Lara
wymiękła dopiero po trzech tygodniach samodzielnego odszukiwania Cartera
łącznie z jej matką. Codziennie, od momentu przybycia do Tajlandii, zrywała się
wcześnie rano i wyruszała na poszukiwania.
Zaczęła od
północnej części Isaanu i to ta część właśnie zajęła jej okrągłe trzy tygodnie.
Poszukiwania zakończyły się definitywnym niepowodzeniem, co do tego stopnia
zdołowało Larę, że postanowiła skorzystać z pomocy. Jej niezależność i duma
bardzo na tym ucierpiały. Ale kobieta nie miała innego wyjścia.
Skoro
północna część Isaanu zajęła jej tak wiele czasu, to ile potrzeba miesięcy na
obadanie zachodniej, wschodniej i południowej części? A jeżeli tam nie znajdzie
swojej mamy? Wtedy trzeba będzie kontynuować poszukiwania na terenie całej
Tajlandii, a wtedy jak nic zajmie jej to około czterech do sześciu lat. Totalna
lipa. Do tego czasu, jej biedna Amelia może już po prostu nie żyć.
Tak więc, od momentu
przybycia do Isaanu, Lara po raz drugi zagościła na kolorowym bazarze. Błąkała
się przez dobrą chwilę, nim ujrzała kobietę wystrojoną po dawnemu jak choinka i
siedzącą na wymiętym kocu. Lara od razu skierowała się do niej.
Elanda
miała na sobie jej czarny szal przetykany perełkami, ale oprócz tego nie
przesadzała z elegancją: prosta szata, widać, że nowa, lecz i tak skromna,
różnobarwne szarfy, chusta na głowie, pełno kolczyków, naszyjników i
bransoletek. Na widok Croft, twarz Elandy wyraziła najwyższe zdumienie.
- Wytrzymała tak długo? –
zagadnęła, cmokając trochę z zaskoczeniem, a trochę z podziwem.
- Tak, nie jest tak żle.
Dobrze mi się mieszka koło strumyka i dobrze już znoszę klimat – odparła Lara,
siadając obok Elandy. Ta pokiwała posępnie głową.
- Mocno się tłuką i
przeszkadzają? – zapytała urywanym szeptem, pochylając się do
Angielki, jakby to, o czym mówiła było bardzo poufałą sprawą.
- Kto? – Nie zrozumiała
Lara, wytrzeszczając swe brązowe oczy.
- No, duchy dżungli! – Dalej
szeptała ciemnoskóra. - Pytam, czy mocno cię dręczą?
Archeolożka westchnęła
niecierpliwie.
- Do tej pory ani jeden nie
przyszedł mnie odwiedzić w nowym domu. Chyba nie są za bardzo towarzyskie. – Uśmiechnęła
się z własnej sarkastycznej odpowiedzi.
Elanda się wściekła.
- Ejć, co ja będę z głupią
gadała! – parsknęła, machając ręką. – Może się teraz paniusia śmiać, ale jak
przyjdzie co do czego, to zrozumie, że duchy dżungli istnieją i potrafią nieźle
się mścić! Żeby potem nie było, że nie ostrzegałam!
- Dobra, dobra, ja nie
mówię, że nie istnieją – załagodziła sprawę Croft. – Nie ujawniają mi się po
prostu, bo do tej pory nie zrobiłam niczego złego.
- Akurat! – syknęła Elanda.
– Sama słyszałam przed paroma dniami strzały od strony dżungli! Masz przy sobie
broń i jesteś przestępczynią, a mnie tylko oczy mydlisz. Już ja znam takie.
Lara westchnęła przeciągle,
usiłując się nie denerwować.
- Tak, mam przy sobie broń,
ale tylko do obrony własnej. Nie zabijam dla przyjemności – wyjaśniła. – A
przed paroma dniami strzelałam w powietrze, szczury nie dawały mi spać. Dawno
bym wytępiła te cholerstwo, ale żeś mnie nastraszyła tą opowiastką o tych
duchach. I tak się męczę przez ciebie i duchy i nikogo nie zabijam.
- Czyli jednak w nie
wierzysz? – ucieszyła się czarnoskóra.
- Oczywiście, że tak –
odrzekła Lara dla świętego spokoju.
Zaległa chwilowa cisza.
- A tak właściwie, to po
raz kolejny przyszłam cię prosić o pomoc, Elando. – rzekła Lara.
- Za opłatą? – zapytała ze
zgrozą czarnoskóra.
- Tak, oczywiście.
- To niech się wynosi, nim
się zdenerwuję! Widzi to?! – Tu Elanda wskazała na swój koc.
Dopiero
teraz Lara dostrzegła, że nie było tam szklanej kuli, talii kart oraz
wahadełka, tylko leżały na nim jej własne ubrania. Jej spódniczki, bluzki,
apaszki – wszystko to, co wręczyła Elandzie trzy tygodnie temu, w zamian za
udostępnienie domku nad strumykiem.
– Widzi to?! Rozpoznaje?!
Otóż jak widzi, nic z tego nie idzie, nikt tego nie kupuje! Poszły tylko
malowidła i sukienki! Żadnego zysku!
- Ja myślałam Elando, że
daję to tobie, abyś sobie włożyła coś ładnego i ładnie się umalowała.
- A czy ja wyglądam na taką
wyuzdaną jak ty, aby zakładać na siebie jakieś fiu bździu?
W tym
momencie, Lara poczuła, że powinna się obrazić. Ale po przemyśleniu, zdała
sobie sprawę, że coś w tym jest. Na tle okutanych pod szyję kobiet, ona wyglądała
na co najmniej… Ech… Spojrzała na swoją skąpą bluzkę na cienkich ramiączkach i
na krótkie spodenki. Lara nie zamierzała jednak przystosowywać się do twardych
tajlandzkich wymogów.
Wiedziała,
że zapytane o takie grube stroje przy 40 stopniach Celsjusza ,
tajlandzkie kobiety odpowiadały z dumą, że religia zabrania im się odkrywać. Gówno
prawda. Lara wiedziała, że w tym rejonie, rozbierać się kobietom po prostu
zabraniali mężczyźni. Oni sami mieli się za panów świata, a dziewczyny traktowali
jak konie pociągowe. Zabiliby, jeżeli ich córka, żona, matka odsłoniłaby
chociażby ramiona.
Oprócz
tego, ludność tutaj była nieczuła, zimna, bezuczuciowa i opryskliwa, czego Lara
doświadczała na własnej skórze, chociażby w rozmowie z Elandą. Nie miała także
zamiaru zaglądać nikomu pod spódnicę, ale słyszała i czytała, że ludzie w tym
rejonie nie rozbierają się nawet podczas stosunku płciowego. Kobiety, miały
ponoć w koszulach nocnych specjalne wycięte dziury… I wiadomo, jak to się dalej
odbywało. Lara wiedziała, że tajlandzkie dziewczyny traktowały seks jako
małżeński obowiązek, nie mówiąc o jakiejkolwiek przyjemności ani o czułości,
które po prostu nie miały tutaj miejsca.
Lara
zarechotała złośliwie na głos, pragnąc poruszyć tę kwestię z Elandą, ale
przyszło jej do głowy, że jak ją obrazi, to ta nie udzieli jej pomocy, której
tak bardzo potrzebowała.
- Tym razem zapłacę ci
gotówką – powiedziała do ciemnoskórej, która nadęta siedziała po turecku i
skubała skrawek szaty.
- A o co chodzi? –
mruknęła.
- Bo widzę, że rzuciłaś
biznes w udawanie… Znaczy się, w bycie wróżką…
- No, bo też nie miałam z
tego zysku.
- Ale… Czy… Elando, czy ty
naprawdę umiesz przepowiadać przyszłość?
Czarnoskóra skrzywiła się.
- A czy to ważne? –
warknęła w odpowiedzi. – Ważne, aby ludzie myśleli, że potrafię.
- No tak, ale…
- Ale sporo się uczyłam i
dużo wiem o różnych magicznych trikach – dokończyła Elanda z dumą.
- Mnie interesuje co
innego. Zauważyłam, że sporo wiesz o duchach…
- O, tak! – Czarnoskóra od
razu się ożywiła. – Wyczuwam je! To jedno, co potrafię naprawdę. Wiem, gdzie są
i jak się zachowują.
- A czy potrafisz się z
nimi kontaktować?
Pytanie przebiło wszelkie
bariery. Elanda zmroziła Larę wzrokiem.
- Umiem – odrzekła,
pochylając się nad archeolożką. – Czy potrzebujesz rozmowy z kimś zmarłym?
- Dokładnie – powiedziała
Lara, tym samym poufałym szeptem i wyciągnęła sporą
ilość pieniędzy z kieszeni. Wręczyła je Elandzie.
Czarnoskóra skoczyła do
góry jak oparzona, zwijając swój kocyk i zachłannie patrząc na
stragany ze świecidełkami.
- To przyjdź wieczorem,
przyjdź wieczorem… - Mówiła gorączkowo, oddalając się. – I weź ze sobą coś z
tej osoby!
Lara ruszyła za kobietą.
- Elando, jak mam przynieść
coś z tej osoby, skoro ona nie żyje?! – krzyknęła.
Elanda wściekle zatrzymała
się w miejscu. Już chciała nakupić sobie błyskotek, a ta Angielka znowu
sprawiała kłopoty.
- A problem to jakiś, wziąć
i odkopać zwłoki? – warknęła zła, biorąc się pod boki.
- Kobieta, z którą pragnę
się teraz skontaktować, zginęła tragicznie w wypadku samochodowym przez wybuch
bomby – wyjaśniła Lara jednym tchem. – Nie sądzę, aby cokolwiek z niej
pozostało.
Elanda wywróciła oczami.
- A za piętrzenie
trudności, będą dodatkowe koszty! – wykrzyknęła, a potem przeciągle westchnęła.
– To weź coś, z czym ta osoba ci się kojarzy. I nie truj mnie już teraz! –
Elanda szybkim krokiem podreptała do stoiska z biżuterią.
Lara
stała przez dłuższą chwilkę, myśląc. Ale nic innego nie przychodziło jej do
głowy. Tylko jedna rzecz była tak bardzo charakterystyczna dla Fay.
***
- Czy to
prawdziwa lawenda? – zapytała Lara ciemnoskórego mężczyznę, który sprzedawał
rozmaite rośliny i przedmioty z nich zrobione.
- Tak, najprawdziwsza –
zapewniał.
- Akurat! – burknęła Lara,
odrzucając na miejsce zapachową poduszeczkę i oddalając się. Nie zachowała się
grzecznie, ale nie lubiła, kiedy ją okłamywano. A zapach lawendy znała tak
dobrze, że z zamkniętymi oczami mogła go rozpoznać.
W tym
samym momencie, zauważyła pod lasem starą kobiecinę, zbierającą jakieś gałązki
i trawy do wiklinowego koszyka. Lara pobiegła w jej kierunku, zbliżał się
wieczór, nie miała zbyt dużo czasu.
- Co tam zbieracie,
zielarko? – zagadnęła przyjaźnie staruszkę.
Kobiecina przerwała robotę,
by odwzajemnić Angielce uśmiech. Była chyba pierwszą osobą, która miło zwróciła
się do jej osoby.
- A różne, różne roślinki,
moje dziecko… Te tu są dobre na kaszel, te znowuż na bóle brzucha…
- A czy macie w swoim
zbiorze lawendę? – zapytała Lara z nadzieją.
- Lawendę… - Zastanowiła
się staruszka, kiwając głową. – Zapach nieba, jak to powiadają. Powiadają, że
cały raj pokrywają kopce lawendy, która wiecznie tam rozsiewa swój słodki
aromat.
- Być może - zgodziła się
grzecznie Croft.
- Chyba będę mieć gałązkę,
czy dwie. Lawenda to tutaj rzadki okaz.
Zielarka miała dokładnie
trzy gałązki suszonej lawendy. Lara niosła je w rękach, przyciskając do siebie,
jakby to był jakiś skarb. No cóż, po części był.
Razem z
Elandą ruszyła do jej domu. Mieszkanie czarnoskórej nie różniło się zbytnio od
Lary chatki koło strumyka. Też było drewniane, niewielkie i lekko pochylone.
Tyle tylko, że dom otaczały inne domy, a nie tak jak w przypadku Lary, sama
gęstwina i dzikie zwierzęta.
Wnętrze
chatki sprawiało wrażenie gabinetu wróżki. Archeolożka usiadła po turecku na
dywanie w dużym pokoju, w którym paliły się zapachowe świece, na półkach stały
czaszki, w oknie wisiał jakiś talizman, a wielki czarny kocur wpatrywał się w
nią żółtymi oczami.
Jakie
było jej zdziwienie, kiedy Elanda zaciągnęła ją za rękę do kuchni, gdzie w
ogóle nie było czuć magicznego nastroju. Kuchnia jak kuchnia.
- Tutaj będziemy… Czarować?
– skrzywiła się Croft.
- Tak. – Brzmiała krótka
odpowiedź.
Elanda ku jeszcze większemu
zaskoczeniu Lary, wyciągnęła z szafeczki ogromnych rozmiarów patelnię i
położyła ją na gorący piec. Następnie wrzuciła na nią garść siarki.
– Da to, co przyniosła. – Teraz
wystawiła przed siebie rękę.
Croft podała jej gałązkę
lawendy. Elanda wrzuciła lawendę do palącej się siarki. Do góry zaczął
wydobywać się duszący i gryzący w oczy dym.
- Ale dziwnie pachnie… - Jęknęła
Lara, krztusząc się i wycofując do wyjścia.
W tym
momencie, Elanda chwyciła ją za przegub ręki, a swoje kościste palce wbiła jej
w kark. Z całej siły przyciągnęła Larę do siebie, a jej głowę pochyliła nad
kopcącą się siarką w patelni.
W
pierwszej chwili, Lara myślała, że Elanda usiłuje ją udusić nad krztuszącym
dymem. Zaczęła więc się szarpać i wić, usiłując zaczerpnąć świeżego powietrza. Opar,
który wydobywał się z patelni, zwyczajnie ją dusił. Coraz więcej dymu wlatywało
do jej płuc, coraz więcej i coraz więcej… Aż w końcu przed jej oczami zrobiło
się biało.
Najpierw
biało, potem czarno, znowu biało i znowu czarno… A potem pojawiło się cykanie
świerszczy i coś wilgotnego przesunęło się po jej twarzy. Lara otworzyła oczy.
Znajdowała się na polanie, na której środku stało sobie niewielkie jeziorko.
Tak jest!!! To tutaj po raz pierwszy od katastrofy samolotu spotkała się z Fay,
to tutaj lawenda rosła na dnie stawu i to tutaj Lara odnalazła drugą część
mitu.
Kobieta
wstała raptownie z zielonej, lekko wilgotnej trawy. To miejsce nigdy się nie
zmieniało: zawsze była krystalicznie czysta woda w stawiku, lawenda mieniła
się, rosnąc na jego dnie, zawsze panowała tu noc i zawsze księżyc i gwiazdy
odbijały się w tafli wody.
- Fay! – wykrzyknęła Lara,
rozglądając się. – Fay!
Dostrzegła ją. Smukła
postać w białej sukni leżała na trawie po drugiej stronie brzegu. Nie zwróciła
najmniejszej uwagi na Lary wołanie.
- Fay! – zawołała Lara ponownie,
zaskoczona, że szamanka nie reagowała. Właśnie miała zamiar przedostać się na
drugą stronę jeziorka, gdy usłyszała za sobą donośny tupot czterech nóżek.
Odwróciła się. – Jenna?!! – krzyknęła Lara niedowierzająco. A potem uklękła,
pozwalając, by wielki, rudy husky przewrócił ją na plecy i radośnie szczekając,
wylizał jej całą twarz.
- Jenna… - Croft śmiała się
serdecznie, siadając i głaskając psa po lśniącym futerku. – Nasz dobry, wierny
piesek… Gdyby mogła tu być Amelka, jak ona by się cieszyła na twój widok!
Husky
nadstawił uszu, jakby rozumiał o czym kobieta do niego mówiła, a potem z
głośnym pluskiem wskoczył do krystalicznie czystej wody i przepłynął na drugi
brzeg. To samo zrobiła Lara. Dalej nie rozumiała zachowania Fay, która wciąż
leżała na trawie i sprawiała wrażenie mającej wszystko w czterech literach.
Croft
otrzepała się z wody i podbiegła do szamanki. Fay, z ręką pod głową, leżała
sobie patrząc w gwiazdy swoimi srebrnymi oczami. Na Larę w ogóle nie zwróciła uwagi.
Ta usiadła więc obok niej, podciągając kolana pod brodę. Jenna położyła się
niedaleko nich.
- Cześć – szepnęła Lara,
trącając ducha w ramię.
Zero reakcji. Po chwili
dopiero, Fay poruszyła się nieznacznie i odwróciła na drugi bok, tyłem do Lary.
Minęła dłuższa chwila, nim archeolożka się odezwała.
- Dobrze już dobrze… Wiem, dlaczego
się na mnie boczysz – powiedziała, wzdychając. – Obiecałam ci, że rozwiążę
klątwę, a do tej pory nie rozwiązałam, wiem, wiem.
Fay drgnęła lekko, przez co
Lara miała pewność, że ta ją usłyszała i potwierdziła jej
słowa.
- Ale miałaś rację co do
tego… Nie ja tutaj gram pierwsze skrzypce. Rozwiązać klątwę musi Maykel, a on
nie chce tego zrobić. – Lara wstała z ziemi. – Ale postawmy się też w jego
sytuacji, Fay. Aby uwolnić nas od klątwy, a ciebie zbawić, Maykel musi wybrać
między mną, a córeczką. Ja już nawet powiedziałam mu, aby wybrał mnie, to tylko
się na mnie wydarł i popukał mi w czoło.
Fay zerwała się z trawy z
prędkością błyskawicy. Wzrok, jakim obdarzyła Larę był taki, że ta o mało nie
upadła.
- Coś ty powiedziała?! – wrzasnęła
Fay, robiąc krok w stronę Lary. Była wściekła.
- Że… - Zawahała się Lara.
– Że Maykel się na mnie wydarł i popukał mi w czoło…
- Wcześniej! – krzyknęła
Fay niecierpliwie, a następnie zmarszczyła brwi. – Że powiedziałaś mu, aby
wybrał ciebie?
- Tak.
Szamanka
stała jeszcze chwilę, chłonąc swoim srebrnym spojrzeniem Larę, a potem dosłownie
zaczęła skakać na trawie z wściekłości, jak mała nadąsana dziewczynka. Aż
czarne włosy zasypały jej prawie całą twarz.
- Nie, nie, nie, nie,
nie!!! – wykrzykiwała w furii, skacząc i chyba będąc bliska obłędu. Lara stała
przerażona z boku. Nigdy nie widziała Julki w takim stanie. Nigdy nie widziała
wściekłego ducha.
Szamanka
w końcu przestała podskakiwać i ruszyła do stawiku, gdzie uklękła i ochlapała
sobie wodą twarz, chyba na uspokojenie. Następnie zwróciła do Lary swoją
śliczną, ale obecnie z grymasem zdenerwowania twarz.
- Jak możesz być taka
głupia?! – parsknęła, podnosząc się z kolan. – Wszystko mi psujesz!!!
- O co ci chodzi?!! –
wkurzyła się też Lara. – Co, źle, że chcę się poświęcić, aby Maykel był
szczęśliwy z córką?!! Może wolałabyś, aby zabił Amelkę?!! – Nim jeszcze Lara
wypowiedziała te słowa, poczuła się, jakby ktoś zapaliłł jej żarówkę w głowie.
Jednocześnie, ugięły się pod nią kolana.
Fay
uniosła wysoko brwi, nie mówiąc nic, tylko patrząc. Wzrok wystarczył. Lara
otworzyła usta, jakby porażona prądem, nie mogąc się wysłowić przez dłuższą
chwilę. A potem ręce jej opadły.
- A więc to tak… - Zaczęła,
usiłując się nie denerwować. – A więc to tak… Mogłam się domyślić, że gdzieś tu
będzie haczyk. Byłam głupia myśląc, że zależy ci na zbawieniu, a być może na
tym, aby nas przestały nachodzić nieszczęścia… Tak myślałam… Tymczasem, tobie
chodzi tylko i wyłącznie o córkę. Tego właśnie chcesz, prawda? Chcesz, aby
Maykel rozwiązał klątwę poprzez zabicie Amelki, abyś z nią mogła tutaj być,
prawda?
Fay uśmiechnęła się
sarkastycznie.
- No proszę, nie
spodziewałam się, że będziesz aż tak bystra! – Pstryknęła prześmiewczo palcami.
– Długo ci zajęło zrozumienie tego wszystkiego. Ale lepiej późno niż wcale.
Lara poczuła, jak w jej
sercu narastał niepohamowany gniew. Szkarłatne rumieńce zapłonęły na jej
policzkach.
- Jak śmiesz?!! –
krzyknęła, aż Jenna skuliła uszy. – Jak możesz być taką egoistką?!!
- Egoistką?!! – Teraz i Fay
się wydarła, zaciskając pięści. – Jak możesz tak mówić?!! Jestem tutaj sama od
czterech lat!!! A od kilku tysięcy pokoleń unikałam ludzi, nie mając nawet z
kim porozmawiać!!! Zostawiłam na ziemi swoje dziecko!!! Czy to dziwne, że za
nią tęsknię?!! Że chcę, aby tu przy mnie była?!! Co ona ma na tej ziemi?!!
Choroby, płacz, same nieszczęścia!!! Tutaj byłaby wiecznie szczęśliwa!!! I ona…
Ona też za mną tęskni!!! To moja córka, Laro!!! Nie masz prawa się nią
rozporządzać!!!
- W takim razie, mam dla
ciebie nowinę!!! – Lara wysunęła się na przód. – Otóż, Amelka jest też córką
Maykela!!! Jest zarówno twoja, jak i jego!!!
- Maykel ją kocha,
zrozumiałby, że tutaj byłoby jej lepiej!!!
- Aha, to mam dla ciebie
jeszcze jedną nowinę!!!
- No, słucham?!!
- Otóż, ja też ją kocham i
nie pozwolę ci jej skrzywdzić!!!
Pies uciekł na drugi brzeg,
nie mogąc słuchać tych krzyków, a Fay parsknęła nieszczęśliwym śmiechem po
słowach Lary.
- Twoja miłość do niej nie
równa się mojej! – krzyknęła, machając ręką. – Nie masz pojęcia, co to znaczy
urodzić dziecko! Nie masz pojęcia, co to są więzy krwi i co ja czułam, musząc
ją zostawiać na ziemi!
- I gówno mnie obchodzi, co
czułaś! – odkrzyknęła Lara, krzyżując ramiona na piersiach. – A dziecko w
każdej chwili mogę urodzić i będę wiedzieć, co to są więzy krwi!
Fay znowu roześmiała się
nieprzyjemnie.
- Prędzej mi anioł wyfrunie
z tyłka, niż ty będziesz w stanie się poświęcić dla dziecka! – parsknęła. –
Jeszcze przebolejesz jakoś te dziewięć miesięcy, nie oddając się karierze
zawodowej, ale później? Już to widzę, jak zajmujesz się dzieckiem! Jak je
karmisz, przebierasz, całe noce nosisz na rękach! Prędzej oddałabyś je jakiejś
mamce, a sama pojechała na jakąś wyprawę po artefakty! Najlepiej jeszcze, jakby
ktoś je za ciebie wykarmił i urodził, aby ci broń Boże nie zmieniło tak
idealnie wyrzeźbionego ciała! I kto tu jest egoistką?! Ty… Ty… Ty… Zimna
wywłoko, ty! Osobo bez serca, bez wszelkich uczuć!
Dwie
kobiety stały naprzeciw siebie, dysząc z wściekłości. Obydwie były śliczne w
swoim gniewie i złości, lecz żadna tego w tym momencie nie dostrzegała.
- Przegięłaś pałkę mówiąc,
że jestem bez serca – odezwała się Lara chłodno.
- A ty przegięłaś pałkę
mówiąc, że jestem egoistką – oddała jej Fay.
Lara
odwróciła się na pięcie. Z tekstem: „zabieram psa” pożegnała się z szamanką.
Przepłynęła na drugi brzeg i otoczyła ramionami Jennę.
- Kiedy Elandzie spali się
siarka, obie wrócimy do Tajlandii – szepnęła w rude psie uszko. – Ale Amelka
będzie szczęśliwa, gdy cię zobaczy!
W tym momencie,
rzeczywiście siarka wypaliła się na patelni, a Lara znalazła się w zadymionej
kuchni Elandy.
- Widziałaś ducha? –
spytała czarnoskóra.
- No – burknęła Lara,
patrząc, czy z patelni nie wyskakuje pies.
- A na co tak patrzy? –
oburzyła się Elanda i wrzuciła patelnię do szafki. – Skoro widziała ducha, to
niech teraz spada do siebie!
- Przeklęta egoistka,
franca cholerna, matka za dychę! – wyklinała Lara pod nosem na Fay, wracając do
swojej chatki w środku dżungli.
CDN
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 19.03.2011 o 15:59
No Croft nie może odnaleźć matki… Trudno.. Będzie szukać i latami xDO matko! Ale Elanda ma drastyczne sposoby na spotkanie z duchem… Nie dziwię się Larze, że się szarpała.I kłótnia Lary z Fay była co najmniej zaje*ista!:PJedna do drugiej – egoistka, wywłoka, osoba bez serca… Śmiać mi się chciało jak Fay mówiła jakby wyglądało macierzyństwo Croft xDI o tej figurze xDWiem, że nie powinnam się z tego śmiać bo to poważna scena ale jednak to mnie zwaliło z nóg xD