Jeszcze
nigdy po wyjściu z samolotu, Lara nie wiedziała co ze sobą zrobić. Miała
pomyśleć nad przyszłością podczas pobytu w kabinie pasażerskiej, lecz mimo
tego, że całą drogę starała się wymyślić coś sensownego – nie udało się. Z
westchnieniem skierowała się prosto, taszcząc na sobie i za sobą bagaże. Usiadła
na pierwszej lepszej ławce i podparła rękami czoło.
Wiedziała,
jaki miała ogólny cel: odnaleźć matkę. W teorii, to wydawało się całkiem
proste. Znaleźć matkę i zabrać ją do domu. W praktyce jednak, wyglądało to
zupełnie inaczej.
Kobieta
wyciągnęła z kieszeni obcisłych spodenek małą karteczkę, którą wcisnęła jej do
ręki Claire w Katmandu. Przypatrzyła się, czy aby na pewno kuzynka nie
zostawiła jej więcej wskazówek. No cóż… Nie zostawiła. Na wygiętej karteczce,
drobnymi, pochylonymi literkami widniało tylko jedno słowo: TAJLANDIA.
- A więc jestem w
Tajlandii, Claire – szepnęła Lara, zadzierając głowę do góry, w stronę nieba.
Ostre promienie słoneczne paliły skórę niemiłosiernie. Croft sięgnęła do
podręcznej torby i wyciągnęła z niej nawilżające chusteczki. Przetarła twarz,
na której zebrały się kropelki potu.
W
cieniutkiej, białej bluzce na ramiączkach i krótkich spodenkach i tak było jej
za gorąco. Gruby warkocz również prażył ją w plecy. Niech szlag trafi ten
tajlandzki, tropikalny klimat. Lara ściskając w dłoniach zużytą chusteczkę, raz
jeszcze usiłowała zlepić ostatnie wydarzenia w jedną całość.
Po
pierwsze, Claire. Claire, która w obecności Maykela uparcie twierdziła, że nie
wie, gdzie Carter mógł zabrać jej mamę. Przy odejściu jednak, wręczyła kuzynce
małą karteczkę z napiskiem „Tajlandia”. A więc jednak wiedziała, że Carter miał
siedzibę w Tajlandii i najprawdopodobniej to tu zabrał Amelię.
Dlaczego Catty nie
powiedziała tego przy Maykelu? Tego Lara nie wiedziała, ale postanowiła, iż
uszanuje wolę kuzynki. Przyleciała tu nie mówiąc nikomu ani słowa. Z Croft
Manor zabrała wszystkie swoje rzeczy. Po części dla zmyłki, aby nikt nie
wiedział, gdzie ją szukać, a po części dlatego, iż wiedziała, że odnalezienie
matki może potrwać tygodniami. Bo w gruncie rzeczy, nie wiedziała nic.
Znajdowała się w Tajlandii, ogromnym kraju. Jak miała wpaść na trop Cartera?
Lara
poszperała w torbie, by wyciągnąć dokładną mapę miejsca, w którym się
znajdowała. Musiała zaryzykować i szukać mafii na własne uznanie. Ze
zmarszczonymi brwiami wodziła oczami po mapce. Jej wzrok zatrzymał się na
Isaanie.
„Isaan – najbiedniejszy region w Tajlandii, rzadko odwiedzany przez
turystów. (…) Częste napady, rozlewy krwi, liczne morderstwa”.
Kobieta westchnęła. Isaan z
opisu bardzo pasował jej na miejsce, w którym mógł osiedlić się Carter z
mafiarzami. I z jej mamą.
Lara
wstała z ławeczki, ponownie zarzucając na siebie torbę i plecak. W rękę
chwyciła ucho walizki, na której siedziała druga walizka, odrobinę mniejsza. Po
przejściu niewielkiego kawałka drogi i zasiądnięciu we wnętrzu taksówki,
kobieta była już cała mokra od potu.
- Te cholerne, tajlandzkie
słońce – zaklęła po angielsku, tak, by nie zrozumiał jej taksówkarz. Po raz
setny od wylądowania przetarła twarz chusteczką nawilżającą. Jej organizm i
jasna cera musiały się dopiero przyzwyczaić do tropikalnego klimatu. Na razie
było z tym ciężko.
Jadąc,
Lara wachlowała się przewodnikiem po Tajlandii, który trzymała w ręce. Smutno wyglądała
przez uchyloną szybę na biednych ludzi pracujących w polu, których rozciągały
się tu hektary. Żadnych nowoczesnych maszyn – pługi, woły i konie zastępowały w
tym rejonie ciągniki.
Croft
zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła z samochodu w samo centrum Isaanu. Na
szczęście, jako osoba znająca sporo języków – po tajsku także umiała nieźle się
dogadać. Może miała nie ten akcent, co trzeba, ale do tej pory doskonale
porozumiewała się z ludźmi. Jedyne pocieszenie.
Archeolożka
stała w miejscu, badając wzrokiem otoczenie. Za nią, przed nią, na lewo, na
prawo – wszędzie rozciągały się pola, których końca nie było nawet widać.
Jednak, w otoczeniu tych wszystkich pól stały niewielkie chatki oraz równie
niewielki, kolorowy bazar.
Wszędzie
było mnóstwo ludzi, a już na bazarze aż roiło się od jaskrawych szat
Tajlandczyków. Kobieta niepewnie rozglądała się za jakimś transportem, miała
serdecznie dosyć dźwigania niewygodnych tobołów. Zauważyła, jak to się tutaj
robiło: bagaże zamożnych ludzi nosili młodzi chłopcy za jakąś drobną opłatą. I
ona nie miała wyboru. Podeszła do jakiegoś chłopca, który mógł mieć najwyżej piętnaście
lat i poprosiła go o pomoc w noszeniu walizki. Ucieszył się z jej słów i z
ochotą podniósł walizkę.
Po
półgodzinnym błąkaniu się po bazarze, Larze zrobiło się żal ciemnoskórego
dziecka. To, że ona chwilowo nie wiedziała, co ze sobą zrobić, nie mogło
odbijać się dalej na chłopcu. Podziękowała mu i zapłaciła, ponownie
przyjmując walizę do swoich rąk.
Miała
tego serdecznie dosyć. Zgrzana, spocona i wściekła usiadła na ziemi, po raz
kolejny przeklinając tajlandzkie słońce i 40 stopni Celsjusza
znajdujące się w powietrzu. Miała zamiar znaleźć i włożyć na nos ciemne
okulary, gdy poczuła, że była obserwowana. Uniosła głowę.
W
odległości nie większej niż cztery metry, siedziała na czerwonym kocu kobieta i
przyglądała się jej badawczo. Miała na sobie szatę, która niegdyś musiała być
szkarłatna i piękna, lecz obecnie była mocno wyniszczona, w kolorze bladej
czerwieni. Na jej głowie, zawiązana była chusta takiego samego koloru co szata.
Skóra kobiety była w kolorze czekolady.
Lara zauważyła, iż mimo
tego, że ciemnoskóra musiała być bardzo uboga, za wszelką cenę starała się
wyglądać pięknie. Wystrojona była czym się dało jak choinka. Z uszu zwisały jej
różnorakie kolczyki, w lewym inne i w prawym inne. Na rękach miała mnóstwo bransoletek,
a przepasana była wieloma kolorowymi szarfami. Jednym słowem: ani gustu, ani
smaku, byle wszystkiego dużo.
Lara
uśmiechnęła się przyjaźnie do tej kobiety, widząc, iż ta ją obserwowała od
dłuższego czasu. Ciemnoskóra nie odwzajemniła uśmiechu.
- Na pani miejscu nie
siedziałabym na trawie – odezwała się posępnie. W tonie jej głosu nie było ani
jednej przyjaznej nutki.
- Dlaczego? – spytała Lara,
dalej miło się uśmiechając.
Kobieta wbiła w Croft
nieprzechylne spojrzenie.
- No proszę, wybrała się
damulka do nas z innego kraju, a takich rzeczy nie wie! – prychnęła
prześmiewczo. – Nie wie, że w trawie siedzi mnóstwo węży i innego robactwa!
Larę nie zraziły złośliwe słowa
kobiety z jarmarku, która najwyraźniej była zazdrosna o jasną cerę i inne pochodzenie
Lary. Angielka nawet była zadowolona, że ktoś zaczął z nią rozmowę. Wstała i z
tobołami zbliżyła się do ciemnoskórej kobiety, siedzącej na kocu. Usiadła obok
niej.
- A czego tu chciała? –
warknęła owa pani, machając ręką. – Sztuczny tłum mi przyszła robić? Nie
potrzebuję wcale!
Dopiero teraz Croft
zauważyła, że właścicielka ciemnych oczu i zmarszczonym
czole siedziała na kocu, mając na nim talię kart, jakieś wahadełko i szklaną
kulę.
- Wróżysz? – zapytała Lara,
wygodnie rozsiadając się po turecku.
- A bo to ja magik, aby
wróżyć? – oburzyła się ciemnoskóra. – Przepowiadam przyszłość! Jestem
jasnowidzką.
„Raczej zwyczajną oszustką”
– przemknęło Larze przez głowę. Potwierdzał jej teorię brak chętnych do
wróżenia. Ludzie obojętnie mijali ciemnoskórą razem ze szklaną kulą. Nikt się przy
niej nie zatrzymywał.
- Jak się nazywasz? –
zainteresowało archeolożkę.
- Elanda – odpowiedziała
niechętnie zapytana.
- Elando, chciałabym, abyś
mi pomogła.
Jasnowidzka spojrzała na
jasną twarz Lary i zmarszczyła brwi.
- A co ja jestem? Pomoc
społeczna? Jak się zgubiła, to mapę niech sobie kupi!
- Mam mapę – odrzekła Lara
wesoło, niezrażona oschłym tonem Elandy. – Rzecz w tym, że nie zaznaczają na
niej prywatnych miejsc do noclegu.
- Potrzebujesz domu? –
zaskoczyła się czarnoskóra, mierząc Angielkę z góry na dół. Pewnie zdziwiła
się, że bogata pani z wielkiego kraju nie ma gdzie się podziać. – A hotele
panience nie odpowiadają? To niech jedzie pałacu sobie poszukać.
- I pałac i hotele zapewniają
zbyt małą prywatność. – Croft nie dała się zbyć.
- Przecież mają drzwi,
prywatność jak trzeba.
- Zależy mi na większej.
- A co, ukrywać się
przyjechała? Zrobiła coś złego w swoim kraju, a teraz ucieka, a?
Brązowowłosa zmrużyła
drapieżnie oczy.
- Być może – odparła
zagadkowo.
Elanda westchnęła i
poprawiła chustę na głowie.
- I ja mam pomagać
przestępczyni? – mruknęła.
- Tak – odpowiedziała Lara
stanowczo. – Za pomoc zapłacę.
Elandzie na wieść o
pieniądzach, rozszerzyły się oczy. Chciwie przygryzyła wargi.
- No, no – odezwała się
tonem o niebo milszym, niż dotychczas. – Czyli zależy pani na takim miejscu,
gdzie ludzkie oko nie będzie jej widzieć?
- O, właśnie – ucieszyła
się Lara. – Dokładnie o takie. Gdzie będę mogła być sama… I… niewidzialna.
Elanda pokiwała głową.
- Chyba będę w stanie pani
pomóc – oznajmiła chmurnie. – Znam takie miejsce, gdzie nawet i ja nie
chciałabym mieszkać. Nikt tam nigdy nie zagląda.
- Wspaniale. – Lara
uśmiechnęła się zadowolona.
- A teraz niech nie siedzi
na słońcu, bo zupełnie się spali! – Elanda znowu zmieniła swój głos na
zwyczajny, czyli surowy i oschły. Swoją ciemną dłonią uszczypnęła Larę w bladą
skórę na jej ramieniu. – Niech idzie do cienia! Chyba nie myśli, że teraz będę
interes rzucała i jej dom pokazywała, a?!
- Nie, nie, skąd. – Croft
posłusznie wstała i oddaliła się w cień. Biedna Elanda. O jakim ona interesie
mówiła? Nikt nie był zainteresowany jej wróżbami. Biedna kobieta jednak do
końca nie traciła nadziei. Lara nie miała pojęcia, z czego czarnoskóra żyła,
ale wiedziała, że na pewno nie z biznesu w udawanie wróżki.
Elanda
ufnie przesiedziała na swoim wymiętym kocu cały dzień. Lary organizm z radością
przyjął nadejście wieczoru, gdzie zawsze robiło się chłodniej, a cholerne
słońce poszło spać.
- No chodź już, chodź. –
Elanda zwinęła swój kocyk razem z kulą, talią kart, wahadełkiem i popatrzyła na
Croft. – Nie spaliła się, a?
- Nie – pokręciła głową
Lara, oceniając stan swojej cery. – Cały czas smarowałam się filtrami
ultrasłonecznymi.
- To i dobrze. A teraz
niech idzie za mną. – Elanda ruszyła przed siebie, a Lara podążyła za nią. Zauważyła,
że czarnoskóra była bez butów, a dół sukni miała mocno wystrzępiony. Po raz
kolejny zrobiło jej się żal kobiety.
Tymczasem,
Elanda wyszła z centrum miasteczka i skierowała się do tropikalnego lasu, który
znajdował się nieopodal. Lara z ulgą i radością wdychała do płuc rześkie,
wilgotne powietrze. Deszczowy las przesiąknięty był wilgocią. Dwie kobiety szły
dalej, mocno zagłębiając się w serce dżungli. Chwilami robiło się tak ciemno,
że Lara nie widziała przed sobą Elandy. Wyciągnęła latarkę i zaświeciła ją.
Nad jej
głową przeleciało niewielkie stadko nietoperzy, szeleszczących skrzydełkami.
Gdzieniegdzie odzywały się do siebie jakieś nocne ptaki. Lara zadarła głowę do
góry: przez korony potwornie wysokich drzew przebijało się światło księżyca.
Ginęło ono jednak w gęstwinie tropikalnych krzaków o olbrzymich rozmiarach. Wkrótce
do uszu obu pań przedostał się szum wody.
- Strumyk? – ucieszyła się
Lara.
- Mhm – mruknęła Elanda
niechętnie. – A trochę dalej zobaczy wodospad.
- Wspaniale.
- I z czego się cieszy? –
Elanda nie podzieliła radości Angielki. – Skoro jest przestępczynią, to
naprawdę nie wiem, po co tu ze mną lezie. I tak się wszystko wyda.
- Nie jestem
przestępczynią, Elando – wyjaśniła Lara pogodnie.
- To się okaże – rzekła
wątpiąco czarnoskóra, kiwając posępnie głową i zerkając na Larę dziwnym, z
lekka nawiedzonym wzrokiem.
- Jak to, się okaże? – Nie
zrozumiała Croft, przybliżając się do kobiety.
- Ha… Przede mną dużo
rzeczy ukryjesz. – Elanda uśmiechnęła się nienawistnie i zatrzymała się w
miejscu. – Ale przed nimi nie ukryjesz niczego. – Tu wskazała palcem na korony
drzew.
Larę mimowolnie przeszły
ciarki po plecach. Drzewa zaszumiały posępnie w odpowiedzi.
- Jakimi: nimi? – spytała,
rozglądając się.
- Przed duchami.
- Duchami?
- Tak, duchami dżungli –
wyjaśniła Elanda, zadowolona, że Lara zrobiła lekko zaniepokojoną minę. – One
tu są. Będą złośliwe i będą się starać przeszkodzić ci we wszystkim co robisz.
One znają prawdę. I nie lubią, gdy ktoś robi złe rzeczy.
- Aha, czyli to takie dobre
duszki? – Lara uśmiechnęła się, nie dając nastraszyć Elandzie. – W takim razie
postaram się nie robić złych rzeczy.
- One cię wydadzą, jeżeli jesteś
morderczynią i chcesz się tu ukryć, nie pozwolą ci. Odejdź, póki czas.
Archeolożka roześmiała się
głośno.
- No widzisz, prawie ci się
udało mnie wystraszyć! – zawołała, trącając w ramię czarnoskórą. – Idziemy
dalej?
- Nie. Tam jest twój dom. –
Elanda była niezadowolona, że Croft się nie zraziła wzmianką o duchach dżungli.
Lara nie tylko się nie
zraziła, ale wręcz zachwyciła.
- Cudownie! – krzyknęła na
widok drewnianej chatki stojącej obok niewielkiego strumyka. – O takie miejsce
właśnie mi chodziło! – Chłonęła oczami widok przed sobą, który dla osoby o
słabej psychice, wydałby się mroczny i przerażający.
Samotna,
stara, lekko przekrzywiona chatka w samym sercu dżungli, otoczona rwącym
potokiem. Wokoło ciemność, krzyki nocnych zwierząt, przelatujące nietoperze;
gdzieniegdzie wbijało się słabe światło księżyca. Zachlupała woda w strumyczku
– pewnie wskoczyło do niej jakieś zwierzątko. Zaszumiały korony drzew, powiał
lekki, orzeźwiający wietrzyk.
- Jak se chcesz. – Elanda
wzruszyła ramionami. – Pamiętaj, co ci powiedziałam.
- Będę pamiętać. Elando,
dziękuję! – Lara uścisnęła kobietę i pocałowała jej czekoladowy policzek. – A
teraz zaczekaj na zapłatę, troszkę to potrwa, bo słabo tu widzę.
Croft otworzyła jedną
walizkę i zaczęła wywalać z niej na tropikalną ściółkę ciuchy. Pieniądze
schowała na samo dno, pamiętała, że tak zrobiła.
- A co to takie… Piękne? –
Elanda nie mogła wysłowić się z zachwytu. Podniosła z ziemi i trzymała w rękach
cienutki szal Lary, przetykany perełkami.
- Ach, to od sukienki –
wyjaśniła Lara, wiedząc, że gdzieś tu w walizie znajdowała się wieczorowa
sukienka do kompletu. Popatrzyła jeszcze chwilę na Elandę, która tęsknie
przytulała do siebie jedwabny szal. Po czym wszystko zrozumiała.
- Elando, może wolisz
trochę ładnych ubrań, zamiast pieniędzy, co?
Pytanie było zbędne.
Strojnisi, która tak bardzo chciała lśnić, ale nie miała za bardzo jak, aż
otworzyły się szeroko oczy.
Croft w
jednej sekundzie zaczęła wręczać czarnoskórej rozmaite sukienki, bluzki,
apaszki, spódniczki – oddawała je bez żalu. I tak ich nie nosiła, trzymała je w
domu na większe okazje, a teraz zabrała je ze sobą tylko dla zmyłki. I tak nie
były jej potrzebne. Opróżniła większą połowę jednej walizy, Elanda nawet nie
widziała już niczego przed sobą, taką górę ubrań trzymała w ramionach.
- Chcesz jeszcze malowidła?
– Na sam wierzch ogromnego stosu, Lara ułożyła rozmaite fluidy, tusze do rzęs,
cienie do powiek itp. W środku Tajlandii, w sercu dżungli, ona nie miała po co
ani dla kogo się malować. Jedyną osobą, z którą przyjdzie jej gadać, to będzie
Carter. Wątpiła, czy zrobi mu różnicę fakt, czy będzie pomalowana, czy też nie.
Duchom dżungli to też było bez różnicy. Okolicznym zwierzakom także.
Croft z zadowoleniem
zapięła walizę, która bez niepotrzebnych rzeczy stała się o wiele lżejsza.
- To idę. – Elanda nie
posiadała się z radości. W ułamku sekundy odwróciła się i zniknęła w
ciemnościach.
Archeolożka
uśmiechnęła się do siebie. Nie potrzebowała podziękowań tej czarnoskórej
kobiety, zresztą, nikt jej pewnie nigdy nie uczył dobrych manier. Z
westchnieniem podążyła do drewnianej chatki przy strumyku.
***
Obudziło
ją zamieszanie we wnętrzu drewnianej chatki. Pełna złych obaw, Lara zapaliła
świeczkę. Na samym środku pokoju, walczyły ze sobą dwa wielkie szczury. Croft
zauważyła, że na podłodze znajdowało się kilka okruchów z kolacji, którą
niedawno jadła. Pewnie to one były powodem walki obu zwierząt.
Nie
namyślając się, kobieta wyciągnęła spod poduszki pistolety i namierzyła szczury. Wtedy… Przypomniała
sobie opowiastkę Elandy o duchach dżungli. Gdyby nie miała ostatnio za dużo
kontaktów z nieproszonymi zjawami, Croft zbagatelizowała by ostrzeżenia
ciemnoskórej i bez zmrużenia oka zastrzeliła natrętne gryzonie. Ale zdała sobie
sprawę, że dosyć miała już kłopotów z klątwą, aby teraz niepotrzebnie zadzierać
z innymi duchami. Westchnęła poddańczo i opuściła broń. Jeden
szczur dorwał spory okruch chleba i z głośnym piskiem zmył się kobiecie z oczu.
Drugi,rozwścieczony, pobiegł za kolegą.
Croft
podniosła się ze skrzypiącego łóżka i otworzyła na oścież drewniane drzwi
chatki. Powitała ją głucha noc, przerywana tylko odgłosem szumiącego strumyka. Lara
dotknęła wypukłości w swojej kieszeni w spodniach. Telefon! Na śmierć
zapomniała o komórce. Wyciągnęła ją w jednej chwili i wpatrzyła się w czarny
ekranik.
Maykel…
Ile już miała od niego połączeń? Osiem? Dziesięć? Dwadzieścia? A ile sms-ów? Sto?
Tak bardzo kusiło ją, aby włączyć komórkę… Nie mogła tego zrobić. Wiedziała, że
oni w Surrey tylko na to czekają. Czekają, aby włączyła telefon albo użyła
karty kredytowej. Lara wiedziała, że wtedy bez najmniejszego problemu by ją
namierzyli.
Z
bolącym sercem przeszła na boso do rwącego strumyczka. Postała nad nim chwilę,
podziwiając odbicie księżyca, po czym wrzuciła telefon do wody. Teraz nie
będzie jej kusił i namawiał do włączenia. Kobieta podniosła oczy w stronę
gwiazd. Nie znajdą jej tak prędko. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że znalazła
się w Tajlandii, otoczona tylko tropikalną gęstwiną.
CDN
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 05.03.2011 o 21:55
Ekstra!!! Więcej mówic nie muszę:)Akcja:Lara zła jest za to, że przyjechała do ciepłego kraju?! Tajlandii?! Prezcież to piękny kraj wg. mnie xD No oszalała baba xDI wiadomo co było na tej karteczce.. Domyślałam się, że będzie tam wskazówka do tego miejsca ale w 100% nie byłam pewna:PA i ona szuka najgorszego miejsca? Najmniej zaludnionego? Przecież ja uciekiniera to tylko po takich miejscach bym szukała xD To w Tajlandii mają taksówki? To ja nieźle jestem zacofana myśląc, że to tamten kraj jest totalnie zacofany xDW końcu dotarła do tego Issanu.No i wykorzystała chłopaka do noszenia jej walizek.. A to małpa xDA i ta no Tajlandzka baba.. Co za brak kultury! Chamstwo.. No ale po całodziennym siedzeniu na bazarze nareszcie zaprowadziła ją do lasu…Lare urzekła chata koło strumyka? Mnie też! Jak ja bym chciała mieszkać koło strumyka..No i Croft zamiast hajsu to dała ”modnisi” ciuchy..I ta opowieść o tych duchach…. brrrrStraszysz mnie XdNo i usnęła…I szczury ją denerwowały..Chciała je sprzątnąć ale nie miała ochoty zadzierać z duchami.. I miała rację:pI teraz powiedz ty mi: Jak to można wywalić specjalnie telefon do strumyka!! ??No toż to jest marnotrawstwo… xDNo ale zrobiła to.. jej sprawa…:PRozdział był świetny.. Nie mogę się doczekać kolejnego:) [Świetnie opisałaś te uczucia w lesie! i w ogóle;)]Pzdr.:*:*:*:*:*:*
Wysłany 05.03.2011 o 22:18 | W odpowiedzi na ~gosia10.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo kochana za te cudne komentarze, po takich słowach to aż naprawdę chce mi się włączać Worda i pisać chociażby tylko dla Ciebie;-* Tak się cieszę, że paru osobom naprawdę podoba się to, o czym piszę… Dziękuję!;-*
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 07.03.2011 o 18:21
Dobra, ja nie dodałam rozdziału, ale widzę, że ty nie próżnowałaś. Kompletnie zbiło mnie z tropu. Podejrzewałam, że Lara jedzie klątwę wypełnić, a zapomniałam o Amelii. No tak to jest jak się o jednym myśli. W piątek miałam zatrucie pokarmowe, a w sobotę poszłam do kina na „Jestem numerem cztery”. Tak się przeraziłam sceną, kiedy ten z kosmosu wsadził człowiekowi kulkę z obracającymi sie ostrzami do buzi, że zasnąć nie mogłam, a jeszcze tego samego dnia czytałam horrorystyczną książkę. To było straszne. Ale jakoś zasnęłam. Potem się rozchorowałam i teraz piszę ten komentarz prawie nie widząc klawiatury. Przed sobą mam jedynie morze chusteczek, które zużyłam. Nie wiem po co dzisiaj do szkoły szłam, bo 4 paczki chusteczek higienicznych wylądowały w szkolnych koszach. To straszne. Ale powiem tak: Dzisiaj dokończę rozdział i dodam w piątek ewentualnie sobotę, a za tydzień i tak będzie finałowy, więc można poczekać prawda? Zresztą ty pewnie masz na głowie szkołę i blogi innych osób, więc i tak nie miałabyś czasu przeczytać mojego.A się rozpisałam…No nic. Chciałam tylko powiedzieć, że Elena jest THE BEST! Też te duchy lasu. Ogólnie super!
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 10.03.2011 o 16:21
Leżenie pod kołderką mam gdzieś… Wystarczy, że nie byłam w piątek w szkole i już mam 3 oceny do tyłu. Teraz muszę to nadrabiać. Narazie chodzę do szkoły i denerwuję panią od w-f zwolnieniami. XD ***Pojutrze dodam rozdział finałowy, ale nie końcowy. Powiedziałam, że będzie 25 rozdziałów? I będzie. Ten ostatni przyśnił mi się dzisiaj i pamiętam z niego niewiele. Ale może w przyszłym tygodniu też mi się przyśni? Kto wie?Dziękuję za miłe życzenia powrotu do zdrowia…Może mi się uda wyzdrowieć w ten weekend?
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 16.03.2011 o 19:38
Ja się raczej zastanawiam, co ty zrobiłaś z pisaniem?! Tydzień minął, juz się kończy, a nowego rozdziału ni widu, ni słychu! A pomysł na kontynuację już mam dawno w głowie. Teraz będzie epilog i tydzień później zobaczysz co się stanie.
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 17.03.2011 o 13:22
Muszę się trochę rozpisać, z resztą, że dawno mnie tu nie było. Po pierwsze – nadrobiłam zaległości! Stęskniłam się za tym blogiem, oj tak. Urzeka mnie wciąż nagłówek i aż chce się zagłębić w końcu w treść. No to się wgryzłam w nią jak w kawałek czekoladowego batonika. A batoniki i opowiadania zawsze poprawiały mi humor. Muszę przyznać, że Twoje opowiadanie jest lepsze niż dziesięć snikerów i princess. Pycha!Po drugie – Kiedy zaczynałaś pisać widać było błędy. Jakieś orty, literówki, czasem brak przecinka. A teraz? Czytam i czytam i żaden błąd nie rzucił mi się w oczy, kształcisz się, idziesz do przodu. Patrze z zazdrością na tę poprawność, bo mówiąc szczerze – KL i SA kuleją z interpunkcją, a u Ciebie wszystkie przecinki są na swoim miejscu! Pierwsza klasa.Przez moment zastanawiałam się, skąd Lara ma tusze do rzęs, fluidy i czy w ogóle zwraca na to uwagę, czy jest pomalowana czy nie, bo kiedy ja pisałam opowiadanie, nigdy nawet nie wspomniałam o jej zabiegach „przed lustrem”, a przebywanie w łazience ograniczało się do kąpieli, pryszniców i ewentualnego mycia rąk. Ale wiesz, to oznacza, że jesteś oryginalna, nie popadasz w stereotypowość i nie ulegasz schematom. Oświeciłaś mnie, przecież Lara też jest kobietą. Nie tylko niegrzeczną chłopczycą, archeolożką, ale i kobietą. Udowodniłaś to tutaj nie raz, co mnie cieszy. Piszesz inaczej, niż wszyscy, a ja cenię sobie taką oryginalność, nawet jeżeli tkwi w szczegółach takich jak bagaż Lary. Brawo. Jako że jestem Wojewódzkim, Chylińską i Foremniak w jednym, pozwolę sobie napisać, że masz talent. Trzy razy TAK!Czekam na następny rozdział.
Pati-Ann
OdpowiedzUsuńWysłany 17.03.2011 o 19:38 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
Dziękuję za tyle ciepłych słów, Lilko;-* Aż naprawdę chce się żyć, po przeczytaniu czegoś takiego;-) Tak się cieszę, że tęskniłaś i z miłą chęcią powróciłaś do tego opowiadania, aż miło to słyszeć;-* Dziękuję;-*”Urzeka mnie wciąż nagłówek i aż chce się zagłębić w końcu w treść.”Tak, ja czuję to samo co do nagłówka ;-) Bardzo go lubię i nigdy w życiu nie zmienię na inny;-) A odkąd dodałaś do niego te gałązki lawendy, prezentuje się jeszcze wspanialej;-* I pomyśleć, że gdybym nie poznała Ciebie, nie miałabym takiego ślicznego nagłówka… „Kiedy zaczynałaś pisać widać było błędy. Jakieś orty, literówki, czasem brak przecinka. A teraz? Czytam i czytam i żaden błąd nie rzucił mi się w oczy, kształcisz się, idziesz do przodu.” To prawda… bardzo się staram, aby z rozdziału na rozdział stać coraz wyżej z interpunkcją i poprawnością językową. Cieszę się bardzo, że zauważyłaś te starania;-** No cóż… śmiało przyznaję, że dwie rzeczy miały wpływ na tak szybki rozwój: a) Twoja obecność tutaj, gdy zawsze wskazywałaś mi jakieś popełniane błędy, bo przecież gdyby nie Ty, to kto wie, czy dalej bym nie mieszała obu czasów ze sobą. Dzięki Tobie pozbyłam się tej manii wplatania teraźniejszości w przeszłość. ;-) b) ta piekielna ocena z Shibuyi. Tak mi dała w kość, że wierz mi, od tamtego czasu nie ma rozdziału, którego bym co najmniej ze cztery razy nie sprawdziła porządnie z góry na dół. Wciąż jestem bardzo, bardzo, bardzo daleko od ideału, ale tak jak wspomniałam: cieszę się, że mimo wszystko dostrzegłaś te starania;-* „Patrze z zazdrością na tę poprawność, bo mówiąc szczerze – KL i SA kuleją z interpunkcją, a u Ciebie wszystkie przecinki są na swoim miejscu!”Hehe kochanie, do czego Ty porównujesz swoje cudowne opowiadania;-) Przecież to jest jak niebo i piekło.;D Przecinki może i są na swoim miejscu, ale tylko w „Lawendowym Czarze”. Spójrz na pierwszą część mojego opowiadania: literówy, ortografy, braki przecinków itp. KL i SA ze swoimi błędami są niczym w porównaniu do tych moich w 1 cz opowiadanka;-) Zamierzam gruntownie się wziąć tam za poprawianie wszystkiego, lecz dopiero gdy ukończę kontynuację. Po prostu nie mam na to teraz czasu;-) A co do Lary i jej makijażu… napisałaś, że udowodniłam tutaj już nie raz, że Lara jest kobietą, nie tylko chłopczycą i archeolożką. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam z faktu, że tak bezbłędnie interpretujesz to, co naprawdę chcę przekazać w tym opowiadaniu. Bo tak naprawdę, zawsze starałam się, aby ukazać pannę Croft w trochę innym świetle, tak inaczej… ciągle staram się, by przede wszystkim ukazać jej kobiecość, nie tylko pracę i karierę. Dziękuję, że tu powróciłaś Lilko i za te ciepłe słowa;-* Chcę jeszcze powiedzieć, że ja również za Tobą tęskniłam;-*
Nahia
OdpowiedzUsuńWysłany 18.03.2011 o 19:34
Od pewnego czasu czytam Twoje opowiadania i powiem Ci, że są one the best. Lara jest cudowna i wgl. Czekam na nn! :D
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 18.03.2011 o 19:58
Oj, wybacz… Przyjmij moje kondolencje. A co do tego big rozdziału, to zaczynam się bać. Postawiłam też przed sobą takie zadanie: jutro dodam epilog, za tydzień prolog, za 2 jak się wyrobię to malutką zapowiedź, a za 3 pierwszy rozdział. No to zmykam pisać ten prolog i zrobić zapowiedź!Pozdrawiam!
Wysłany 18.03.2011 o 21:33 | W odpowiedzi na ~Nahia.
OdpowiedzUsuńW takim razie cieszę się, że się odezwałaś;-* Miło wiedzieć, że jest jakaś osoba, której do tej pory tutaj nie poznałam, a która czyta moje rozdziały. I dziękuję za te ciepłe słowa;-* A nowy rozdział już jutro;-)
Liliana_11
OdpowiedzUsuńWysłany 19.03.2011 o 04:01 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
Przecież nie mogłabym nie wrócić :D Właśnie dodaję sobie nowości w podstronie o bohaterach… Przespałam pół dnia, to w nocy sobie lubię dłużej posiedzieć. Co do nagłówka – no to wiadomo, nie ma za co :) Jak będziesz miała jakąś jeszcze prośbę/zastrzeżenie czy cuś, to pisz śmiało ^^ Hmm… Wiesz, ocena na Shibuyi była ostra, ale skoro tak bardzo wzięłaś ją sobie do serca i teraz świecisz poprawnością, to znaczy, że na coś się przydała. Ma swoje gorsze i lepsze strony, ale nie wspominajmy jej, po co sobie psuć tak sympatyczny nastrój xD Oj, tam, co z tego że pierwsza część opowiadania ma dużo błędów. Liczy się to, co jest tu i teraz :) A poprawa nie jest złym pomysłem, ja już wpadam w jakąś manię, jak byłam w Niemczech u siostry i sie nudziłam, to czytałam KL i jak tylko zobaczyłam jakąś literówkę, to sie logowałam, żeby ją poprawić O.o . Wiadomo, że z czasem nabiera się doświadczenia, zaczyna się dostrzegać własne błędy. Twoja poprawność ulepsza się z rozdziału na rozdział, to naprawdę godne podziwu :) )ejjj właśnie. Miałam coś napisać::( tęsknię za Kurtisem. Za tym chamem, za tym przestępcą, trucicielem psów i psychodelicznym, zdesperowanym, naTRENTnym Trentem :D Nie żebym coś sugerowała xD No i oczywiście niedługo powinna być nowość na DF i HL. Buziaki! :*
Wysłany 19.03.2011 o 13:46 | W odpowiedzi na Liliana_11.
OdpowiedzUsuńHehe no tak, Trenta dawno nie było w rozdziałach, lecz obiecuję, że to się wkrótce zmieni;-) Myślę, że nie będzie już aż taki zaskakujący jak dotychczas, mam już dokładne plany co do niego;) Wiąże się to głównie z tym, że opowiadanie powoli, aczkolwiek nieubłaganie zmierza już do swojego końca;)