Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 18 - "Pewnie to Mona Lisa z obrazu!"

Na wszystkich bombach ruszyły już zegary liczące czas i żadne prośby ani groźby Maykela tym razem nie poskutkowały: młodzież piszczała, jazgotała i spazmatycznie szlochała. Niektórzy nawet zaczęli się modlić. Nerwy udzieliły się także Lilly i Svenowi, którzy za wszelką cenę próbowali się uwolnić, rwąc i szarpiąc się bezmyślnie do przodu.
- Zip, gdzie jesteś? – szeptała Lara, pamiętając, jak ostatnim razem Zip dzielnie ich uratował i rozbroił bomby. Zip jednak nie miał pojęcia, co się tutaj działo.
- 40 sekund!!! – poinformowała Lilly drastycznie, nie przestając się szamotać.
- Pogódźmy się z tym, że to już koniec!!! – wtrącił melodramatycznie Rob, pogarszając wszystkim humory i wywołując głośniejszą salwę wrzasków u młodzieży.
- Przestańcie, zróbmy coś!!! – zachęcał do działania Maykel, ale sam nie wiedział, w jaki sposób mają coś zrobić.
Sekundy mijały, a krzyki tylko nabierały mocy.
- Teraz umrzemy!!!! Aaaaaaaaaa!!!! – darła się Pamela, podskakując na ładunku wybuchowym.
- Mamooooooo!!!! – wołał ktoś inny.
- Candy, kocham cię!!!! – pojawiło się nawet jakieś wyznanie miłosne.
- Maykel… - Szepnęła Lara, przestając się szarpać z zapięciem. – Maykel, to chyba naprawdę jest już koniec…
- Nieprawda, zobaczysz, wszystko się jakoś ułoży… - Odparł Maykel, ale całkowicie bez przekonania.
I w tym momencie…
TRZASK!!!
Wszyscy aż podskoczyli na bombach. Drzwi otworzyły się z łomotem…
- I co, cholery jedne?!! – W progu ukazała się… Ciotka Emma, a za nią zaglądała ciotka Eliza. – Myśleliście, że sobie poszłyśmy, hę?!!
Nie było czasu na pogaduchy.
- Ciociu, niech ciocia znajdzie jakiś klucz!!! – krzyknął Maykel. – Inaczej się stąd nie uwolnimy!!!
- Dobra! – zgodziła się Emma, o dziwo bez protestów.
- Na miłość boską, niech się ciotka pospieszy!!! – wrzasnęła Lara.
Ciotki wybiegły z pomieszczenia, by po chwilce wrócić ponownie.
- Nic nie ma!!! – poinformowała Emma.
- Niech ciotka zobaczy do tej szafki!!! – Maykel wskazał głową      niepozorną, małą szafeczkę, stojącą pod ścianą.
Emma żwawo (pomijając jej tuszę) przyskoczyła do szafki i otworzyła ją.
- Jest klucz?!! – Lara prawie jęknęła.
- Nie ma żadnego pieprzonego klucza!!! – zawyła Emma, wyciągając coś znacznie większego. – Jest to!!! – Podniosła triumfalnie siekierę nad głowę. – Bierz Elizka jedną, a ja drugą!!!
- Dawaj!!! – Elizka złapała siekierę i razem z Emmą przyskoczyły ratować uwięzionych.
- Jezu Święty! - Maykel zamknął oczy, bo domyślał się, jakie ciotki mają doświadczenie w kwestii siekier.
A miały takie, że omal nie odrąbały Willowi głowy, chcąc mu pomóc.
- Aaaaaaa!!! – zaczęła jazgotać Lilly, bo ciotka zamierzyła się w nią siekierą.
 Po wielkich trudach, obu ciotkom udało się uwolnić Svena i Lilly.
- Uciekajcie!!! – doradzili im pozostali. – Uciekajcie na zewnątrz!!!
Ale owa dwójka nie ruszyła się bez pozostałych. Gorączkowo usiłowali pouwalniać innych.
- To nic nie pomoże… - Szepnęła Lara do Maykela. – Zobacz, w jakim czasie ciotki uwolniły tylko dwie osoby… Nie zdążą nas odkuć          wszystkich, a nawet gdyby… Nie zdążymy uciec na zewnątrz…
- Lara… - Mruknął czule Maykel, chcąc powiedzieć coś, co podtrzymałoby kobietę na duchu, ale nie znalazł niestety na to słów. Lara miała rację w stu procentach, on sam od dawna zdawał sobie z tego sprawę, że mają zbyt mało czasu na ucieczkę.
TRZASK!!!
Wszyscy ponownie podskoczyli do góry. Tym razem, w drzwiach stanęła Claire z rozwianymi we wszystkie możliwe strony lokami                         i roziskrzonymi oczami.
- Jak kogoś uwolnię, niech ucieka na zewnątrz!!! – rozkazała, podlatując do pierwszej osoby na bombie z kluczem w ręku. W jednej sekundzie porozkuwała wszystkich. – Uciekajcie!!! – ponagliła.
Nikt nie zaprzeczył jej poleceniu. Razem, jak na połamanie karku biegli po ciemnych korytarzach. Nawet Pamela nie wywaliła się na szpilkach ani razu, tylko dzielnie biegła na łeb na szyję po zakrętach.
- Widzę wyjście!!! – wrzasnęła Lara, z nieukrywaną ulgą w głosie. Pierwsza dobiegła do drzwi i otworzyła je, wdychając świeże, dzienne powietrze.
A ekipa FBI zatrzymała się tuż przed nimi, przepuszczając przed sobą młodzież. Niestety obowiązywały ich przepisy – nie mogli opuścić zagrożonego budynku, dopóki ostatnia osoba pilnowana przez nich go nie opuściła. Pierwszym instynktem Lary, było jak najszybsze wybiegnięcie na zewnątrz. Wróciła jednak, widząc zachowanie ekipy i ufnie stanęła przy boku Maykela. Należała do nich, wiedziała o tym i czuła to. Nie potrafiłaby opuścić budynku bez nich. Bez Maykela.
- Mogłaś wyjść… - Szepnął Rouglas, ściskając jej chłodną rękę.
- Nie mogłam. – Kobieta pokręciła głową. – Zapomniałeś? Choćby nie wiem co, mieliśmy się trzymać razem.
- To już koniec!!! – wrzasnęła Lilly, gdy ostatni uczeń wybiegł z            budynku. – Bomby lada chwila wybuchną, nawet nie ma sensu się ratować!!! I tak nie zdążymy!!!
- Mamy może dziesięć ostatnich sekund życia! – przwidywał Sven.
- Boże… - Maykel odwrócił się do Lary.
- Zbyt mało czasu, aby sobie wszystko powiedzieć… - Jęknęła, mocniej ściskając jego dłoń.
- To ja coś powiem! – Sven odsunął kobietę i położył Rouglasowi rękę na ramieniu. – Maykel, pamiętasz ten telefon, co go miałeś rok temu? – zapytał tragicznym tonem głosu.
- Nigdy go nie zapomnę, to był najlepszy telefon, jaki miałem! Rzadko już teraz można go dostać! – odparł Maykel. – A co?
- To ja go zepsułem!!! Wpadł mi do szklanki z kawą!!! Wybacz                     mi, kumplu!!! – Sven omal się nie rozpłakał.
- Ależ Sven!!! Nie rób sobie wyrzutów w takiej chwili, przecież ci wybaczam!!! – odrzekł Maykel, zaczynając ściskać się ze Svenem. – Ale dobrze, że mi powiedziałeś, bo cały czas podejrzewałem o to Willa! Will!!! – Mężczyzna złapał za nadgarstek Willa. – Will, tak mi przykro, że na ciebie wrzeszczałem!!!
- Maykel, wybaczam ci, ponieważ za chwilę umrzemy!!! Zapomnij o  tym!!! – Will poklepał Maykela po ramieniu.
Wszyscy nagle zaczęli się przepraszać, wyznawać miłość i sobie wybaczać. Lilly pierwsza nie wytrzymała presji i rozpłakała się.
- Umrzyjmy już!!! – wrzasnęła urywanym od płaczu głosem.
- Pomyśleć, że nie ujrzymy już następnego wschodu słońca… - Zaczął dramatycznie Rob. Lilly rzuciła się w jego objęcia.
- Och, przytulmy się wszyscy ostatni raz! – zaproponowała.
Wszyscy złączyli się w uścisku, tworząc krąg.
Lara zamknęła oczy, wyczekując odgłosu wybuchu. Wszyscy się uciszyli, czekając na ten straszny moment. Zaraz bomby wybuchną                   i zmiecie ich fala ognia.
- Te sekundy mijają, jak wieczność… - Szepnął Maykel.
Stali dalej, nawet się nie ruszając. Nie wiedzieli, ile już czasu minęło, gdy nagle…
- Co wy wyprawiacie, do jasnej cholery?!! – dobiegł ich głos Claire.
Wszyscy odwrócili się i ujrzeli kociooką kobietę, jak stała w korytarzu                 i patrzyła na nich z zaskoczeniem.
- Medytujecie czy jak? – spytała podejrzliwie, widząc ich pozycję w kręgu.
- Och, Claire… - Lara wyciągnęła do niej rękę. – Chodź do nas, umrzemy wszyscy razem…
- Tak, tak… - Zgodzili się wszyscy.
Claire stała jeszcze chwilę, patrząc na nich, jak na wariatów, by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem. Tak się śmiała, że aż złapała się za brzuch.
- Odbiło jej – ocenił Maykel.
- Wy sobie myślicie, że te bomby wybuchną i tak stoicie trzydzieści       minut, czekając na śmierć?! – Claire nie mogła wyrobić ze śmiechu. – Otóż, nie wybuchną, debile jedne!!! Pół godziny temu je rozbroiłam!!!
- Pół godziny? – Lara spojrzała na pozostałych. – To my pół godziny już tu stoimy? – Sama się uśmiechnęła, analizując w głowie słowa Catty.
- Minęło, jak sekunda… - Próbowała usprawiedliwić wszystkich Lilly, ale teraz każdy zaczął się śmiać.
- Czyli nie umrzemy? – upewnił się jeszcze Rob.
- Kiedyś na pewno, ale na pewno nie dzisiaj. I na pewno nie przez wybuch bomb – wyjaśniła Catty, biorąc głęboki wdech. - No dobra, chodźmy stąd. Ale nie tędy. – Wskazała na drzwi przed nimi. – Ci młodzi stoją już obok drugiego wyjścia i na was czekają. Chodźcie.
Ruszyli za kobietą po ciemnych korytarzach.
- Claire… - Zaczęła Lara. – Przyłącz się do nas… Przestań już być taką, jaką byłaś.
- Myślisz, że to takie proste? – warknęła Catty, której humor się nagle diametralnie pogorszył. – Sprzeciwiłam się mafii i od niej odeszłam. Masz pojęcie, co to znaczy? Carter mnie wytropi i zabije, bo będzie się bał, że za dużo wiem i wygadam innym.
- Nic ci nie zrobi, bo będziesz chroniona przez nas – wtrącił się                  Maykel, zachodząc Claire z lewej strony.
Claire prychnęła.
- Dupka Jaśków karuzelka! – podsumowała słowa Lary i Maykela.
Jak się za chwilę okazało, Claire była naprawdę roztrzęsiona psychicznie. Nie wiedzieli, że była z natury histeryczką i miała silne wahania nastrojów. Dlatego zdziwiło ich jej zachowanie: ni z tego, ni z owego, zaczęła nagle wyzywać Lilly. Siostra Maykela cierpliwie to             znosiła, ale do czasu. Wyzwiska Claire naprawdę zaczęły ją obrażać                 i denerwować:
- Zamknij się do kurwy nędzy, bo ci przyjebię! – parsknęła do Claire, sądząc, że usadzi ją tymi słowami na tyłku.
Ale Claire, która chyba z tego wszystkiego dostała na głowę, tylko na to czekała. Stanęła w miejscu i zaczęła głupkowato potrząsać głową na prawo i lewo:
- Zobaczcie, jaka to ona spokojna, no! Patrzcie ją, jak się wydzierać umie! Może jest spokojniejsza ode mnie, nie?! Co?!
- Spokojniejsza i mądrzejsza – odpowiedział Sven, żartobliwie mrugając do Lilly. To był jego błąd.
- Coooo??? Oż ty ____!!! - Tu Claire nazwała Svena tak, że wszyscy wybałuszyli na nią oczy, a Will ponadto wrzasnął „Claire!!!” ze zgorszonym tonem głosu.
- Co chcesz?!! – Claire przyskoczyła więc do Willa, szarpiąc go oburącz za koszulę. – Widziałeś?!! Widziałeś tego niechluja?!! Słyszałeś tego  klamota, co on do mnie mówił?!! Słyszałeś?!!
- Tak, słyszałem, słyszałem! – Trzepał głową wystraszony Will.
- Dobra, do cholery, uspokój się – powiedział Sven miło, chcąc wszystko załagodzić, ale… W tym samym momencie zatoczył się do tyłu, bo Catty pieprzła mu w ryj.
- Oż ty suko jedna… - Syknął Sven, wstając z podłogi i rozcierając policzek.
- Sven, uspokój się. – Maykel popatrzył z przestrachem na przyjaciela, ale nie zdążył go powstrzymać.
Sven nie zamierzał tego incydentu podarować Claire i w tym wyniku to on zacisnął ręce na jej ramionach. Claire chwyciła go za włosy i rozpoczęła się szarpanina.
- Matko kochana, Lara, chodź no tu, zobacz, co oni robią!!! Powariowali, FBI, żeby szarpaniny i bójki urządzać!!! Wstyd!!!
- Zabierzcie go, bo go zaduszę!!! – darła się Claire na cały głos, tarzając się ze Svenem po podłodze.
- Ty?!! Ty mnie zadusisz?!! He, he, he, łeb ci ukręcę!!! – Sven nie pozostawał jej dłużny.
- Spróbuj!!! O… A tfu!!! – Claire plunęła Svenowi w twarz.
Teraz szarpanina dosięgła drastycznych wyników: Sven naprawdę zaczął dusić Catty.
- Ehe, ehe… - Chrypiała Claire, dusząc się.
- Sven!!!
- Claire!!!
- Cholera ich już raz!!!
- Diabli was wzięli, czy co?!! Cholerniki jedne!!!
- Wy cholerni ulicznicy!!! Bójki się zachciało urządzać?!! – Maykel odciągnął Svena na bok, ku ogólnym jego proteście, a Rob wściekłą Claire.
- Umieram! – oznajmiła nagle Claire i bezbłędnie odegrała rolę upadającej i nieżyjącej na podłodze kobiety.
- Wstawaj, czubku jeden z podłogi i nie umrzyj od razu, jeśli łaska – powiedział Maykel.
- Dobrze, ale i tak umrę – zapewniła Claire i wstała z podłogi. Wyciągnęła pistolet i przyłożyła go sobie do głowy. – Żegnajcie! – powiedziała                      i histerycznie zaczęła chlipać pod nosem.
- Ty durnoto! – Rob wyszarpnął jej pistolet.
- Oddaj moją spluwę!!! – podniosła wrzask Claire i poczerwieniała jak indor na twarzy. – To moje!!! Moja spluwa!!!
- Dobrze, dobrze – potakiwał Rob. Wyjął naboje i dopiero oddał kobiecie pistolet.
- Nie!!! – Tupnęła nogą Claire i z pazurami rzuciła się na Roba. – Chcę moje naboje, debilu!!!
- Pomóżcie mi! – szarpał się Rob.
Maykel dokonał bohaterskiego czynu: chwycił roztrzepaną Catty i po prostu wrzucił do sąsiedniego pomieszczenia, zamykając drzwi.
- Brawo! – warknął Rob ponuro, ale wdzięcznie.
- Posiedzi tam trochę, to jej przejdzie – rzekł Rouglas.
Mylił się: Claire wyskoczyła z pomieszczenia jeszcze szybciej, nim ją tam Maykel wsadził.
- Teraz cię za to zabiję!!! – oznajmiła, unosząc nad sobą półmetrową sztachetę.
- Mocna cholera! – Rouglas zasłonił się rękami, bo Catty w pełnym galopie zamachnęła się na niego sztachetą.
- Odłóż to w tej chwili!!! – rozkazał Will. – Dzwońcie po psychiatrę, ta kobieta jest niespełna rozumu!!!
Claire trzasnęła sztachetą w jakiś mebel, który z hukiem rozsypał się w drobny mak.
- Boże!!! – rozdarła się Lilly, lądując na ziemi, by uniknąć ciosu dechą.
W jednej chwili mogliby rozprawić się z kuzynką Lary, ale nie chcieli jeszcze robić jej krzywdy. Chcieli dać jej szansę na nowe życie. Mieli nadzieję, że gdy szał jej przejdzie, zmieni się na lepsze. A póki co…
- Dzwonię po normalne pogotowie! – zakomunikował Sven. – Nie znam numeru do psychiatryka!
- To dzwoń! – zgodził się Rob. – Ten pomyleniec sobie albo komuś zrobi jakąś krzywdę!
- Boże, Maykel! – Lilly schowała się za bratem, bo goniła ją Catty z deską. Natomiast lustro, przed którym Lilly stała przed chwilą, pękło i rozsypało się w drobny mak, pod wpływem ciosu od dechy.
- A ty co??? – Catty wypatrzyła Svena i wytrzeczyła swoje i tak już wielkie oczy. – Nasłałeś na mnie erkę??? Na mnie?! Na mnie?! Ty przestępco, pożałujesz!!!
Lara stanęła jej na drodze.
- Uspokój się, kobieto!!! Czy tobie coś dolega?!! – Chciała się dowiedzieć.
- Odsuń się, paskudo!!! Bo dostaniesz w mordę, aż się krew poleje!!! – ryknęła Catty, wywijając sztachetą.
- Zastanów się, do kogo mówisz, nieokrzesańcu!!! Masz mi się uspokoić w tej chwili!!!
- Oj, Boże, Boże, zaraz nasram w gacie ze strachu!!!
Lara zatrzęsła się z nerwów, a Claire zaczęła wygrażać wszystkim sztachetą:
- Wszyscy będziecie tańczyć, tak jak ja wam zagram, rozumiecie?!! Bo jak nie… Ooo, lepiej nie zadzierać ze mną!!!
- Są lekarze!!! – wrzasnął Sven.
To była prawda, karetka podjechała pod zbrojownię.
TRZASK!!!
Wpadł jeden doktor.
- Co tu się stało? – spytał.
- O tu, widzi pan! – Will wskazał na Catty. – Czubek!
- Ty maszkaro, co ty do mnie powiedziałeś?!! Dupa!!! – Catty ponownie zamachnęła się dechą na Willa, ale lekarz chwycił ją za rękę.
- Proszę się uspokoić! – polecił.
- Odejdź ode mnie, prostaku!!! – Claire walnęła lekarza sztachetą.
- Kurde. – Lekarz wytrzeszczył oczy. – Pani jest chora na głowę, jedziemy do psychiatryka!!!
- Wara ode mnie, wara!!! Powiedziałam: wara ode mnie!!! – wykrzykiwała Claire, będąc na siłę wynoszoną przez lekarza. Gdy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi – wszyscy odetchnęli głęboko.
- Większej szajbuski, to ja jak żyję nie widziałem. – Maykel przetarł ręką spocone czoło.
- Wierz mi, że ja sporo widziałam – rzekła wolno Lara, również ocierając twarz. – Ale z taką jeszcze nigdy nie miałam do czynienia. Aż do dzisiaj.
- Chodźcie, wyjdźmy już na dwór.
Cała ekipa wyszła na zewnątrz.
- O Boże, nareszcie spokój… - Lara wzięła głęboki, oczyszczający wdech.
No, niezupełnie.
- Stać! I wszyscy ręce do góry! – ryknęli wspólnie policjanci, zgromadzeni przed budynkiem.
Ekipa wraz z Larą dopiero teraz zauważyli, że przed zbrojownią stały chyba ze cztery wozy policyjne. Gimnazjaliści już byli otoczeni przez nich,  a paru z nich właśnie teraz podeszło do FBI z wyciągniętymi pistoletami.
- Teraz? Teraz żeście przyjechali? – syknął Maykel zły, robiąc krok do przodu. – Wcześniej już nie można było? Pół godziny temu była tu mafia CC! Chcieli wysadzić ten budynek, my o mało nie zginęliśmy! O tę ignorancję w zasadzie moglibyśmy was zaskarżyć, ale…
- Zakujcie go łącznie z tamtymi cwaniaczkami! – rozkazał jeden z gliniarzy. Nim Maykel się zdołał zreflektować – już stał zakuty w kajdanki. Pozostali również podzielili jego los.
- Co tu się wyprawia?!! – oburzył się Maykel. – W tej chwili nas rozkujcie!
- Jesteście podejrzani! – wyjaśnił im policjant z głupawym uśmiechem i z identyfikatorem, na którym pisało „Fred”. – Słyszeliśmy tu strzały i krzyki, jesteście podejrzani o napad! Albo o kradzież! Albo morderstwo!
Tego już było za dużo.
- Oszalał pan?!! – wrzasnął Rouglas. – My jesteśmy z FBI, kurwa mać!!! W tej chwili nas rozkujcie!!!
- O, ho, ho, z FBI, patrzcie go, jak się wysoko wycenił!!! – Zatelepał głową Fred.
- Naprawdę, jasna cholera, co za czuby!!! – krzyczała też Lara. – Wy wiecie w ogóle z kim rozmawiacie?!
- Jeszcze nie, ale za chwilę się dowiemy! – zapewnił Larę gliniarz o tępym wyrazie twarzy i podszedł z notesem do Maykela. – Pańskie imię? – zażądał odpowiedzi.
- Maykel.
- Nazwisko?
- Rouglas.
Joseph, bo tak się nazywał owy policjant, rąbnął śmiechem w głos, słysząc odpowiedź mężczyzny. Aż dostał czkawki.
- Nie wiedziałem, że moje nazwisko jest aż takie zabawne – wyjaśnił Maykel cierpko, patrząc na gliniarza, który zwijał się obok niego ze śmiechu.
- Bo nazwisko w rzeczy samej nie jest zabawne!!! – kwiczał Joseph, momentalnie poważniejąc. – Dowcipny jest fakt, że podajesz się pan za faceta, którym nie jesteś!!!
- Słucham?!! – Maykel omal się nie przewrócił.
- Gówno, a nie słucham! Za przywłaszczanie sobie czyiś danych osobowych, to i paragraf się znajdzie! – nakręcał się Joseph. – A pan Rouglas pewnie niezłą by panu dowalił karę, za przywłaszczanie sobie jego imienia!!!
- Jezu, oszaleję!!! – wrzasnął Maykel, podnosząc swoje niebieskie oczy do góry.  
- Ha, ha, ha, ha!!! Panowie, tutaj wcale nie jest lepiej! – Kwiczał ze śmiechu Antek, ostatni z gliniarzy. – Zgadnijcie, kim ona jest? – mówiąc to, poklepał po ramieniu wściekłą Larę.
Policjanci bacznie popatrzyli na nią z góry na dół.
- Pewnie to Mona Lisa z obrazu! – domyślił się jeden.
- Nie, to zapewne królewna Roszpunka! – zadowcipkował Joseph,odbiegając od Maykela i przyskakując do Lary.
Zanosząc się głupawym śmiechem, podniósł jej długi warkocz do góry, by lepiej zademonstrować wszystkim trafność swojego wymyślonego na kobietę wyzwiska.
- Ani Roszpunka ani Mona Lisa!!! Tylko… Lara Croft!!! – zaryczał Antek, który spisywał Lary dane.
Razem z Josephem zaryczeli ze śmiechu, jednak oprócz Freda:
- Ej, koledzy… Ona jest naprawdę cholernie podobna do Lary Croft… - Zauważył i mina mu zrzedła.
Powitała go głośniejsza salwa śmiechów.
- Ty głąbie, tyś Lary Croft to nawet chyba na zdjęciu nie widział!!! Całkiem inna od tej tu! – Antek ponownie zatrząsł Lary ramieniem.
- Całkiem inna! – poparli go koledzy.
- Nie jest inna, do jasnej cholery, jest identyczna, bo ja nią jestem!!!– wrzasnęła Croft, już naprawdę ostatkiem sił. - Nie możecie, głupole, tego wreszcie zrozumieć?!!
- Uuu… Wyzywiska na policjantów na służbie? – Joseph wyciągnął długopis i kartkę. – Wypisuję pani mandat! – oznajmił.
- W dupie mam pana i pańskie mandaty! – uświadomiła mu Lara.
- Uuu… W takim razie dopisuję więcej do mandatu!
- Dobra, Joseph, tu się nie ma co patyczkować z tą Roszpunką i innymi dowcipnisiami! Krótka piłka: pokazywać nam swoje dokumenty, to uwierzymy, jak będziecie nawet rycerzami króla Artura!
Ekipa badawczo wymieniła się spojrzeniami.  
- No, nie mamy przy sobie teraz dokunetów, bo… - Zaczął Maykel, próbując spokojnie wszystko wyjaśnić, ale zostało mu to udaremnione:  
- Dobra, dobra, James Bond! – przerwał mu Fred. - Jakbyś miał dowodzik, to nie byłoby problemu! A tak, pogadasz se z komendantem na komisariacie!
- Dalej, pakować ich do wozu, jedziemy na komisariat!
- Nie no, to jest już szczyt chamstwa!!! – burzyła się ekipa, na siłę będąc wrzucanym do policyjnych samochodów.
- Odpalaj machinę, Joseph! Jedziemy!

CDN 

4 komentarze:

  1. Uci
    Wysłany 05.02.2011 o 12:04
    Weszłam tu w zasadzie nakrzyczeć, że jeszcze nie ma tak utęsknionego rozdziału i aż mnie wcisnęło w fotel. Ta Mona Lisa wyszła ci najlepiej. Ale z drugiej strony, Clarie jest wariatką? Nie chce mi się też wierzyć, żeby policjanci byli tak głupi. Roszpunka… Dobre :) Weż wsadź sobie jakąś ocenę na tego bloga, bo słowa nie wystarczą. I szczerze mówiąc muszę się przyznać, że wcale nie czekam na nowy rozdział, bo to oznacza koniec ferii… Ja się powieszę, to koniec! Pół roku do wakacji! Dlaczego oni mnie tak torturują?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uci
    Wysłany 07.02.2011 o 12:31
    Tak, właśnie… I z tą czcionką jest problem! Miało być inaczej, ale co układam to mi się resetuje! Nie umiem ustawić tak, jak było wcześniej, ale jak było wcześniej to mi sie coś zepsuło i zrobiło się biało… I tak było bardzo długo dopóki nie udało mi się ustawić tego obrazka, z którym męczę się od grudnia! Jeszcze coś poszperam to może jakoś się ustawię. A jak się nie uda, to powiedz, kto dobrze radzi sobie z blogami, bo się z moim doradzcą nie mogę skontaktować…?

    OdpowiedzUsuń
  3. Uci
    Wysłany 10.02.2011 o 19:10
    Doceniam wysiłki Gosi, ale kompletnie nie tak to miało wyglądać. Jakby ci to przedstawić… Hm, wejdź w komentarze do mojego wpisu. Widzisz tekst, a w tle nie przesuwający się obrazek. I tak miało być na całości, ale coś pod wpisami mi się poknociło i jest taki głupi szablon co się powtarza i powtarza, i nie da się tego zmienić. Może rozumiesz o co mi chodzi? http://taki-ma-byc-szablon.bloog.pl/ Jeżeli nie, to chodzi mi o to. Zajrzyj tam i wyślij to do Gosi. Chciałabym, żeby taki był mój bloog.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uci
    Wysłany 10.02.2011 o 20:38
    CUD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!No cud po prostu! Udało mi się ustawić szablon! Jupi! Jest! Mam nadzieję, że ci się spodoba.

    OdpowiedzUsuń

Spis treści