Na
wszystkich bombach ruszyły już zegary liczące czas i żadne prośby ani groźby
Maykela tym razem nie poskutkowały: młodzież piszczała, jazgotała i
spazmatycznie szlochała. Niektórzy nawet zaczęli się modlić. Nerwy udzieliły
się także Lilly i Svenowi, którzy za wszelką cenę próbowali się uwolnić, rwąc i
szarpiąc się bezmyślnie do przodu.
- Zip, gdzie jesteś? –
szeptała Lara, pamiętając, jak ostatnim razem Zip dzielnie ich uratował i
rozbroił bomby. Zip jednak nie miał pojęcia, co się tutaj działo.
- 40 sekund!!! –
poinformowała Lilly drastycznie, nie przestając się szamotać.
- Pogódźmy się z tym, że to
już koniec!!! – wtrącił melodramatycznie Rob, pogarszając wszystkim humory i
wywołując głośniejszą salwę wrzasków u młodzieży.
- Przestańcie, zróbmy
coś!!! – zachęcał do działania Maykel, ale sam nie wiedział, w jaki sposób mają
coś zrobić.
Sekundy mijały, a krzyki
tylko nabierały mocy.
- Teraz umrzemy!!!!
Aaaaaaaaaa!!!! – darła się Pamela, podskakując na ładunku wybuchowym.
- Mamooooooo!!!! – wołał
ktoś inny.
- Candy, kocham cię!!!! –
pojawiło się nawet jakieś wyznanie miłosne.
- Maykel… - Szepnęła Lara,
przestając się szarpać z zapięciem. – Maykel, to chyba naprawdę jest już
koniec…
- Nieprawda, zobaczysz,
wszystko się jakoś ułoży… - Odparł Maykel, ale całkowicie bez przekonania.
I w tym momencie…
TRZASK!!!
Wszyscy aż podskoczyli na
bombach. Drzwi otworzyły się z łomotem…
- I co, cholery jedne?!! – W
progu ukazała się… Ciotka Emma, a za nią zaglądała ciotka Eliza. – Myśleliście,
że sobie poszłyśmy, hę?!!
Nie było czasu na
pogaduchy.
- Ciociu, niech ciocia
znajdzie jakiś klucz!!! – krzyknął Maykel. – Inaczej się stąd nie uwolnimy!!!
- Dobra! – zgodziła się
Emma, o dziwo bez protestów.
- Na miłość boską, niech
się ciotka pospieszy!!! – wrzasnęła Lara.
Ciotki wybiegły z
pomieszczenia, by po chwilce wrócić ponownie.
- Nic nie ma!!! – poinformowała
Emma.
- Niech ciotka zobaczy do
tej szafki!!! – Maykel wskazał głową niepozorną, małą szafeczkę, stojącą pod
ścianą.
Emma żwawo (pomijając jej
tuszę) przyskoczyła do szafki i otworzyła ją.
- Jest klucz?!! – Lara
prawie jęknęła.
- Nie ma żadnego pieprzonego
klucza!!! – zawyła Emma, wyciągając coś znacznie większego. – Jest to!!! – Podniosła
triumfalnie siekierę nad głowę. – Bierz Elizka jedną, a ja drugą!!!
- Dawaj!!! – Elizka złapała
siekierę i razem z Emmą przyskoczyły ratować uwięzionych.
- Jezu Święty! - Maykel
zamknął oczy, bo domyślał się, jakie ciotki mają doświadczenie w kwestii
siekier.
A miały takie, że omal nie
odrąbały Willowi głowy, chcąc mu pomóc.
- Aaaaaaa!!! – zaczęła
jazgotać Lilly, bo ciotka zamierzyła się w nią siekierą.
Po wielkich trudach, obu ciotkom udało się
uwolnić Svena i Lilly.
- Uciekajcie!!! – doradzili
im pozostali. – Uciekajcie na zewnątrz!!!
Ale owa dwójka nie ruszyła
się bez pozostałych. Gorączkowo usiłowali pouwalniać innych.
- To nic nie pomoże… - Szepnęła
Lara do Maykela. – Zobacz, w jakim czasie ciotki uwolniły tylko dwie osoby… Nie
zdążą nas odkuć wszystkich, a
nawet gdyby… Nie zdążymy uciec na zewnątrz…
- Lara… - Mruknął czule
Maykel, chcąc powiedzieć coś, co podtrzymałoby kobietę na duchu, ale nie
znalazł niestety na to słów. Lara miała rację w stu procentach, on sam od dawna
zdawał sobie z tego sprawę, że mają zbyt mało czasu na ucieczkę.
TRZASK!!!
Wszyscy
ponownie podskoczyli do góry. Tym razem, w drzwiach stanęła Claire z rozwianymi
we wszystkie możliwe strony lokami i roziskrzonymi oczami.
- Jak kogoś uwolnię, niech
ucieka na zewnątrz!!! – rozkazała, podlatując do pierwszej osoby na bombie z
kluczem w ręku. W jednej sekundzie porozkuwała wszystkich. – Uciekajcie!!! –
ponagliła.
Nikt nie
zaprzeczył jej poleceniu. Razem, jak na połamanie karku biegli po ciemnych
korytarzach. Nawet Pamela nie wywaliła się na szpilkach ani razu, tylko
dzielnie biegła na łeb na szyję po zakrętach.
- Widzę wyjście!!! –
wrzasnęła Lara, z nieukrywaną ulgą w głosie. Pierwsza dobiegła do drzwi i
otworzyła je, wdychając świeże, dzienne powietrze.
A ekipa
FBI zatrzymała się tuż przed nimi, przepuszczając przed sobą młodzież. Niestety
obowiązywały ich przepisy – nie mogli opuścić zagrożonego budynku, dopóki
ostatnia osoba pilnowana przez nich go nie opuściła. Pierwszym instynktem Lary,
było jak najszybsze wybiegnięcie na zewnątrz. Wróciła jednak, widząc zachowanie
ekipy i ufnie stanęła przy boku Maykela. Należała do nich, wiedziała o tym i
czuła to. Nie potrafiłaby opuścić budynku bez nich. Bez Maykela.
- Mogłaś wyjść… - Szepnął Rouglas,
ściskając jej chłodną rękę.
- Nie mogłam. – Kobieta pokręciła
głową. – Zapomniałeś? Choćby nie wiem co, mieliśmy się trzymać razem.
- To już koniec!!! – wrzasnęła
Lilly, gdy ostatni uczeń wybiegł z budynku. – Bomby lada chwila
wybuchną, nawet nie ma sensu się ratować!!! I tak nie zdążymy!!!
- Mamy może dziesięć
ostatnich sekund życia! – przwidywał Sven.
- Boże… - Maykel odwrócił
się do Lary.
- Zbyt mało czasu, aby
sobie wszystko powiedzieć… - Jęknęła, mocniej ściskając jego dłoń.
- To ja coś powiem! – Sven
odsunął kobietę i położył Rouglasowi rękę na ramieniu. – Maykel, pamiętasz ten
telefon, co go miałeś rok temu? – zapytał tragicznym tonem głosu.
- Nigdy go nie zapomnę, to
był najlepszy telefon, jaki miałem! Rzadko już teraz można go dostać! – odparł
Maykel. – A co?
- To ja go zepsułem!!!
Wpadł mi do szklanki z kawą!!! Wybacz mi, kumplu!!! – Sven omal
się nie rozpłakał.
- Ależ Sven!!! Nie rób
sobie wyrzutów w takiej chwili, przecież ci wybaczam!!! – odrzekł Maykel,
zaczynając ściskać się ze Svenem. – Ale dobrze, że mi powiedziałeś, bo cały czas
podejrzewałem o to Willa! Will!!! – Mężczyzna złapał za nadgarstek Willa. – Will,
tak mi przykro, że na ciebie wrzeszczałem!!!
- Maykel, wybaczam ci,
ponieważ za chwilę umrzemy!!! Zapomnij o tym!!! – Will poklepał Maykela po ramieniu.
Wszyscy nagle zaczęli się
przepraszać, wyznawać miłość i sobie wybaczać. Lilly pierwsza nie wytrzymała
presji i rozpłakała się.
- Umrzyjmy już!!! –
wrzasnęła urywanym od płaczu głosem.
- Pomyśleć, że nie ujrzymy
już następnego wschodu słońca… - Zaczął dramatycznie Rob. Lilly rzuciła się w
jego objęcia.
- Och, przytulmy się
wszyscy ostatni raz! – zaproponowała.
Wszyscy złączyli się w
uścisku, tworząc krąg.
Lara
zamknęła oczy, wyczekując odgłosu wybuchu. Wszyscy się uciszyli, czekając na ten
straszny moment. Zaraz bomby wybuchną i zmiecie ich fala ognia.
- Te sekundy mijają, jak wieczność…
- Szepnął Maykel.
Stali dalej, nawet się nie
ruszając. Nie wiedzieli, ile już czasu minęło, gdy nagle…
- Co wy wyprawiacie, do
jasnej cholery?!! – dobiegł ich głos Claire.
Wszyscy odwrócili się i
ujrzeli kociooką kobietę, jak stała w korytarzu i patrzyła na nich z
zaskoczeniem.
- Medytujecie czy jak? –
spytała podejrzliwie, widząc ich pozycję w kręgu.
- Och, Claire… - Lara
wyciągnęła do niej rękę. – Chodź do nas, umrzemy wszyscy razem…
- Tak, tak… - Zgodzili się
wszyscy.
Claire stała jeszcze
chwilę, patrząc na nich, jak na wariatów, by po chwili wybuchnąć gromkim
śmiechem. Tak się śmiała, że aż złapała się za brzuch.
- Odbiło jej – ocenił
Maykel.
- Wy sobie myślicie, że te
bomby wybuchną i tak stoicie trzydzieści minut, czekając na śmierć?! – Claire nie
mogła wyrobić ze śmiechu. – Otóż, nie wybuchną, debile jedne!!! Pół godziny
temu je rozbroiłam!!!
- Pół godziny? – Lara
spojrzała na pozostałych. – To my pół godziny już tu stoimy? – Sama się
uśmiechnęła, analizując w głowie słowa Catty.
- Minęło, jak sekunda… - Próbowała
usprawiedliwić wszystkich Lilly, ale teraz każdy zaczął się śmiać.
- Czyli nie umrzemy? –
upewnił się jeszcze Rob.
- Kiedyś na pewno, ale na
pewno nie dzisiaj. I na pewno nie przez wybuch bomb – wyjaśniła Catty, biorąc
głęboki wdech. - No dobra, chodźmy stąd. Ale nie tędy. – Wskazała na drzwi
przed nimi. – Ci młodzi stoją już obok drugiego wyjścia i na was czekają.
Chodźcie.
Ruszyli za kobietą po
ciemnych korytarzach.
- Claire… - Zaczęła Lara. –
Przyłącz się do nas… Przestań już być taką, jaką byłaś.
- Myślisz, że to takie
proste? – warknęła Catty, której humor się nagle diametralnie pogorszył. –
Sprzeciwiłam się mafii i od niej odeszłam. Masz pojęcie, co to znaczy? Carter
mnie wytropi i zabije, bo będzie się bał, że za dużo wiem i wygadam innym.
- Nic ci nie zrobi, bo
będziesz chroniona przez nas – wtrącił się Maykel, zachodząc Claire z
lewej strony.
Claire prychnęła.
- Dupka Jaśków karuzelka! –
podsumowała słowa Lary i Maykela.
Jak się
za chwilę okazało, Claire była naprawdę roztrzęsiona psychicznie. Nie
wiedzieli, że była z natury histeryczką i miała silne wahania nastrojów. Dlatego
zdziwiło ich jej zachowanie: ni z tego, ni z owego, zaczęła nagle wyzywać
Lilly. Siostra Maykela cierpliwie to znosiła, ale do czasu. Wyzwiska
Claire naprawdę zaczęły ją obrażać i denerwować:
- Zamknij się do kurwy
nędzy, bo ci przyjebię! – parsknęła do Claire, sądząc, że usadzi ją tymi słowami
na tyłku.
Ale Claire, która chyba z
tego wszystkiego dostała na głowę, tylko na to czekała. Stanęła w miejscu i
zaczęła głupkowato potrząsać głową na prawo i lewo:
- Zobaczcie, jaka to ona
spokojna, no! Patrzcie ją, jak się wydzierać umie! Może jest spokojniejsza ode
mnie, nie?! Co?!
- Spokojniejsza i
mądrzejsza – odpowiedział Sven, żartobliwie mrugając do Lilly. To był jego
błąd.
- Coooo??? Oż ty ____!!! -
Tu Claire nazwała Svena tak, że wszyscy wybałuszyli na nią oczy, a Will ponadto
wrzasnął „Claire!!!” ze zgorszonym tonem głosu.
- Co chcesz?!! – Claire
przyskoczyła więc do Willa, szarpiąc go oburącz za koszulę. – Widziałeś?!!
Widziałeś tego niechluja?!! Słyszałeś tego klamota, co on do mnie mówił?!! Słyszałeś?!!
- Tak, słyszałem,
słyszałem! – Trzepał głową wystraszony Will.
- Dobra, do cholery,
uspokój się – powiedział Sven miło, chcąc wszystko załagodzić, ale… W tym samym
momencie zatoczył się do tyłu, bo Catty pieprzła mu w ryj.
- Oż ty suko jedna… - Syknął
Sven, wstając z podłogi i rozcierając policzek.
- Sven, uspokój się. –
Maykel popatrzył z przestrachem na przyjaciela, ale nie zdążył go powstrzymać.
Sven nie zamierzał tego
incydentu podarować Claire i w tym wyniku to on zacisnął ręce na jej ramionach.
Claire chwyciła go za włosy i rozpoczęła się szarpanina.
- Matko kochana, Lara,
chodź no tu, zobacz, co oni robią!!! Powariowali, FBI, żeby szarpaniny i bójki
urządzać!!! Wstyd!!!
- Zabierzcie go, bo go
zaduszę!!! – darła się Claire na cały głos, tarzając się ze Svenem po podłodze.
- Ty?!! Ty mnie zadusisz?!!
He, he, he, łeb ci ukręcę!!! – Sven nie pozostawał jej dłużny.
- Spróbuj!!! O… A tfu!!! –
Claire plunęła Svenowi w twarz.
Teraz szarpanina dosięgła
drastycznych wyników: Sven naprawdę zaczął dusić Catty.
- Ehe, ehe… - Chrypiała
Claire, dusząc się.
- Sven!!!
- Claire!!!
- Cholera ich już raz!!!
- Diabli was wzięli, czy
co?!! Cholerniki jedne!!!
- Wy cholerni ulicznicy!!!
Bójki się zachciało urządzać?!! – Maykel odciągnął Svena na bok, ku ogólnym
jego proteście, a Rob wściekłą Claire.
- Umieram! – oznajmiła
nagle Claire i bezbłędnie odegrała rolę upadającej i nieżyjącej na podłodze
kobiety.
- Wstawaj, czubku jeden z
podłogi i nie umrzyj od razu, jeśli łaska – powiedział Maykel.
- Dobrze, ale i tak umrę –
zapewniła Claire i wstała z podłogi. Wyciągnęła pistolet i przyłożyła go sobie
do głowy. – Żegnajcie! – powiedziała i histerycznie zaczęła
chlipać pod nosem.
- Ty durnoto! – Rob
wyszarpnął jej pistolet.
- Oddaj moją spluwę!!! –
podniosła wrzask Claire i poczerwieniała jak indor na twarzy. – To moje!!! Moja
spluwa!!!
- Dobrze, dobrze – potakiwał
Rob. Wyjął naboje i dopiero oddał kobiecie pistolet.
- Nie!!! – Tupnęła nogą
Claire i z pazurami rzuciła się na Roba. – Chcę moje naboje, debilu!!!
- Pomóżcie mi! – szarpał
się Rob.
Maykel dokonał
bohaterskiego czynu: chwycił roztrzepaną Catty i po prostu wrzucił do
sąsiedniego pomieszczenia, zamykając drzwi.
- Brawo! – warknął Rob
ponuro, ale wdzięcznie.
- Posiedzi tam trochę, to
jej przejdzie – rzekł Rouglas.
Mylił się: Claire
wyskoczyła z pomieszczenia jeszcze szybciej, nim ją tam Maykel wsadził.
- Teraz cię za to zabiję!!!
– oznajmiła, unosząc nad sobą półmetrową sztachetę.
- Mocna cholera! – Rouglas zasłonił
się rękami, bo Catty w pełnym galopie zamachnęła się na niego sztachetą.
- Odłóż to w tej chwili!!!
– rozkazał Will. – Dzwońcie po psychiatrę, ta kobieta jest niespełna rozumu!!!
Claire trzasnęła sztachetą
w jakiś mebel, który z hukiem rozsypał się w drobny mak.
- Boże!!! – rozdarła się
Lilly, lądując na ziemi, by uniknąć ciosu dechą.
W jednej chwili mogliby
rozprawić się z kuzynką Lary, ale nie chcieli jeszcze robić jej krzywdy.
Chcieli dać jej szansę na nowe życie. Mieli nadzieję, że gdy szał jej
przejdzie, zmieni się na lepsze. A póki co…
- Dzwonię po normalne
pogotowie! – zakomunikował Sven. – Nie znam numeru do psychiatryka!
- To dzwoń! – zgodził się
Rob. – Ten pomyleniec sobie albo komuś zrobi jakąś krzywdę!
- Boże, Maykel! – Lilly
schowała się za bratem, bo goniła ją Catty z deską. Natomiast lustro, przed
którym Lilly stała przed chwilą, pękło i rozsypało się w drobny mak, pod
wpływem ciosu od dechy.
- A ty co??? – Catty
wypatrzyła Svena i wytrzeczyła swoje i tak już wielkie oczy. – Nasłałeś na mnie
erkę??? Na mnie?! Na mnie?! Ty przestępco, pożałujesz!!!
Lara stanęła jej na drodze.
- Uspokój się, kobieto!!!
Czy tobie coś dolega?!! – Chciała się dowiedzieć.
- Odsuń się, paskudo!!! Bo
dostaniesz w mordę, aż się krew poleje!!! – ryknęła Catty, wywijając sztachetą.
- Zastanów się, do kogo
mówisz, nieokrzesańcu!!! Masz mi się uspokoić w tej chwili!!!
- Oj, Boże, Boże, zaraz
nasram w gacie ze strachu!!!
Lara zatrzęsła się z
nerwów, a Claire zaczęła wygrażać wszystkim sztachetą:
- Wszyscy będziecie
tańczyć, tak jak ja wam zagram, rozumiecie?!! Bo jak nie… Ooo, lepiej nie
zadzierać ze mną!!!
- Są lekarze!!! – wrzasnął
Sven.
To była prawda, karetka
podjechała pod zbrojownię.
TRZASK!!!
Wpadł jeden doktor.
- Co tu się stało? –
spytał.
- O tu, widzi pan! – Will
wskazał na Catty. – Czubek!
- Ty maszkaro, co ty do
mnie powiedziałeś?!! Dupa!!! – Catty ponownie zamachnęła się dechą na Willa,
ale lekarz chwycił ją za rękę.
- Proszę się uspokoić! –
polecił.
- Odejdź ode mnie,
prostaku!!! – Claire walnęła lekarza sztachetą.
- Kurde. – Lekarz
wytrzeszczył oczy. – Pani jest chora na głowę, jedziemy do psychiatryka!!!
- Wara ode mnie, wara!!!
Powiedziałam: wara ode mnie!!! – wykrzykiwała Claire, będąc na siłę wynoszoną
przez lekarza. Gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi – wszyscy odetchnęli
głęboko.
- Większej szajbuski, to ja
jak żyję nie widziałem. – Maykel przetarł ręką spocone czoło.
- Wierz mi, że ja sporo
widziałam – rzekła wolno Lara, również ocierając twarz. – Ale z taką jeszcze
nigdy nie miałam do czynienia. Aż do dzisiaj.
- Chodźcie, wyjdźmy już na
dwór.
Cała ekipa wyszła na
zewnątrz.
- O Boże, nareszcie spokój…
- Lara wzięła głęboki, oczyszczający wdech.
No, niezupełnie.
- Stać! I wszyscy ręce do
góry! – ryknęli wspólnie policjanci, zgromadzeni przed budynkiem.
Ekipa
wraz z Larą dopiero teraz zauważyli, że przed zbrojownią stały chyba ze cztery
wozy policyjne. Gimnazjaliści już byli otoczeni przez nich, a paru z nich właśnie teraz podeszło do FBI z
wyciągniętymi pistoletami.
- Teraz? Teraz żeście
przyjechali? – syknął Maykel zły, robiąc krok do przodu. – Wcześniej już nie
można było? Pół godziny temu była tu mafia CC! Chcieli wysadzić ten budynek, my
o mało nie zginęliśmy! O tę ignorancję w zasadzie moglibyśmy was zaskarżyć,
ale…
- Zakujcie go łącznie z
tamtymi cwaniaczkami! – rozkazał jeden z gliniarzy. Nim Maykel się zdołał
zreflektować – już stał zakuty w kajdanki. Pozostali również podzielili jego
los.
- Co tu się wyprawia?!! –
oburzył się Maykel. – W tej chwili nas rozkujcie!
- Jesteście podejrzani! –
wyjaśnił im policjant z głupawym uśmiechem i z identyfikatorem, na którym
pisało „Fred”. – Słyszeliśmy tu strzały i krzyki, jesteście podejrzani o napad!
Albo o kradzież! Albo morderstwo!
Tego już było za dużo.
- Oszalał pan?!! – wrzasnął
Rouglas. – My jesteśmy z FBI, kurwa mać!!! W tej chwili nas rozkujcie!!!
- O, ho, ho, z FBI,
patrzcie go, jak się wysoko wycenił!!! – Zatelepał głową Fred.
- Naprawdę, jasna cholera,
co za czuby!!! – krzyczała też Lara. – Wy wiecie w ogóle z kim rozmawiacie?!
- Jeszcze nie, ale za
chwilę się dowiemy! – zapewnił Larę gliniarz o tępym wyrazie twarzy i podszedł
z notesem do Maykela. – Pańskie imię? – zażądał odpowiedzi.
- Maykel.
- Nazwisko?
- Rouglas.
Joseph, bo tak się nazywał owy policjant, rąbnął śmiechem w głos, słysząc odpowiedź mężczyzny. Aż dostał
czkawki.
- Nie wiedziałem, że moje
nazwisko jest aż takie zabawne – wyjaśnił Maykel cierpko, patrząc na gliniarza,
który zwijał się obok niego ze śmiechu.
- Bo nazwisko w rzeczy
samej nie jest zabawne!!! – kwiczał Joseph, momentalnie poważniejąc. – Dowcipny
jest fakt, że podajesz się pan za faceta, którym nie jesteś!!!
- Słucham?!! – Maykel omal się
nie przewrócił.
- Gówno, a nie słucham! Za przywłaszczanie
sobie czyiś danych osobowych, to i paragraf się znajdzie! – nakręcał się Joseph.
– A pan Rouglas pewnie niezłą by panu dowalił karę, za przywłaszczanie sobie
jego imienia!!!
- Jezu, oszaleję!!! –
wrzasnął Maykel, podnosząc swoje niebieskie oczy do góry.
- Ha, ha, ha, ha!!!
Panowie, tutaj wcale nie jest lepiej! – Kwiczał ze śmiechu Antek, ostatni z
gliniarzy. – Zgadnijcie, kim ona jest? – mówiąc to, poklepał po ramieniu
wściekłą Larę.
Policjanci bacznie
popatrzyli na nią z góry na dół.
- Pewnie to Mona Lisa z
obrazu! – domyślił się jeden.
- Nie, to zapewne królewna
Roszpunka! – zadowcipkował Joseph,odbiegając od Maykela i przyskakując do Lary.
Zanosząc się głupawym
śmiechem, podniósł jej długi warkocz do góry, by lepiej zademonstrować wszystkim
trafność swojego wymyślonego na kobietę wyzwiska.
- Ani Roszpunka ani Mona
Lisa!!! Tylko… Lara Croft!!! – zaryczał Antek, który spisywał Lary dane.
Razem z Josephem zaryczeli
ze śmiechu, jednak oprócz Freda:
- Ej, koledzy… Ona jest
naprawdę cholernie podobna do Lary Croft… - Zauważył i mina mu zrzedła.
Powitała go głośniejsza
salwa śmiechów.
- Ty głąbie, tyś Lary Croft
to nawet chyba na zdjęciu nie widział!!! Całkiem inna od tej tu! – Antek
ponownie zatrząsł Lary ramieniem.
- Całkiem inna! – poparli
go koledzy.
- Nie jest inna, do jasnej
cholery, jest identyczna, bo ja nią jestem!!!– wrzasnęła Croft, już naprawdę ostatkiem
sił. - Nie możecie, głupole, tego wreszcie zrozumieć?!!
- Uuu… Wyzywiska na
policjantów na służbie? – Joseph wyciągnął długopis i kartkę. – Wypisuję pani
mandat! – oznajmił.
- W dupie mam pana i
pańskie mandaty! – uświadomiła mu Lara.
- Uuu… W takim razie dopisuję
więcej do mandatu!
- Dobra, Joseph, tu się nie
ma co patyczkować z tą Roszpunką i innymi dowcipnisiami! Krótka piłka: pokazywać
nam swoje dokumenty, to uwierzymy, jak będziecie nawet rycerzami króla Artura!
Ekipa badawczo wymieniła
się spojrzeniami.
- No, nie mamy przy sobie
teraz dokunetów, bo… - Zaczął Maykel, próbując spokojnie wszystko wyjaśnić, ale
zostało mu to udaremnione:
- Dobra, dobra, James Bond!
– przerwał mu Fred. - Jakbyś miał dowodzik, to nie byłoby problemu! A tak, pogadasz
se z komendantem na komisariacie!
- Dalej, pakować ich do
wozu, jedziemy na komisariat!
- Nie no, to jest już
szczyt chamstwa!!! – burzyła się ekipa, na siłę będąc wrzucanym do policyjnych
samochodów.
- Odpalaj machinę, Joseph!
Jedziemy!
CDN
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 05.02.2011 o 12:04
Weszłam tu w zasadzie nakrzyczeć, że jeszcze nie ma tak utęsknionego rozdziału i aż mnie wcisnęło w fotel. Ta Mona Lisa wyszła ci najlepiej. Ale z drugiej strony, Clarie jest wariatką? Nie chce mi się też wierzyć, żeby policjanci byli tak głupi. Roszpunka… Dobre :) Weż wsadź sobie jakąś ocenę na tego bloga, bo słowa nie wystarczą. I szczerze mówiąc muszę się przyznać, że wcale nie czekam na nowy rozdział, bo to oznacza koniec ferii… Ja się powieszę, to koniec! Pół roku do wakacji! Dlaczego oni mnie tak torturują?!
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 07.02.2011 o 12:31
Tak, właśnie… I z tą czcionką jest problem! Miało być inaczej, ale co układam to mi się resetuje! Nie umiem ustawić tak, jak było wcześniej, ale jak było wcześniej to mi sie coś zepsuło i zrobiło się biało… I tak było bardzo długo dopóki nie udało mi się ustawić tego obrazka, z którym męczę się od grudnia! Jeszcze coś poszperam to może jakoś się ustawię. A jak się nie uda, to powiedz, kto dobrze radzi sobie z blogami, bo się z moim doradzcą nie mogę skontaktować…?
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 10.02.2011 o 19:10
Doceniam wysiłki Gosi, ale kompletnie nie tak to miało wyglądać. Jakby ci to przedstawić… Hm, wejdź w komentarze do mojego wpisu. Widzisz tekst, a w tle nie przesuwający się obrazek. I tak miało być na całości, ale coś pod wpisami mi się poknociło i jest taki głupi szablon co się powtarza i powtarza, i nie da się tego zmienić. Może rozumiesz o co mi chodzi? http://taki-ma-byc-szablon.bloog.pl/ Jeżeli nie, to chodzi mi o to. Zajrzyj tam i wyślij to do Gosi. Chciałabym, żeby taki był mój bloog.
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 10.02.2011 o 20:38
CUD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!No cud po prostu! Udało mi się ustawić szablon! Jupi! Jest! Mam nadzieję, że ci się spodoba.