Plac, na którym dwa samochody
zderzyły się ze sobą, cały otoczony został taśmami i nastąpiła blokada
przejazdu. Sznury aut stały z tyłu, niektórzy kierowcy bez protestów wycofywali
się, by przejechać trasą naokoło, lecz niektórzy tylko bezczelnie się burzyli.
Lara
wysiadła czym prędzej ze swojej osobówki. Wśród tłumu policjantów ciężko było
wypatrzyć kogokolwiek innego. Deszcz nadal lał jak z cebra, co bardzo utrudniało
widoczność.
W końcu,
kobieta ujrzała znajomą ekipę FBI, jednak wycofała się z pomysłu podejścia do
nich. Nie była w stanie tego zrobić. Z daleka patrzyła tylko na Roba, jak załamany
siedział na trawie, z głową ukrytą w ramionach. Croft sama poczuła się sto razy
gorzej przez sam widok cierpiącego mężczyny. Ona straciła bliską przyjaciółkę,
on natomiast stracił żonę. Na pewno jego rozpacz sięgała o wiele wyższego
pułapu niż jej. Sven i Will kucali obok niego, również smutni, ale usiłując chyba
podtrzymać Roba na duchu.
Archeolożka
dzielnie zmusiła się, by ominąć agentów bez słowa i przejść kawałek dalej, w
poszukiwaniu Maykela. Wiedziała, że jeżeli przystanie, by cokolwiek powiedzieć
Robowi, sama się rozklei. A czekała ją bardzo poważna rozmowa z narzeczonym.
Kobieta wzięła więc głęboki wdech i zadarła głowę do góry, usiłując swoją
postawą przedstawić kogoś o mocnych nerwach, a także gotowego do narzucenia
komuś swojego zdania.
Niestety,
postawa twardziela nie utrzymała się na niej długo i Maykel zobaczył ją w wręcz
odwrotnym stanie. Mianowicie, deszcz przestał padać i widoczność stała się o
wiele bardziej sprzyjająca.
Oczom
Lary ukazał się widok czarnej, niemiłosiernie spłaszczonej miazgi na asfalcie.
Dopiero po dłuższej chwili, Lara zdała sobie sprawę z tego, iż owa plama na
szosie była wszystkim, co pozostało z samochodu Lilly.
Niepohamowane
uczucie żalu zawładnęło ją całą. Croft zatoczyła się i gdyby nie jakiś
mężczyzna stojący z tyłu i łapiący ją w ostatniej chwili – upadłaby na mokrą
trawę.
- Słabo pani? – dopytywał
się troskliwie. – Może wody? W tym aucie zginęła pańska znajoma, tak? Proszę
nie patrzeć, to nie jest widok dla kobiety…
Croft
nie mogła dalej tego słuchać. Owszem, na moment zrobiło jej się słabo, głównie
przez myśl o Lilly, która umarła w tak tragiczny sposób, jednak Lara nie zamierzała
pozwolić sobie na porównywanie jej do delikatnej i słabej. Co to, to nie.
Gniewnie wyrwała się z objęć podtrzymującego ją faceta i oddaliła się, nie
szczędząc na niego wyzwisk pod nosem.
- I weź tu pomagaj! –
oburzył się facet, po czym zniknął w tłumie.
Lara
jednak rzeczywiście kiepsko się czuła. Nie mogła oderwać wzroku od
zmasakrowanego samochodu, a to nasuwało do jej głowy coraz czarniejsze wizje
obrazujące śmierć Lilly. W końcu, naprawdę zabrakło jej siły. Załamana,
usiadłaby na poboczu drogi, lecz na szczęście w tym momencie dostrzegła
Maykela.
Jej
narzeczony był bardzo blady, co silnie kontrastowało z jego czarnymi włosami,
roztrzęsiony i tak jak ona, w przerażeniu patrzył na szczątki auta, leżącego na
asfalcie. Maykel stał sam, pochylony, jakby zaraz miał się przewrócić. Jedną ręką
dotykał czoła.
Lara poderwała
się, jakby porażona prądem i chociaż stan Maykela nie poprawił jej
samopoczucia, odnalazła siłę, by z prędkością światła przedostać się do niego.
Zapomniała, że przyjechała po to, by go ochrzanić, wygarnąć mu, że przez to, iż
nie rozwiązał klątwy wcześniej, zginęła Lilly oraz zmusić go, by zrobił to
teraz: w tym momencie i w tej chwiluni, aby już nikt nie ucierpiał.
Zapomniała
o tym, zresztą ból podobnie jak Maykelowi, odebrał jej mowę. Teraz było
najważniejsze, że czuła ciepło narzeczonego przy sobie. Bez słów zarzuciła mu
swoje ramiona na szyję, mocno do niego przylegając, jakby był w tej chwili jej jedyną
szalupą ratunkową. Nie wiedziała, czego w tym momencie pragnęła: czy przytulić
mężczyznę do siebie, okazując mu swoje wsparcie i dając sobą pocieszenie, czy
tego samego wymagała w chwili obecnej od niego.
Tak czy
siak, zatopieni w swoich ramionach, stali dłuższą chwilę nie ruszając się. Nic
nie mówili. Lara nie wiedziała, czy minęła już godzina, czy może dwie, nie
chciała, by Maykel od niej odchodził, by chociaż na chwilę wypuścił ją z objęć.
Mocniej zacisnęła ręce na jego ramionach, twarz wtulając w zgłębienie pod jego
szyją.
Ku Lary
zaskoczeniu, to on przerwał ciszę. Mimo jej niemego oporu, odsunął ją od
siebie, by móc patrzeć jej w oczy. Ciężko uniosła powieki na jego twarz,
rozżalona, że przerwał kojący uścisk.
- Chyba domyślasz się, co teraz
ci powiem – wymówił z trudem, głęboko wdychając powietrze.
No cóż, jeżeli o nią chodziło,
to w chwili obecnej zapomniała języka w gębie. Ból sprawił, że gdyby ktoś
spytał ją teraz o imię, oszołomiona odpowiedziałaby mu dopiero po paru
minutach. Nic więc dziwnego, że nie odpowiedziała Rouglasowi, zwyczajnie nie rozumiejąc
znaczenia jego słów. Zamrugała niepewnie w odpowiedzi.
Maykel
delikatnie, aczkolwiek stanowczo położył swoje dłonie na jej ramionach i lekko
się pochylił, aby uważniej spojrzeć w zamglone oczy stojącej przed sobą
kobiety.
- Musimy rozwiązać klątwę –
wyjaśnił powoli, jakby Croft nie do końca była rozwinięta umysłowo. – Klątwę –
powtórzył, domyślając się, iż Lara nie rozumiała, o czym on mówił. – Tę klątwę,
która spadła na nas w dzień zaręczyn. Tę, która wszystko i wszystkich zniszczy,
dopóki jej nie rozwiążemy.
- Dokładnie – potwierdziła
Croft ni w pięć ni w dziewięć. Potrząsnęła głową, jakby obudzona ze snu: - Co
powiedziałeś? – zapytała, o wiele bardziej trzeźwo.
- Że musimy rozwiązać tę
klątwę Xiana – powtórzył Maykel cierpliwie.
- Aha… - Zamyśliła się
Croft. – Ej, czekaj, to ja ci miałam to powiedzieć! – zauważyła. – To, że
musisz rozwiązać klątwę, bo jak nie, to siłą cię do tego zmuszę, Amelka jest
narażona i w ogóle nie pozwolę, by komukolwiek z naszego powodu stała się jeszcze
krzywda, dosyć tego, chciałabym…
- Już, już. – Rouglas
przerwał potok jej słów, wypowiadanych szybko pod wpływem emocji. – Jestem
gotowy to zrobić.
Ta wypowiedź była tak
niespodziewana, że Lara zdezorientowała się do reszty.
- T-tak? – wyjąkała,
zapominając na chwilę o Lilly i skupiając się na słowach narzeczonego. –
Naprawdę?
- Naprawdę – zapewnił ją
Maykel poważnie.
- W takim razie… Ja… Jestem
gotowa się poświęcić.
Mężczyzna po jej słowach
odwrócił oczy w bok, jakby coś przed nią ukrywał. Następnie chwycił ją mocno za
rękę.
- To chodźmy, nie ma czasu
– powiedział, ciągnąc Larę za sobą.
- Ale jak to… Teraz to
zrobimy?! – krzyknęła, usiłując dotrzymać mu kroku.
- Tak.
***
Jak
huragan wpadli do dworku.
- Muszę do toalety… - Oznajmiła
Croft i śmiertelnie blada pobiegła po schodach na górę.
Maykel popatrzył za nią,
zatrzymując się na chwilę w korytarzyku. Wiedział, że musiał pójść po Amelkę,
która pewnie nieświadoma niczego bawiła się gdzieś w dworku.
- „Jaki piękny świat, jaki
piękny świat, gdy się ma dwadzieścia lat…” - Z kuchni wytoczył się Alister,
żwawie sobie podśpiewując.
Rouglas zmroził go wzrokiem,
lecz mężczyzna się nie przejął.
- No nie, panie Maykel,
agencie? – zaczepił go głupawo, przechodząc. – Piękny świat, co nie? Jak się ma
laskę taką jak Lara, to tak właśnie jest, nie?!
- No – burknął Rouglas,
niechętnie patrząc na rozchichotanego Alistera. – Widziałeś Amelkę? Bawi się tu
gdzieś? – zapytał.
- Tak, ogląda w salonie
bajki z Zipem. No, ale co ty dzisiaj taki bez humoru, co?! – Alister nie
zamierzał odpuścić. Wybuchnął kretyńskim śmiechem i huknął Maykela w plecy,
chcąc i jego zachęcić do bezsensownego rżenia. – Umarł kto, czy jak?!! –
zawołał donośnie, aż się zginając ze śmiechu. Najwyraźniej nie miał pojęcia o
śmierci Maykela siostry.
Czarnowłosy mężczyzna wbił
w niego oburzone, surowe spojrzenie, jego oczy, z niebieskich, ściemniły się z
gniewu prawie do czerni.
- Jesteś idiotą –
oświadczył osłupiałemu Alisterowi i szybkim krokiem ruszył do salonu, gdzie
dało się słyszeć wesołe szczekanie psa Pluta z telewizora.
Natomiast Lara, stała przed lustrem w łazience, cała drżąca.
Patrząc na swoje odbicie, wyklinała siebie pod nosem.
- Ty cholerny tchórzu, weź
się w końcu w garść, sama tego chciałaś – mówiła gorączkowo. – Na co liczyłaś, ty
głupia krowo? Na to, że twojego narzeczonego za żadne skarby nie da się namówić
do wypełnienia klątwy? Że zgrywałaś tylko wielce ofiarną i gotową do
poświęcenia, z góry zakładając, że Maykel nigdy nie zgodzi się na wypełnienie
klątwy? Jesteś cholerną egoistką, wiesz? Patrzeć mi się na ciebie nie chce.
Lara
odwróciła się plecami do zwierciadła, wbijając ręce w brzeg umywalki. Spuściła
głowę, pozwalając, by brązowe włosy rozsypały się jej po bokach twarzy. Rzeczywiście,
nie ukrywała przed sobą tego, że nie spodziewała się takiego szybkiego obrotu
sprawy. Wpływ na decyzję Maykela w sprawie klątwy, sprawiła pewnie śmierć
Lilly.
Ten
incydent dał mu do zrozumienia, że jeżeli nie uwolnią się spod czaru klątwy,
będą ginąć jeszcze inni bliscy im ludzie. Nie chciał do tego dopuścić, podobnie
jak ona. Godzinę temu zapierała się, że jest gotowa do poświęcenia. Chciała, by
spowodował jej śmierć, by Amelka mogła żyć.
I co się
stało? Zwyczajnie drżały teraz pod nią kolana. Bedąc w zawodzie archeologa,
cały czas liczyła się z tym, że w każdej chwili mogła umrzeć. Nie przerażało ją
to. Co innego jednak, gdy teraz wiedziała, że zginie dzisiaj i to już za parę
godzin. Wcześniej nie doceniła uroków życia, gdy tak łatwo godziła się na
śmierć, teraz zdała sobie sprawę, iż opuści swój dom, przyjaciół, pozostawi
Maykela samego… Wizja śmierci wcale jej się nie uśmiechała, lecz było już za
późno. Rouglas zgodził się klątwę wypełnić. Prędzej umarłaby bez wypełniana
klątwy, niż by miała mu powiedzieć, że się wycofuje z danego mu słowa.
- Dzięki tobie będzie żyć
Amelka, przecież tego chcesz – pocieszyła się, na nowo odwracając do lustra i
byle jak spinając włosy klamrą. – Nie uwolniłaś swojej mamy, boisz się wrócić
do Cartera, jesteś nikim, nie masz co tu do roboty na ziemi. Już niedługo
będziesz miała święty spokój z tym wszystkim. Żadnych problemów. Mama pewnie
też niedługo umrze, więc się spotkamy. Ojca pewnie też spotkam. Więc… – Kobieta
ostatni raz spojrzała na siebie w lustro. – Więc Alleluja i do przodu.
Maykel wszedł do salonu, gdzie jego dziecko wraz z Zipem
siedziało na puchatej czerwonej kanapie i oglądało bajkę.
- Wybaczcie, ale muszę
przerwać tę sielankę – rzekł nieswoim głosem, bez wyjaśnień podnosząc Amelkę na
ręce.
- Tato, nie widzę
telewizora! – zaprzeczyła dziewczynka, próbując oglądnąć się do tyłu i dalej
spoglądać na kreskówkę.
- Zgaście to pudło, nie będzie
już dzisiaj żadnej bajki – mruknął Rouglas oschle, nie zwracając uwagi na
protesty córeczki, jakby trzymał na rękach coś bezosobowego.
Zip inaczej zinterpretował
dziwne zachowanie przyjaciela i jego nienaturalną bladość.
- Maykel, tak mi przykro z
powodu Lilly! – krzyknął, podrywając się z kanapy i kładąc mężczyźnie dłoń na
ramieniu. – Chociaż nie miałem nigdy rodzeństwa, to domyślam się, jakie to
straszne uczucie stracić siostrę! Sam ją bardzo lubiłem, ale ty… Tak mi
przykro!
- Co się dzieje? – Amelka
szeroko otworzyła swoje orzechowe oczka. – O czym Zip mówi?
Maykel długo patrzył na
czarnoskórego, jakby ważąc w głowie jego słowa. Następnie głęboko spojrzał mu w
oczy:
- Przepraszam – rzekł i
zniknął mu z oczu wraz z córeczką na rękach.
- Za co?! – wydarł się Zip,
wylatując za agentem z pokoju. W korytarzu zderzył się z Larą.
- Właśnie do ciebie szłam.–
wyjaśniła. – Chciałam ci coś powiedzieć.
- Później. – Machnął ręką
ciemnoskóry. – Zajmij się lepiej Maykelem, on coś kiepsko wygląda i dziwnie się
zachowuje. To pewnie przez śmierć Lilly, pilnuj, aby nic głupiego nie zrobił…
- Zip, chciałam się z tobą
pożegnać.
Zaległa cisza, podczas
której Zip otworzył usta ze zdumienia.
- Czyście wszyscy
powariowali?! – Chwycił się za głowę. – Ten mnie przeprasza szlag wie za co, a
ta się ze mną żegna! Zdurnieliście?!! Co wy kombinujecie?!!
- Mam nadzieję, że ułożysz
sobie dobrze życie. Zajmij się domem. - Kobieta odwróciła się i ruszyła w
stronę drzwi wyjściowych.
Na
podwórku, Maykel nakłaniał Amelkę, aby usiadła do samochodu i zapięła pasy.
- Nie lubię ich! – zapierała
się. – Gryzą mnie w skórę! Pojadę bez pasa, po co mi on?!
- Nie rób sceny, jedziemy
bardzo daleko, musisz się zapiąć. – Mężczyzna był wyjątkowo niemiły względem
córki. Dość silnie złapał ją w pasie i własnoręcznie umieścił na
tylnim siedzeniu auta.
Podeszła do nich Lara.
- Jesteście gotowi? –
zagadnęła.
Maykel przygryzł wargi.
- Zależy, o co pytasz –
odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
Croft wsadziła obie ręce do
kieszeni obcisłych dżinsów.
- Wiesz, o co – szepnęła.
- No i co wy wyprawiacie?!
– Z dworku wybiegł Zip. – Dokąd zabieracie Amelkę?!!
Rouglas spojrzał na
córeczkę, która przestraszona siedziała w samochodzie.
- Na wycieczkę do Chin –
odpowiedział. No i malutka ożywiła się jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki.
- Do Chin?! – krzyknęła. -
Naprawdę polecimy do Chin?! Tych prawdziwych?! Cudownie! Wreszcie jedziemy
gdzieś razem!
- Jajka sobie robisz,
Rouglas? – burknął Zip do Maykela. – Takie małe dziecko ciągniecie do Chin?
Przecież to za daleko!
W tym momencie, podszedł do
nich Alister, dzisiaj w wyśmienitym humorze.
- I co? – zaczepił
stojących przy aucie, robiąc głupie miny i śmiejąc się z niczego. – Co wy tacy
poważni, umarł kto, czy jak?! – wyskoczył ze swoją słynną gadką, w ogóle nie
rozumiejąc powagi sytuacji.
Natychmiast
dostał w gębę, aż zadzwoniło. Nie od Maykela, nie od Zipa, tylko od Lary, która
jako jedyna z trzech obecnych tu osób umiała zaatakować szybko,
nieprzewidywalnie i zwinnie jak żbik.
- Co mnie bijesz?!! –
Alisterowi zebrało się na płacz. Podniósł z ziemi swoje okulary i przygryzł
wargi, aby sie nie popłakać.
- Jesteś idiotą –
podsumowała go kobieta, siadając za kierownicę. - Ja prowadzę – rzuciła do
narzeczonego.
- Skoro jesteśmy tacy
bogaci, powinniśmy kupić sobie jakieś miększe pasy do samochodu – mamrotała
Amelka na tyle, odsuwając od swojej drobnej klatki piersiowej pas.
Lara zerknęła na małą w
lusterko.
- Skąd wiesz, że jesteśmy
bogaci? – spytała. – Kto ci ni z tego ni z owego tak powiedział?
- Alister. – Brzmiała
odpowiedź. – On powiedział, że podczas gdy on nie ma na chleb, to ty i tata
szastacie kasą na prawo i lewo. Lara… - Dziewczynka przechyliła się do Lary i
zamrugała powiekami. – Czy Alister jest biedny?
- Tak, jest bardzo ubogi –
przytaknęła Croft, morderczo patrząc na Alistera zza szyby samochodu. –
Zwłaszcza na rozumie.
Do samochodu wszedł Maykel,
trzaskając drzwiami.
- Jedź – burknął do Lary.
Kobieta
nie zaprotestowała, chociaż nie lubiła, gdy ktoś jej rozkazywał. Posłusznie ruszyła w drogę, rozumiejąc
postawę Maykela. On cierpiał gorzej od niej, to on, a nie ona za chwile pozbawi
życia najbliższą osobę. Skoro wiedział, że zabije ją, wolał w obecnej chwili
nie rozczulać się nad nią zbytnio, by sam nie zmięknąć i nie wycofać się z
chęci wypełnienia klątwy.
I tak
było przez całą podróż do Chin. Podczas, gdy Amelka nie posiadała się z
radości, jej rodzice siedzieli przygnębieni, zamyśleni i w ogóle ze sobą nie
rozmawiali.
- Dlaczego samolot leci? –
Malutka nie zamierzała tak łatwo się poddać. Z kolan Lary przeszła na kolana
Maykela i patrzyła mu wyczekująco w oczy, żądając odpowiedzi na zadane pytanie.
- Bo ma silniki, które go
napędzają – odparł mężczyzna rozsądnie, na siłę się uśmiechając. Najchętniej by
zamknął oczy i milczał przez całą drogę.
- Silniki? – Dziewczynka
zamrugała powiekami, zaskoczona. – A ja myślałam, że dlatego, że ma skrzydła!
- Skrzydła utrzymują
równowagę – wyjaśniał Maykel cierpliwie.
- Po co mu równowaga?
- Po to, aby się nie przewrócił.
- A jakby się przewrócił,
to co wtedy?
- Spadniemy na ziemię.
- A powiedzą nam, kiedy
będziemy spadać?
- Nie, nie powiedzą. Sami
nie będą tego wiedzieć.
- To przecież nie zdążę
zapiąć pasa i wylecę przez okno!
- Dlatego zmykaj na swoje
siedzenie i zapnij pas już teraz.
Amelka posłusznie przeszła
przez kolana Maykela, potem Lary i usadowiła się pod oknem, gdzie przełożyła
pas przez swój brzuszek.
Był już wieczór, gdy
wysiedli na lotnisku w Chinach.
- Ale lipa, jesteśmy w
obcym kraju, a w ogóle nie mamy bagaży! – Dziwiła się Amelka, podskakując w
miejscu i ściskając Larę za rękę.
- Bagaże nie są nam
potrzebne, kochanie.
- Chodźcie – burknął do
nich Maykel. – Pamiętasz, gdzie ten pałac, Lara? – zwrócił się do kobiety, dalej
na nią nie patrząc.
- Pamiętam, możemy iść.
Pałac
Smoka zrobił na czteroletniej dziewczynce ogromne wrażenie. Otworzyła usta, z
wrażenia nie mogąc się wysłowić. Lara miała nieodpartą chęć oprowadzić malutką
po dziedzińcu i opowiedzieć jej historię tego miejsca. Wiedziała jednak, że nie
po to tu przyjechała. Wiedziała, że spędza z dzieckiem ostatnie chwile swojego
życia. Wchodząc do środka, oglądnęła się za siebie. Wiedziała, że już nie
wyjdzie z pałacu o własnych siłach. Zginie w jego środku. Drzwi z hukiem
zamknęły się za nimi.
Komnatę,
na której środku stał ogromny posąg smoka, spowijały egipskie ciemności. Croft
wpadła na pomysł, by pozapalać na ścianach pochodnie i tym zajęli się z
Maykelem przez dłuższą chwilę. Amelce nie podobało się to miejsce. Stała przed
ogromnym, kamiennym smokiem z wykrzywioną do płaczu buzią.
- Tak tu strasznie… Chodźmy
stąd, ja się boję – chlipała pod nosem.
- Już za późno – odezwał
się do niej Maykel. Amelka jeszcze gorzej się przestraszyła po jego słowach.
Nic nie rozumiejąc, patrzyła, jak Lara i jej tata podchodzą do jednej ze ścian
i odgarniają z niej jakieś dziwne łodygi jeszcze dziwniejszej rośliny.
- Jest płyta – odezwała się
Lara, dostrzegając marmurową płytę w ścianie, upamiętniającą cesarzową Fay.
- I są odlewy na nasze ręce
– dodał Rouglas, widząc zgłębienia w płycie.
- To na trzy. – Lara wzięła
głęboki wdech. – Raz, dwa, trzy…
Przyłożyli
prawe dłonie do odcisków i ponownie jak za pierwszym razem, gdy tu byli i to
zrobili – całą komnatę zatrzęsło, rozległ się potężny huk, a ich ręce na chwilę
zostały przyduszone do płyty, przez niewidzialne siły. Po chwili, wszystko
ustało.
Gdy
bohaterowie się odwrócili, dostrzegli na środku sali dwa kamienne podesty,
które pojawiły się zgodnie z planem, kiedy przyłożyli ręce do odlewów w marmurze.
Miejsca na ofiary, jak to kiedyś odczytała Lara na jednym z chińskich zapisków.
To na tych podestach miały stanąć osoby najbardziej kochane przez Maykela.
Klątwa wiedziała, że tych osób było dwie. Ostatnim razem brakowało jednej,
teraz była i stała nieopodal nich, płacząc.
- Chcę stąd wyjść… - Łkała,
wycierając piąstkami oczka.
Maykel z
westchnieniem podszedł do niej i podniósł na ręce. Szeptał do niej
uspokajająco, dopóki nie przestała płakać. Wtedy ruszył do podestów i postawił
dziewczynkę na jednym z nich. Znikąd pojawiło się teraz ostre, zielone światło,
otaczające Amelkę, niczym jakaś błyszcząca poświata.
- Nie mogę się ruszyć! – Dziecko
ponownie się rozpłakało. – Wracajmy do domu! Ja się boję!
Rouglas puścił jej rączki,
oddalając się i przykładając obie ręce do twarzy. Cały drżał. Lara natomiast
stała z boku, patrząc na tą scenę z bólem w sercu. Nie mogła patrzeć, jak
Amelka cierpiała, przeraźliwie się bojąc. Przestała żałować, że to ona za
chwilkę umrze, a to dziecko będzie dalej bezpieczne.
Czyli
nadszedł czas rozwiązania klątwy. Lara podeszła do Maykela, licząc na to, że
teraz, w tej ostatniej rozmowie będzie dla niej miły. Że powie jej, jak bardzo
ją kocha i jak strasznie będzie za nią tęsknił. Może nawet czule ją pocałuje. Ten
ostatni raz.
- Maykel… - Delikatnie
dotknęła jego ramienia, chcąc dodać mu odwagi. – Tak trzeba zrobić… Nie
poddawaj się….
Opuścił ręce, odsłaniając
kredowobiałą twarz. Spojrzał na kobietę przelotnie, jakby w ogóle nie dostrzegał
jej przed sobą.
- To wiesz, gdzie masz
stanąć – burknął.
Jeżeli
Lara liczyła na gorące pożegnanie, to grubo się myliła. Rozdrażniona
pomaszerowała do drugiego podestu i na nim stanęła. Oprócz zielonego światła,
które otoczyło i ją z chwilą wejścia na podest, przed nimi z wielkim hukiem
pojawił się trzeci. Larze nie trzeba było niczego wyjaśniać. Trzeci podest –
dla osoby wybranej. Dla osoby, która miała umrzeć, właśnie tam stając. Zielone
światło tak jak Amelkę, znieruchomiło nogi kobiety, nie pozwalając jej się
poruszać. Żadna ucieczka nie wchodziła już teraz w grę.
Maykel
stał, wciąż się trzęsąc z wyrazem niewyobrażalnego cierpienia na twarzy. Patrzył
na dwie najdroższe mu osoby, z których za chwilę wybierze jedną, by zginęła,
uwalniając siebie i ich od klątwy. Lara nie mogła tego znieść. Nie mogła dalej
patrzeć na twarz Maykela, którego przecież tak bardzo kochała, ani nie mogła
słuchać płaczu strojącej obok Amelki.
- Dalej, Maykel… - Ponagliła
błagalnie, przymykając oczy. – Wiesz, że jestem gotowa. Będzie dobrze,
zobaczysz…
Mężczyzna zrobił chwiejny
krok w jej stronę. Croft zacisnęła wargi.
- Amelka będzie żyć, Amelka
będzie żyć… – Szepnęła do siebie ostatnie słowa pocieszenia. – A twoje problemy
się skończą – dodała, otwierając oczy, bo Maykel wciąż do niej nie podchodził.
Jakie
było jej zdziwienie, gdy mężczyzna zamiast do niej, podszedł do córeczki.
Obejmując ją zaczął do niej mówić, aż mała przestała płakać. I wtedy Larę,
chociaż przed śmiercią, trafił szlag. Kogo Maykel powinien teraz przytulać i
pocieszać?!! Amelkę, która będzie z nim przez resztę życia, czy ją, która za
chwilę odejdzie od niego na wieki?!!
Maykel
sprawiał wrażenie niewidzącego niczego poza swoim dzieckiem. Podszedł do niej
spokojnie i równie spokojnym tonem zaczął do niej mówić.
- Dlaczego płaczesz? –
szeptał, otaczając ją ramionami i patrząc w jej bladą, wykrzywioną buźkę.
- Bo się boję – odparła.
- Ale czego? Tego głupiego
kamiennego smoka, co tu stoi za nami?
Amelka uśmiechnęła się
lekko i przestała płakać.
- Nie, bo on jest głupi –
przyznała rację swojemu tacie.
- To czego się boisz?
- Nie wiem… - Wyznała w
końcu, zdając sobie sprawę z tego, że rzeczywiście nie było czego się bać.
Uniosła swoje orzechowe ślepka na Maykela i ufnie przyłożyła rączki na jego
ramiona. – Wiesz, że ja się często boję… - Wyznała ze smutkiem.
- A chciałabyś już się
nigdy nie bać? Nigdy nie być smutna? Nigdy nie chorować? Zawsze się śmiać i być
szczęśliwa? – Mężczyzna odgarnął czarne kosmyki włosów z policzka córeczki.
Amelka wytrzeszczyła
ślepka.
- No, pewnie! – odrzekła. –
A tak można?
- Można. Jest takie jedno
miejsce…
- Gdzie ono jest? Ja chcę
tam pójść! – Amelka na nowo wygięła usta w podkówkę, gotowa do dalszego płaczu.
– Tutaj tak nie jest!
- Wiem, że tutaj tak nie
jest – zgodził się Maykel. – A to miejsce, o którym mówię, jest tam, gdzie obecnie
znajduje się twoja mama… Ale nie ta. – Mężczyzna lekko spojrzał na Larę. – Ta
prawdziwa, która cię urodziła. Nie pamiętasz jej…
- Śni mi się czasami –
odrzekła dziewczynka. – Mówiłam ci już kiedyś. Zawsze mnie woła. Ma takie długie
włosy i białą suknię… A znajduje się zawsze na takiej dużej łące z kwiatami i
jeziorem! Fajnie, co?
- Amelko… Ameleczko… -
Maykel uważnie spojrzał na twarzyczkę dziewczynki stojącej przed sobą. Siłą
pohamował się, aby po prostu nie płakać. – Czy ty chciałabyś tam pójść? –
zapytał. – Nad to jeziorko z kwiatami do swojej mamy?
- Tak! – odparła mała
wesoło. Wytarła rączkami oczy. – Bardzo bym chciała. Ona zawsze mnie woła w tym
moim śnie, wreszcie bym się z nią spotkała.
- W takim razie za chwilkę tam
pójdziesz – rzekł mężczyzna, lekko drżącym głosem. – I powiesz mamie… Że dalej
bardzo ją kocham. I, że dla niej głównie to zrobiłem.
- Co zrobiłeś? – Nie
zrozumiała Amelka.
- Ona będzie wiedzieć co.
- To gdzie mam iść? Gdzie
ona jest? Ja już chce tam pójść i jej to powiedzieć!
- Za sekundkę. Musisz mi
jeszcze coś przyrzec… - Maykel pogłaskał córeczkę po policzku. – Przyrzeknij
mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Przyrzekasz?
- No, rozumie się, że tak!
Jak bym mogła?! – oburzyła się dziewczynka. Nagle, lekko spoważniała. – Tato… -
Zaczęła, marszcząc brwi. – Ale powiedziałeś mi, że moja mama nie żyje… W takim
razie, czy i ja umrę, aby móc się z nią spotkać?
Maykel zawahał się przez
chwilę.
- Oczywiście, że nie –
odrzekł. – Zawsze będziesz żyć… Z nami, w naszych sercach.
- Czyli teraz pójdę do
nieba! Do mamy! Ale… Tato, czy ja już stamtąd wrócę?
Mężczyzna pogłaskał ją
ponownie po pucołowatym policzku.
- To my przyjdziemy do
ciebie… - Wyjaśnił. – Ani się nie obejrzysz, kiedy znowu będziemy wszyscy razem.
- To ja z mamą będziemy na
was czekać, nie wejdziemy jeszcze do tego nieba. – Snuła plany dziewczynka. –
Poczekamy na was w drodze, żebyście mogli z Larą nas dogonić.
- Dobrze. – Maykel mocno
przytulił dziewczynkę, zaciskając oczy, w których już zdążyły zebrać się łzy. –
Bardzo cię kocham, Amelko… - Szepnął w jej pachnące włosy. – Bądź szczęśliwa i
nigdy się nie bój…
- Przyrzekam – odszepnęła
dziewczynka. Posłusznie pozwoliła podnieść się na ręce, bo sama nie mogła się
ruszyć z podestu przez trzymające ją, niewidzialne siły.
Lara
patrzyła, jak jej narzeczony podnosił na ręce Amelkę, a potem ustawiał ją na
trzecim podeście. Dopiero wtedy – zrozumiała.
- Nieeeeeee!!! – wrzasnęła
tak rozpaczliwie, jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. Szarpiąc się i rzucając
do przodu, usiłowała zerwać z siebie niewidzialne więzy i odciągnąć dziecko z
trzeciego podestu. Niestety, niewidzialne siły nie ustąpiły, dalej
unieruchamiając jej ciało. Kobieta patrzyła, jak Maykel coś jeszcze mówił do
dziewczynki, a potem odsunął od niej swoje ręce i cofnął się w tył.
Przez
pomieszczenie przeleciała z prędkością światła błyskawica, trafiając w malutką
dziewczynkę. Przez sekundkę w komnacie zrobiło się jasno jak za dnia, a potem
nastąpiła głęboka cisza i nic więcej…
Lara,
ledwo żywa, patrzyła, jak ciało Amelki upada i stacza się z podestu na podłogę,
bezwładnie się katulając i zatrzymując pod ścianą. Amelka nie poruszyła się już
nigdy więcej.
Ostatnią
rzeczą, jaką Lara zobaczyła nim klątwa zabrała jej dar widzenia duchów, była Fay
w białej ślubnej sukni, chwytająca w ramiona rozpromienioną czarnowłosą
dziewczynkę. Matka i córka ponownie się połączyły. Chwilę jeszcze Croft
patrzyła, jak Fay tuli Amelkę w ramionach, a ona, szczęśliwa się śmieje.
A potem,
usłyszała brzdęk złota upadającego na podłogę i dusze Amelki i Julki zniknęły.
Lara spojrzała pod swoje nogi, gdzie obracał się jeszcze jej zaręczynowy
pierścionek, który przed chwilką zleciał jej z palca. Przyczyna zła i
wszystkich nieszczęść, które ich dotknęły.
Croft
zdała sobie sprawę z tego, że z chwilą, gdy pierścionek opuścił jej palec –
klątwa została rozwiązana. A więc… Rozwiązali ją. A w zasadzie, to Maykel ją
rozwiązał. Ale…
- Nie tak miało być!!! –
jęknęła Lara, bliska obłędu. Zachwiała się i bezwiednie stoczyła się
z podestu na podłogę, jak ogłuszona. Oczy na nowo zaszły jej mgłą. Patrzyła
teraz, jak Maykel klęczał nad ciałem swojej małej córeczki.
Wstała
po chwili, jak pijana się chwiejąc i na drżących nogach podbiegła do ciała
dziewczynki. Uklęknęła, przykładając jej palce do szyi, sprawdzając puls.
Następnie przyłożyła dłoń na malutką pierś Amelki, usiłując wyczuć bicie
serduszka. Nie wyczuła ani jednego ani drugiego.
- Ona… Nie żyje… - Usłyszała
własnie słowa zaskoczenia, chociaż dobrze wiedziała już od paru minut, że tak
właśnie było.
Popatrzyła jeszcze na buzię
dziecka, które zdążyła już uważać za swoje. Amelka wyglądała, jakby spała. Z
zamkniętymi usteczkami i oczkami sprawiała wrażenie śpiącego aniołka. Czarne
włosy otaczały jej główkę i opadały na pulchne ramionka.
Wtedy Lara
nie wytrzymała. Wybuchnęła spazmatycznym, niepohamowanym płaczem i obejmując
ciałko malutkiej, przytuliła twarz w jej ramię, obficie mocząc łzami jej
sukienkę.
- Nie tak miało być… - Łkała,
z trudem łapiąc powietrze. – Co ty zrobiłeś… To ja miałam zginąć, nie ona…
Maykel klęczał obok. Z
przerażeniem patrzył na zachowanie swojej narzeczonej, bo nie miał jeszcze okazji
widzieć jej w takim stanie. Lara, ta niezwyciężona Lara – płakała. Rouglas
delikatnie dotknął dłonią jej ramienia.
- Laro… - Szepnął błagalnie.
– Proszę cię, uspokój się… Ona… Ona właśnie teraz jest szczęśliwa… Błagam,
zrozum to.
Na chwilę przestała
szlochać. Głęboko oddychała, wciąż nie odrywając głowy od ciała dziewczynki.
- Ale… - Zająknęła się i dwie
łzy ponownie spłynęły jej z oczu. – Przecież chciałam się poświęcić właśnie dla
niej… Kochałam ją… Dalej kocham, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego…. Nie tak miało
być! – I ponownie płacz zawładnął nią całą.
Minęła
chwila ciszy, przerywanej tylko głuchym szlochem kobiety. Maykel objął ją i
przytulił twarz w jej plecy, nic nie mówiąc. Czekał, aż ból odrobinie jej minie
i pozwoli na rozmowę. Po chwili, Lara zaprzestała wylewać łzy. Uspokoiła się z
lekka i pozwoliła, by Maykel delikatnie uniósł ją na wysokość swoich oczu.
- Może kiedyś to zrozumiesz
– szepnął, całując ją czule w czoło, a potem wargami odgarniając zlepione od
łez kosmyki włosów z jej twarzy. – Zrozumiesz to, że tak, a nie inaczej
musiałem postąpić dla dobra nie tylko naszego, ale i jej.
- Miałeś poświęcić mnie… -
Zaprotestowała Lara, zamykając oczy i spuszczając głowę w dół.
– Mnie… A nie ją.
Mężczyzna ponownie uniósł
jej twarz, zmuszając, by popatrzyła mu w oczy.
- I co by nam to dało,
gdybym zabił ciebie? – zagadnął, głaskając jej policzek. – Zabiłbym ciebie, a
później siebie, bo wiesz dobrze, że nie potrafię już bez ciebie żyć… Jesteś
częścią mnie, połową mojego życia… - Pocałował ją w zimne dłonie, które
przyłożyła na jego ramionach. Jego słowa koiły jak balsam, Lara słuchała go z
szeroko otwartymi oczami, zapominając o płaczu. Maykel kontynuował:
- A więc, zginęłabyś ty i
ja, a Amelka zostałaby sama. Kto wie, może też by umarła z bólu, dobrze wiesz,
jak strasznie się wszystkim przejmowała. Śmierć psa sprawiła, że nie rozmawiała
z nikim i płakała przez tydzień. Teraz oprócz tego, że widziałaby twoją śmierć,
potem dowiedziałaby się o śmierci Lilly, a na końcu ja musiałbym od niej
odejść… Tego chciałaś? Chciałaś, by dalej była nieszczęśliwa, wiecznie się
bała? Teraz… Będzie wiecznie się śmiać… Razem z Julką, której tym sposobem
odjęliśmy trochę cierpienia. Obydwie będą szczęśliwe. Jeżeli nie teraz… Mam
nadzieję, że kiedyś zrozumiesz. To, że to rozwiązanie było jedynym z możliwych.
Lara przytuliła się do
niego, mocno obejmując go ramionami. Wtuliła twarz w jego tors.
- Kocham cię – szepnęła,
ściskając dłońmi jego ramiona.
- Możemy teraz zacząć nowe
życie – odszepnął, całując ją we włosy. – Bez klątwy. Amelka będzie wiecznie
przy nas żyć…
Lara nie
płakała już więcej. Nie płakała, gdy wstali i podnieśli ciało dziewczynki. Nie
płakała, gdy dzwoniła do Zipa, by przysłał tu do nich prywatny samolot. W głębi
duszy czuła, iż wszystko to, co zrobił i powiedział jej Maykel – miało sens.
Bardzo głęboki. Rozumiała, że tym co zrobili, nie uszczęśliwili tylko samych
siebie. Wbrew pozorom – Amelka najwięcej na tym skorzystała. Śmierć nie była
dla niej zakończeniem wszystkiego, była rozpoczęciem nowego, znacznie lepszego,
bardziej bajecznego i kolorowego życia.
Wracając
do Surrey, Lara opierała się głową o ramię Maykela i trzymała go za rękę w
samolocie. Nie było osoby, którą kochałaby mocniej od niego. Miał rację, ona
też musiałaby się zabić, gdyby on zginął. Życie bez niego, nie byłoby już
życiem.
W swoim
ogródku, razem, zakopali zaręczynowy pierścionek, z którego już wprawdzie
zniknęła klątwa, lecz lepiej było na zimne dmuchać. Zakopali go, by już nikt
nigdy nie musiał przeżywać tego, co przeżyli oni.
CDN
Malina
OdpowiedzUsuńWysłany 07.05.2011 o 12:46
Cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudowne!!! Aż się poryczałam przed monitorem! Właściwie to od początku wiedziałam, że Amelka zginie, ale ta ostatnia rozmowa z Mykelem, jak jej tłumaczył… Ja nie potrafię sobie wyobrazić, jak on nie zmiękł… Takiego aniołka poświęcił. Ale miał rację… Czekam z niecierpliwością na nn!
Petita
OdpowiedzUsuńWysłany 07.05.2011 o 13:18
O rajuś, biedni Ci wszyscy bohaterowie :( Biedna Lara, jejku, Amelka to takie małe dziecko… Naprawdę jestem wrażliwa i miałam ochotę się popłakać Pati-Ann. To smutne, że już dobiega końca twoje opowiadanie, ale mam nadzieje, że jeszcze kiedyś coś dla nas napiszesz,antecedents ; amore-esplosione;*
pettitka16
OdpowiedzUsuńWysłany 08.05.2011 o 19:24
cudnyy blog i opowiadanie ; ** zapraszam do mnie <3 http://www.storytombraider.bloog.pl
pettitka16
OdpowiedzUsuńWysłany 09.05.2011 o 20:07
dzięki za komka ;D , sorrka jeżeli uraziłam cię tym komentarzem :) ale zazwyczaj takie zostawiam :) przeczytałam kilkanaście rozdziałów , naprawdę umiesz pisać :) pozdrawiam i przepraszam :)
Inam
OdpowiedzUsuńWysłany 13.05.2011 o 14:11
Chciałaś żebym Cię poinformowała o kolejnym rozdziale, zatem informuję – właśnie dodałam „dwójeczkę”. :-) Przy okazji jeszcze pochwalę się, że doczytałam u Ciebie do dziewiątego rozdziału drugiej części i jak na razie bardzo mi się podoba. Jesteś strasznie pomysłowa, świetna fabuła, świetni bohaterowie, aż ciężko wybrać ulubionego. Brawo, brawo, lecę czytać dalej. :-)
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 23.05.2011 o 17:39
Czytałam już ten rozdział kilka dni temu, ale nie zdążyłam skomentować.Jestem zawiedziona śmiercią Amelki! To potworne, przecież to dziecko miało przed sobą całe życie… No ale Maykel podjął swoją decyzję, Lara żyje. A bez Lary nie ma serii, główna bohaterka winna umierać na końcu lub najlepiej wcale. Bardzo emocjonalnie piszesz, wywołujesz w czytelnikach, w tym we mnie niesamowite emocje, mam ochotę krzyczeć do bohaterów, czuję się, jakbym tam, przy nich była. Rozdział jest boski. Przede mną jeszcze oczekująca chwila, zaraz się za nią zabiorę, ale aż boję się jej podjąć, taka jestem przejęta tym, co tworzysz. Boli mnie fakt, że zaraz wszystko się skończy. Fakt, już się skończyło. Ale nie dla mnie, przede mną jeszcze dwie notki. Nie wiem, co bym musiała zrobić, żeby wskrzesić w Tobie chęć do dalszej twórczości, mam nadzieję, że długo nie będziesz na blogowym bezrobociu i pomysł sam wpadnie… A za kilka lat, kto wie? Może i trafi nam się „NewTombRaiderOpowiadania – Trylogia”? Nie chcę zmuszać ;] Chcę tylko, byś wiedziała, że mi… i nie tylko mi… zależy na tym blogu, na Tobie, na Twojej niezaprzeczalnej, niesamowitej, fenomenalnej i jeszcze (tu sobie sama wpisz jakiś zaje.bist.y przymiotnik xD ) twórczości. Już teraz wiem, że będę tęsknić. Ale już nie marudzę, nie wzruszam się, mam przed sobą jeszcze kawał tekściwa. A potem machnę to opowiadanie od początku. Bo jest co czytać.:*
Ola :)
OdpowiedzUsuńWysłany 23.05.2012 o 22:08
Popłakałam się . Naprawdę . Te opowiadania są poprostu przecudne . Szkoda , że tak późno zaczęłam czytać tego bloga..
Wysłany 25.05.2012 o 22:47 | W odpowiedzi na ~Ola :).
UsuńDziękuję ;* Już niedługo powracam z 3 częścią opowiadania, także nie martw się, jesli będziesz chciała, czytać będzie co. ;) Pozdrawiam!
~Uci;UlaCroft;Ulka;Ulcia
OdpowiedzUsuń21 maja 2011 o 18:56
Rozdział przedostatni.„Lara nie płakała już więcej. Nie płakała, gdy wstali i podnieśli ciało dziewczynki.”Za to ja się jak najbardziej poryczałam. „W głębi duszy czuła, iż wszystko to, co zrobił i powiedział jej Maykel- miało sens. Bardzo głęboki. Zrozumiała, że tym co zrobili, nie uszczęśliwili tylko samych siebie. Wbrew pozorom- Amelka na tym najwięcej skorzystała. Śmierć nie była dla niej zakończeniem wszystkiego, była rozpoczęciem nowego, znacznie lepszego, bardziej bajecznego i kolorowego życia.”Te słowa dodały mi otuchy. Dla Amelki rozpoczęło się nowe życie i dla mnie również. Dla niej życie lepsze, dla mnie życie w smutku i rozmyślaniu jakby inaczej mogło się to skończyć. Nie wiadomo dlaczego ja zawsze płaczę przy takich książkach. Chyba się nie nadaję do ich czytania. Gdybym miała oceniać ten rozdział wstrzymałabym się od głosu. Z dwóch powodów. Po pierwsze- przez zamglone oczy nie trafiłabym sobie w to, co chcę, po drugie- to nie jest ostatni rozdział, jeszcze zobaczymy jak tamten się skończy i dopiero wtedy z czystym sumieniem mogłabym ocenić twego bloga. Na razie idę czytać dalej.
29 year-old Human Resources Assistant IV Giles Whitten, hailing from Thornbury enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Basketball. Took a trip to Timbuktu and drives a Batmobile. jej wyjasnienie
OdpowiedzUsuń