Tym
razem, minęły cztery tygodnie, kiedy Lara drugi raz wymiękła. Przez cztery
tygodnie szukała wytrwale Cartera i matki, ale ostatnie wydarzenie przekonało
ją, że sama nie da rady.
Mianowicie,
zostało jej już tylko jedno miejsce do obadania znajdujące się na południu
Isaanu. Ludzie gadali, że na samym skraju tropikalnego lasu znajduje się wielki
drewniany budynek, a czasami w nocy słychać stamtąd odgłosy bębnów. Jak nic
kryli się tam jacyś mordercy.
Lara
kupiła sobie skuter i zadowolona jechała w tamtą stronę z prędkością światła,
dopóki nie zabrakło jej drogi. Przed nią roztaczały się same ugory, a dopiero
potem tropikalny las.
- Dalej panienka nie
pojedzie! – krzyknął do Lary jakiś ciemnoskóry mężczyzna, gospodarz. Z jego
pola schodzili właśnie zmęczeni robotą ludzie. – Dalej to już nie jest droga na
pani maszynę! Zresztą, proszę wracać do domu, nadciąga burza.
Croft zsiadła ze skutera i
zbliżyła się do rolnika.
- Proszę pana, muszę się
przedostać do takiej drewnianej chaty w środku tamtego lasu – rzekła, wskazując
na las przed sobą. – Muszę. To pilna sprawa.
- Nie radzę, naprawdę… Burza
będzie bardzo gwałtowna. – Rolnik zadarł głowę do góry, gdzie na niebie
zbierały się już ciemne chmury. Zaczął też wiać zimny wiatr.
- Muszę – upierała się Lara,
błagalnie patrząc na mężczyznę. Czuła, że dzisiaj musi odwiedzić tę chatę,
czuła, że tam właśnie jest jej mama. – Niech mi pan pomoże. Czym mogę się tam
dostać?
Rolnik zamyślił się.
- Na pewno nie tą maszyną –
rzekł, wskazując na jej skuter. – Droga do tej chaty jest bardzo ciężka, pełno
na niej zwalonych pni, rzadko kto tam jeździ. Ja myślę, że jedynie z moją Iz
mogłoby się pani udać…
Lara
podążyła wzrokiem za wyciągniętą ręką gospodarza. Za drewnianą zagrodą pasł się
tłuściutki, bułany konik. Kobieta westchnęła niezadowolona i ruszyła w jego
kierunku.
- Słuchaj, obydwie wiemy,
że taka jazda nam się nie widzi – mówiła Lara do bułanki, siodłając ją. – Ja
nie przepadam za konną jazdą, a ty nie lubisz jak ktoś na tobie jeździ. W
takich chwilach trzeba pójść na obustronny kompromis. – Lara odgarnęła jasną
grzywę z oczu Iz i ujęła jej pysk w swoje ręce. – Jeżeli nie będziesz się
szarpać, płoszyć, skręcać nie tam, gdzie trzeba, to ja w zamian za to będę się
starała być delikatna i
grzeczna, chociaż musisz wiedzieć, że cholernie mi się spieszy, a z natury
jestem nerwową kobietą. Rozumiesz?
Konik zadreptał w miejscu i
zarżał radośnie, chyba rozumiejąc przemowę Lary.
Jazda
była wprost wymarzona. Iz, wykorzystywana tylko do pracy na polu, z radością
przyjęła miłą odmianę, jaką była swobodna jazda w terenie. Rwała się do galopu,
parskała sobie zadowolona co jakiś czas. Nie szarpała, nie wydziwiała, nie
skręcała tam, gdzie nie trzeba było. W zamian za to i Lara dotrzymała danej jej
obietnicy.
- Widzisz, jak się świetnie
dogadujemy? – rzekła na głos do bułanki, gdy ta posłusznie przeskoczyła przez
zwalony pień drzewa. – Grunt to się nie poddawać, a będzie dobrze.
Burza
była coraz bliżej. Coraz głośniej dało się słyszeć odgłosy piorunów. Nagle,
konik zatrzymał się w miejscu. Zarżał niepewnie i zaczął się cofać.
- Nie, nie – zaoponowała
Lara. – Idziemy wprzód. Do przodu. – Na próżno usiłowała zachęcić Iz do
współpracy. Tym razem, konik nie miał zamiaru jej słuchać.
I w tym
momencie, zza krzaków wyskoczył na drogę pokaźnych rozmiarów ryś. Iz szarpnęła
się do przodu, potem do tyłu, następnie uskoczyła w bok i stanęła dęba. Lara
upadła na tropikalną ściółkę, boleśnie uderzając się w plecy.
Ryś
zaatakował. Nie ją, ale tłuściutką bułankę, która przerażona próbowała uciekać.
Lara dostrzegła, że dzikie zwierzę silnie zraniło ją w bok i ta omal się nie
przewróciła.
- O, nie! – wrzasnęła
Croft, w której krew zakotłowała się z nerwów. Bez namysłu wyciągnęła pistolet
i wystrzeliła do rysia. Celny strzał, prosto w czaszkę. Zwierzak padł martwy na
ziemię, a przerażona bułanka pocwałowała prosto w środek dżungli.
Nad Lary
głową groźnie zahuczały drzewa, kręcąc koronami drzew, jakby opłakując jej los.
- Pierdolę was, głupie
duchy – warknęła Lara, chowając pistolet i nie zwracając uwagi na szumiące
smutno drzewa. Wiedziała, że w tym momencie zadarła z duchami dżungli, o ile
one istniały, ale miała to gdzieś.
Nie szła
długo. Już za moment ukazała się jej w całej swojej okazałości drewniana
chatka. Była naprawdę wielka. To tutaj na pewno siedział Carter razem ze swoimi
mafiarzami! I z jej mamą!
Lara była w takim podminowanym
nastroju, że nie myśląc co robi, wyciągnęła pistolety i wpadła do chaty z
triumfalnym: „Aha!!!”. Niestety, jej triumfalny okrzyk zaraz uwiązł jej w
gardle.
Na środku
chaty palił się ogień, a wokoło niego siedziało może około trzydziestu
czarnoskórych szamanów. Chyba medytowali, a Lara im przeszkodziła.
Wszyscy
zerwali się z podłogi, krzycząc coś w języku nie zrozumiałym przez kobietę.
Wszyscy mieli nosy przebite kością, spódniczki z trawy i dzikie spojrzenie.
Tyle tylko zdążyła zauważyć Croft, nim zaczęła uciekać.
Szamani
wyspali się z domku jak na komendę. Zaczęli strzelać do niej z łuków,
wykrzykując coś złowrogo. Paru z nich rzucało w nią ostrymi, drewnianymi
dzidami. Nie było szans na ucieczkę.
Kobieta
wyciągnęła pistolety i rozpoczęła rzeź. Szamani nie tego się spodziewali. Padali
na ziemię jak kawki. Po chwili, na trawie leżało większość zabitych ludzi, ale
i Lara nie wyszła bez szwanku: sama mocno krwawiła, bo strzały nie raz otarły
się o jej skórę.
I w tym
momencie, zabrakło jej naboi. Lara zręcznie dotknęła się po bokach, wiedząc, że
tam miała zapas. Ale… Nie było ich tam. Lara z przerażeniem stwierdziła, że
ekwipunek pozostawiła na siodle Iz. Ostatkiem sił, obficie brocząc krwią,
runęła całą sobą na dwóch ostatnich szamanów, wyrywając im strzały z ręki. Bić
się nie umieli. Lara pokonała ich z łatwością, a potem sama padła na trawę.
Burza
rozpętała się na dobre, zaczął padać na nią deszcz. Lara ocknęła się rano, na
drugi dzień. Rozgorączkowana, cała spocona, leżała na trawie wśród zabitych
ciał szamanów. Bez naboi, drżąca, ranna, skrwawiona, musiała na pieszo wrócić
do swojego domku nad strumykiem.
Przez
całą drogę szumiały nad nią posępnie drzewa… Lara modliła się w duszy, aby
złośliwe duchy dżungli nie nasłaly na nią jakiegoś dzikiego zwierza. Nie
nasłały. Nocą doszła do swojej chatki, gdzie padła twarzą na łóżko i leżała tam
przez dwa dni, obolała, z nieopatrzonymi ranami. Miała tego serdecznie dosyć.
Wtedy
zrozumiała, że sama nigdy nie odnajdzie matki. Ponownie zjawiła się u Elandy z
gałązką lawendy w dłoni. Tym razem, nie uciekała przed duszącym dymem z
patelni, tylko sama się nad nim pochyliła.
Jak za
pierwszym razem, tak teraz również znalazła się na polance ze stawikiem, w
którym odbijały się i gwiazdy i księżyc. Wygłaskała skaczącą na nią i
szczekającą Jennę, po czym przepłynęła na drugi brzeg. Fay siedziała i moczyła
swoje stopy w wodzie. Lara usiadła obok niej, ściągając buty i również
zanurzając nogi w jeziorku. Milczały.
- Przemyślałam to wszystko
– odezwała się w końcu Lara. – Jesteś ostatnią osobą, którą nazwałabym
egoistką. Nie dziwię się, że tęsknisz za dzieckiem. Ja też… Bardzo bym za nią
tęskniła.
Fay uśmiechnęła się.
- Tak bardzo urosła…
Zostawiłam ją taką. – Tu rozszerzyła dłonie, by pokazać Larze wielkość swojego
dziecka. – A teraz ma już cztery latka. Jest śliczna. Nie sądzisz?
- Jest najpiękniejszym dzieckiem,
jakie chodzi po ziemi – odparła Lara, ciepło się uśmiechając. – I jest trochę podobna
do ciebie. Wyobrażam sobie, co czujesz…
Fay odrzuciła na plecy
czarny kosmyk włosów i spojrzała na Larę. Srebrzyste oczy nie były już gniewne
jak ostatnio, ale niewyobrażalnie smutne i cierpiące.
- Zostawmy już klątwę w
spokoju – odezwała się. – Kiedy przyjdzie czas, Maykel sam dokona wyboru. Nie
ma sensu perswadować mu niczego. On sam… On sam poczuje, które rozwiązanie
będzie właściwsze.
Lara otoczyła Fay
ramionami, a ta oddała jej uścisk. Trwały tak przez dłuższą chwilę, zatopione w
swoich ramionach.
- Potrafisz kochać –
szepnęła Fay nagle do ucha archeolożki. – Bardzo się zmieniłaś. Na lepsze.
Jestem pewna, że świetnie wychowałabyś swoje dziecko. A teraz… – Szamanka
odsunęła kobietę od siebie. – A teraz powiedz mi z czym do mnie przyszłaś.
- Znowu potrzebuje twojej
pomocy, Fay… - Wyjaśniła Lara, spuszczając oczy w dół. – Chodzi o moją mamę… Ja
muszę ją odszukać. Ale nie wiem gdzie… Za to ty, ty na pewno wiesz… Może
mogłabyś wskazać mi właściwą drogę i w ogóle…
Szamanka wzniosła swoje
piękne srebrzyste oczy w górę, patrząc na gwiazdy.
- Szukaj znaków w
przyrodzie – odezwała się po chwili.– Postaram się, aby one cię zaprowadziły.
- Dziękuję. – Croft
naprawdę była wdzięczna.
Posiedziały tak jeszcze
chwilę.
- Zaraz na pewno Elandzie
wypali się siarka… - Zaczęła Lara, rozglądając się z zachwytem po otoczeniu. –
Jak nazywa się to miejsce, w którym obecnie jesteśmy? Tak tu pięknie.
- My, zabłąkane dusze
nazywamy to miejsce „Przystań” – odpowiedziała Julka. – Tutaj czeka się i
odpoczywa przed dalszą drogą…
- Rozumiem – szepnęła
archeolożka.
- Laro… - Odezwała się Fay melodyjnie,
przymykając oczy, jakby w jej głowie ukazała się jakaś wizja przyszłości. – Ostatni
raz byłaś w Przystani. Już nigdy się tutaj nie zobaczymy.
Po
wypowiedzeniu tych słów, siarka spaliła się na patelni w kuchni Elandy.
CDN
Nahia
OdpowiedzUsuńWysłany 19.03.2011 o 15:11
Witaj! Znów odwiedzam Twojego bloga, by dowiedzieć się o dalszych losach pani archeolog… Gdybyś mogła mnie powiadamiać o nowych rozdziałach… moje gg: 32624547
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 19.03.2011 o 17:15
No, no… Graficzne zdolności Gosi są nie do skopiowania! A widzę iż Twoje też. Chciałam tylko powiedzieć, że ciągle powtarzałaś Lara, Lara, Lara, a potem archeolożka, archeolożka. Ale myślę, że ja też bardzo często powtarzam. Pobiłam wczoraj swój rekord i zrobiłam zapowiedź następnego opowiadania w 3h! To jakiś cud. No niestety Fraps pociął mi troszkę grę w jednym momencie, i to najważniejszym. Pomylił mi się też guzik i wyłączyłam głos w grze, a kiedy myślałam, że głos mi się nie nagrywa, to niestety… Nagrał się. Co za pech… Mogę z mojego dobrego serca xD zdradzić Ci, że tytuł będzie Dangerous Informations, a muzyka, to… Nie, fajniej wygląda, jak sie nie ma pojęcia jaka jest muzyka. :) U mnie nowy roz… Nowy… Ostatni, konkretnie epilog. Serdecznie zapraszam!
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 19.03.2011 o 19:03
Ty no faktycznie masz już nową czytelniczkę:) Mam nadzieję, że na stałe:)A teraz akcja: Nie no spoko.. Lara nadal nie może odnaleźć matki… To teraz do Fay się będzie zgłaszać o pomoc.A tak po za tym.. Skąd Lara ma hajs na skuter?:DGotówki tyle wzięła? ;pDobra. Lara na koniu. Lara gada do konia…Koń Larę polubił;p Bo kto by Lary nie lubił? Chyba tylko jakaś du… xDJedzie, jedzie przez las xDKonik ucieka a Croft na dzikusów trafia.Burza, pada deszcz… Dobra a teraz do Fay. A jeszcze jedno^^ Zawsze się zastanawiałam czy nogi śmierdzą Larze bo zdjęciu tych ogromnych buciorów… Dziwię się że zapach nie zabił ponownie Fay. Hahaha…(dobry humor mam)A teraz serio do Fay.W końcu pogodzone…:) Miłe…Tylko dlaczego Fay już nie spotka się z Larą?:) Na gg wytłumaczysz mi oki?:)I ciekawa jestem jak Julka poprowadzi Larę po tych znakach w przyrodzie:P Ale wszystkiego dowiemy się wkrótce.Rozdział był świetny… Ta magia Elandy (dobrze napisałam?:]) Ta siarka wypalona.. Super klimacik:)))Jej a co do tych podziękowań… Kompletnie nie wiem co powiedzieć..Jestem szczęśliwa z tego faktu, że chociaż jedna osoba docenia to co robię:) Jesteś kochana:*:*:*
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 20.03.2011 o 14:30
Raczej będą nowi bohaterowie. A co do tytułu będzie idelany. Właśnie jestem w trakcie pisania pierwszego rozdziału. Pozdrawiam!
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 20.03.2011 o 18:05
NIe bój się, będą na 100%.
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 25.03.2011 o 20:02
U mnie już dzisiaj zapowiedź opowiadania. Zapraszam serdecznie!