Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 16 - "Jeżeli nie wiesz kogo masz przed sobą - odstrzel mu łeb"

- Nie ma to, jak zwinąć auto komuś z parkingu, a później odstawić je na drugi parking – westchnął Will.
- Przecież gdzieś musieliśmy się zatrzymać – odparł Maykel, wysiadając za Larą na zewnątrz.
Kobieta stała skupiona i poważna, ze zmarszczonymi brwiami, obserwując polną drogę, jaka rozciągała się przed nimi.
- Musimy tędy pójść – zadecydowała. - Na tym piachu widać ślady opon, nikt inny nie jechałby na to pustkowie, prócz Cartera z mafiarzami – powiedziała domyślnie.
Nikt jej nie zaprzeczył. Pościg za matką, to była w końcu jej misja, nikt nie zamierzał się wtrącać. Byli tylko Lary osłoną, chcieli jej pomóc i ją chronić.
- To idziemy. – Sven ochoczo ruszył przed siebie.
- To moje najlepsze szpilki, nie było innej drogi? – lamentowała gdzieś nastoletnia blondynka ze szkoły. Nie otrzymała odpowiedzi, więc się przymknęła.
Polna droga prowadziła do ogromnego, starego budynku, z którego odpadał tynk.
- Spelunka jak się patrzy. Myślicie, że miło nas tam przyjmą? – zagadnął Sven.
Lara, nie zatrzymując się, raźno ruszyła w stronę drzwi zbrojowni.
- Czekaj, czekaj! – Maykel chwycił ją za ramiona i odwrócił do siebie. – Zamierzasz ot tak, elegancko sobie tam wejść? – spytał. - Raczej nie byliśmy tu zaproszeni, aby tak sobie na legalu wchodzić – zauważył.
- Zwłaszcza przez główne drzwi – dorzucił sceptycznie Rob.
Lara prychnęła i wyrwała się z uścisku Maykela.
- Według was, mam jeszcze obmyślać jakiś plan wejścia do budynku? – syknęła, już naprawdę będąc zniecierpliwiona. – Zamierzam odnaleźć swoją mamę, to chyba wystarczający powód, aby tam wejść bez cholernego planu.
- Błędne rozumowanie – upierał się Maykel. – Tam jest pełno zbirów, gotowych w każdej chwili nas zabić. Nie znamy rozkładu pomieszczeń, nie wiemy, gdzie co jest. Wejdziemy tam jak na melanż, oni nas zastrzelą              i skończy się kariera nas wszystkich. To jaki jest sens ratowania Amelii, gdy my nie będziemy już żyć?
Lara parsknęła sarkastycznym, nerwowym śmiechem.
- W gadce to ty jesteś niezły – poinformowała swojego narzeczonego. – Ale obecnie ani mnie ona kręci, ani grzeje. Wchodzę tam bez żadnych ceregieli, a wy sobie róbcie co chcecie.
- Ej, impulsywne działanie jeszcze nikomu nie przyniosło nic dobrego! – odezwała się Lilly. – Przemyślmy to.
- Miłego myślenia, ja spadam. – Lara z mocą otworzyła ciężkie drzwi budynku i zniknęła za nimi.
- Chodźcie za nią, nie zostawiajmy jej samej w tym stanie. – Cała ekipa także weszła do budynku.
- Ale jazda! – Cieszyli się uczniowie.
- I teraz wszyscy zamykacie mordy. Wszyscy. Idziemy jak najciszej się da, trzymamy się blisko ściany. Jasne? – pouczał ich Maykel.
- Dobrze by było, gdybyśmy nie dali się złapać tym zbirom, tylko uciekli razem z Amelią – powiedziała gdzieś Lilly w ciemności.
Lara nic nie mówiła, tylko z morderczym nastawieniem oraz miną szła na przodzie, mając wyciągniętą broń. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie buty nastoletniej blondynki, która szła z błogą miną, co raz się potykając albo przydeptując osobę z przodu.
- Nie, dosyć tego! – wściekł się Maykel, chowając pistolet i szarpnął Larę za ramię, aby się zatrzymała.
- Co jest? – syknęła, odwracając się. Wszyscy stanęli w miejscu.
- Jak mamy iść cicho i niezauważalnie, gdy przez nią słyszy nas nie tylko cała zbrojownia, ale i okolica?! – Rouglas wskazał dłonią szpilki blondyny.
- Aha, faktycznie. – Lara odrzuciła włosy do tyłu i zmierzyła nastolatkę bacznym spojrzeniem. – Jak ty się w ogóle nazywasz, dziewczyno? – zapytała groźnie.
- Pamela – odpowiedziała jej właścicielka imienia, rumieniąc się i trzepocząc wymalowanymi rzęsami.
- A więc, Pamela, w tej chwili ściągnij buty – rozkazał Maykel.
- Właśnie kurna, co to ma niby być? – Wszyscy poparli mężczyznę. – Na bibę tu nie idziemy, umarli nawet by usłyszeli ten stukot obcasów po korytarzu!
Ale Pamela nie wyglądała na przekonaną. Zrobiła głupią minę i zerknęła na Maykela swoimi błękitnymi oczkami.
- Żartujesz? – domyśliła się, chichocząc pod nosem.
- A czy wedle ciebie wyglądam na dowcipnisia? – odpowiedział Maykel pytaniem.
Blondynka sama spostrzegła, że chyba jednak Rouglas nie wyglądał w tym momencie na osobę, która żaruje. Czując na sobie jego ostre, przenikliwe spojrzenie, powoli zdjęła z nóg szpilki.
- Dziękuję – odparł Maykel, udając, że nie widzi obrażonej miny dziewczyny. – Możemy iść. – Rzucił do Lary, przepuszczając ją przed sobą.
        Na nowo, ekipa wraz z Larą wyciągnęła pistolety i zaczęła wolno podążać przed siebie, trzymając się blisko ściany. Korytarze były długie, puste i ciemne. Nie minęło dziesięć minut, gdy tym razem Lara wstrzymała pochód.
- To bez sensu – osądziła, przerywając głęboką ciszę. – Tym sposobem nigdzie nie dojdziemy i nic nie wskóramy. Ten budynek jest ogromny, wieki miną nim go całego obadamy, zwłaszcza w takim żółwim tempie.
- To co masz na myśli? – Maykel popatrzył na nią uważnie.
- Proponuję się rozdzielić – wyjaśniła lekko Lara. – Jeżeli podzielimy się na dwójki albo trójki, każda grupa przeszuka budynek ze wszystkich stron.
Zaległa cisza.
- No nie wiem… - Zawahała się Lilly, wskazując na uczniaków. – Nie wiem, czy to rozsądne się rozdzielać, przecież oni sobie sami nie poradzą…
- Głupia jesteś – parsknął Maykel do siostry, przejmując dowodzenie. – Lara, to dobry pomysł – rzucił do Croft. Uśmiechnęła się po jego słowach, najwyraźniej zadowolona z poparcia, jakim ją obdarzył. – Dobry pomysł, abyśmy się rozdzielili. – Kontynuował mężczyzna. – I podzielimy się na takie grupy, aby rzecz jasna każdy nieletni szedł z dorosłym. Żaden uczeń przecież sam nie zostanie.
- Ta jest! – zawołał Sven podekscytowany. – Ja już obliczyłem, że wypadnie po dwóch łebków na jedną osobę dorosłą. To ja biorę sobie ich   i spadam w lewy korytarz. – Sven zagarnął jakiegoś wyrośniętego gimnazjalistę wraz z bladą dziewczyną o wystraszonym spojrzeniu i zgodnie z zapowiedzią, zniknął w lewym korytarzu.  
- Mi wszystko jedno, kto ze mną pójdzie. – Maykel niedbale wzruszył ramionami.
Pamela omal się nie zabiła, bo po słowach mężczyzny, ostro wystartowała do przodu, z zamiarem znalezienia się w jego grupie. Ale spóźniła się – miejsce przy boku Maykela zajęły już sobie dwie czarnowłose dziewczyny. Każdy zaczął dobierać się w trójkę. Nie trwało to długo. Po niecałej minucie każdy już się dopasował i można było ruszyć w drogę.
- I o to chodziło – mruknęła zadowolona Lara. – Więc każdy w swoją stronę. Idziemy tędy, uważajcie! – zwróciła się do swojej dwójki, kierując ich w stronę najbliższego zaułku. – I bądźcie cicho.  
- No, chodź już. – Ponaglił Pamelę Will.
Pamela, przydzielona do niego, stała i wyczekująco patrzyła na Maykela, znikającego właśnie za rogiem. Gdy tylko zniknął jej z oczu – dziewczyna w pośpiechu założyła pantofelki na stopy. 
- O nie, nie, na pewno nie! – sprzeciwił się Will, groźnie krzyżując ramiona. – Usłyszą nas przez ciebie! W tej chwili zdejmij te buty!
- Przestań się pluć pesymisto, nic się nie stanie! – odparła Pamela, która jak chętnie posłuchała wcześniej Maykela, tak równie chętnie nie zamierzała posłuchać Willa. Zaciągnęła mini odrobinę w dół i jakby nigdy nic, zaczęła poprawiać spadające ramiączko czerwonego stanika pod bluzką. – To idziemy już? – zapytała niewinnie.
Willa musiał trafić szlag.
- Kurde mać, ściągaj buty!!! Ja tu rządzę, a nie wy, gówniarze! – wrzasnął.
- Kurde, weź się pan uspokój, zachowujesz się pan, jak jakiś za przeproszeniem debil – powiedział chłopak, który razem z Pamelą został dopasowany do Willa grupy.
Mężczyzna westchnął, pokonany. Cicho ruszył przed siebie, a dwójka uczniów ruszyła za nim. Stukanie szpilek po podłodze rozniosło się echem na cały budynek.

Godzina później…

- Ruszcie się, szybko! – nakazywała Lara, biegnąc korytarzami. Nagle stanęła przy ścianie, opierając się o nią ramieniem. Dwójka gimnazjalistów uderzyła w nią, bo kobieta zatrzymała się raptownie, nie informując o tym.
- Widzi pani? – jęknął zdyszany nastolatek, z przestrachem wskazując Larze widok na przodzie.
Przed nimi, w osobnym pomieszczeniu, stała ogromna piramida pudeł. Jakiś człowiek niedołężnie gnieździł się i myszkował między nimi.
- Widzę – odszepnęła Lara, delikatnie wyjmując pistolet z kabury.
Tuż za prawym rogiem…
- Ej, uważajcie! – upomniał Maykel i gwałtownie zatrzymał obie dziewczyny, które razem z nim obszukiwały budynek.
- Co się dzieje? – szepnęła jedna, przestraszona, rozglądając się wokoło.
- Zobacz. – Maykel wskazał jej ogromną piramidę pudeł, po których ktoś łaził.
Tuż za lewym rogiem…
- Co pan robi? – zapytała gimnazjalistka imieniem Susan, widząc, że Sven wyciągnął spluwę i się nią zamierzał.
- Nie widzisz? – Sven wskazał ręką gostka, który jak czubek łaził po pudełkach.
- Zwariował pan? Co pan wyprawia? – Dziewczyna uczepiła się ramienia blondyna.
- Susan. – Sven opuścił pistolet i spojrzał na Susan. – Zapamiętaj sobie podstawową zasadę, która brzmi: „Jeżeli nie wiesz, kogo masz przed sobą – odstrzel mu łeb”. To właśnie zamierzam zrobić.  – Sven zainteresował się ponownie gościem na pudłach.
- Zamierza mu pan odstrzelić łeb?
Sven nie odpowiedział, tylko uniósł pistolet.
- Patrz i ucz się! – polecił, a następnie nacisnął spust.
Naokoło rozległy się odgłosy wystrzałów z broni.
- Aaaaaa!!! Łaaaaa!!! – Gościu zleciał w dół razem z pudłami.
- Jakiś psychol go zastrzelił!!! – wrzasnęła Lara, podrywając się                          i wyskakując zza rogu. Na korytarzu wpadła na Maykela, który biegnąc z drugiej strony, odciął jej drogę. Nastepnie wleciał jeszcze na nich Sven.
Kiedy już się otrzepali i doprowadzili do ładu, Lara oglądnęła się niepewnie za siebie.
- Ktoś tu był – szepnęła. – Słyszeliście strzały?
- Tak, ktoś tu strzelał – przytaknął Maykel, również niepewnie się rozglądając.
Napięcie rozładował Sven.
- Nie ktoś, tylko ja! – wyskoczył z nowiną, jak filip z konopi.
- Ty? – zaskoczyła się Lara i zaraz spoważniała. – Sven, mieliśmy być cicho i strzelać tylko w ostateczności! Do kogo strzelałeś?
Pytanie było trafne, Sven zrobił niepewną minę.
- Noo… - Zająknął się. – Ktoś chodził po pudłach – wyjaśnił. – Nie widziałaś?
Maykel szarpnął go za ramię.
- Czyli nie wiesz, kim była ta osoba? – upewnił się.
- Nie.
- To jak mogłeś strzelać, idioto, nie wiedząc, kogo masz przed sobą?!! – Lara jednocześnie zaczęła się wydzierać z Maykelem.
- No jak to, nie znacie podstawowej zasady? – zachichotała Susan, biorąc sobie do serca nauki Svena.
- Zamknij się! – doradzili znowu jednogłośnie Lara i Maykel.
- Właśnie, zamknij się! – przytaknął Sven, podchodząc do rozwalonych pudeł, spod których wystawały czyjeś nogi. – Zaraz zobaczymy, kogo ja tu ustrzeliłem… - Sven rozgarnął pudełka i odskoczył w tył, jak oparzony. – Aaa!!! Will?!!!
Will cały zakurzony, leżał, wpatrując się w sufit.
- Spadłem z pudeł – poinformował obecnych.
- Tyle wiemy. – Kiwnęła głową Lara. – A po jaką cholerę właściwie tam wchodziłeś?
Will zaczął z innej beczki:
- Idę sobie, idę, a tu ktoś zaczął strzelać. Jestem ranny. Nie wiecie, kto do mnie strzelał?
- Ja! – wyskoczył na przód Sven. – A po co tam właziłeś?! Myślałem, że to jakiś zbir! Gdzie jesteś ranny?
- Ty do mnie strzelałeś, ty?!! – oburzył się Will. – Zabiję cię, chamie!!! Przez ciebie jestem ranny, pieprzony świrze!!!
- Gdzie?!
- Na dupie!!! – Will podciągnął się w górę i wyrżnął w ryj Svenowi.
- Uspokójcie się, do jasnej cholery!!! – krzyknęła Lara, już będąc u kresu wytrzymałości. Aż trzęsła się z nerwów. Od godziny błąkali się po zbrojowni, a jej matki ani śladu. Już wcześniej dusiła w sobie złość, ale teraz miała powód, by dać jej upust: - Po cholerę właziłeś na te pudła, Will?!! – Ponowiła pytanie.
Will obrzucił ją niechętnym spojrzeniem.
- Bo tak mi się spodobało! – oznajmił zaczepnie. - I co?
No cóż, to była zła odpowiedź, biorąc pod uwagę stan Lary.
- A pewnie!!! – wrzasnęła na całe gardło, zapominając, że mieli być cicho. – A pewnie!!! Ten sobie wchodzi na pudełka, bo tak mu się podoba, a ten sobie strzela do kogo chce!!! – wskazała na Svena. – Ja pierdzielę, wesołe bezrobocie!!!
 Następnie przeszła kawałek, dotykając czoła ręką i próbując się uspokoić. Jednak pomimo, że nikt nic nie mówił, nie zamierzała skończyć awantury. Odwróciła się ponownie do ekipy, jej oczy aż pociemniały z wściekłości, a policzki płonęły szkarłatnym rumieńcem:
- Mam dosyć tego wariatkowa!!! – oznajmiła. – Zachowujecie się jak pajace, mam tego wszystkiego serdecznie dość!!! Podczas, gdy ja się męczę, staram odszukać mamy i coś zdziałać, wy nie robicie kompletnie nic!!!
Przegięła pałkę.
- Lara!!! – wkurzył się Maykel, słysząc jej wypowiedź. – Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz!!! Na razie robimy wszystko, aby ci pomóc!!! Wcale nie musimy tu być, nikt nam nie polecił odszukania Amelii!!! Robimy to tylko i wyłącznie dla ciebie, może byś to doceniła?!!
- Tak?!! – Lara przyskoczyła do Maykela, jakby chciała go uderzyć. – Mam gdzieś taką pomoc!!! Tylko przeszkadzacie, a nie pomagacie!!! Sama sobie doskonale poradzę, bez waszej zasranej pomocy!!!
- No to proszę, idź dalej sama, nikt cię nie zatrzymuje!!! – Maykel wskazał korytarz przed sobą. – Obyś tylko potem nie żałowała!!!
- Ciekawe, czego mam żałować?!! – krzyczała jeszcze Lara, znikając w ciemnym zaułku i śmiejąc się sarkastycznie. Wyraźnie podkreśliła tym samym, że nie ma jednak czego żałować.
Przestraszeni uczniowie stanęli bardzo blisko trójki agentów FBI.
- I gitara!!! – ryknął Will. – Niech idzie!!! Zobaczymy, jak sobie poradzi bez nas, skoro jest taka mądra!!!
- Zamilcz głupolu, bo aż się słuchać ciebie nie chce!!! – Maykel przeszedł się kawałek drogą, którą odeszła Lara. Nie zamierzał iść za nią, aby jej non stop ulegać, ale nie był też zadowolony z takiego obrotu sprawy. Bał się o Larę i martwił, by nic się jej nie stało. Westchnął i ponownie spojrzał na Willa: - To przez ciebie wszystko! Gdyby ci się nie zechciało włazić na te cholerne pudła, to do niczego by nie doszło!!!
- Oj, oj, uważaj, nie zesraj się!!! – sapnął Will, rozjuszony.
- Uspokójcie się, chociaż my się nie kłóćmy!!! – Sven stanął pomiędzy dwoma mężczyznami, bo Will z Maykelem wyglądali, jakby mieli ochotę zacząć się bić. – Maykel, ty też kurna się nie zaczynaj, bo to Larze palma odbiła, chyba sam widziałeś!!! Co jej zrobiliśmy?!! Nic!!! Każda baba jest taka sama, jak dostanie szajby na łeb, to nie ma na to rady!!!
- A jak cię kocha, to wróci! – wysilił się jeszcze Will na marny dowcip.
Ale nie można było w tym wypadku się nie kłócić.
- Will… - Zaczął Rouglas, siląc się na spokój.
- Co?
- A gdzie jest Pamela i jeszcze jeden chłopak, którzy byli z tobą?
Zaległa cisza. Will zaczął masować sobie rękę, w którą się uderzył podczas upadku z pudeł, a następnie zerknął spod byka na Maykela.
- Uciekli mi – odparł.
- Uciekli ci? – powtórzył Maykel.
- No.
- Ty kretynie!!! – Wiązanki zaczęły teraz lecieć na przemian. – Zgubiłeś ich!!! Są sami w wielkiej zbrojowni!!! Mogą zginąć, ty idioto!!!
- Dobra, dobra, już, już, kurna!!! – wydzierał się Will. – Nie zesrajta się!!! Jak głupi, to i się zgubili!!! Nie moja wina!!!
- Kij ci w dupę, Will – rzekł Sven, szarpiąc Maykela za łokieć. – Rób co chcesz. My z Maykelem idziemy w swoją stronę.
- No i gitara!!! – wykrzykiwał Will, idąc sam w inną część zbrojowni.
- Chodź, Maykel. – Sven klepnął go po ramieniu, gotowy do drogi. – Sami sobie poradzimy!
- Jasne – przyznał mu rację Rouglas.
Wraz z gimnazjalistami nie uszli jednak zbyt daleko.
- No, no, no, a cóż to było? – odezwał się głos za nimi. – Panowie, nie wiecie, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje?
Pierwszym impulsem dwojga agentów, było zasłonięcie sobą grupki uczniaków. Słusznie zrobili, bo mafiarze, gromadzący się koło nich, zaczęli strzelać sobie dla zabawy z karabinów.
- To jak, bawimy się w berka? – zaproponował jeden ze  zbirów, wyszczerzając zęby w radosnym uśmiechu.
- Proponujemy walkę bez bieganiny – oznajmił Sven.
- Ale ja proponuję berka!!! – uparł się bandzior i wystrzelił z karabinu do Susan, która przerażona, z całej siły tuliła się do Maykela. Na szczęście chybił, ale o to mu właśnie chodziło.
Kulka ze świstem przeleciała obok biodra dziewczyny. Susan krzyknęła i odskoczyła od Rouglasa, pomimo jego rozkazu, by się trzymała obok niego. Mafiarz powtórzył strzał, omal nie trafiając ją tym razem w ramię. Susan z piskiem zaczęła uciekać.
I tak właśnie wyglądał berek wedle upodobań bandytów. Rozochocony zbir zaczął gonić Susan po korytarzu z karabinem w rękach, a pozostali zaczęli strzelać na chybił - trafił w uczniaków, powodując, że wszyscy rozpierzchnęli się na boki.
- Nie, stójcie, wracajcie!!! – Przestraszony o ich życie Maykel na darmo usiłował zgrać ich ponownie w jedną grupkę. Na korytarzu wytworzyła się wesoła bieganina. Wesoła – ale tylko dla mafiarzy.
- A wy siedzieć cicho, gliniarze!!! – Jeden z bandytów podleciał do agentów i uderzył ich karabinem w głowę, nim ci zdążyli zrobić cokolwiek. Maykel ze Svenem upadli na ziemię, tracąc przytomność, ku uciesze mafiarzy. Teraz już nikt nie zagrażał ich zabawie z młodziakami. Bezkarnie sobie strzelali i uganiali za gimnazjalistami. Zwłaszcza za dziewczynami, które rozkosznie piszczały i większość miała krótkie spódnice. Radochy było co niemiara.
***
W tym czasie, Lara była już daleko od miejsca, gdzie rozstała się z ekipą. Szła wciąż wkurzona na nich, ale i na siebie też. Może nie powinna wszczynać awantury w takiej chwili? Ale co tam, powiedziała, co myślała. Działali jej na nerwy, a teraz miała przynajmniej święty spokój.
Jeszcze gdyby tak odnaleźć Amelię!!! Objąć ją, przytulić się do niej, powiedzieć do niej „mamo, chodźmy do domu!”. Lara przyspieszyła kroku. Tak bardzo pragnęła już mieć matkę obok siebie… Och, Boże, Amelio, jakim cudem ty żyjesz? Dwadzieścia jeden lat, Lara żyła ze świadomością, że nigdy już nie ujrzy jej żywej. Tymczasem ona żyje i przetrzymują ją jacyś mordercy!!!        
Croft jeszcze szybciej ruszyła do przodu, coraz bardziej zagłębiając się w ciemność. Weszła w jakiś umeblowany korytarz. Ostrożnie zamierzała go jak najszybciej przejść.
- Dokąd idziesz? – Dobiegł Larę znikąd tajemniczy, prawie mruczący kobiecy głos, który echem rozniósł się po całym korytarzu. Głos był miękki i ciepły, lecz mimo to, Lara, wyciągnęła przed siebie broń. Bardzo zabawne. Do kogo miała mierzyć? Korytarz wypełniały egipskie  ciemności, kobieta nawet nie widziała przed sobą własnych, wyciągniętych rąk.
- Gdzie jesteś? – spytała podejrzliwie, powoli okręcając się wokół własnej osi. Zaczęło jej szybciej bić serce. Nie wiedziała, skąd spodziewać się ataku. Z przodu? Z tyłu? Może ktoś się czaił z boku? Wąski korytarz nie był miejscem, w którym miała ochotę z kimś gadać po ciemku.
- Gdzie jesteś? – Ponowiła pytanie. – Nie widzę cię.
Rozległ się cichutki śmiech, powodujący, że Larze mimowolnie przeszły ciarki po plecach.
- Spójrz do góry… - Rozległ się zachęcający, ledwie dosłyszalny szept.
Lara posłusznie zadarła głowę do góry i… Zamarła. Przez dobrą chwilę z otwartymi ustami stała bez ruchu, chłonąc wzrokiem to, co leżało na starej szafie i na nią patrzyło. Miało ogromne żółte oczy, błyszczące w mroku korytarza.
Była to pantera. Lara dostrzegła już teraz, mimo ciemności, że zwierzę było ogromne, z masywnym karkiem, gibką i zwinną posturą. Sprężysty ogon luźno sobie zwisał przez poręcz szafy, czasami unosząc się lekko i opadając. Croft zdała sobie sprawę, że dziki kot musiał być naprawdę cholernie obżarty, skoro nie miał ochoty się na nią od razu rzucać.
- Tego się nie spodziewałaś, co? – Rozległ się szept ze szczytu szafy.
Lara zawahała się. Czy właśnie gadała do niej pantera?
Nim kobieta odpowiedziała sobie w myślach na to pytanie, zza głowy zwierzęcia wychyliła się ludzka głowa i ręka. Następnie rozległ się trzask pocieranej zapałki i korytarz rozświetlił mdły blask ognia.
- Ach, to ty – powiedziała Lara, której mimowolnie ulżyło na widok kobiety.
- Przestraszyłaś się, co? – zaśmiała się Claire, leżąc na szafie obok ogromnego zwierza i tuląc do siebie jego czarny łeb. Pantera mrużyła swe żółte gały w zadowoleniu, czasami tylko kierując je na Larę. Claire wyglądała trochę jak ten dziki kot, nie na darmo nazywano ją „Catty”. Ze swoimi kocimi oczami, ciemnymi lokami i smukłą sylwetką, w owej chwili skojarzyła się Larze właśnie z panterą.
- Ale jesteście do siebie podobne – powiedziała więc Croft na głos, cmokając z niezadowoleniem.
- Tak? – ucieszyła się Claire, dla której te słowa musiały być komplementem. Przeciągnęła się leniwie i ziewnęła rozdzierająco, zupełnie jak kot. – Za to ty nie jesteś do nas podobna i dlatego umrzesz – uświadomiła Larze i zwinnie zmieniła pozycję na siedzącą.
        Lara była gotowa do ataku. Wystawiła przed siebie pistolety, jeden skierowała na panterę, a drugi na Catty. Zmarszczyła brwi.
- To chodźcie tu do mnie – zaprosiła. – Pokażę wam, jak bardzo kocham koty.
- W łeb! – rozkazała Claire spokojnie, patrząc gdzieś ponad Lary ramię i machając sobie zgrabnymi nogami.
Lara odwróciła się raptownie, pragnąc zobaczyć, na co patrzyła jej przeciwniczka. Za sobą ujrzała całą gromadę mafiarzy. Jeden z nich był tuż obok. Wykonał polecenie Claire bardzo skrupulatnie – nim Lara zdążyła odskoczyć, uderzył ją bronią prosto w głowę.
Z jej rąk wypadły pistolety. Kobieta zatoczyła się na ziemię bez przytomności, obficie brocząc krwią ze zranionego karku.

CDN 

4 komentarze:

  1. gosia10
    Wysłany 22.01.2011 o 13:31
    Proszę… Tylko nie te bazgroły xDTragedia..Akcja:No co by tu powiedzieć? Na pewno to, że czytając czułam jakbym była tam z tymi tępymi gimnazjalistami.Co jak co ale opis gimnazjalistów jak u podstawówki xDA ta Pamelka to TRAGEDIA… Upierdliwy człowiek. Ja na miejscu wszystkich tam obecnych agentów zastrzeliła ją.Aż normalnie byłam gotowa połamać klawiaturę na monitorze jak czytałam fragmenty o niej i innych uczniach xD Wesołe gimnazjum…:PA co do tego ja się rozdzielili…I tak trafili w jedno miejsce. I tak to się skończyło, że Will spadł z pudeł bo Sven go postrzelił?Czy Will jest cały?Oj idę zaraz jeszcze doczytać bo około 14 to jeszcze u mnie rano i nie kontaktuje xDI awantura zajebiaszcza xD Ta akcja z Willem i Svenem tak mnie rozbawiła, że mało co ja nie glebnełam :) O! I Larysa fochnięta poszła :P I tak to się stało, że ich wszystkich wyłapano:P W łeb i… Ciiii:P Nie mogę się doczekać 17-stki:P(hahaha)Dobra cii…:PNo i co by tu na koniec..?Aaaa!!! Rozdział świetny (^^,) Jak wszystkie z resztą:PI to co wcześniej czyli czekam z niecierpliwością na rozdział 17 (^^,)Weź te rysunki gdzieś schowaj bo będę się źle czuć xD (BRZYDACTWO)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uci
    Wysłany 22.01.2011 o 15:06
    Jak ja nie mam weny to ty piszesz bestsellery. Pamela mnie rozwaliła… Nie mogę. Albo ci, których sobie dobrał Will… No po prostu! Catty to mnie normalnie denerwuje coraz bardziej. Pantera? Nie no może następnym razem to przyjdzie ze słoniem! Fajnie by to wyglądało. I mam jedno zatrzeżenie do literówek. Nie dójki tylko dwójki. No pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. elwira456@poczta.onet.eu
    Wysłany 22.01.2011 o 19:49
    ciekawy rozdział oby tak dalejhttp://lara-croft-i-kurtis-trent-love.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wysłany 23.01.2011 o 12:04 | W odpowiedzi na ~Uci.
    Dzięki Uci – poprawione;-)

    OdpowiedzUsuń

Spis treści