- Nie ma
to, jak zwinąć auto komuś z parkingu, a później odstawić je na drugi parking – westchnął
Will.
- Przecież gdzieś
musieliśmy się zatrzymać – odparł Maykel, wysiadając za Larą na zewnątrz.
Kobieta stała skupiona i
poważna, ze zmarszczonymi brwiami, obserwując polną drogę, jaka rozciągała się
przed nimi.
- Musimy tędy pójść –
zadecydowała. - Na tym piachu widać ślady opon, nikt inny nie jechałby na to
pustkowie, prócz Cartera z mafiarzami – powiedziała domyślnie.
Nikt jej nie zaprzeczył.
Pościg za matką, to była w końcu jej misja, nikt nie zamierzał się wtrącać.
Byli tylko Lary osłoną, chcieli jej pomóc i ją chronić.
- To idziemy. – Sven
ochoczo ruszył przed siebie.
- To moje najlepsze
szpilki, nie było innej drogi? – lamentowała gdzieś nastoletnia blondynka ze
szkoły. Nie otrzymała odpowiedzi, więc się przymknęła.
Polna droga prowadziła do
ogromnego, starego budynku, z którego odpadał tynk.
- Spelunka jak się patrzy.
Myślicie, że miło nas tam przyjmą? – zagadnął Sven.
Lara, nie zatrzymując się,
raźno ruszyła w stronę drzwi zbrojowni.
- Czekaj, czekaj! – Maykel
chwycił ją za ramiona i odwrócił do siebie. – Zamierzasz ot tak, elegancko
sobie tam wejść? – spytał. - Raczej nie byliśmy tu zaproszeni, aby tak sobie na
legalu wchodzić – zauważył.
- Zwłaszcza przez główne
drzwi – dorzucił sceptycznie Rob.
Lara prychnęła i wyrwała
się z uścisku Maykela.
- Według was, mam jeszcze
obmyślać jakiś plan wejścia do budynku? – syknęła, już naprawdę będąc
zniecierpliwiona. – Zamierzam odnaleźć swoją mamę, to chyba wystarczający
powód, aby tam wejść bez cholernego planu.
- Błędne rozumowanie – upierał
się Maykel. – Tam jest pełno zbirów, gotowych w każdej chwili nas zabić. Nie
znamy rozkładu pomieszczeń, nie wiemy, gdzie co jest. Wejdziemy tam jak na
melanż, oni nas zastrzelą i
skończy się kariera nas wszystkich. To jaki jest sens ratowania Amelii, gdy my
nie będziemy już żyć?
Lara parsknęła
sarkastycznym, nerwowym śmiechem.
- W gadce to ty jesteś
niezły – poinformowała swojego narzeczonego. – Ale obecnie ani mnie ona kręci,
ani grzeje. Wchodzę tam bez żadnych ceregieli, a wy sobie róbcie co chcecie.
- Ej, impulsywne działanie
jeszcze nikomu nie przyniosło nic dobrego! – odezwała się Lilly. – Przemyślmy
to.
- Miłego myślenia, ja
spadam. – Lara z mocą otworzyła ciężkie drzwi budynku i zniknęła za nimi.
- Chodźcie za nią, nie
zostawiajmy jej samej w tym stanie. – Cała ekipa także weszła do budynku.
- Ale jazda! – Cieszyli się
uczniowie.
- I teraz wszyscy zamykacie
mordy. Wszyscy. Idziemy jak najciszej się da, trzymamy się blisko ściany.
Jasne? – pouczał ich Maykel.
- Dobrze by było, gdybyśmy
nie dali się złapać tym zbirom, tylko uciekli razem z Amelią – powiedziała
gdzieś Lilly w ciemności.
Lara nic
nie mówiła, tylko z morderczym nastawieniem oraz miną szła na przodzie, mając
wyciągniętą broń. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie buty nastoletniej
blondynki, która szła z błogą miną, co raz się potykając albo przydeptując
osobę z przodu.
- Nie, dosyć tego! –
wściekł się Maykel, chowając pistolet i szarpnął Larę za ramię, aby się
zatrzymała.
- Co jest? – syknęła,
odwracając się. Wszyscy stanęli w miejscu.
- Jak mamy iść cicho i
niezauważalnie, gdy przez nią słyszy nas nie tylko cała zbrojownia, ale i
okolica?! – Rouglas wskazał dłonią szpilki blondyny.
- Aha, faktycznie. – Lara
odrzuciła włosy do tyłu i zmierzyła nastolatkę bacznym spojrzeniem. – Jak ty
się w ogóle nazywasz, dziewczyno? – zapytała groźnie.
- Pamela – odpowiedziała
jej właścicielka imienia, rumieniąc się i trzepocząc
wymalowanymi rzęsami.
- A więc, Pamela, w tej
chwili ściągnij buty – rozkazał Maykel.
- Właśnie kurna, co to ma
niby być? – Wszyscy poparli mężczyznę. – Na bibę tu nie idziemy, umarli nawet
by usłyszeli ten stukot obcasów po korytarzu!
Ale Pamela nie wyglądała na
przekonaną. Zrobiła głupią minę i zerknęła na Maykela swoimi błękitnymi
oczkami.
- Żartujesz? – domyśliła
się, chichocząc pod nosem.
- A czy wedle ciebie
wyglądam na dowcipnisia? – odpowiedział Maykel pytaniem.
Blondynka sama spostrzegła,
że chyba jednak Rouglas nie wyglądał w tym momencie na osobę, która żaruje.
Czując na sobie jego ostre, przenikliwe spojrzenie, powoli zdjęła z nóg
szpilki.
- Dziękuję – odparł Maykel,
udając, że nie widzi obrażonej miny dziewczyny. – Możemy iść. – Rzucił do Lary,
przepuszczając ją przed sobą.
Na nowo, ekipa wraz z Larą wyciągnęła pistolety i zaczęła
wolno podążać przed siebie, trzymając się blisko ściany. Korytarze były długie, puste i ciemne. Nie minęło
dziesięć minut, gdy tym razem Lara wstrzymała pochód.
- To bez sensu – osądziła,
przerywając głęboką ciszę. – Tym sposobem nigdzie nie dojdziemy i nic nie
wskóramy. Ten budynek jest ogromny, wieki miną nim go całego obadamy, zwłaszcza
w takim żółwim tempie.
- To co masz na myśli? –
Maykel popatrzył na nią uważnie.
- Proponuję się rozdzielić
– wyjaśniła lekko Lara. – Jeżeli podzielimy się na dwójki albo trójki, każda
grupa przeszuka budynek ze wszystkich stron.
Zaległa cisza.
- No nie wiem… - Zawahała
się Lilly, wskazując na uczniaków. – Nie wiem, czy to rozsądne się rozdzielać,
przecież oni sobie sami nie poradzą…
- Głupia jesteś – parsknął
Maykel do siostry, przejmując dowodzenie. – Lara, to dobry pomysł – rzucił do
Croft. Uśmiechnęła się po jego słowach, najwyraźniej zadowolona z poparcia,
jakim ją obdarzył. – Dobry pomysł, abyśmy się rozdzielili. – Kontynuował mężczyzna.
– I podzielimy się na takie grupy, aby rzecz jasna każdy nieletni szedł z
dorosłym. Żaden uczeń przecież sam nie zostanie.
- Ta jest! – zawołał Sven
podekscytowany. – Ja już obliczyłem, że wypadnie po dwóch łebków na jedną osobę
dorosłą. To ja biorę sobie ich i
spadam w lewy korytarz. – Sven zagarnął jakiegoś wyrośniętego gimnazjalistę
wraz z bladą dziewczyną o wystraszonym spojrzeniu i zgodnie z zapowiedzią,
zniknął w lewym korytarzu.
- Mi wszystko jedno, kto ze
mną pójdzie. – Maykel niedbale wzruszył ramionami.
Pamela
omal się nie zabiła, bo po słowach mężczyzny, ostro wystartowała do przodu, z
zamiarem znalezienia się w jego grupie. Ale spóźniła się – miejsce przy boku
Maykela zajęły już sobie dwie czarnowłose dziewczyny. Każdy zaczął dobierać się
w trójkę. Nie trwało to długo. Po niecałej minucie każdy już się dopasował i
można było ruszyć w drogę.
- I o to chodziło –
mruknęła zadowolona Lara. – Więc każdy w swoją stronę. Idziemy tędy, uważajcie!
– zwróciła się do swojej dwójki, kierując ich w stronę najbliższego zaułku. – I
bądźcie cicho.
- No, chodź już. – Ponaglił
Pamelę Will.
Pamela, przydzielona do
niego, stała i wyczekująco patrzyła na Maykela, znikającego właśnie za rogiem.
Gdy tylko zniknął jej z oczu – dziewczyna w pośpiechu założyła pantofelki na
stopy.
- O nie, nie, na pewno nie!
– sprzeciwił się Will, groźnie krzyżując ramiona. – Usłyszą nas przez ciebie! W
tej chwili zdejmij te buty!
- Przestań się pluć
pesymisto, nic się nie stanie! – odparła Pamela, która jak chętnie posłuchała
wcześniej Maykela, tak równie chętnie nie zamierzała posłuchać Willa. Zaciągnęła
mini odrobinę w dół i jakby nigdy nic, zaczęła poprawiać spadające ramiączko
czerwonego stanika pod bluzką. – To idziemy już? – zapytała niewinnie.
Willa musiał trafić szlag.
- Kurde mać, ściągaj
buty!!! Ja tu rządzę, a nie wy, gówniarze! – wrzasnął.
- Kurde, weź się pan
uspokój, zachowujesz się pan, jak jakiś za przeproszeniem debil – powiedział
chłopak, który razem z Pamelą został dopasowany do Willa grupy.
Mężczyzna westchnął,
pokonany. Cicho ruszył przed siebie, a dwójka uczniów ruszyła za nim. Stukanie
szpilek po podłodze rozniosło się echem na cały budynek.
Godzina później…
-
Ruszcie się, szybko! – nakazywała Lara, biegnąc korytarzami. Nagle stanęła przy
ścianie, opierając się o nią ramieniem. Dwójka gimnazjalistów uderzyła w nią,
bo kobieta zatrzymała się raptownie, nie informując o tym.
- Widzi pani? – jęknął zdyszany
nastolatek, z przestrachem wskazując Larze widok na przodzie.
Przed nimi, w osobnym
pomieszczeniu, stała ogromna piramida pudeł. Jakiś człowiek niedołężnie
gnieździł się i myszkował między nimi.
- Widzę – odszepnęła Lara,
delikatnie wyjmując pistolet z kabury.
Tuż za prawym rogiem…
- Ej, uważajcie! – upomniał
Maykel i gwałtownie zatrzymał obie dziewczyny, które razem z nim obszukiwały
budynek.
- Co się dzieje? – szepnęła
jedna, przestraszona, rozglądając się wokoło.
- Zobacz. – Maykel wskazał
jej ogromną piramidę pudeł, po których ktoś łaził.
Tuż za lewym rogiem…
- Co pan robi? – zapytała
gimnazjalistka imieniem Susan, widząc, że Sven wyciągnął spluwę i się nią zamierzał.
- Nie widzisz? – Sven
wskazał ręką gostka, który jak czubek łaził po pudełkach.
- Zwariował pan? Co pan
wyprawia? – Dziewczyna uczepiła się ramienia blondyna.
- Susan. – Sven opuścił
pistolet i spojrzał na Susan. – Zapamiętaj sobie podstawową zasadę, która
brzmi: „Jeżeli nie wiesz, kogo masz przed sobą – odstrzel mu łeb”. To właśnie
zamierzam zrobić. – Sven zainteresował
się ponownie gościem na pudłach.
- Zamierza mu pan
odstrzelić łeb?
Sven nie odpowiedział,
tylko uniósł pistolet.
- Patrz i ucz się! –
polecił, a następnie nacisnął spust.
Naokoło rozległy się
odgłosy wystrzałów z broni.
- Aaaaaa!!! Łaaaaa!!! – Gościu
zleciał w dół razem z pudłami.
- Jakiś psychol go
zastrzelił!!! – wrzasnęła Lara, podrywając się i wyskakując zza rogu.
Na korytarzu wpadła na Maykela, który biegnąc z drugiej strony, odciął jej
drogę. Nastepnie wleciał jeszcze na nich Sven.
Kiedy
już się otrzepali i doprowadzili do ładu, Lara oglądnęła się niepewnie za
siebie.
- Ktoś tu był – szepnęła. –
Słyszeliście strzały?
- Tak, ktoś tu strzelał –
przytaknął Maykel, również niepewnie się rozglądając.
Napięcie rozładował Sven.
- Nie ktoś, tylko ja! – wyskoczył
z nowiną, jak filip z konopi.
- Ty? – zaskoczyła się Lara
i zaraz spoważniała. – Sven, mieliśmy być cicho i strzelać tylko w
ostateczności! Do kogo strzelałeś?
Pytanie było trafne, Sven
zrobił niepewną minę.
- Noo… - Zająknął się. –
Ktoś chodził po pudłach – wyjaśnił. – Nie widziałaś?
Maykel szarpnął go za
ramię.
- Czyli nie wiesz, kim była
ta osoba? – upewnił się.
- Nie.
- To jak mogłeś strzelać,
idioto, nie wiedząc, kogo masz przed sobą?!! – Lara jednocześnie zaczęła się
wydzierać z Maykelem.
- No jak to, nie znacie
podstawowej zasady? – zachichotała Susan, biorąc sobie do serca nauki Svena.
- Zamknij się! – doradzili
znowu jednogłośnie Lara i Maykel.
- Właśnie, zamknij się! –
przytaknął Sven, podchodząc do rozwalonych pudeł, spod których wystawały czyjeś
nogi. – Zaraz zobaczymy, kogo ja tu ustrzeliłem… - Sven rozgarnął pudełka i
odskoczył w tył, jak oparzony. – Aaa!!! Will?!!!
Will cały zakurzony, leżał,
wpatrując się w sufit.
- Spadłem z pudeł –
poinformował obecnych.
- Tyle wiemy. – Kiwnęła
głową Lara. – A po jaką cholerę właściwie tam wchodziłeś?
Will zaczął z innej beczki:
- Idę sobie, idę, a tu ktoś
zaczął strzelać. Jestem ranny. Nie wiecie, kto do mnie strzelał?
- Ja! – wyskoczył na przód
Sven. – A po co tam właziłeś?! Myślałem, że to jakiś zbir! Gdzie jesteś ranny?
- Ty do mnie strzelałeś,
ty?!! – oburzył się Will. – Zabiję cię, chamie!!! Przez ciebie jestem ranny,
pieprzony świrze!!!
- Gdzie?!
- Na dupie!!! – Will
podciągnął się w górę i wyrżnął w ryj Svenowi.
- Uspokójcie się, do jasnej
cholery!!! – krzyknęła Lara, już będąc u kresu wytrzymałości. Aż trzęsła się z
nerwów. Od godziny błąkali się po zbrojowni, a jej matki ani śladu. Już
wcześniej dusiła w sobie złość, ale teraz miała powód, by dać jej upust: - Po
cholerę właziłeś na te pudła, Will?!! – Ponowiła pytanie.
Will obrzucił ją niechętnym
spojrzeniem.
- Bo tak mi się spodobało!
– oznajmił zaczepnie. - I co?
No cóż, to była zła
odpowiedź, biorąc pod uwagę stan Lary.
- A pewnie!!! – wrzasnęła
na całe gardło, zapominając, że mieli być cicho. – A pewnie!!! Ten sobie
wchodzi na pudełka, bo tak mu się podoba, a ten sobie strzela do kogo chce!!! –
wskazała na Svena. – Ja pierdzielę, wesołe bezrobocie!!!
Następnie przeszła kawałek, dotykając czoła
ręką i próbując się uspokoić. Jednak pomimo, że nikt nic nie mówił, nie
zamierzała skończyć awantury. Odwróciła się ponownie do ekipy, jej oczy aż
pociemniały z wściekłości, a policzki płonęły szkarłatnym rumieńcem:
- Mam dosyć tego
wariatkowa!!! – oznajmiła. – Zachowujecie się jak pajace, mam tego wszystkiego
serdecznie dość!!! Podczas, gdy ja się męczę, staram odszukać mamy i coś
zdziałać, wy nie robicie kompletnie nic!!!
Przegięła pałkę.
- Lara!!! – wkurzył się
Maykel, słysząc jej wypowiedź. – Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz!!! Na
razie robimy wszystko, aby ci pomóc!!! Wcale nie musimy tu być, nikt nam nie
polecił odszukania Amelii!!! Robimy to tylko i wyłącznie dla ciebie, może byś
to doceniła?!!
- Tak?!! – Lara
przyskoczyła do Maykela, jakby chciała go uderzyć. – Mam gdzieś taką pomoc!!!
Tylko przeszkadzacie, a nie pomagacie!!! Sama sobie doskonale poradzę, bez
waszej zasranej pomocy!!!
- No to proszę, idź dalej
sama, nikt cię nie zatrzymuje!!! – Maykel wskazał korytarz przed sobą. – Obyś
tylko potem nie żałowała!!!
- Ciekawe, czego mam
żałować?!! – krzyczała jeszcze Lara, znikając w ciemnym zaułku i śmiejąc się
sarkastycznie. Wyraźnie podkreśliła tym samym, że nie ma jednak czego żałować.
Przestraszeni uczniowie
stanęli bardzo blisko trójki agentów FBI.
- I gitara!!! – ryknął Will.
– Niech idzie!!! Zobaczymy, jak sobie poradzi bez nas, skoro jest taka mądra!!!
- Zamilcz głupolu, bo aż
się słuchać ciebie nie chce!!! – Maykel przeszedł się kawałek drogą, którą odeszła
Lara. Nie zamierzał iść za nią, aby jej non stop ulegać, ale nie był też
zadowolony z takiego obrotu sprawy. Bał się o Larę i martwił, by nic się jej nie
stało. Westchnął i ponownie spojrzał na Willa: - To przez ciebie wszystko! Gdyby
ci się nie zechciało włazić na te cholerne pudła, to do niczego by nie
doszło!!!
- Oj, oj, uważaj, nie
zesraj się!!! – sapnął Will, rozjuszony.
- Uspokójcie się, chociaż
my się nie kłóćmy!!! – Sven stanął pomiędzy dwoma mężczyznami, bo Will z
Maykelem wyglądali, jakby mieli ochotę zacząć się bić. – Maykel, ty też kurna
się nie zaczynaj, bo to Larze palma odbiła, chyba sam widziałeś!!! Co jej
zrobiliśmy?!! Nic!!! Każda baba jest taka sama, jak dostanie szajby na łeb, to
nie ma na to rady!!!
- A jak cię kocha, to
wróci! – wysilił się jeszcze Will na marny dowcip.
Ale nie można było w tym
wypadku się nie kłócić.
- Will… - Zaczął Rouglas,
siląc się na spokój.
- Co?
- A gdzie jest Pamela i
jeszcze jeden chłopak, którzy byli z tobą?
Zaległa cisza. Will zaczął
masować sobie rękę, w którą się uderzył podczas upadku z pudeł, a następnie
zerknął spod byka na Maykela.
- Uciekli mi – odparł.
- Uciekli ci? – powtórzył
Maykel.
- No.
- Ty kretynie!!! – Wiązanki
zaczęły teraz lecieć na przemian. – Zgubiłeś ich!!! Są sami w wielkiej
zbrojowni!!! Mogą zginąć, ty idioto!!!
- Dobra, dobra, już, już,
kurna!!! – wydzierał się Will. – Nie zesrajta się!!! Jak głupi, to i się
zgubili!!! Nie moja wina!!!
- Kij ci w dupę, Will –
rzekł Sven, szarpiąc Maykela za łokieć. – Rób co chcesz. My z Maykelem idziemy
w swoją stronę.
- No i gitara!!! –
wykrzykiwał Will, idąc sam w inną część zbrojowni.
- Chodź, Maykel. – Sven
klepnął go po ramieniu, gotowy do drogi. – Sami sobie poradzimy!
- Jasne – przyznał mu rację
Rouglas.
Wraz z gimnazjalistami nie
uszli jednak zbyt daleko.
- No, no, no, a cóż to
było? – odezwał się głos za nimi. – Panowie, nie wiecie, że zgoda buduje, a
niezgoda rujnuje?
Pierwszym
impulsem dwojga agentów, było zasłonięcie sobą grupki uczniaków. Słusznie
zrobili, bo mafiarze, gromadzący się koło nich, zaczęli strzelać sobie dla
zabawy z karabinów.
- To jak, bawimy się w
berka? – zaproponował jeden ze zbirów,
wyszczerzając zęby w radosnym uśmiechu.
- Proponujemy walkę bez
bieganiny – oznajmił Sven.
- Ale ja proponuję berka!!!
– uparł się bandzior i wystrzelił z karabinu do Susan, która przerażona, z
całej siły tuliła się do Maykela. Na szczęście chybił, ale o to mu właśnie
chodziło.
Kulka ze
świstem przeleciała obok biodra dziewczyny. Susan krzyknęła i odskoczyła od
Rouglasa, pomimo jego rozkazu, by się trzymała obok niego. Mafiarz powtórzył
strzał, omal nie trafiając ją tym razem w ramię. Susan z piskiem zaczęła
uciekać.
I tak właśnie wyglądał
berek wedle upodobań bandytów. Rozochocony zbir zaczął gonić Susan po korytarzu
z karabinem w rękach, a pozostali zaczęli strzelać na chybił - trafił w uczniaków,
powodując, że wszyscy rozpierzchnęli się na boki.
- Nie, stójcie,
wracajcie!!! – Przestraszony o ich życie Maykel na darmo usiłował zgrać ich
ponownie w jedną grupkę. Na korytarzu wytworzyła się wesoła bieganina. Wesoła –
ale tylko dla mafiarzy.
- A wy siedzieć cicho, gliniarze!!!
– Jeden z bandytów podleciał do agentów i uderzył ich karabinem w głowę, nim ci
zdążyli zrobić cokolwiek. Maykel ze Svenem upadli na ziemię, tracąc przytomność,
ku uciesze mafiarzy. Teraz już nikt nie zagrażał ich zabawie z młodziakami. Bezkarnie
sobie strzelali i uganiali za gimnazjalistami. Zwłaszcza za dziewczynami, które rozkosznie
piszczały i większość miała krótkie spódnice. Radochy było co niemiara.
***
W tym
czasie, Lara była już daleko od miejsca, gdzie rozstała się z ekipą. Szła wciąż
wkurzona na nich, ale i na siebie też. Może nie powinna wszczynać awantury w
takiej chwili? Ale co tam, powiedziała, co myślała. Działali jej na nerwy, a teraz
miała przynajmniej święty spokój.
Jeszcze
gdyby tak odnaleźć Amelię!!! Objąć ją, przytulić się do niej, powiedzieć do
niej „mamo, chodźmy do domu!”. Lara przyspieszyła kroku. Tak bardzo pragnęła
już mieć matkę obok siebie… Och, Boże, Amelio, jakim cudem ty żyjesz?
Dwadzieścia jeden lat, Lara żyła ze świadomością, że nigdy już nie ujrzy jej
żywej. Tymczasem ona żyje i przetrzymują ją jacyś mordercy!!!
Croft
jeszcze szybciej ruszyła do przodu, coraz bardziej zagłębiając się w ciemność.
Weszła w jakiś umeblowany korytarz. Ostrożnie zamierzała go jak najszybciej
przejść.
- Dokąd idziesz? – Dobiegł
Larę znikąd tajemniczy, prawie mruczący kobiecy głos, który echem rozniósł się
po całym korytarzu. Głos był miękki i ciepły, lecz mimo to, Lara, wyciągnęła przed
siebie broń. Bardzo zabawne. Do kogo miała mierzyć? Korytarz wypełniały
egipskie ciemności, kobieta nawet nie
widziała przed sobą własnych, wyciągniętych rąk.
- Gdzie jesteś? – spytała
podejrzliwie, powoli okręcając się wokół własnej osi. Zaczęło jej szybciej bić
serce. Nie wiedziała, skąd spodziewać się ataku. Z przodu? Z tyłu? Może ktoś
się czaił z boku? Wąski korytarz nie był miejscem, w którym miała ochotę z kimś
gadać po ciemku.
- Gdzie jesteś? – Ponowiła
pytanie. – Nie widzę cię.
Rozległ się cichutki
śmiech, powodujący, że Larze mimowolnie przeszły ciarki po plecach.
- Spójrz do góry… - Rozległ
się zachęcający, ledwie dosłyszalny szept.
Lara posłusznie zadarła
głowę do góry i… Zamarła. Przez dobrą chwilę z otwartymi ustami stała bez
ruchu, chłonąc wzrokiem to, co leżało na starej szafie i na nią patrzyło. Miało
ogromne żółte oczy, błyszczące w mroku korytarza.
Była to
pantera. Lara dostrzegła już teraz, mimo ciemności, że zwierzę było ogromne, z
masywnym karkiem, gibką i zwinną posturą. Sprężysty ogon luźno sobie zwisał
przez poręcz szafy, czasami unosząc się lekko i opadając. Croft zdała sobie
sprawę, że dziki kot musiał być naprawdę cholernie obżarty, skoro nie miał
ochoty się na nią od razu rzucać.
- Tego się nie spodziewałaś,
co? – Rozległ się szept ze szczytu szafy.
Lara zawahała się. Czy
właśnie gadała do niej pantera?
Nim
kobieta odpowiedziała sobie w myślach na to pytanie, zza głowy zwierzęcia
wychyliła się ludzka głowa i ręka. Następnie rozległ się trzask pocieranej
zapałki i korytarz rozświetlił mdły blask ognia.
- Ach, to ty – powiedziała
Lara, której mimowolnie ulżyło na widok kobiety.
- Przestraszyłaś się, co? –
zaśmiała się Claire, leżąc na szafie obok ogromnego zwierza i tuląc do siebie
jego czarny łeb. Pantera mrużyła swe żółte gały w zadowoleniu, czasami tylko
kierując je na Larę. Claire wyglądała trochę jak ten dziki kot, nie na darmo
nazywano ją „Catty”. Ze swoimi kocimi oczami, ciemnymi lokami i smukłą
sylwetką, w owej chwili skojarzyła się Larze właśnie z panterą.
- Ale jesteście do siebie
podobne – powiedziała więc Croft na głos, cmokając z niezadowoleniem.
- Tak? – ucieszyła się
Claire, dla której te słowa musiały być komplementem. Przeciągnęła się leniwie
i ziewnęła rozdzierająco, zupełnie jak kot. – Za to ty nie jesteś do nas
podobna i dlatego umrzesz – uświadomiła Larze i zwinnie zmieniła pozycję na
siedzącą.
Lara była gotowa do ataku. Wystawiła przed siebie pistolety,
jeden skierowała na panterę, a drugi na Catty. Zmarszczyła brwi.
- To chodźcie tu do mnie – zaprosiła.
– Pokażę wam, jak bardzo kocham koty.
- W łeb! – rozkazała Claire
spokojnie, patrząc gdzieś ponad Lary ramię i machając sobie zgrabnymi nogami.
Lara
odwróciła się raptownie, pragnąc zobaczyć, na co patrzyła jej przeciwniczka. Za
sobą ujrzała całą gromadę mafiarzy. Jeden z nich był tuż obok. Wykonał
polecenie Claire bardzo skrupulatnie – nim Lara zdążyła odskoczyć, uderzył ją
bronią prosto w głowę.
Z jej
rąk wypadły pistolety. Kobieta zatoczyła się na ziemię bez przytomności,
obficie brocząc krwią ze zranionego karku.
CDN
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 22.01.2011 o 13:31
Proszę… Tylko nie te bazgroły xDTragedia..Akcja:No co by tu powiedzieć? Na pewno to, że czytając czułam jakbym była tam z tymi tępymi gimnazjalistami.Co jak co ale opis gimnazjalistów jak u podstawówki xDA ta Pamelka to TRAGEDIA… Upierdliwy człowiek. Ja na miejscu wszystkich tam obecnych agentów zastrzeliła ją.Aż normalnie byłam gotowa połamać klawiaturę na monitorze jak czytałam fragmenty o niej i innych uczniach xD Wesołe gimnazjum…:PA co do tego ja się rozdzielili…I tak trafili w jedno miejsce. I tak to się skończyło, że Will spadł z pudeł bo Sven go postrzelił?Czy Will jest cały?Oj idę zaraz jeszcze doczytać bo około 14 to jeszcze u mnie rano i nie kontaktuje xDI awantura zajebiaszcza xD Ta akcja z Willem i Svenem tak mnie rozbawiła, że mało co ja nie glebnełam :) O! I Larysa fochnięta poszła :P I tak to się stało, że ich wszystkich wyłapano:P W łeb i… Ciiii:P Nie mogę się doczekać 17-stki:P(hahaha)Dobra cii…:PNo i co by tu na koniec..?Aaaa!!! Rozdział świetny (^^,) Jak wszystkie z resztą:PI to co wcześniej czyli czekam z niecierpliwością na rozdział 17 (^^,)Weź te rysunki gdzieś schowaj bo będę się źle czuć xD (BRZYDACTWO)
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 22.01.2011 o 15:06
Jak ja nie mam weny to ty piszesz bestsellery. Pamela mnie rozwaliła… Nie mogę. Albo ci, których sobie dobrał Will… No po prostu! Catty to mnie normalnie denerwuje coraz bardziej. Pantera? Nie no może następnym razem to przyjdzie ze słoniem! Fajnie by to wyglądało. I mam jedno zatrzeżenie do literówek. Nie dójki tylko dwójki. No pozdrawiam!
elwira456@poczta.onet.eu
OdpowiedzUsuńWysłany 22.01.2011 o 19:49
ciekawy rozdział oby tak dalejhttp://lara-croft-i-kurtis-trent-love.blog.onet.pl/
Wysłany 23.01.2011 o 12:04 | W odpowiedzi na ~Uci.
OdpowiedzUsuńDzięki Uci – poprawione;-)