnej walki, dalsze słowa kobiety przerwał niepohamowany szloch. Opadła na łóżko obok Lary, nie będąc w stanie powiedzieć niczego więcej.
Trent w jednej sekundzie zrozumiał wszystko. Chwilę jeszcze patrzył na rozklejoną Lilly, niezdolną obecnie do działania, po czym przyskoczył do niej i silnie podciągnął za ramiona do góry.
- Spokój! Słyszysz?! – wrzasnął, potrząsając nią mocno, aż jej ruda grzywka spadła na oczy. – Ogarnij się! Twoje zachowanie tutaj w ogóle nie jest na miejscu! Jeśli Lara umrze, to tylko i wyłącznie przez ciebie, bo się poddałaś! Masz się uspokoić w tej chwili, widziałem w kinie, co się robi z histeryczkami!
Lilly chyba oglądała ten sam film. Momentalnie przestała płakać, robiąc oburzoną minę i marszcząc ten swój zadarty nosek, który zawsze kojarzył mu się z jakąś postacią pochodzącą z kreskówki.
 - No, no, rączki przy sobie, dobra? – odezwała się urażonym tonem                 i  odsunęła od siebie ręce mężczyzny. – Larę ukąsił wąż – oznajmiła. – Potrzebna jest surowica, ale ja nie mam pojęcia, gdzie w tym zapyziałym pustkowiu znajduje się jakiś lekarz. Zresztą, jeżeli przestanę robić jej te okłady… Umrze. Ona i tak umiera, ale…
- Siedź z nią – polecił Kurtis krótko. – Rób okłady. Ona nie umrze. Zaraz tu wrócę z lekarstwem. – I z tymi słowami wybiegł z chatki, zostawiając rudą przy Croft.
Jednak łatwo było tylko mówić. On też nie miał pojęcia dokąd się udać. Jedno było pewne: Lara umierała. Trucizna bardzo szybko wniknęła do jej organizmu. Trzeba było działać szybko…
W tym momencie, wśród gąszczu tropikalnych roślin, znowu ukazała się czarnowłosa panna młoda. Mężczyzna dobrze wiedział już, co ona oznaczała. Pobiegł za nią, na nowo dając się dokądś prowadzić. Nie wiedział, czemu właściwie to robił, wiedział po prostu, że tak musiał.
Po niedługiej chwili, stanął przed jakimś budynkiem. Nie namyślając się, łokciem zbił szybę i wskoczył przez nią do pomieszczenia. W środku, znajdowało się mnóstwo butelek, mnóstwo lekarstw na różne schorzenia. Nie ulegało wątpliwości, że dotarł do gabinetu lekarza. Nie miał zamiaru na niego czekać, po tajsku i tak by się z doktorkiem nie dogadał. W pośpiechu zaczął przerzucać buteleczki na dolnych półkach, szukając potrzebnej surowicy.
I tym razem, srebrnooki duch przyszedł mu z pomocą. Nim mężczyzna zdołał poprzewracać dwa dolne regały z lekarstwami, dziwnym zrządzeniem losu na ziemię upadła jedna ze szklanych fiolek. Była to surowica, której poszukiwał.
Powrót okazał się tak samo łatwy. Podążając za falującą białą sukienką, dotarł z powrotem do drewnianej chatki nad potokiem. Lilly drżącymi rękami nabrała płynu do strzykawki i wstrzyknęła umierającej kobiecie lekarstwo.
Po godzinie, obrzęk z szyi Lary znacznie zmalał, pozwalając jej swobodniej oddychać. Zmniejszyła się też opuchlizna na nodze, a plamki na ciele jakby straciły na kolorze: z krwistoczerwonych stały się bladoróżowe, bardziej wtapiając się w jasną karnację kobiety. Lara dostała tylko wysokiej gorączki, ale to akurat niezmiernie ucieszyło i Kurtisa i Lilly. Gorączka oznaczała, że organizm zaczął się bronić. Croft wygrała bitwę o własne życie.
Dopiero teraz, Trent poczuł zmęczenie. Wcześniej nie było mu w głowie, aby w ogóle o sobie pomyśleć. Późną nocą, siedząc z Lilly przed drewnianą chatką, z zamkniętymi oczami słuchał szemrzącego obok potoku.
- Wszystko powinno być teraz dobrze, nie? – odezwała się cicho Lilly.
Mężczyzna otworzył oczy. Drobna twarz rudowłosej oświetlana była przez blask księżyca. Ciężkie powieki nad błękitnymi oczami zdradzały, ze i Lilly nie spała dobrze od kilku nocy.
- Tak, Lara zdrowieje z każdą chwil – odrzekł. – Za to ty nie wyglądasz najlepiej. Chyba też powinnaś się przespać.
- Nie chce mi się nawet ruszyć ręką. – Kobieta ziewnęła przeciągle i oparła się plecami o drewnianą belkę domku.
Nastąpiła chwila głębokiej ciszy, przerywana odgłosami nocnych ptaków, przelatujących nad ich głowami.
- Powiesz mi, dlaczego uciekłyście? – zapytał nagle Trent, uważnie patrząc na twarz agentki FBI, siedzącej przed nim.
Lilly zrobiła wielkie oczy.
- Ja nie uciekłam – odparła. – I tak w ogóle, to nie mam pojęcia, co my tu robimy.
- Jak to? – Kurtis uśmiechnął się. – Nic nie rozumiem.
- Długa historia… - Kobieta westchnęła.
- Opowiedz mi ją – poprosił Trent, wygodnie lokując się na trawie i kładąc rękę za głowę. – Mamy czas. Jako osobie, która was odnalazła, chyba należy mi się kilka wyjaśnień, nie sądzisz?
- Oczywiście, że ci się należą wyjaśnienia – zgodziła się Lilly. – Ale ja nie powiem ci zbyt dużo, bo sama nie wiem. Ale sądzę, że Lara może ci sporo opowiedzieć, gdy się obudzi.
- Twoja wersja zdarzeń również mnie interesuje – zapewnił rudowłosą mężczyzna.
Lilly podciągnęła pod brodę kolana i ciasno otoczyła je ramionami. Zatopiła swój wzrok w przestrzeń przed sobą.
- Nie wiem od czego mam zacząć… - Wyznała. – Dużo rzeczy przegapiłeś.
- Zacznij więc od początku – doradził jej Kurtis.
Kobieta przygryzła wargi, a potem zaczęła mówić głosem cichym, spokojnym, opanowanym:
- Zaczęło się po powrocie Lary i Maykela z Katmandu… Tam kuzynka Lary popełniła samobójstwo. Nie, nie pytaj o nic! – Zrobiła taki ruch, jakby chciała przyłożyć swój palec do warg mężczyzny, który rzeczywiście chciał się odezwać. – I tak nie zrozumiesz. Jeżeli chcesz, aby opowiadała dalej, masz mi nie przerywać. Jasne?
- Kontynuuj – wymigał się od odpowiedzi na pytanie Trent.
Lilly kontynuowała:
- Lara zachowywała się dziwnie. Pewien drobiazg w jej zachowaniu bardzo mnie zaniepokoił. Mianowicie, co chwilę dotykała swojej kieszeni w dżinsach, jakby sprawdzając, czy nic tam nie ubyło… Nikt inny tego nie zauważył, sama Lara pewnie nie wiedziała, że to spostrzegłam. Jakoś zaczęło mnie to interesować… Tego samego wieczoru… – Lilly zrobiła małą przerwę na wdech. – Tego samego wieczoru poszłam do Lary pokoju                 i sprawdziłam zawartośc jej kieszeni w dżinsach, gdy ona się kąpała.
- I co tam było? – szepnął Trent, któremu mimowolnie odechciało się spać pod wpływem opowieści.
Lilly pokręciła głową, cmokając.
- A no, nic ciekawego – odparła. – W kieszeni znajdowała się mała, wygnieciona karteczka z napisem „Tajlandia”. Naprawdę bardzo mnie to zaskoczyło, ale nie chciałam w nic ingerować. Następnego dnia, wszystko się rozstrzygnęło. Jakoś zawsze mieliśmy ustalone, że ja i pozostali z ekipy oprócz Maykela jechaliśmy do pracy na jednakową godzinę. Samo z siebie sie przyjęło, że jako, iż Maykel miał dziecko i narzeczoną, miał prawo wyjeżdżać z domu później. I tak było zawsze. Ja z pozostałymi jechałam do biura, a Maykel przyjeżdżał do nas za godzinę albo dwie. Jednak tego dnia strasznie bolał mnie brzuch… – Lilly westchnęła ciężko. – No wiesz, te dni. Więc nikt nie miał nic przeciwko, bym i ja przyjechała do pracy później. Lara o tym nie wiedziała, była pewna, że w domu znajduje się tylko Maykel, Amelka i Zip. Przechodząc obok korytarzem, zobaczyłam, że Lara w swoim pokoju gorączkwo się pakowała. Na łóżku, na podłodze, wszędzie stały walizy. Lara wrzucała do nich wszystko byle jak, nerwowo się rozglądając. Chyba bała się nadejścia Maykela. Wtedy zrozumiałam, że planuje gdzieś wyjechać. Podejrzewałam gdzie, znalazłam przecież karteczkę z napiskiem „Tajlandia”. Weszłam więc do szafy w przedpokoju. – Kobieta roześmiała się. – I przesiedziałam tam całe popołudnie. Domyślałam się, że Lara tylko czeka na to, by Maykel wyjechał z domu. Nie myliłam się. Za Maykelem zamknęła się brama, a Lara zaczęła znosić z góry swoje toboły. Zostałam jeszcze godzinkę w Croft Manor, pakując się, po czym sama pojechałam na lotnisko. Wyobraź sobie… - Lilly wbiła w Trenta głębokie spojrzenie. – Wyobraź sobie, że Lara była w takim transie, że nie dostrzegła mnie, gdy w samolocie zajmowałam miejsce trzy siedzenia przed nią. Nie widziała mnie, gdy wychodziłyśmy na lotnisko, mimo tego, że na nią niechcący wpadłam. W ogóle nie obchodziło ją otoczenie… I to koniec mojej wersji zdarzeń. Śledziłam Larę non stop, a w końcu dałam sobie spokój, wiedząc, gdzie zamieszkała. Ja też wynajęłam sobie tutaj niewielki domek.
- A skąd wiedziałaś, że Larę ukąsił wąż? – zapytał Kurtis.
- Nie wiedziałam – odrzekła Lilly. – Stałam sobie na jarmarku                            i zobaczyłam dziwną rzecz. Taki jeden facet, mafiarz, który ma u nas na pieńku, jechał z jakąś starszą babką na rowerze. Podejrzewam, że to była matka Lary. A Lara ich goniła. Pobiegłam za nimi. Znalazłam ją leżącą na ściółce i zabrałam tu. Gdyby nie ja… I gdyby nie ty, Lara pewnie już by nie żyła – osądziła Lilly nieskromnie.
Trent nie zaprzeczył. Zmarszczył brwi, nad czymś rozmyślając.
- Z tego co wiem, matka Lary nie żyje. Zginęła w katastrofie samolotu – odezwał się.
- Przeżyła tę katastrofę – wyjaśniła Lilly. – Lara dopiero niedawno się o tym dowiedziała.
Mężczyzna był zaskoczony tą informacją. Cholera, rzeczywiście sporo przegapił z życia Lary, o której kiedyś wiedział bardzo dużo.
- A więc tak to z tobą wyglądało - odezwał się po chwili. – To teraz poczekam na wersję Lary.
 - O ile w ogóle cokolwiek ci powie – zwątpiła rudowłosa. – Lara nie należy do gadatliwych ludzi.
Następnego dnia…
- Samolot mamy dopiero za godzinę. A więc ja pójdę pooglądać sobie te pobliskie stragany przez ten czas. – Nim ktoś zdążył zaprzeczyć, Lilly oddaliła się ze swoją walizką w stronę kolorowych bazarów, nieopodal lotniska.
„Kochana Lilly” – pomyślał Kurtis. Nie o zakupy jej chodziło, ona po prostu dobrze wiedziała, że on chciał pobyć z Larą sam na sam. Ułatwiła mu to.
Croft stała obok niego, zamyślona, przygnębiona i ponura. Wbiła wzrok w ziemię i nie raczyła nawet na niego spojrzeć. Ruda miała absolutną rację – to nie był typ gadatliwej kobiety. Gdy opowiedzieli jej rano, co się wydarzyło i jak jej pomogli, powiedziała im tylko liche: „dziękuję”, a gdy Lilly oświadczyła, że dzisiaj wracają do domu, mruknęła tylko: „dobrze”, bez ani jednego słowa protestu.
Kurtis ujął delikatnie jej rękę.
- Myślę, że filiżanka mocnej kawy dobrze ci zrobi – rzekł.
Nie zaprotestowała, gdy poprowadził ją do pobliskiej kafejki. W środku zdjęła niebieską torbę z ramienia i podparła policzki rękami, łokcie opierając o blat stołu. Jeden z brązowych kosmyków opadł jej na lewe oko. Nawet go nie odgarnęła.
- Dlaczego jesteś taka smutna? – zagadnął ją Trent, gdy już zamówił kawę. – Cieszyć się powinnaś, wracasz do domu cała i zdrowa. Wygrałaś walkę o swoje życie.
- Też mi powód do radości – prychnęła, dopiero teraz odrzucając niesforny kosmyk włosów do tyłu. – Jakoś w ogóle się z tego nie cieszę.
- Z tego, że żyjesz? – upewnił się mężczyzna.
- Tak, z tego – wycedziła Lara dobitnie.
- To dziwne… - Stwierdził Trent, rozsiadając się na krzesełku. – Kiedyś byłaś kobietą lubiącą żyć.
- Teraz mi się odmieniło – parsknęła Croft, nerwowo zaczynając skrobać blat stołu paznokciem. – Zwłaszcza, gdy ostatnimi czasy udowodniłam sobie, że jestem do niczego.
- Nieprawda – zaoponował od razu Trent.
- Prawda. Jestem zwyczajnym, nic nie wartym tchórzem. – Croft ukryła twarz w ramionach, dotykając czołem stolika.
Nadszedł kelner, niosąc filiżanki na tacy. Zawahał się przez chwilkę, czy aby nie szturchnąć półleżącej na stole brunetki, zdecydował jednak, że to marny pomysł. Ostrożnie położył gorący napój obok jej łokcia i odszedł bez słowa.
- Słuchaj… - Odezwał się Kurtis, przechylając delikatnie do Lary. – Trochę wczoraj rozmawiałem z Lilly… Nie mam pojęcia kim był ten mafiarz, z którym najwyraźniej walczyłaś, ale musiał być zwyczajnym gnojem i mega potworem, skoro ciebie, osobę tak silną doprowadził do takiego stanu…
Lara gwałtownie oderwała ręce od twarzy i wbiła w Trenta spojrzenie pełnie niewypowiedzianego bólu.
- Już nie chodzi mi o to, że nie udało mi sie go pokonać – rzekła, mocno zaciskając ręce, aż pobielały jej kostki. – Chodzi o to, że nie jestem w stanie zmierzyć się z nim drugi raz. Na myśl o tym, że drugi raz miałabym stanąć z nim oko w oko… - Lara zadrżała, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Zwyczajnie się go boję… Rozumiesz?! Zresztą, nie masz pojęcia, co on mi zrobił – dodała ciszej, uciekając oczami od jego wzroku.
- Rzeczywiście, nie wiem – przyznał Kurtis. – Ale możesz mi powiedzieć – zachęcił delikatnie.
- Powiem ci tylko tyle. – Lara ponownie spojrzała mu w oczy. – Że wyszła cała prawda o mnie, kim naprawdę jestem. Tchórzem, pieprzonym tchórzem, w dodatku do niczego. Jestem beznadziejna i teraz to wiem na pewno. Uciekam od problemu, zwyczajnie bojąc się swojego przeciwnika… Mogłam umrzeć, miałabym święty spokój z tym wszystkim.
Trent milczał przez chwilę. Nastepnie wyciągnął rękę i uścisnął nią dłoń Lary.
- Wiesz, jak bardzo normalnie teraz się zachowujesz? – zagadnął. – Nie to, że kiedyś zachowywałaś się nienormalnie, ale jakoś tak, jakbyś w ogóle była pozbawiona wszelkich ludzkich odczuć. A teraz… Jestem w szoku, zrobiłaś się nie do poznania. Co ten agencik z tobą zrobił… - Trent uśmiechnął się lekko i wziął łyka kawy. - I zapamiętaj, że strach to też cecha ludzka, a nie objaw beznadziejności. Chciałbym, abyś już nigdy nie zapomniała, że jesteś po prostu człowiekiem. No, może trochę bardziej silniejszym i bystrzejszym od innych, ale wciąż tylko człowiekiem. Zwyczajną kobietą, a nie robotem. Kobietą, która ma prawo zarówno do odwagi, jak i do strachu.
Na ustach brunetki zagościł chwilowy, ledwo dostrzegalny cień uśmiechu. Jej brązowe oczy przejaśniły się delikatnie. Już nie były tak mocno przygnębione.
Godzina minęła bardzo szybko. Po jej upływie, trójka bohaterów stała, patrząc na dwa samoloty, kołujące na lotnisku.
- A więc jednak wracasz do siebie, do Surrey – szepnął Trent do Lary. -Wracasz do niego. A ja myślałem, że przestałaś go… Że już ci na nim nie zależy.
- Dalej go kocham – weszła mu w słowo Lara. Jej bezpośredność coraz bardziej wprawiała w osłupienie Kurtisa. Croft podeszła bliżej mężczyzny i otoczyła go ramionami:
– Dziękuję ci za wszystko, ale nie wrócę z tobą do Pragi, mimo tego, iż wiem, że tego właśnie chcesz – rzekła. - Wbrew pozorom nie uciekłam z Surrey, aby Maykela zdradzić czy coś w tym stylu. Kocham go, tęsknię za nim i żeby to zmienić, musiałbyś najpierw mnie zabić.
Ta przemowa zrobiła wrażenie na Trencie.
- Już od dawna wiedziałem, że cię straciłem – odparł, wzdychając. – To wszystko doszło już za daleko. Nie mam na to wpływu. Powiedz mu tylko, że jeżeli kiedykolwiek cię skrzywdzi, to będzie miał ze mną do czynienia.
- Powiem. – Lara pocałowała go lekko w policzek i odsunęła się na bok.
Przyszła kolej na Lilly.
- A ty na siebie uważaj, bo widać, że tak jak ona… – Mężczyzna wskazał na archeolożkę. – Lubisz kłopoty.
- Co tak słabo? - Ruda roześmiała się i dwoma ramionami objęła mężczyznę za szyję. – Być może widzisz mnie po raz ostatni w życiu, więc wypadałoby się cieplej pożegnać!
Cała trójka się roześmiała.
- Już się tak nie bój o swoje życie! – zażartował Kurtis. – Złe żyje długo, założę się, że ty dobijesz setki!
Lilly podjęła żart:
- Bo jak to mówią: „złego diabli nie biorą”! – odparła ze śmiechem, ale za chwilkę spoważniała. – Zadzwonię do ciebie, gdy już wrócimy do domu               i wszystko się ułoży, ok?
- O właśnie, dobry pomysł, zadzwoń, będę czekać.
- To dawaj numer.
Trent podał jej numer swojej komórki, a następnie patrzył, jak obydwie kobiety oddaliły się od niego i zniknęły w samolocie. Wtedy i on podążył do swojego. Obydwie maszyny skierowały się wkrótce ku przeciwnym stronom.
***
W Croft Manor ciągle panował ruch. Policjanci latali jak z pieprzem, wymieniając swoje protokoły i spostrzeżenia z innymi, a agenci FBI z ekipy Bruce’a, siedzieli przed plazmowym telewizorem w salonie, oglądając jakieś zboczone filmy, w ogóle nawet nie udając, że zależy im na odnalezieniu zagionionych. Maykel, Rob, Will i Sven stali przed schodami, wyklinając na nich pod nosem. I wtedy Svena zamurowało:
- A niech mnie – rzekł, blednąc na twarzy. – Lara i Lilly.
Wszyscy odwrócili się jak na komendę w stronę drzwi, które otworzyły się z rozmachem. W ich progu we własnej osobie stanęła Lilly z rozwianymi włosami, a za nią czaiła się Lara.
- Cześć! – rzuciła Lilly luźno, jakby z obecnymi w holu widziała się zaledwie pięć minut temu, a nie dwa miesiące.
Zauważyła Roba ponad głowami innych i uśmiechnęła się radośnie:
- Rob, kochanie, czy to komitet powitalny? – zapytała, wskazując palcem na obcych ludzi, znajdujących się w rezydencji. Następnie przeszła kawałek, tupiąc szpilkami zakupionymi na tajlandzkim bazarze                          i pocałowała swojego męża w policzek.
- Tęskniłeś za mną? – zagadnęła słodko. Obok nich stanęła Lara.
Maykel i Rob wyglądali, jakby zobaczyli przed sobą duchy, a nie własne dziewczyny.
- Lilly… - Rob siłował się na spokój. – Lilly, gdzie ty byłaś?
- A tu i tam! – odrzekła ruda wesoło, trącając Croft łokciem. – Nie, Lara?!
- Tak - przyznała Lara kwaśno, w ogóle się nie ubawiając.
Rob też się nie ubawił.
- Masz pojęcie, co ja tutaj przeżyłem i jak bardzo się o ciebie bałem?!! A może masz to głęboko w dupie?!! Powiedz!!! – zaczął wrzeszczeć.
Lilly oświadczyła, aby nie darł geby, bo ją boli głowa i skierowała się do swojego pokoju na górze. Rob poleciał za nią, dalej wykrzykując jakieś pretensje.
Lara stała przed Maykelem, bojąc się na niego spojrzeć. Czy tak bardzo oddalili się od siebie przez te dwa miesiące, że aż obawiała się spotkania jego oczu? A może to był zwyczajny wstyd? Kobieta przecież dobrze wiedziała, że swoim zachowaniem bardzo skrzywdziła mężczyznę stojącego przed sobą. Nie wiedziała, co miała mu powiedzieć. Milczała więc z oczami wlepionymi w dół, ciasno zaplatając przed sobą ręce.
- Mój Boże… Jak ty wyglądasz? – dobiegł ją cichy głos Maykela. Mężczyzna ujął jej twarz w swoje ręce, przyglądając się jej z przerażeniem w oczach.
Croft zerknęła w lustro wiszące na ścianie. Rzeczywiście, jej wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Strasznie schudła po tym starciu z ukąszeniem węża, a gdzieniegdzie na skórze dało się jeszcze dostrzeć bladoróżowe plamki. Włosy były poplątane, niedbale zaplecione w ciasny węzeł na karku.
- Wszystko ci wytłumaczę – odrzekła. Niestety, mówiła już sama do siebie. Maykel odsunął się i odszedł od niej, chyba nie zamierzając jej słuchać. Pozostawił ją samą na korytarzu. I tak już było do końca dnia. Unikał jej, schodził jej z drogi, odchodził, gdy zamierzała do niego zagadać.
- Mój też się do mnie nie odzywa!- pocieszyła ją Lilly wesoło, gdy spotkały się na schodach. – Chyba się zmówili!
W przeciwieństwie do rudej, którą bawiła ta cała sytuacja i, która miała gdzieś fochy swojego męża, Lara nie potrafiła się odnaleźć. Widok Maykela ignorującego ją, sprawiał, że jej serce krzyczało z bólu. Nie wiedziała, jak miała mu powiedzieć to, że ostatnie dwa miesiące bez niego były dla niej udręką, że oddałaby wszystko, aby znów poczuć jego ramiona i usta na swoim ciele. I tak by jej nie uwierzył.
Reakcja Amelki również przepełniła ją rozpaczą. Drzwi od jej pokoju cichutko się uchyliły, a nieświadoma niczego dziewczynka zaczęła na palcach podążać do kuchni, jak szpieg, z jakimś talerzykiem w rączce. Chyba była głodna.
- Amelko, kochanie! – zawołała Lara, zbliżając się do niej z wyciągniętymi rękami.
Czterolatka gwałtownie się odwróciła i upuściła na ziemię talerzyk, który zbił się z głośnym trzaskiem.
- Ja nic nie wiem! – krzyknęła, zaczynając płakać. W błyskawicznym tempie uciekła do swojego pokoiku.  
Lara stała przez chwilę z szeroko rozwartymi ramionami. Potem bezradnie je upuściła. A Amelka, ponownie wybiegła ze swojego pokoju z oczami wielkimi jak spodki.
- To naprawdę ty? – zapytała, wpatrując się w Larę jak w tęczę.
- Tak, kochanie, chodź do mnie, wszystko ci wyjaśnię… - Zaczęła ją błagać Croft.
Dziewczynka chyba jednak podzieliła zdanie swojego taty na ten temat, bo nie chciała wyjaśnień. Zawróciła i zamknęła się w swoim pokoju. Zip i Will także zostali wciągnięci do klubu „Zbuntowanych” Maykela i Roba. Też zaprzestali odzywać się do Lary i Lilly. Jedynie Sven nie chciał zostać uczestnikiem w tej grupie zbuntowanych aniołów, bo rozmawiał z Croft tak normalnie, jakby faktycznie nic złego się nie stało. Amelka też szybko przestała się na nią gniewać, bo była tylko dzieckiem. Gdy Lara wykąpała się i weszła do swojego pokoju, malutka siedziała na jej łóżku.
- Poczytasz mi? – zapytała ufnie, wyciągając do niej jakąś bajkę.
Croft spędziła z nią resztę dnia, czytając, przytulając i zapewniając, jak bardzo ją kocha. Potem zaniosła ją śpiącą do łóżeczka.
Maykel stał w przedpokoju, kiedy wracała od pokoju małej.  Wykonywał gdzieś ostatnie telefony, zawiadamiające, że obie kobiety całe i zdrowe wróciły do domu. Lara nie mogła przejść obojętnie. Zaszła od tyłu i otoczyła mężczyznę ramionami, twarz wtulając w jego kark.
- Maykel… - Szepnęła, delikatnie muskając wargami jego szyję. – Proszę cię, pozwól mi wytłumaczyć…
- Nie chcę tego słuchać – oświadczył, wyplątując się z jej objęć. – Pewnie i tak nie powiesz mi prawdy.
I Lara z westchnieniem rezygnacji podążyła do pokoju na górze, aby położyć się spać.
Tej nocy jednak nikt nie spał dobrze. Larę obudził jakiś szmer. Usiadła na łóżku i zamarła. Okno w pokoju było otwarte na całą szerokość i właśnie sunęła przez nie jakaś ciemna postać, przypominająca mnicha w habicie z kapturem. Duch. Nie miał stóp, sunął kilka centymetrów nad podłogą. Przesunął się przez pokój i zniknął za drzwiami.
Lara wyskoczyła z łóżka jak z procy, zostawiając śpiącego w nim Maykela. Wybiegła na korytarz. Zgarbiona zjawa sunęła schodami w dół, by wparować do pokoju Lilly i Roba.
Croft wbiegła do tego pokoju, z hukiem otwierając drzwi. Zakapturzony mnich, pochylał się nad śpiącą Lilly, jakby szeptając jej coś do ucha.
- A pójdziesz won! – wrzasnęła Lara, przestraszona.
Zjawa zniknęła, a Lilly obudziła się.
- Co się drzesz? – jęknęła sennie. – Coś się stało?
- Nie, nic – odrzekła archeolożka, wychodząc z pokoju przyjaciółki. Gdyby powiedziała jej, że przed chwilą widziała ducha, który obok niej stał – Lilly na pewno by już nie zasnęła do rana.
Dziwne rzeczy miały się też z udziałem Maykela. Obudził się, słysząc czyjeś kroki. Chwilowo myślał, że to łaził ktoś po korytarzu. Po dłuższej analizie, zdał sobie jednak sprawę, że kroki dochodzą z pokoju znajdującego się tuż nad nim, czyli z pokoju Amelki. Czyżby się obudziła? Mężczyzna wyrwał z łóżka i podążył na górę.
- Amelko, nie śpisz? – szepnął, wchodząc do pokoju. Zamarł. W pokoju jego córeczki pachniało lawendą tak intensywnie, jakby przed chwilką ktoś narwał świeżych naręczy kwiatów i włożył je do bukietu. Maykel z niedowierzaniem wpatrzył się w łóżeczko, na którym Amelka smacznie spała. A on wciąż słyszał wyraźne kroki w tym pokoju! Były głośne. Jakby ktoś chodził wokoło stolika, Maykel słyszał to, lecz nie widział nikogo. Na pozór, pokój był pusty.
Spotkali się na korytarzu, wpadając na siebie w ciemnościach.
- Jezu, przestraszyłeś mnie – jęknęła Lara, łapiąc się w okolicach serca. - Dlaczego nie śpisz? – zapytała.
Maykel spojrzał na nią ukradkiem, a potem spuścił wzrok.
- Aż wstyd się przyznać – szepnął. – Ale mam jakieś przesłuchy.
- To witaj w klubie – odparła Croft. – Bo ja mam jakieś zwidy.
- Tak? – zainteresowało mężczyznę. – A co widzisz?
- Widziałam przed chwilką jakąś zjawę w habicie mnicha – westchnęła archeolożka, krzyżując ramiona na piersiach, a potem spoglądając podejrzliwie na Maykela. – A ty co słyszysz?
- Czyjeś kroki w pokoju Amelki – odrzekł. – Ale ona śpi. Te kroki jakby wykonywała niewidzialna osoba… Słychać je wokoło stolika. Laro… - Mężczyzna westchnął. – Laro, tak właśnie chodziła Julka z małą Amelką na rękach, gdy jeszcze żyła. W ten sam sposób, który ja teraz słyszę.
- W takim razie to tylko Fay! – rozpromieniła się Lara. – Jej się nie musimy obawiać, nie masz pojęcia, ile razy już mi pomogła. Zresztą, ona to już taki duch rodzinny. Nieszkodliwy.
- Yhm – mruknął Rouglas cicho i udał się spać.
Croft zrobiła to samo, jednak tajemniczej nocy nastąpił ciąg dalszy. Otóż, miała dziwny sen, a jak się okazało następnego dnia – proroczy.
Śniło jej się, że bawiła się z Lilly, ale obie były małymi dziewczynkami. Trzymając się za ręce, wbiegły na most. I w tym momencie, deski nie wytrzymały i mostek przedzielił się na pół. Ruda zdążyła przeskoczyć, ale Lara nie. Obydwie stały nad rozpadliną po przeciwnych stronach.
- Czekaj tam, dobiegnę do ciebie naokoło! – zawołała Lara.
Biegła. Na jej drogę wyskakiwały różne potwory, kóre musiała pokonywać. Zmieniały się pory dnia. W końcu, Larze udało się znaleźć po drugiej stronie mostu.
- Lilly! Lilly, gdzie jesteś?!! – wołała Croft, rozglądając się.
- Tutaj! – dobiegł ją głos kobiety.
Lara odwróciła się. Na pięknej łące stała Lilly, ale już dorosła. A za nią wychylała się Julka z uśmiechniętą Amelką na rękach.
- Co wy tu wszyscy robicie? – zaskoczyła się Lara. Ukradkiem spojrzała na wodę znajdującą się pod sobą i krzyknęła z przerażenia. Odbicie w tafli wody ukazało ją jako starą, zgrzybiałą staruszkę ze zmarszczkami wokół oczu.
Croft zerwała się z łóżka, zlana potem. Przyłożyła ręce do twarzy sprawdzając, czy nie miała zmarszczek. Nie miała. Pobiegła do łazienki, aby spojrzeć na siebie w lustro.
Smukła postać, ciemne oczy, długie brązowe włosy, opadające kaskadą na plecy, sięgające talii, lekko zarumieniona twarz. Lara uśmiechnęła się do swojego odbicia. Dalej była trzydziestoletnią kobietą i nawet dobrze się prezentowała. Nawet plamki na skórze poschodziły jej już prawie całkiem.
Kobieta wróciła do łóżka. Było już rano, więc ekipa FBI zmyła się do biura. Lara wyciągnęła telefon spod poduszki i wybrała odpowiedni numer. Słuchawkę przyłożyła do ucha.
- Słucham? – odezwał się w niej Maykel po chwili. Jego ton był oschły, wyprany z wszelkich uczuć. Jak widać, mężczyzna nie zamierzał skończyć ze swoimi fumami.
- Maykel… - Zamruczała Lara kusząco, ale też błagalnie. – Proszę cię, wysłuchaj mnie chociaż… Twoja obojętność doprowadza mnie do szału.
W słuchawce rozległo się prychnięcie.
- Szkoda, że nie zależało ci na mnie dwa miesiące wstecz – powiedział.
- Zależało! – zapewniła Lara. – Proszę, wróć dzisiaj wcześnie do domu, ja naprawdę wszystko ci wyjaśnię… Nie masz pojęcia jak bardzo za tobą tęsknię…
Maykel stał przed budynkiem biura, czekając na Lilly. Miała dowieźć mu z domu jakieś akta, których zapomnieli. Słuchał słów Lary z lekkim uśmiechem na twarzy. Właśnie chciał jej powiedzieć, żeby już dała spokój, że wróci wcześniej i jej wysłucha, bo teraz musi iść na zebranie, gdy stała się straszna rzecz, od której ścięła mu się krew w żyłach.
Mianowicie, na horyzoncie pojawił się ciemny samochód Lilly. Jednak z drugiej strony, z prędkością światła wyjechał wóz ciężarowy.
- Nieee!!! – krzyknął Maykel, wypuszczając telefon. Wyciągnął ręce, jakby za wszelką cenę chcąc odepchnąć czarną osobówkę z asfaltu. Niestety, nie był w stanie tego zrobić. Wypuszczony przez niego telefon, z głośnym zgrzytem rozbił się na betonowym chodniku.
        A Lilly, siedząca za kierownicą, chyba również zrozumiała, co się zaczęło święcić. Mimo że miała pierwszeństwo jazdy, ostro wdepnęła na hamulce, zamierzając nie dopuścić do zetknięcia się z olbrzymią maszyną.
        Gdyby kierowca tira zrobił to samo, istaniałaby szansa, że do wypadku by nie doszło. Jednak pijany kierowca nie tylko nie zauważył znaku przepuszczenia pierwszeństwa, lecz nie zauważył także czarnej osobówki przed sobą.
Reszta potoczyła się w ułamku sekundy: ostry pisk opon, rozniecających kurz, a potem rozległ się przeraźliwy, mrożący krew w żyłach trzask miażdżonej blachy wśród tłuczonego szkła.
Gdy opadła chmura pyłu, na asfalcie stał już tylko jeden samochód – ciężarówka. Czarne autko jak zaczarowane zniknęło pod jej kołami.
***

- Maykel?! Maykel?! – Lara siedziała na łóżku cała blada, gorączkowo wywołując do słuchawki imię swojego narzeczonego. Słyszała przed chwilą jego krzyk, potem telefon przestał odpowiadać na jej sygnał. Czy coś się stało? Zaniepokojona wybrała numer do Lilly.
- Odbieraj, kretynko – ponagliła przyjaciółkę, nerwowo przygryzając wargi. Lilly też jednak nie odebrała połączenia.
Larze odechciało się spać. Przez cały ranek nie mogła znaleźć sobie miejsca. Chodziła bezmyślnie z kąta w kąt. Jej niezawodna kobieca intuicja mówiła jej, że stało się coś niedobrego.
Dla zbicia czasu, zaczęła grać w „Przynieś mi” z Amelką w ogrodzie. Na niebie wisiały ciężkie deszczowe chmury, ale jeszcze nie padało, co wykorzystały w pełni kobieta i dziewczynka.
- Przynieś mi coś białego – powiedziała Lara do czterolatki, a ta w podskokach pobiegła gdzieś przed siebie, by po chwili wrócić i wręczyć jej pęk białych stokrotek.
- A teraz? – zapytała z błyszczącymi radością oczkami.
- A teraz przynieś mi coś miękkiego.
Amelka jak króliczek pokicała chwilę po trawniku, by ruszyć pędem do Croft Manor. W drzwiach, zderzyła się z Zipem, zmierzającym właśnie do ogrodu.
Jeszcze nim do niej doszedł, Lara wiedziała już, że stało się coś niedobrego i, że czarnoskóry już o tym wie.
- Co się stało? – zapytała więc jednym tchem, podrywając się z ławki.
Zip położył jej swoje ręce na ramionach i zmusił, by usiadła. Sam zrobił to samo.
- Laro… - Odezwał się rozdygotanym głosem, wzdychając i nie patrząc na jej twarz. – Był wypadek. Samochodowy.
- Maykel… - Lary wargi drgnęły boleśnie.
- Nie, nie – zaprzeczył Zip, wolno przenosząc wzrok na przyjaciółkę. – Chodzi o Lilly. Ten wypadek… Niestety był śmiertelny. Laro… Lilly nie żyje.  
A później się rozpadało. Grube, ciężkie krople leciały na ziemię z nieba jak z cebra. Lara nie wiedziała, czy Zip jeszcze coś mówił, czy nie, czy siedział jeszcze obok niej, czy już nie. Ona wyłączyła się w chwili, gdy powiedział jej o śmierci siostry Maykela.
Jak ogłuszona, wciąż siedziała na ławeczce pod śliwą, moknąc. Ze spuszczoną głową obserwowała krople spadające ze swoich brązowych, puszczonych luzem włosów. Usiłowała skleić wszystko w jedną całość.
Lilly. Kobieta, która dzień temu uratowała jej życie – nie żyła. Kobieta, która była dla niej niczym siostra. Tylko przed nią i Maykelem, Lara potrafiła otworzyć swoją duszę. Teraz, pozostał jej już tylko Maykel.
Archeolożka nie płakała, mocno tylko zagryzła wargi. W takich chwilach, zawsze zachowywała kamienną twarz. Chociaż płakała w sercu, na zewnątrz nigdy nie przejawiała swojego bólu. Obecnie, jeszcze w zupełności nie doszło do niej, że nigdy już nie ujrzy Lilly na oczy, mimo tego, że ciągle słyszała w głowie jej głos i śmiech.
Z zamyślenia wyrwała ją Amelka, która wybiegła radośnie z Croft Manor, trzymając w rękach wielką, puchatą poduchę.
- Descyk! – zawołała, uroczo sepleniąc. Odrzuciła poduszkę na bok i uniosła swoje pulchne rączki w stronę nieba. – Nie ma kropelek… - Powiedziała zawiedziona, patrząc, jak woda przeciekła przez jej paluszki.
        I w tym momencie, Lara odzyskała trzeźwy rozum. Klątwa. Gdyby nie klątwa, nie działyby się te wszystkie nieszczęścia! Croft zauważyła, że klątwa eliminowała najpierw te osoby, które w jakiś sposób pomogły przeklętym osobom. Claire – pomogła im uciec ze zbrojowni, Lilly – uratowała jej dzień temu życie. Pomógł jej także wczoraj Trent! On teraz również bardzo stał się zagrożony! A Amelka? Cóż jest winne to biedne dziecko?
- Już nikt więcej nie ucierpi – powiedziała Lara zdecydowanie. Niczym pocisk przeleciała odległość dzielącą ją od dziecka, po czym silnie objęła małą i przytuliła do siebie.
 - U-udusisz mnie – jęknęła Amelka, trochę zaskoczona tym nagłym objawem czułości ze strony swojej przybranej mamy.
Croft miała dziwny, płonący wzrok.
- Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda, rozumiesz?! – zawołała, trzęsąc jej drobnymi rączkami.
- Rozumiem – odszepnęła Amelka, ledwie dosłyszalnie.
- Koniec z tą pieprzoną klątwą! – zawołała do siebie kobieta, a jej słowa zawisły w powietrzu niczym groźna przepowiednia.   
Z prędkością huraganu Lara wsiadła do samochodu i wyjechała z podwórza. Jak najszybciej chciała doojechać na miejsce wypadku, by znaleźć Maykela i nie poprosić, lecz rozkazać mu, by wypełnił klątwę. Jeżeli znowu zacznie stawiać opory – siłą zaciągnie go do samochodu, potem do samolotu. Przystawi mu pistolet do czoła, jeżeli nie zechce jej zabić.
Teraz musi to zrobić, bo miarka się przebrała. Lilly była dla niej kimś bardzo ważnym, klątwa odbierając jej życie, trafiła w czuły punkt Lary. Kobieta przyspieszyła. Już chciała wykrzyczeć Maykelowi wszystko w twarz, że to przez to, że nie rozwiązał klątwy wcześniej, jego siostra zginęła. Wykrzyczy mu, że jest gotowa, aby ją zgładził dla dobra innych. Dla dobra Amelki. I dla pozostałych bliskich. Czym było jej jedno i tak marne życie w porównaniu do śmierci wielu osób, które padać będą wkrótce jak kawki? Zresztą, gdyby wcześniej Maykel zgodził się na rozwiązanie klątwy, Lilly by nie zginęła.
        Lara, jadąc, jedną ręką pisała sms-a. Po wysłaniu, natychmiast wyłączyła telefon.


Jak zwykle o tej porze, siedział w szpitalu, trzymając za rękę śmiertelnie chorą kobietę. Dzisiaj chyba nawet go nie rozpoznała. Zasnęła w południe i spała do teraz, nie ruszając się. Oddychała wolno z widocznym trudem.
        Kurtis wyciągnął z kieszeni komórkę. Zawsze wyłączał ją na pobyt w szpitalu, by nie obudziła chorej. Jednak teraz, wieczorem, mógł sprawdzić pocztę, nawet gdyby kobieta się obudziła. Chciał nawet, aby właśnie uniosła powieki i chociaż raz na niego spojrzała.
        Prawie natychmiast przyszedł sms. Mężczyzna zaskoczył się, widząc na ekranie nieznany numer. Treść wiadomości sprawiła, że mimowolnie rozdziawił usta z przerażenia:
Kurtis, obiecala ci ze do ciebie zadzwoni. Nie zdazyla. Zginela dzisiaj w wypadku samochodowym. Wiem, ze w tej chwili możesz nie przyjac tego do wiadomości na powaznie, dlatego raz jeszcze powtarzam: Lilly nie zyje. Zginela dzisiaj rano w wypadku samochodowym.
PS: Jak widzisz nie dobila setki. Miałeś racje, ze zli ludzie zyja dlugo. Lilly w takim razie nie mogla być zla.
Lara
Kurtis dopiero po chwili odpisał, lekko drżącymi rękami:
Jak to możliwe??? Jak to sie stalo??? Nie mogę w to uwierzyc, to straszne! Trzymajcie sie tam mocno i nie robcie zadnych głupich rzeczy, odpisz mi jak tylko będziesz mogla. Kurtis
Niestety, ten sms nigdy nie został odczytany. Lara wyłączyła telefon, a później zgubiła go pośród natłoku zdarzeń.

CDN 

14 komentarzy:

  1. Malina
    Wysłany 26.04.2011 o 11:02
    WOW! Dziewczyno, masz talent! Nie mogę uwierzyć, że Lilly nie żyje! Kiedy czytałam opis wypadku – oczy zrobiły mi się przeszkolne i niemal nie wybuchnęłam płaczem. Biedny Rob, gdyby nie strzelał fochów… Założę się, że teraz bedzie miał do siebie pretensje! Teraz te duchy i ten sen Lary. Czy nasza brązowowłosa ocaliła wtedy Lilly od śmierci odpędzając ducha? I Lilly stojąca przy Julce z Amelką… Czy Lara zginie?! Czy Mykel wypełni klątwę?! Albo czy Amelka… Nie, nie mogę o tym mysleć… Pisz szybko kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam i życzę przypływu weny. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Uci
    Wysłany 26.04.2011 o 12:17
    Czekaj, czekaj… Poskładam to sobie w całość. Nie, nie! Rozdział jest jak najbardziej zrozumiały, tylko ja czytałam go na raty. Najpierw pies, potem listonosz, następnie powrót siostry, która jak zwykle nie ma kluczy i na samym końcu wylałam coca-colę na łóżko.No dobra. Jak tak dalej pójdzie, to nie Lara, ale ty pozabijasz wszystkich po kolei! Jakim prawem wyeliminowałaś Lilly?! No chyba, że jak Lara wypełni klątwę (mam nadzieję, że nie będzie zagrażało to jej życiu, ale Julki [wkurza mnie!]) to wszyscy wrócą do żywych! Oprócz Cartera, którego w trybie natychmiastowym masz usunąć! :) Pozdrawiam serdecznie i chcę ci oświadczyć, że jeżeli natłok zadań mi pozwoli dodam rozdział dzisiaj, jeżeli nie, to wybacz, ale w sobotę. Teraz idę na spacer odetchnąć świeżym powietrzem i wymyślić, jak się w końcu zabrać za zrobienie pracy konkursowej, a dodatkowo na jutro wyuczyć się 50 stron!Wiem, to niemożliwe…Ulcia

    OdpowiedzUsuń
  3. Petita
    Wysłany 26.04.2011 o 15:28
    matko już się bałam, że coś stanie się Larze! Biedna… Że wąż?! Dlaczego ja tego nie zaczaiłam?! Lilly też nieco dziwnie mi się wydała, ale tylko i wyłącznie dlatego, że nie czytałam pierwszych rozdziałów twojego opowiadania i jeszcze nie całkiem się przestawiałam :) rozdział bardzo mi się podoba, lubię długie, chociaż sama takich nie piszę.:*antecedents.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Uci
    Wysłany 27.04.2011 o 17:36
    To zacznę od końca…Wykute, nie wykute, ale pomyliłam jedną literę (wiele takich błędów było) i zamiast statysta napisałam stażysta… Może uznają za literówkę :) W każdym razie utajniłam to przed panią od polskiego, a ona pożegnała mnie słowami: „Ja i tak się wszystkiego dowiem”, ponieważ wcześniej nie chciało mi się uczyć na olimpiadę i nie dostałam się do ostatniego etapu. :( Mówiłaś, że tak okropnie będzie, a tymczasem połowa komentarza to pochwała! Tylko 50% było niezbyt fajne, ale trzeba było to napisać, żeby następny rozdział był wg mnie dobry, choć wygląda jak scenariusz filmu. Nie myśl sobie! Ja najpierw napisałam, a potem mnie oświeciło, że można by było to nakręcić i dać do internetu jako podróbkę oryginału. xDPozdrawiam serdecznie i tym razem muszę się pochwalić, że nie zdradziłam co będzie dalej, bo filmów mamy tyle, ile kakao w opakowaniu.PS. Te słowa z głowy, a domysły masz takie, jak ja, gdy czytałam Felix, Net i Nika :) Za niedługo przekonasz się jakie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Petita
    Wysłany 27.04.2011 o 19:01
    Heheh :) Uwielbiam twoje długie komentarze, są takie fajne do czytania :) Sama takich nie pisze, bo nie wiem czemu, ale nie lubię.Hmm. Czytałam kilkanaście już twoich rozdziałów, to całkiem inna, odrębna historia, co strasznie mi się podoba, aczkolwiek jest to jedyny taki blog, więc ciesz się :D [żarcik ;p]Rzeczywiście, jeśli nie zna się całego opowiadania, świat traci równowagę w tym opowiadaniu. :*Pozdrawiam :*antecedents.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Lilka11
    Wysłany 02.05.2011 o 10:17
    Moim zdaniem początek zbyt szybki. Poleciałaś i to ostro, ale brakowało mi kilka dłuższych opisów sytuacji Kurta w Tajlandii. Jakoś za szybko sobie poradził xD Natomiast pomysł z wypadkiem i śmierć Lilly – perfekcyjna. Stado mrówek przemaszerowało po moim ciele, takie emocje wywołałaś. No szkoda bohaterki, była naprawdę fantastyczną postacią. Zdesperowana Lara wywoła kataklizm teraz. Nie może wypełnić tej przeklętej klątwy, ona ma żyć. Tak samo Maykel i Trent. Szczególnie Trent xD Nie baw się we mnie, wszyscy mnie oskarżali, że w każdym moim opowiadaniu zabijam i najbardziej okaleczam tego bruneta. Chociaż w sumie lepiej żeby odpadł z gry on niż Lara. Ale decyzja należy do Ciebie i wiem, że poradzisz sobie nią idealnie :D Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, u mnie też niedługo pojawi się coś nowego :) Bardzo dobry rozdział, coraz wyżej stawiasz sobie poprzeczkę i przeskakujesz ją perfekcyjnie :) Buziaki!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Lilka11
    Wysłany 02.05.2011 o 20:54
    Nagłówek na SA, jak i każdy inny jest stworzony przez Mustelkę z blogu ttp://tr-tns.blog.onet.pl/ :) Cieszę się że się podoba, mi także :D Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uci
    Wysłany 05.05.2011 o 17:54
    Skoro dwa ostatnie rozdziały, to nie spiesz się z ich dodawaniem. Albo rozłóż je na cztery. Po prostu bądź z nami jak najdłużej. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. gosia10
    Wysłany 05.05.2011 o 21:27
    9 dni temu dodałaś ten rozdział…Proszę o pokutę i rozgrzeszenie (rozgrzeszenie dasz mi na gadu xD)Od razu po tytule przypuszczałam, że będzie się coś złego działo^^,No i moje przypuszczenia nie były mylne.Akcja: Na początku Kurtis… Leci do Tajlandii…Za zjawą (Fay)…Klimat – grozy (I like ^^,)Ale teraz najgorsze – Lara umierająca!Toż ta scena z tym jak Lara jest umierająca i jak Trent leci za zjawą w poszukiwaniu leku…- BOSKIE (ja se to wyobraziłam jak ze sceny w horrorze)I Lilly płacząca…I mnie się zbiera na płacz… – Ona się dusi! – ja to normalnie słyszałam w uszach..Świetnie opisałaś to.Ciekawa jestem dlaczego Fay wybrała Kurta. Może to jej kolejna ofiara.?Boskie też jest to jak Kurtis wbija się do gabinetu lekarza.:DI to, że Lilly gadała z Kurtem – też.Jej opowiadanie o tym jak podążyła za Croft…Naprawdę o takiej przyjaciółce jak Lilly można tylko pomarzyć.To ona śledziła Larę, i to dzięki niej Lara przeżyła.No ale wszystko się dobrze skończyło <-chodzi mi o ten fragment z umierającą Larą.Trent tłumaczy jak bardzo Larysa się zmieniła. :) )No i nareszcie do domu…Pożegnanie Lary, Kurta i Lilly – wzruszające.No i wejście smoka!Lara z LIlly wbijają do CM.No i od teraz zaczynają się fochy facetów.Ignorowanie Lary cały dzień.I reakcja Amelki.. – Przykre.A i Lara się tuli do Maykela a ten taki chaaaam!:PNo i teraz ta straszna noc!Ja naprawdę będę się bała spać dzisiaj ^^,Dziś piszesz ze mną całą noc!:PWracając: Ten duch był straszny. Brrr…Mnich, nad ziemią….Ciekawy pomysł.A i te kroki Maykela…Ale tak jak to Lara określiła : Fay jest nieszkodliwa.:)No dobra.. I się spotkali na korytarzu i pogadali i nadal zfochani poszli spać. I ten sen Lary – O boże! Ja też bym się zdygała xDJako staruszka… Ajjj nawet nie chce o tym myśleć.A nazajutrz kuszący głos Lary w słuchawce.Maykel jest już chyba w lepszym nastroju choć nie na długo. I teraz tragedia! Jedzie Lilly i jest wypadek bo pijany kierowca jedzie ciężarówką.To przecież jest takie realne.Codziennie są wypadki.Naprawdę opis doskonały.:)Szkoda mi strasznie Rudej bo była fajna ale niektórzy bohaterowie po prostu muszą umierać.A i Lara jest dobrą przybraną matką. Bawi się z małą Maykela jak ze swoim.No ale zabawa nie trwa długo.Po pewnym czasie Lara dowiaduje się, że Lilly nie żyje…Szok.Mała Amelka przychodzi i ją z trasnu wyrywaI Croft od tej pory jeszcze bardziej chce rozwiązać te klątwę. Chce się zabić dla dobra wszystkich innych ludzi w jej otoczeniu.Poświecić się.A więc teraz do Maykela i za szmaty go i do Chin.:DNo cóż zakończyłaś to w takim momencie, że trudno będzie nie przeczytać następnego rozdziału xDPs. SMS do Kurta i od Kurta – Skąd ty bierzesz te pomysły jesteś genialna:)Dziękuję Ci za pomoc przy rozdziale. Gdyby nie to, że mi piszesz jak ja czegoś nie mogę napisać to 20-stka by się jeszcze z miesiąc nie pojawiła.A tak?Dzięki Tobie mogą se już ludzie to czytać:)PZDR:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Liliana_11
    Wysłany 06.05.2011 o 01:52
    Ale wcale nie musisz kończyć kariery… Istnieje przecież tyle pomysłów na opowiadanie nigdy niewykorzystanych xD Zawsze możesz na jakiś wpaść i pisać dalej :D chętnie zrobiłabym Ci bloga, czy coś :) Najlepiej już sie zastanawiaj powoli nad nowym pomysłem, bo będzie mi Cię bardzo brakowało…No i na HL nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  11. Lilka11
    Wysłany 06.05.2011 o 10:52
    Dziękuję za wyczerpujący komentarz, wiesz, jak mi poprawić humor. Cieszę się, że rozdział się podobał, o Denizie jeszcze sobie zdążysz poczytać :) Teraz kilka słów do Ciebie, o Twojej twórczości: tak, tak, srata tata, wszyscy, jak kończą pierwszego mówią „raczej nie będzie kolejnego”. Niektórzy po tygodniu, inni po miesiącu zaczynają marudzić, że tęsknią za ludźmi, którzy czytali ich bloga. Ba. Tęsknią za Wordem, w którym spisywali swoje wspaniałe pomysły. Ba! Tęsknią za bohaterami, których tak świetnie stworzyli, że nie sposób ich nie lubić. Ich i ich historii. I tym bardziej – ich autorów. Mam szczerą nadzieję, że i Ty będziesz sobie takim oto autorem, który po krótszym lub dłuższym czasie powie, iż znudziło Ci się bezrobocie i czas zakasać rękawy i przygotować klawiaturę do pracy. Ja osobiście miałam tak 3 razy. Po skończonym KL stwierdziłam, że nie wracam do tego tematu. No i zasypało mnie tyle próśb o powrót, że w głowie chcąc nie chcąc same pojawiły się pomysły na opowiadanie, zaczęłam o nim intensywnie myśleć i w końcu, dla czytelników, nie dla siebie (dla siebie by mi sie nie chciało) powstało SA. Gdy je skończyłam, wszyscy marudzili, ale twardo obstawiałam przy swoim, że ten biznes z mojej strony się kończy. Wystarczyło obejrzeć w telewizji film o Alcatraz („Twierdzę”), by pomysł sam wpadł do głowy („Oł jeah… Zamknę Croft w Alcatraz! Tego jeszcze nie było!”). Ledwo skończyłam DF a już musiałam tworzyć jego remake, bo całe opowiadanie ogólnie rzecz biorąc mi nie wyszło. I wtedy pojawił się pomysł na HL. Też pewnie obejrzałam jakiś film, przeczytałam jakąś archeologiczną książkę, aż w końcu stwierdziłam, że też przydałoby się w końcu coś archeologicznego. Że do tej pory pisałam o miastach, gdzie bardziej Lara biegała po ulicach i budynkach, niż grobowcach. Poczułam, że czas to zmienić. Napisałam HL. Jak widzisz, inspiracja pojawia się znikąd i atakuje pisarzy takich jak my… nagle. Musimy ją łapać i przemyśleć, a potem ułożyć i spisać. Ile można być na bezrobotnym, skoro tyle niewykorzystanych pomysłów jeszcze przed nami… Nikt nie mówi, byś kontynuowała opowiadanie (ale z drugiej strony… Jak już są 2 fantastyczne części, to czemu by nie zrobić z tego trylogii? Jak Władcy Pierścieni, jak Piraci z Karaibów? Te trylogie podbiły świat, Twoja podbiłaby tylko kilka serc, serc czytelników i Twoich fanów, którzy będą tęsknić przeokropnie… Chociażby za Twoimi bohaterami…) CDN

    OdpowiedzUsuń

  12. Lilka 11
    Wysłany 06.05.2011
    A właśnie. Co do bohaterów. No nie, proszę Cię, teraz Ci się oberwie, jak mamcię kocham. COŚ TY MI NAPISAŁA?! Że MOJA LARA JEST LEPSZA OD TWOJEJ?! TWOJA PRZYNAJMNIEJ JAK MA DZIECKO TO JEST NA TYLE ODPOWIEDZIALNA BY SIEDZIEĆ W DOMU, NA TYŁKU I SIĘ OPIEKOWAĆ TYM DZIECKIEM! Kocha Maykela i świata poza nim nie widzi? To dobrze! Piszesz o dojrzałej Larze. O odpowiedzialnej matce, czułej żonie i prawdziwej kochance. A to, że czasem wpada w tarapaty takie jak klątwa… No to już jej urok, nie może być zbyt spokojna. Moja Lara? Moja zachowuje się powoli jak szczeniak xD Dobrze jej Kurtis napisał, że jest egocentryczką. Nigdy nie wie czego chce. Albo chce Kurtisa, albo artefaktów, albo sobie pobiegać po grobowcach, albo kogoś zabić… Fakt, to jest Lara, jaką znamy z gier. Nie zastanawia się nad tym, że czas jej upływa, tylko robi co może, by być „Tap Archeolog”. Z resztą Kurtis jest taki sam, jak nie pije, to nie może się zdecydować co ze sobą zrobić i z jaką laską się związać. W SA u mnie Lara też była matką. Nie. Matką, to złe słowo. Miała dziecko i co? Wyjechała sobie, zostawiając dziewczynkę samą. Łał, fakt, prawdziwa z niej Lara. Tylko że w tym nie ma nic z realizmu. Ja piszę o Larze z serii gier, a ona jest tylko bohaterką gier. Nie jest wykreowana na realistyczną postać, matkę i żonę. Ty nadałaś jej nowe oblicze, sprawiłaś, że w realiach życia, jakimi są dom i rodzina, dziewczyna odnajduje się stuprocentowo. Za to wielki plus w Twoją stronę. Nie przejmuj się, że Twoja Lara jest za mało „Larowata”. Zawsze możesz napisać drugie opowiadanie, w którym będzie w swoim żywiole – akcji, przygodzie etc. Kapewu?! A spróbuj jeszcze raz ponarzekać mi na Larę, to sama stworzę Ci bloga i będę sterczeć nad Tobą, aż nie wymyślisz kolejnej przygody dla lady Croft. A teraz już buziaki :* 3maj się mocno ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. wredna_@poczta.onet.pl
    Wysłany 06.05.2011 o 11:34
    O przepraszam xD Zrzędzę, jak mi się nie podoba. Przesłuchanie mi sie podobało, to nie zrzędziłam, tak? Tak. No. Żeby nie było, że na litość wymuszam komentarze, czy cuś. Ooo… widzę, że teraz rodzi nam się kłótnia z serii „kto ma gorzej”. Mi się wydaje, że Twoja Lara jest lepsza od mojej, bo co to za sztuka napisac opowiadanie o Larze, jaką ktoś już stworzył. Sztuką jest napisanie bloga o kobiecie, która ma rozum i serce, a nie tylko nogi i sprzęt w plecaku, żeby biegać w terenie. Skoro Corowcy i Crystalsi i całe Eidos na czele stworzyło Larę-archeolożke, którą każdy zna, wie, co robi i w jakie półapki wpada, to co to za sztuka napisać opowiadanie o takiej samej Larze. Tożto odgrzewane kotlety są. A co innego dostosować bohaterkę do wojego bloga, swojej wymyślonej historii i udowodnić wszem i wobec, że ta sama Croft, która u innych jest tylko dziką archeolożką, u Ciebie może być kimś więcej. A to, że beczy i rozpacza… No cóż. Najwyraźniej ma powód. Spójrz, co ona u Ciebie przeżyła… Tyle osób umarło, jeszcze ta klątwa, ostatnio trucizna, wcześniej problemy z Trentem… No to chyba sobie może trochę ponarzekać, od czasu do czasu, jak każdy REALISTYCZNY człowiek, ma do tego prawo :D Gorzej by bylo, jakby nagle, pod koniec opowiadania zaczęła udawać ni z gruchy niz pietruchy twardą babkę. :) Lilka11

    OdpowiedzUsuń
  14. Hastings
    Wysłany 06.05.2011 o 21:07
    Dziękuję bardzo za miły komentarz! Przyznam szczerze, że to przez Lilkę w ogóle zaczęłam to pisać. Gdzieś kiedyś trafiłam na KL, spodobało mi się, przeczytałam inne jej opowiadania i tak sobie pomyślałam – czemu nie spróbować? Pisanie to w końcu fajna zabawa. ^^Cieszę się, że się podobało. Chociaż nie wiem, jak mi to pójdzie dalej… Jeśli pociągnę to tak, jak myślałam na początku, to pewnie akcja na chwilę trochę zwolni, ale nie chcę zbyt wiele zdradzać, tym bardziej, że mogę jeszcze zmienić zdanie. :D I dziękuję za dodanie do linków, za chwilę również to zrobię.Pozwolisz, że nie będę na razie czytać najnowszych rozdziałów u Ciebie, bo mam bardzo ambitny plan, by przeczytać wszystko od początku, a od niedzieli doczytałam do siedemnastego rozdziału pierwszej części, więc to może jeszcze trochę potrwać. Ale przeczytam, ja lubię czytać, a zwłaszcza o Larze! :)

    OdpowiedzUsuń

Spis treści