- Jasna
cholera, takiej leniwej ekipy to jeszcze nie widziałem – jęknął Carter,
półleżąc na stole, w swojej tajnej kryjówce w zbrojowni. Jego siostra Claire,
zwana przez wszystkich „Catty”, siedziała obok i kiwała zgrabnymi, kształtnymi
nogami.
- Racja – przyznał jakiś
mafiarz. – Nieźli są. Wysadziliśmy już dwie szkoły, metro i centrum handlowe, a oni nic. W
ogóle nie reagują.
Catty przeciągnęła się i
ziewnęła, dosłownie jak kot. Potem zeskoczyła zwinnie ze stołu z roziskrzonymi
oczami:
- Wiem!!! – krzyknęła. -
Sprowokujmy ich dobitniej. Pojedźmy tam i wezwijmy na pojedynek
pannę Croft!
- I jej narzeczonego –
sprostował Carter. – Nie zapominaj o Rouglasie, on jest głównym sprawcą zła.
Kobieta o kasztanowych
lokach nadąsała się. Mafiarze wiedzieli, że Maykel jej się podobał i nie była
chętna do jego zabicia.
- Niech wam będzie –
zgodziła się ponuro. – Maykela też.
- Czekaj, czekaj… – Carter wstał
od stołu z diabelną miną. – Podsunęłaś mi genialną myśl!
- Jaką? – Claire
wytrzeszczyła oczy w zaciekawieniu.
- Ujawnimy się im inaczej!
– Mężczyzna popatrzył na mafiarzy w pokoju. – Macie mi zdobyć numery komputerów
w ich biurze w Surrey, jasne?
- Robi się, szefie!
- Nakręcimy filmik, Claire –
wyjaśnił Carter nic nie rozumiejącej siostrze. – W nim ujawnimy swoje twarze i
wezwiemy na pojedynek tych dwoje.
- Genialne! – Catty
klasnęła w ręce. – Pojedynku nie odmówią, chyba, że to tchórze! Chociaż
przyznam, że Maykel na boi-dupę nie wygląda!
- A więc postaramy się, by
razem ze swoją narzeczoną trzęśli tyłkami! – Carter otworzył drzwi. – Eeej,
dawać tu kamery!!!
Zbiry posłusznie wnieśli
kilka kamer do pomieszczenia. Claire zaczęła gorączkowo poprawiać swoje włosy.
- Siostrzyczko… Masz jeszcze
jedno zadanie do wykonania – uświadomił ją Carter, uśmiechając się.
- Jakie? – Catty odłożyła szczotkę
na półkę. Blondwłosy mężczyzna pochylił się nad nią i wyjawił jej szeptem swój
plan.
- Jasne! – Claire zmrużyła
złośliwie oczy. – Larusia pewnie odda za ciotulki wszystko, co ma! Już wkraczam
do akcji.
***
Ciotka
Emma namówiła właśnie na zakupy ciotkę Elizę i obydwie łaziły teraz po bazarze,
plotkując i pakując świeże warzywa do torby. Emma wybierała sobie właśnie
najlepszy okaz kalafiora, gdy poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- A czego? – warknęła od
razu, oglądając się.
- Dzień dobry – przywitała
się z nią ładna, młoda policjantka o bujnych kasztanowych lokach.
- Czego, pytam? – Ponowiła
pytanie Emma, biorąc się pod boki i odkładając kalafior.
Nie podobały jej się oczy tej kobiety – takie fałszywe, o dziwnej zielonej
barwie, zupełnie jak oczy kota.
- Zostałam poinformowana,
że pani tu jest. Czy mam przyjemność z panią Gordon?
- No, a bo co? Aresztuje
mnie pani, czy jaki czort? – Chciała się dowiedzieć ciotka.
- Nie, nie – zaprzeczyła szybko
Claire, klnąc w myślach, że trafiło jej się takie babsko. Wzięła wdech i
zaczęła płynnie kłamać, nawet nie zmrużywszy oka: - Pani jest rodziną panny
Croft. Był wypadek, pani Lara Croft jest ciężko ranna i…
- Wyjdzie z tego –
przerwała jej Emma wszystkowiedzącym tonem i ponownie zabrała się do pakowania
kalafiorów.
- Ona zazwyczaj ze
wszystkiego wychodzi cało – dodała też Eliza.
Kociookiej
Claire opadły ręce. Nie tak miały zareagować te durne staruchy! Emma Gordon
miała się przestraszyć i zacząć lamentować, a później dać się zaprowadzić do
samochodu. W tym samochodzie Claire miała ją ogłuszyć i zawieźć na lotnisko. A
z lotniska samolotem miały polecieć do Katmandu. A ona co?!! W ogóle się nie
przejęła! Widać, nie żyły z Larą zbyt dobrze. Dupa z tym, Claire musi wykonać
swoje zadanie. Jak nie prośbą, no to groźbą. Policjantka wyciągnęła pistolet i
dyskretnie przyłożyła go Emmie do pleców.
- Czy teraz pani ze mną
pójdzie? – zapytała słodko.
***
Tymczasem,
od chwili powrotu z Chin, dni w Croft Manor zaczęły mijać tak spokojnie i
szczęśliwie, że uspokojona Lara przyznała Maykelowi rację, że nie warto byłoby
rozwiązywać tej klątwy. Nic poważnego się nie działo, a Cornelię i Winstona na
pewno wkrótce lekarze wyleczą. Wiedli więc normalne życie, Amelka tryskała
energią i zdrowiem i wszyscy byli zadowoleni. Do czasu.
- Coś się stało w biurze –
wyjaśnił Larze Maykel, pewnego dnia ubierając się bardzo wcześnie rano. – Muszę
tam jechać.
- Kiedy wrócisz? – spytała
Lara zaspana.
- Nie wiem, zobaczę
najpierw, co tam się dzieje, bo Lilly dzwoni jak najęta. – Z tymi słowami
mężczyzna wyszedł z pokoju.
Po
piętnastu minutach wszedł do biura, gdzie cała ekipa już siedziała z
nieciekawymi minami.
- Dlaczego nie pracujecie?
– warknął do nich Maykel, widząc wyłączone komputery.
- Chodź tu i sam zobacz,
dlaczego. – Lilly przesunęła jeden z laptopów w jego kierunku.
Maykel podszedł do sprzętu
i usiłował coś w nim włączyć. Gdy tylko wcisnął jakiś przycisk, automatycznie
wyświetlił się na ekranie film. Mężczyzna bez słowa zaczął na niego patrzeć.
Na tle
ciemnego pomieszczenia stało mnóstwo uzbrojonych facetów. Na jego środek wyszły
teraz dwie osoby: kobieta i mężczyzna.
- Claire… - Szepnął Maykel
przerażony, patrząc na kobietę w obcisłym czarnym kostiumie i kasztanowych
lokach do ramion.
- Grupa CC zaprasza do siebie, panie Rouglas. – Blondwłosy mężczyzna na
ekranie otworzył szeroko ramiona, jakby chcąc go uścisnąć. – Proszę zabrać ze sobą narzeczoną, pannę
Croft. Czekamy na was z utęsknieniem. Widzę, że mało wam incydentów, jakie
zaszły ostatnimi czasy. Nie martwcie się, zrobimy poprawkę. – Tu kamera
przybliżyła twarz mężczyzny, ukazując bardzo wyraźnie jego ostre rysy twarzy i
dzikie spojrzenie. – Dzisiaj, godzina
14:00, szkoła w Katmandu zostanie
wysadzona. Zginie dużo niewinnych dzieciaczków. Mam nadzieję, że to odpowiednia
okazja, aby się wreszcie spotkać. Jeżeli pan się nie wstawi panie Rouglas wraz z
narzeczoną, pamiętajcie, że Carter wytropi was z każdej norki.
Teraz kamera przeskoczyła
do Claire.
- Miałaś kiedyś kotka, panno Laro? – spytała chichocząc i stojąc obok
krzesła z jakimś przerażonym, związanym mężczyzną. – A wiesz, że on potrafi nieźle podrapać? – Mówiąc to, kobieta wbiła pięć
noży, które miała doczepione jako paznokcie, w szyję ofiary. Krew zamordowanego
człowieka skropiła szkło kamery. – Czasami
nawet śmiertelnie! – ubawiła się Claire. – To ja jestem Catty, jeśli się nie boisz niegrzecznego kociaka, chętnie pokażę ci swoje
pazurki!
Dalszy filmik ukazywał inne
brutalne morderstwa ze strony Claire i jej brata Cartera. Ekran komputera robił
się aż czasami czerwony od tej pokazówy zabijania niewinnych ludzi. I na tym
się skończyło.
Maykel
oddychał ciężko, wciąż zagapiony w ekran. Próbował dojść do siebie.
- Dlatego nie pracujemy –
westchnęła cicho Lilly. – Nie da się. Na każdym komputerze się to wyświetla.
- Maykel. – Will położył
Rouglasowi rękę na ramieniu. – Oni coś mają do ciebie i Lary. Macie na pieńku z
Grupą CC, czy co? Najwyraźniej znasz tę kobietę.
- Bo znam – przyznał
Maykel, kręcąc niedowierzająco głową. – I ty też ją znasz. Była z nami na
ostatniej imprezie. Sven, ty powinieneś kojarzyć. Dwie policjantki. Jedna z
nich tańczyła ze mną, druga z tobą.
Sven zamyślił się.
- Rzeczywiście, to ona –
zgodził się po chwili, ponownie odtwarzając filmik i zatrzymując klatki na
Claire. – Teraz sobie przypomniałem.
Zaległa cisza.
- Co zrobimy? – odważyła
się zapytać Lilly. Maykel popatrzył na nią uważnie.
- Wy? – zaskoczył się. – To
do nas miał odniesienie ten filmik, do mnie i Lary.
- Chyba zgłupiałeś, jak
sądzisz, że was samych z tym zostawimy – rzekł Sven, ubierając bluzę. – Ruszcie
się. Trzeba pojechać do Croft Manor i zawiadomić Larę.
Croft
zareagowała impulsywnie, tak jak się każdy spodziewał.
- Już ja im pokażę! –
oświadczyła wściekle, wymachując ręką. – Ta kocica mówi w tym filmie
bezpośrednio do mnie! Już ja jej udowodnię, że wszystkie koty da się ujarzmić! Przed
14:00 będę w tej szkole w Katmandu, a wy jak sobie chcecie. Nie pozwolę sobą
pomiatać.
- Laro, oni przecież chcą
nas zabić – zauważył Maykel.
- Przecież się nie damy! –
odparła mu Lara.
- No właśnie, nakopiemy im,
będzie fajnie! – ekscytował się Sven.
- I mam jeszcze jeden plan…
- Croft przygryzła wargi i popatrzyła na całą ekipę. – Bo wierzę, że ta mafia jest w stanie wysadzić
naprawdę tę szkołę.
- To i my wiemy – przyznał
Rob.
- Więc… - Lara wzięła
głęboki wdech. – Więc musimy zjawić się tam dużo wcześniej i wyewakuować dzieci
na zewnątrz. Nie pozwolicie chyba, aby ktokolwiek tam dzisiaj poniósł śmierć?
- Jasne, że nie –
odpowiedział Maykel. – Tak zrobimy. Kiedy już wszyscy będą bezpieczni na
zewnątrz, ukażemy się tej Grupie.
Parę godzin później…
- No
dobra, do dyspozycji mamy pełną budę rozwydrzonych bachorów – skomentował Sven,
stojąc z ekipą tuż przed dużym budynkiem szkoły w Katmandu. Nie byli sami, wraz
z nimi stała obszerna grupa saperów, w każdej chwili gotowych do rozbrojenia
ładunków wybuchowych. Lara odrzuciła włosy z twarzy i uśmiechnęła się do Svena.
- Nie takich całkiem
bachorów – wyjaśniła. – To gimnazjum. Najmłodsi mają tu trzynaście lat.
Z budynku wyszedł Maykel z wystraszoną
dyrektorką.
- Mamy pozwolenie na
ewakuację – wyjaśnił ekipie.
Starsza kobieta stanęła
przed nimi z wytrzeszczonymi oczami.
- Wysadzą nas? O Boże,
Boże… - Złapała się za głowę.
- Spokojnie, nie dojdzie do
tego – zapewnił ją Rouglas. – Panowie, wy tu poczekajcie – zwrócił się do
saperów. – Przeszukacie szkołę, gdy już będzie pusta. A my do dzieła.
Jak do
dzieła, to do dzieła. Każdy wchodził do szkoły i wychodził z niej razem z
grupami uczniów, śmiertelnie przerażonych. Młodzież naprawdę zaczęła panikować.
Doszło nawet do tego, że w panice zaczęli uciekać i się chować po klasach. Na
bieganie za nimi już nikt nie miał ochoty. Zwłaszcza za płaczącymi blondynkami
w różowych bluzkach.
- Ej młoda, poczekaj! –
Maykel właśnie miał zaszczyt gonić jedną z nich po korytarzach. Złapał ją w
ślepym zaułku, gdzie nie miała już drogi ucieczki.
- Ja już chyba umrę!!! –
płakała i denerwująco pociągała nosem. – Wybiła ma godzina!!! Ci terroryści tu
przyjdą i mnie zabiją!!!
- Nie, nie, spokojnie, to
tylko saperzy, a nie terroryści. Nie bój się… – Koił ja swoim głosem mężczyzna.
Wyciągnął rękę i uścisnął nią dłoń rozpłakanej blondyny.
- Taaak? – spytała głupio,
mrugając dużymi, lazurowymi oczkami. Mogła mieć z piętnaście lat. A wyglądała…
No cóż, jak niedoszła gwiazda porno. Długie blond włosy były bardzo zadbane i
co jakiś czas jeszcze przejaśniane dla lepszego efektu, na twarzy
pierwszorzędny, rzekłoby się „dziwkarski” makijaż, a ubranie było tak skąpe, że
już skąpiej chyba się nie dało: obcisła różowa bluzka z dużym wciętym w trójkąt
dekoltem, spod której
wystawał czerwony stanik i do tego brązowa mini. Acha, no i oczywiście szpilki
na ładnych, zgrabnych nóżkach.
- Tak właśnie – zapewnił
Maykel, domyślając się, iż ta nastolatka należała do tej kategorii dziewczyn,
co miały większy rozmiar stanika niż ilorazu rozumu w głowie. No cóż, jego domysły
były słuszne. Blondynka była ładna, lecz niestety mało rozumna.
- To co ja mam teraz robić?
– pytała głupkowato, rozglądając się na boki. – A jak ci snajperzy tu
przyjdą?
- Saperzy – poprawił ją
Maykel i pociągnął za sobą. – I nic ci się nie stanie, jeżeli wyjdziesz ze mną
na dwór.
- No, to może jednak wyjdę,
hi, hi, hi. – Postanowiła małolata, chichocząc jak głupia bez konkretnego
powodu.
Maykel skupiony prowadził
ją do wyjścia, nawet nie zwracając uwagi na jej pytania, którymi obdarzała go w
drodze.
- Ma pan dziewczynę? – Brzmiało
pytanie numer jeden.
Zero odpowiedzi.
- Poszedłby pan ze mną na
randkę? – Pytanie numer dwa.
Zero odpowiedzi.
- Woli pan blondynki czy
brunet…
- Na ziemię!!! – Maykel
przewrócił tępą blondynkę na podłogę, przerywając jej kolejne z mądrych pytań. Okrył
ją sobą, bo wokół rozległy się strzały z karabinów i krzyki podbiegających do
nich ludzi.
- Nieźli saperzy!!! –
zaczęła panikować i szlochać nastolatka. – Zaraz nas zabiją!!! Aaaaaaaaa!!!
- Zamknij się do jasnej
cholery, to akurat nie są saperzy!!! – Uciszył ją Maykel i zerwał się z
podłogi.
Wokół
niego gromadzili się jacyś obcy, uzbrojeni ludzie. Bez namysłu mężczyzna
wyciągnął broń. Rozpoczęła się strzelanina. Dziewczyna w stanie przedzawałowym,
zwiała gdzieś za róg. Mafiarze rzucili się do Maykela, wyrywając mu pistolet z
ręki. Zaczęli się bić, Rouglas oberwał w twarz i przewrócił się na ziemię.
- Łaaaaaaaaaaaaaaa!!! Aaaaaaaaaaa!!!
– Dochodziło zza rogu, gdzie blondynka omal się nie zsikała ze strachu.
Maykel
leżał oszołomiony na ziemi, a jeden z bandytów już namierzał go karabinem. Nie
wiadomo, do czego by doszło, gdyby nie strzały, jakie rozległy się ponownie w
korytarzu. Do ataku przystąpiła Lara, Sven, Will, Rob oraz Lilly. To oni
zastrzelili większą ilość mafiarzy,
dając czas Rouglasowi na powstanie z ziemi.
- Jesteś cały? – Lara
dotknęła jego ramienia.
- Tak, wszystko w porządku
– odparł Maykel, podnosząc z podłogi swój pistolet.
- A to chamy, zaatakowali
nas wcześniej! – zaperzyła się Lilly.
- Spadajmy stąd, zawołajmy
saperów, niech szybko przeszukają ten budynek – zadecydowała Lara.
Wszyscy ruszyli truchtem do
wyjścia.
- Czekajcie, a gdzie jest…
- Maykel rozglądnął się dookoła. Dostrzegł blondynkę schowaną za rogiem. –
Chodź tu, musimy stąd szybko wyjść! – zawołał do niej. Posłusznie przybiegła do
niego, pozwalając, by wziął ją za rękę. Wszyscy razem mieli opuścić
pomieszczenie.
Wbiegali już w drzwi, gdy
nagle…
- Zaraz, zaraz, zaraz,
chwila! – Zatrzymał ich jakiś głos dobiegający z tyłu. – Dopiero cośmy się poznali, a wy już
dajecie dyla?
Wszyscy
odwrócili się jak na komendę i stanęli oko w oko z lufami karabinów w nich
wycelowanych. Pośród uśmiechniętych zbirów, stał blondwłosy mężczyzna w czarnej
koszuli i takich też spodniach. To on występował w roli głównej w filmiku
nadesłanym do ekipy FBI.
- Carter… – Szepnął Maykel,
rozpoznając przeciwnika i wyciągnął broń. Lara i pozostali zrobili to samo.
- Tak, to ja! – zgodził się
blondyn z psychicznym uśmiechem i zmierzył bacznie Maykela z góry na dół. – A
pan, to zapewne jesteś Rouglas, co? Claire opowiadała mi, że ponoć jesteś pan
niebiańsko przystojny, ale ja tam się nie znam na facetach, więc ci Rouglas nie
powiem komplementu. I co, nie będziesz płakać z tego powodu? Bo jakby co, to nie
mam chusteczki.
- Wypchaj się – odparł
Maykel.
- Ouuu… – Ubawił się Carter
jego odpowiedzią. – Ale nie no, faktycznie, komplementów tobie nie trzeba, bo
przecież obok ciebie stoi twoja Piękna! – Carter wskazał na Larę i głupawo się
uśmiechnął. – Ona ci pewnie leci z komplementami zarówno z wieczora, jak i z
rańca, no nie?
Lara zmroziła go wzrokiem.
- Wypchaj się – powtórzyła
słowa Maykela, bo w tym wypadku były bardzo trafne.
- Jaaa, ale zgodna parka! –
roztkliwił się blondwłosy przywódca Grupy CC. – We wszystkim się tak zgadzacie? Na
przykład w łóżku?
Nie otrzymał jednak
odpowiedzi na zadane pytanie.
- Dobra, czego chcesz? –
zapytał wrogo Maykel.
- Wysadzić tę budę i
bachory i twoją mordę! – odpowiedział Carter płynnie i lekko, jak wyuczoną
lekcję. – I twoją! – dodał, wskazując na Larę. – A pozostali mogą stąd
wypieprzać!
Lilly, Rob, Sven i Will
popatrzyli na siebie.
- Nigdzie się nie ruszymy –
zadecydowała Lilly, groźnie krzyżując ręce na piersiach.
- Co tam burczysz pod
nosem, głupia wiewióro? – Nie dosłyszał jej Carter. No cóż, przezwisko może i
niewinne, ale dla rudowłosej osoby stanowiło jednak obrazę. Lilly aż
poczerwieniała na twarzy z wściekłości.
- Dosyć przedstawienia.
Budę sobie wysadzaj, proszę bardzo. Nikogo już tu nie ma, a i my się stąd
szybko zwiniemy.
- Bla, bla, bla –
podsumował słowa Lary Carter. – Nie po to cię tu zwoływałem, piękna długowłosa
damo, abyś mi teraz stąd spieprzała. Zostaniesz tu, abym cię mógł ukatrupić. A
następny w kolejce czeka na to twój ukochany Maykeluś.
- Okey, w porządku – przystał
na to Maykel. – Warto jednak, abyśmy znali powód tej całej zadymy. Może nam
wyjawisz, o co tak konkretnie ci się tu rozchodzi?
Carter zmienił się na
twarzy, momentalnie poważniejąc.
- Jeszcze udajesz
niewiniątko, ty bydlaku? – syknął do Maykela. – A taki ktoś, jak Marc Miller
coś tobie i twojej Pięknej mówi? Co?
Nastała cisza.
- Tak – przyznał w końcu
Rouglas.
- Był moim bratem! –
oznajmił więc Carter cierpko.
- A cóż nas to obchodzi? – Maykel
wzruszył ramionami. – Mamy ci złożyć głębokie wyrazy współczucia, że taki ktoś
był twoim bratem, czy jak?
- Zamknij się!!! – wrzasnął
Carter rozjuszony. – Nie miałeś prawa go zabijać!!! Ani ty, ani ona!!! – Wskazał
na Larę.
- Przeciwnie – odezwała się
Lara. – Marc był zwyczajnym mordercą i skrzywdził nas wiele
razy. Mieliśmy pełne prawo do jego zabicia, ale… Nie zrobiliśmy tego.
- Kłamiesz!!! – zarzucił
jej Carter. – Zabiłaś go razem z Rouglasem, wiem z wiarygodnego źródła!!!
- Twoje źródła mają w takim
razie nieczystą wodę – rzekła Lara. – Bo to nieprawda – wyjaśniła. - On zginął
w wypadku. Helikopter zleciał i rozbił się wraz z nim na ziemi.
- Sam z siebie zleciał na
ziemię, ty podła żmijo, czy mu pomogłaś przez wyrzucanie pocisków?!! – Chciał
się dowiedzieć Carter i w przypływie nerwów rzucił się na Larę. Ta nie
pozostała mu dłużna, obydwoje upadli na ziemię szarpiąc się i siłując ze
sobą.
Pozostali
też zaczęli się bić. Po paru minutach, w ruch poszły bronie palne.
Przestraszona nie na żarty nastoletnia blondynka, zwiała ze szkoły z donośnym
piskiem.
Z ekipy
tylko Rob został lekko ranny, pozostali mieli się świetnie, w przeciwieństwie
do przeciwników, których pozostawało już coraz mniej. Carter zdał sobie sprawę,
że w chwili obecnej dosłownie przegrywa. Wypatrzył więc Larę schowaną za
filarem i parsknął nienawistnym śmiechem.
- Ej Croft, na pewno chcesz
mnie zastrzelić?!! – krzyknął.
- Na pewno! – zapewniła go
Lara. – I zaraz to zrobię!
Carter zaryczał jeszcze
głośniejszym śmiechem i pstryknął palcami, jak do służby. Dwoje mafiarzy na ten
znak wypadło z budynku, a za minutę wrócili, rzucając do szefa jakąś przerażoną
babcię. Carter odwrócił starszą kobietę tyłem do siebie, by Lara mogła ją
dobrze ujrzeć, a sam się nią zasłonił.
- Teraz strzelaj!!! –
zachęcił Croft, uważnie na nią patrząc.
Maykel
również zaprzestał strzelania, aby popatrzyć na reakcję Lary. A ona… Najpierw
przeraźliwie zbladła, potem krwawe rumieńce zapłonęły na jej twarzy, aby
ponownie zblednąć i już tak pozostać. Nie odrywała oczu od babci, którą obrał
za żywą tarczę Carter.
Maykel
wiedział, że do końca życia nie zapomni już wyrazu oczu Lary i twarzy, na
której malował się głęboki szok, ból i niedowierzanie. To wszystko sprawiło, że
mężczyzna nie miał już wątpliwości co do tego, że przed nimi stała Amelia Croft
we własnej osobie, z przerażonymi oczami i zabliźnioną twarzą.
Larze
wypadły z rąk pistolety. Szok spowodowany ujrzeniem matki, która rzekomo nie żyła od dwudziestu
jeden lat sprawił, że kobieta najzwyczajniej na świecie zasłabła. Maykel już
wcześniej widząc jej kredowobiałą twarz, domyślił się tego. Zdążył dobiec, nim
ta przewróciła się na posadzkę.
W
ostatniej chwili, złapał kobietę mocno w talii i przytrzymał, amortyzując tym
samym upadek. Nie mógł jednak stać z nią bezczynnie, gdy półleżała w jego
ramionach. Naokoło rozlegały się strzały,
położył więc Larę na podłodze w szkolnym korytarzu, a sam klęknął obok. Lara
wbrew pozorom, nie straciła przytomności. Oddychała nierównomiernie i miała
przymknięte oczy. Jej ręka, na której Maykel położył swoją dłoń, była lodowata.
Ekipa FBI
widząc stan Lary też się zatrzymała. Wszyscy patrzyli zaskoczeni na Maykela.
- Co jej się stało? –
szepnęła bezgłośnie Lilly.
A Carter zaśmiewał się z
efektu, jaki uczynił, pokazując Larze starszą kobietę.
- U la, la. – Pokręcił
głową. – Ale jajca!
W tym samym momencie,
rozległy się szybkie, stanowcze kroki na płytkach i z ciemnego korytarza
wyłowiła się szczupła sylwetka Claire.
- Jestem! – oświadczyła,
jakby nikt z zebranych sam się tego po jej wejściu nie domyślił. – Mam ciotki,
Carter! Mówię ci, co to za baby! I… A tej co? – Kobieta dopiero zauważyła
leżącą na ziemi Larę. – Co to, wczasy, że ona sobie tak leży do góry brzuchem?
Maykel
cisnął w nią morderczym spojrzeniem. Z burzą pozawijanych ciemnych loków i z roziskrzonymi
zielonymi oczami, wyglądała jeszcze bardziej kocio, niż zazwyczaj. Mężczyzna
docenił trafienie w sedno z przydomkiem, jaki jej nadano. Zdziwił się, że sam
nie pomyślał od razu o Claire, gdy poszukiwali kobiety pod pseudonimem „Catty”.
- No, to by było na tyle z
tego tematu. – Carter rzucił babką z powrotem w stronę mafiarzy. – Zabrać ją do
wozu – polecił. – A my mili państwo teraz musimy się pożegnać. Chyba, że macie
ochotę ponownie się z nami spotkać, więc zapraszamy. – Z tymi słowami mężczyzna
opuścił budynek, śmiejąc się i
robiąc głupie miny w kierunku ekipy FBI.
Claire stała zaskoczona na
środku i patrzyła na mafiarzy nic nie rozumiejącym spojrzeniem.
- Co tu robi moja świrnięta
babka? – zapytała.
- Szef kazał ją tu przywieźć.
– Brzmiała odpowiedź.
- Ale po co? – dopytywała
się jeszcze kobieta.
Dalszej rozmowy nie było
słychać, bo Grupa CC wyszła ze szkoły na zewnątrz.
- Lara! Lara! – Pozostali
rzucili się w stronę Lary i Maykela.
- Co jej się stało?! – Sven
klęknął obok, przestraszony.
- Nic mi nie jest –
zapewniała wszystkich Lara, usiłując wstać.
- Cała się trzęsiesz –
zauważył Will. – Co ci się stało?
Kobieta nie odpowiedziała.
Maykel pomógł jej podnieść się do góry, sam też wymownie milcząc. Lara
rzeczywiście jeszcze lekko się trzęsła. Popatrzyła Maykelowi w oczy.
- Zdajesz sobie sprawę, z
tego, że ta kobieta… - Zaczęła mówić.
- Wiem – przerwał jej
Maykel łagodnie. – Wiem, kim ona jest.
- A co? Kto? – Reszta osób
otoczyła ich w kółku.
Lara z Maykelem nie zwracali
na nich w tym momencie najmniejszej uwagi.
- Gdzie oni są? – Croft gwałtownie
rozglądnęła się na boki. – Gdzie oni zabrali mamę?
- Czyją mamę? Jaką mamę?
Pytania ekipy ponownie
zostały zignorowane.
- Gdzieś z nią uciekli… - Zamyślił
się Maykel. – A podejrzewam, że to była zwykła prowokacja. Carter dobrze wie,
że ona jest twoją matką i dlatego ci ją pokazał. Teraz chce, abyśmy podążyli za
nimi.
Lara raptownie odsunęła się
od Maykela.
- I tak właśnie zrobię! –
zapewniła z płonącymi oczami. – Pojadę tam i ją odbiję. Ona nie należy do nich,
tylko do mnie! – I z tymi słowami, Lara wybiegła ze szkoły.
- Kto?! Co?! Gdzie?! – Dalej
nic nie rozumiała ekipa. Wszyscy wybiegli za kobietą.
Na dworze też nie było
wesoło.
- Jesteście!!! O, Boże,
Boże!!! – Młodzież rzuciła się w stronę FBI. Parę rozpłakanych dziewczyn
rzuciło się Larze w objęcia, pozostali to samo zrobili z ekipą.
- Co tu się stało?!! O,
Boże, Boże!!!
- Tak się baliśmy!!!
- Co teraz będzie?!!
- A jak tu wrócą i nas
zabiją?!!
- Uspokójcie się, do
cholery!!! – ryknął Maykel, odpychając od siebie tę głupią blondynkę, która
szlochała najgłośniej ze wszystkich. – Co wy tu jeszcze robicie?! Wyjazd do
domu, nie ma dzisiaj lekcji!
- Cooooo? – oburzył się
jakiś kujon. – Mają być lekcje, muszę poprawić sprawdzian z matmy!
- Właśnie! – dorzucił ktoś
jeszcze.
- Ale jak to mamy sobie iść
do domu? Przecież ja mieszkam dziesięć kilometrów stąd! – zasygnalizowała
problem jakaś piwnooka dziewczyna.
- To idźcie na autobus,
matko, nie róbcie nam problemów! – powiedział Sven.
- Autobus?!! Ale pan
dowcipny, mój autobus jedzie dopiero za pięć godzin, co, tyle mam czekać?! – zaczął się
ktoś podburzać.
- Wiecie co? To już nie
nasz interes. – I z tymi słowami Maykel oddalił się w kierunku Lary, która
dziwnie kręciła się koło jakiegoś skutera.
- A właśnie, że pana
interes! – uświadomił Maykela jeden z kujonów, krzycząc za nim. – Bo to pan
odwołał lekcje!!!
- Ta jest! – przyznali mu
rację pozostali uczniowie. – Jakby były lekcje, to nie byłoby kłopotu!
- Teraz nas odwieźcie do
domu! – zażądał jeszcze jeden wybitnie mądry.
- W dupę nas pocałujcie! –
odparł wszystkim Rob i oddalił się razem z ekipą do Lary i Maykela.
- Co ty wyprawiasz? – Chciał
właśnie wiedzieć Rouglas, kładąc Larze rękę na ramieniu.
- Muszę pojechać za tą
mafią. Co, myślisz, że pozwolę, by przytrzymywano tam moją mamę?
- W takim razie nie
pojedziesz tam sama – postanowił mężczyzna. – Jadę z tobą.
Lara stanęła, przestając
krzątać się obok czyjegoś skutera.
- Przecież nie musisz się
narażać – oznajmiła.
- Ale chcę – zapewnił ją
Maykel.
- To głupi pomysł.
Odwieźcie lepiej te bachory do domu, bo przecież nie mogą tu zostać.
- Ktoś z ekipy je odwiezie.
– Rouglas oglądnął się do tyłu.
- Chyba jesteś śmieszny –
parsknęła Lilly. – Ja na niańkę nie wyglądam, za to dobrze umiem nakopać mafiarzom
do tyłka. Jadę z wami.
- Ja też – oznajmił Rob,
stojąc obok żony.
- I ja – dorzucił Sven.
- No i ja też. – Will
również ustawił się obok.
Lara popatrzyła na nich
zaskoczona i zamrugała gwałtownie powiekami.
- Nie musicie się przecież
dla mnie narażać – szepnęła.
- Wiesz, co? – zagadnął ją
Sven. – Dawno już zaczęliśmy cię uważać za członka naszej ekipy. A wiesz, jakie
panują tu zasady?
- Jeden za wszystkich,
wszyscy za jednego! – krzyknęli radośnie pozostali.
- Choćby nie wiem co się
stało, będziemy się trzymać razem – zapewnił jeszcze Maykel.
Lara wzięła głęboki wdech.
- Nie daruję sobie, jeżeli
coś się wam dzisiaj stanie… - Westchnęła.
- Ej, a co z bachorami? –
Rob oglądnął się do grupki uczniaków. – Nie mogą tu zostać. Oni są narażeni,
mafia na pewno ich zapamiętała. Może lepiej byłoby ich chronić przez jakiś
czas?
- Niby jak?
- Nie wiem… Może miejmy ich
przy sobie… Przynajmniej dzisiaj. Nie jest ich dużo, to ostatnia grupa, którą
wyprowadziliśmy. Dwanaście osób.
- Jak to sobie wyobrażasz? –
warknęła Lara. – Mamy ich wziąć ze sobą do siedziby zbirów? Przecież tam będą
gorzej narażeni niż tu!
- Ale innego wyjścia nie ma
– odrzekł stanowczo Will, podejmując za wszystkich decyzję. – Pospieszmy się, jeżeli
mamy tam pojechać. Ej wy!!! – wrzasnął w kierunku uczniów. – Chodźcie tu,
jedziecie z nami!
- Gdzieeee? – zapytała
naiwnie blondynka w różowej bluzce, z którą już wcześniej widział się Maykel.
- Na dyskotekę! – syknął
jej więc Rouglas, nie mogąc przetrawić jej głupkowatego zachowania. – Macie
jakieś auto na oku? – zagadnął ekipę.
- Trzeba skombinować coś, czym tam pojedziemy.
- Wyrażaj się po ludzku –
prychnęła Lilly, zakasując rękawy. – Trzeba najzwyczajniej na świecie ukraść
komuś auto z parkingu i po problemie.
- To rozglądajcie się za jakimiś
busami… - Doradziła Lara, też się oglądając. – Jest nas w końcu spora liczba
osób.
CDN
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 15.01.2011 o 12:28
Wiesz co… Faktycznie… Kiedy indziej dam Ci komentarze z hasłami..Bo teraz strasznie mi się chce skomentować ten rozdział ;DA więc:Leniwa ekipa xDNo i była prowokacja… Jak se wyobraziłam ten filmik to pomyślałam: ”Brutalnie, a pazury Clarie jak uFreddiego Krugera ^^” A wiesz, że ja bardzo lubię Krugera i jego pazury? (To nie są pazury ale wyglądają podobnie) No to już mi się Catty spodobała:))A i ta brutalność w filmiku.. Mmmm EXTRA!:) Taa a ciotki jak zwykle zabójcze.. xD Yyy.. A skąd ta mafia wiedziała o ciotkach? Skąd je znała? (Aaa mafia wie wszystko!!:P)Kurcze… Mogłaś darować sobie tą pustą blondynę ^^ Jak czytałam o tej idiotce to normalnie krew mnie zalewała i nie chodzi tu o twoje opo. tylko o to, że tacy ludzie istnieją xDNormalnie słyszałam pisk tej ehmm… nie wyrażę się xD Czyli świetnie opisujesz :-) I co by tu jeszcze.. A! Ta scena jak w końcu mafia wyszła z ukrycia i w ogóle jak Lara omdlała na widok mamy.. REWELACJA!A oni z tymi gimnazjalistami w pościg jadą? Dam se rękę uciąć, że nawet dziesięciu minut nie wytrwają jak CC zaatakuje.Dobra to co jeszcze mogę dodać.. Wiadomo przecież, że zawsze czekam z niecierpliwością na twoje rozdzialiki:) Moje komentarze jak zwykle są chaotyczne.. Ale mam nadzieję, że choć w połowie sensowne xDA co do tych postaci to na razie mam tylko fote Lary i Larsona xD A może jeszcze inaczej zrobimy… Może będą pytania z gry.np Kto powiedział to i to… Albo: Najmniej inteligentna osoba w TR. (banalne pytanie ale co tam xD) Więc jak? Oj to się omówi na gg:) Więc do wieczorka :***
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 15.01.2011 o 14:00
Mnie to napisałaś, że Lily ma bandę kretynów, a tymczasem kto tu jest głupszy? Luk, Andrew i ten trzeci… Jak mu było? Nie pamiętam… Nie ważne. Oni są głupsi czy ci twoi uczniowie?! Zwłaszcza dobra była ta blondynka: Ma pan dziewczynę, umuwi się pan ze mną na randkę, woli pan blondynki czy brunetki? Nie no nie mogę! Gdyby nie to, że przed chwilą zjadłam obiad, chyba bym się tarzała ze śmiechu. Ale wiesz co? Kto tu komu w myślach czyta? Te twoje wypchaj się! Wypchaj się, Maykela i Lary! Ja w swoim rozdziale mam to samo! No nie wiem poprostu! Ale te ciotki, to też były genialne. „Wyjdzie z tego” „Bo co” itp. A tak w ogóle, to podejrzewam, że Lara to by je chętnie zastrzeliła. Ach! I zapomniałam o najważniejszym! Ty mi mówiłaś, że ta kobieta to nie do końca matka Lary. Jak nie do końca, jak do końca? Tyle tylko, że może nie poznać córki. Jeszcze dopracuję rozdział u siebie. Ma już dokładnie 11 stron, więc powinien być długi i poinformuję cię, kiedy go dodam. I uwzględniłam w nim parę twoich pomysłów z komentarzy. Może znajdziesz. Zwłaszcza z ostatniego. Pozdrawiam i niecierpliwie czekaam na ciąg dalszy! PS. Nie wierzę, że bierzesz je z głowy! Nie wierzę! Są za dobre!
Uci- :(
OdpowiedzUsuńWysłany 16.01.2011 o 15:00
Miałaś kiedyś tak, że jak wchodziłaś na swojego bloga to ci wyskakiwała biała strona lub pisało „Nie ma takiej strony”? Bo mi szczerze stało się to pierwszy raz i nie wiem co zrobić. A właśnie miałam dodać nowy rozdział.
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 17.01.2011 o 17:37
To ostatnie to Szekspir był? :])Dzięki za taki jak ty to zawsze ujmujesz „długi i wyczerpujący komentarz”. Co do niego, to nie chciałam, żeby na końcu wyszło romansiło. Tak bardziej wolałam pokazać, że są przyjaciółmi. No dobra, nie wyszło mi. Przyznaję się. A propo ** to mi się nie chciało pisać całymi słowami, ale i tak w końcu na końcu musiałam to wyjaśnić. Chociaż nie wiem jakim głąbom, skoro to takie przejrzyste! A nawet jeżeli nikt nie rozumie to się domyśli. W sumie więcej zastrzeżeń i wyjaśnień nie mam. Ale mam jedno pytanie. W jednym z twoich rozdziałów było w tytule „Wspomnienia Lary część I” A potem drugiej nie było. Faktycznie przy rozdziale pt. „Fay” Są jej dalsze wspomnienia, ale nie wydaje mi się, żeby w tytule to było uwzględnione. Pozdrawiam!PS. W sobotę kupiłam sobie nowy dodatek do simsów! Mam już 3! Wymarzone Podróże, Kariera i najnowszy… PO ZMROKU!Tak wiem, to dziecinne… ;*