Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 14 - "Nie rozwiążemy tej klątwy"

- Kociątko znowu szaleje – oznajmił szef, stojąc na środku biura policji kryminalnej. – To nie są dobre wiadomości. Kobieta pod pseudonimem „Catty” wznowiła swoją działalność po półrocznej przerwie. Wraz z nią do życia powróciła Grupa CC. Nie wiemy, czy Kociak nie ma z nimi nic wspólnego. W gruncie rzeczy, nic nie wiemy, oprócz tego, że na czele tej mafii stoi dwóch przywódców. I to jest wasze zadanie. Wytropić ich i posadzić za kratkami. Czy wszyscy zrozumieli?
Przez pomieszczenie przeszły niemrawe, potwierdzające pomruki. Jednak szef z groźną miną wpatrzył się w obu mężczyzn, siedzących na samiutkim tyle. Tych dwoje, brunet i blondyn chichrali się wedle szefa głupkowato i trzaskali palcami w przyciski na klawiaturze. Kompletnie ignorowali jego postawę, więc ten sam pofatygował się do nich podejść.
- Mayke, wyłącz tę gierkę – powiedziała ostrzegawczo Lilly, widząc zbliżającego się szefa.
- Co mówisz? – Nie dosłyszał jej mężczyzna i odwrócił do niej. Szef stał tuż przy jego biurku, ale Maykel i Sven tego nie dostrzegli.
- Jeeeeest! – wydarł się nagle Sven, omal nie skacząc z radości, jakby wygrał prawdziwy uliczny wyścig. Jego komputerowe auto pierwsze zajechało na metę. Maykel odwrócił się zaskoczony z powrotem do ekranu.
- Lilly, do jasnej cholery, przez ciebie wszystko! – Trzasnął rękami w blat stołu, widząc swoją przegraną. – Musiałaś mnie teraz zagadywać, tak?! Nie wytrzymasz kurna sekundy bez nadawania?!
- Nie bulwersuj się, przyznaj, że w Need for Speedzie nie masz ze mną szans! – Pochlebiał sobie Sven, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Miałbym większe szanse wygranej ze średnio rozwiniętą małpą, gdyby mnie Lilly nie zagadała. – Maykel wysłał jej mordercze spojrzenie.
- Czy pan Rouglas zrozumiał tak dobrze treść mojego polecenia, jak zasady komputerowej gry? – zagrzmiał szef stojąc tuż obok, patrząc na Maykela. Sven pierwszy ryknął śmiechem, bo to nie on był pytany. Maykel zdusił w sobie śmiech, automatycznie minimalizując grę na pasek startu.
- Tak, oczywiście – wybełkotał na tyle wyraźnie, na ile pozwolił mu duszony chichot. Sven wciąż rżał głupkowato obok, robiąc miny do pozostałych.
- Grupa CC łącznie z Catty są na wolności. Wczoraj wysadzili jakieś  metro, zginęli przez nich ludzie. Dzisiaj to samo zrobili ze szkołą. Dosyć tej swawolki. – Szef odsunął się od biurka Maykela, pozwalając, by wszyscy się tam znajdujący, parsknęli śmiechem. – Żądam, by ta kobieta była złapana łącznie z mafią CC. Zrozumiano?
Prawie każdy pokiwał głową na znak zrozumienia. Tylko Maykel rozsiadł się wygodnie na obrotowym krześle i wysłał szefowi rozbawione, wyzywające spojrzenie.
- A jak niby mam złapać tę kobietę? – zapytał. – Co, mam chodzić po mieście z miską pełną mleka i wołać kici kici?
Całe biuro zadrżało pod wpływem salwy śmiechu, jaką rozniecił Maykel swoimi słowami. Nawet po poważnej twarzy szefa przemknął cień uśmiechu.
- Nie wiem, panie Rouglas, jakie ma pan sposoby na kociczkę. – Wzruszył ramionami. – I szczerze powiedziawszy, mało mnie to obchodzi. Kobieta musi zostać złapana. To tyle. Nie obchodzi mnie jak, co ani gdzie. Żegnam państwa.
Gdy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi, każdy przesiadł się do jednego biurka, tworząc krąg. Wszyscy wyglądali na mało zainteresowanych, Sven nawet rozziewał się na głos.
- To ja może zrobię kawy, aby lepiej się myślało – zaofiarowała się Lilly i poszła do niewielkiej kuchni.
- Ruszmy dupy – zaproponował Will. – Weźmy zinterpretujmy jakoś może znaczenie nazwy tej zasranej mafii, albo coś. Może by nam to coś ułatwiło.
- A co tu jest interpretować? – Maykel luźno skrzyżował ramiona i uśmiechnął się. – Jak na moje oko to ten skrót oznacza: Grupa Czubków i Cieniasów.
Ponownie uruchomił swoim żartem lawinę śmiechu i skojarzeń u innych.
- Grupa Ciotów i Cymbałów! – proponował swoją tezę Sven, rżąc najgłośniej z całego towarzystwa.
- Może Ciołków i Cwelów? – Z kuchni wychyliła się Lilly.
- Dobra, koniec tego pajacowania – powiedział Maykel, zapominając, że to on zapoczątkował te wszystkie żarciki. – Jeżeli chodzi o interpretacje czegokolwiek, to znam tylko jedną osobę, która naprawdę jest dobra w te klocki.
- Tak? Jaką? – zainteresowało wszystkich.
Maykel mrugnął do nich porozumiewawczo i wyciągnął z kieszeni telefon:
- Moją dziewczynę – odparł i wybrał właściwy numer.
Po piętnastu minutach, w biurze FBI pojawiła się Lara Croft.
- Tylko pamiętaj! – Sven ostrzegawczo pociągnął ją za nadgarstek                      i przyłożył naładowany pistolet do szyi. – Pamiętaj, jeżeli coś, co tu usłyszysz, wyjdzie razem z tobą z tego biura, to będziemy zmuszeni cię zabić!
- O ja cię kręcę – odrzekła Lara niewzruszona. – Taki jesteś straszny, że aż nie wiem co powiedzieć.
- Poszło ci w pięty, co? – Sven z uśmiechem schował pistolet.
- No, nie inaczej – zgodziła się Lara. – Ale chyba każdy przyzna mi          rację, że zginąć z rąk swojego narzeczonego, to nie lada przyjemność! – Kobieta przechyliła się przez stół, by pocałować Maykela.
- Lara, kawy?!! – rozdarła się Lilly z kuchni.
- Nie, już piłam! – odwrzasnęła jej Lara.
Maykela dzisiaj naprawdę rozpierała energia: przyciągnął kobietę z całej siły do siebie, a potem położył na blat stolika i częściowo przykrył swoim ciałem, nie przestając całować.
- Mayke, mogę się przyłączyć? – Sven ochoczo pochylił się nad Larą                 i Maykelem. – Pójdę sobie z drugiej strony! – nalegał.
 Ale nic z tego nie wyszło, bo z kuchni wróciła Lilly z tacą pełną filiżanek kawy i powiedziała, że jak się natychmiast nie uspokoją, to wyleje całej trójce gorący napój na łeb. Więc wszyscy usiedli przy jednym biurku.
- To o co chodzi? – spytała Lara praktycznie.
- O to. – Maykel napisał na kartce nazwę mafii, której poszukiwali. – Jak myślisz, co może oznaczać ta nazwa?
- Konkretnie, to te dwa „c” – sprostował Rob.
Lara wzięła kartkę w swoje ręce i zamyśliła się przez chwilę.
- Pewnie te „c” ci nic nie mówią… – Domyślił się Sven.
- O, wręcz przeciwnie – odrzekła mu Lara. – Te dwa „c” mówią aż bardzo wiele… Aż za bardzo. Kategorycznie rzecz ujmując, te „c” mogą oznaczać dosłownie wszystko.
- A to jeszcze bardziej utrudnia zadanie. – Dokończył za narzeczoną Maykel.
- Niekoniecznie. – Kobieta uśmiechnęła się. – Mowa o mafii, prawda? Więc to stary, utarty schemat. Każda mafia przeważnie jeżeli podpisuje się literkami, to oznaczają one inicjały imion albo nazwisk liderów w drużynie.
- Liderów powiadasz… - Will chwycił kartkę. – A my wiemy, że przywódców w Grupie CC jest dwóch!
- I w tym rozwiązanie zagadki! – Lara przerzuciła długi warkocz przez jedno ramię. – Te dwa „c”, to najprawdopodobniej pierwsze litery imion bądź nazwisk przywódców tej mafii.
- Lara, to jest dobre! – Lilly wyrwała Willowi kartkę. – Wiemy, że kobieta o ksywie Catty też jest na wolności! Może to ona jest pierwszym liderem w tej zgrai? Jej pseudo rozpoczyna się na „C”!
- Kociątko – roześmiała się Lara. – Ale sobie ksywkę wybrała. Taką niewinną.
- A pewnie drapieżne z niej kocurzysko – przewidywał Sven.
- W takim razie, pozostaje nam tylko odgadnąć imię drugiego przywódcy. – Maykel wzruszył ramionami. – Poradzimy sobie, no nie?
- Jak zawsze – zgodzili się z nim wszyscy.
- W takim razie nie będę wam tu już zakłócać dalszego myślenia. – Lara wstała od stołu. – Zostawiłam Amelkę z Zipem, mam nadzieję, że jeszcze się nie tłuką.
- Lepiej to sprawdź. – Doradziła jej Lilly. – Zip zapomina czasami, że walczy z czteroletnią dziewczynką.
Maykel wyszedł z Larą przed budynek. Kobieta ubrała bluzę na długi rękaw, bo lipcowy dzień był nadzwyczaj chłodny i deszczowy.
- Muszę jeszcze zostać. – Maykel objął ją ramionami w talii i przyciągnął do siebie. – Kroi się niezła afera z tą całą Catty.
- Widzę właśnie. – Lara pogłaskała mężczyznę po policzku. – A ja wrócę do domu i zajmę się Mitem. Przeczytam go w całości, może uda mi się wpaść na jakiś pomysł.
- Jak wrócę, to ci pomogę – zapewnił ją Maykel, a następnie pocałował w usta. Długo i zachłannie – dokładnie tak jak lubiła. Odsunęła się od niego z cichym jękiem dopiero, gdy zaczął błądzić językiem po jej szyi. 
- Daj spokój… – Szepnęła zdyszana z płonącymi oczami i lekko odsunęła mężczyznę od siebie. – Bo zacznę cię rozbierać na ulicy.
- Dopiero by było. – Maykel ściągnął ręce z jej bioder, by wpleść je w Lary palce.
- Kocham cię – zapewniła go Lara.
- Ja ciebie też.
- A oddałbyś za mnie życie? – droczyła się Croft.
- No pewnie, jak nie swoje, to kogoś bym poświecił, jakby trzeba było – oświadczył Maykel. Rozstali się ze śmiechem.
Nie wiedzieli, że tuż koło nich stała Julka, niewidoczna w tym momencie nawet dla Lary. Po usłyszeniu słów Maykela, cała w skowronkach opuściła lotem ulicę i wparowała do Croft Manor.
- Amelciu! – rzuciła się do czarnowłosej dziewczynki, śpiącej smacznie w łóżeczku. – Zgodził się, rozwiąże, rozwiąże klątwę!!! – krzyczała, skacząc i tańcząc wokół małego łóżeczka. Potem usiadła niewidzialna i niesłyszana na skraju łóżeczka Amelki. – Już niedługo będziesz ze mną – oświadczyła, odgarniając za ucho czarny kosmyk włosów malutkiej. – Tak cię kocham, córeczko. Już niedługo i ty będziesz mogła mi to powiedzieć, kiedy się spotkamy. Gdy twój tato wypełni klątwę, a wszystko wygląda na to, że tak, to wreszcie będziemy razem! Teraz jeszcze śpij, aniołku. Nie słyszysz mnie, ani nie widzisz, lecz niebawem wszystko się odmieni.
Do pokoju na palcach weszła Lara i wyciągnęła pilot z ręki śpiącej czterolatki. Nie było jej dane widzieć, jak mglisty duch opuszczał pomieszczenie, wylatując przez okno. Lekko tylko zakołysała się firanka.
Lara przestraszyła się, że to sprawka wiatru i chociaż w pokoju było duszno, zamknęła okno. Nie chciała, by Amelka zachorowała, leżąc w przeciągu. I tak malutka zawsze była nad wyraz delikatna.
Kobieta schyliła się i pocałowała dziewczynkę w zaróżowiony policzek. Mój Boże, jak ona ją kochała. Amelka stała się dla niej bardzo bliska, Lara wiedziała, że gdyby dziewczynce coś się kiedyś stało, nigdy nie dawałaby sobie spokoju. Cholernie żałowała, że to nie ona nosiła Amelki w swoim ciele i nie ona ją urodziła. Ale trudno, na to akurat nie mogła nic poradzić.
Podążyła do swojego pokoju i stworzyła idealny nastrój do myślenia: zaciągnęła żaluzje w oknach, zamknęła drzwi i zapaliła lampkę o miłym, jasnoczerwonym odcieniu. Do tego filiżanka mocnej zielonej herbaty. Lara usiadła po turecku na środku pokoju, w pozycji, jak do wywoływania duchów. No cóż, po części to o duchy tu także chodziło. Wzięła łyk herbaty, wyciągnęła ze srebrnej skrzyneczki obie części Mitu i zagłębiła się w ich treść:
1.   I udać się na miejsce wiecznego spoczynku królowej
2.   I sprawić, by kochanej osobie zostały osoby kochane pozbawione.

Lara wzięła jakąś kartkę i zaczęła zapisywać na niej swoje domysły.
Dwie godziny później, wrócił z pracy Maykel. Zapukał lekko do drzwi pokoju Lary, bo wiedział, że ta kiedy myśli, to lubi mieć ciszę i spokój. Ale kobieta nic nie odpowiedziała, więc wszedł do środka.
- Lara!!! – W sekundzie rzucił się do niej. Kobieta leżała na ziemi, z twarzą na jakiejś kartce, zasypana własnymi, rozpuszczonymi włosami. Maykel odwrócił ją na plecy i rozgarnął brązowe pasma, by ujrzeć jej twarz. Zatrząsł nią niezbyt delikatnie za ramiona.
- Co jest? – Lara otworzyła oczy zaskoczona i zamrugała gwałtownie powiekami.
- Kurde mać, przestraszyłaś mnie! – Mężczyzna wyciągnął swoje ręce spod jej pleców i wstał. – Od spania jest łóżko, a nie podłoga. Przez ciebie się kiedyś nerwicy nabawię.
Wciąż zakołowana Lara przecierała oczy.
- Nie moja wina, że sprzedali mi jakąś podróbę, a nie zieloną herbatę – jęknęła, krzywiąc się. – Zamiast pobudzić do myślenia, to jeszcze bardziej mnie rozleniwiła.
- A masz już coś? – Maykel wskazał na Mity.
- O, tak – zgodziła się Croft. – W gruncie rzeczy Mity są krótkie i niezbyt trudne. Pierwszą część rozgryzłam od razu – pochwaliła się.
- To słucham. – Rouglas usiadł naprzeciwko niej na podłodze.
- Masz. – Kobieta rzuciła w niego pierwszą częścią. – To łatwiutkie. Mowa o królowej i miejscu jej wiecznego spoczynku. Mit dotyczy Xiana, więc tą królową zapewne jest cesarzowa, wiemy już, że to Fay. Znalazłam w Internecie miejsce jej pochówku, bo wiemy już, że cesarzowa upozorowała tysiące lat temu swoją śmierć i gdzieś musieli ją na niby                    pochować. – Croft wyświetliła jakąś stronę w laptopie. – No i mamy. Cesarzową Fay według podań pochowano w Chinach, dokładniej w Pałacu Smoka. Zakładam, że gdzieś w pobliżu miejsca, gdzie znalazłam sztylet. I tyle w części pierwszej: aby rozwiązać klątwę, trzeba udać się do Pałacu Smoka w Chinach.
- Okey. – Mężczyzna wyciągnął rękę po następną kartkę. – A co z drugą częścią? – zapytał.
- Tu jest trochę gorzej – westchnęła Lara. – Zobacz. Może tobie coś przyjdzie do głowy.
Mężczyzna pogrążył się w czytaniu.
- To jest banalne. – Po chwili podniósł oczy na Larę. – Po mojemu, to jest jeszcze łatwiejsze niż część pierwsza.
- No, to teraz ja zamieniam się w słuch – zapewniła Croft, podpierając rękami podbródek.
- Klątwa dotyczy osoby przeklętej, czyli w tym momencie ciebie. Druga część Mitu mówi więc bezpośrednio do twojej osoby, Laro. – Teraz Maykel rzucił w nią kartką. – „I sprawić, by osobie kochanej zostały osoby kochane pozbawione” – zacytował. – Ty to według tego pisma masz sprawić. Kto jest osobą, którą najbardziej w chwili obecnej kochasz?
Lara uniosła wysoko brwi.
- Zgadnij – parsknęła.
- Wolałbym to usłyszeć – namawiał kusicielsko Maykel, dobrze wiedząc, że o nim mowa.
- Nie pajacuj, wiesz, że ciebie.
- No dobrze, czyli mowa o mnie… Więc teraz… Yy… - Maykel przejechał raz jeszcze wzrokiem zapisek na kartce i mina mu stężała. Dalsze wersy Mitu sprawiły, że odrzucił papier od siebie. – Nie, głupoty jakieś. Nie wiem, o co w tym chodzi.
- Nie, nie! – zaoponowała Lara, przechylając się i podnosząc Mit. – O to chodzi, Maykel. Rozgryzłeś tę zagadkę. Osobą kochaną przeze mnie jesteś ty, więc dalsze wersy mówią, że mam pozbawić ciebie osób, które ty kochasz i klątwa zostanie zdjęta! – Lara wykrzyknęła te słowa radośnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z sensu wypowiedzianych przez siebie słów. – Że co niby mam zrobić? – niedowierzyła, jeszcze raz czytając Mit.
- Nie podoba mi się to – warknął Maykel ze zmarszczonymi brwiami. – To nie o to musi w tym chodzić.
- Ale chodzi o to - upierała się Lara, przygryzając wargi. Przypomniała sobie słowa Fay, jak mówiła, że rozwiązanie klątwy będzie strasznie bolesne. Czyżby właśnie zaczęły sprawdzać się jej przepowiednie? – To o to chodzi, Maykel – powtórzyła więc Lara raz jeszcze zdecydowanie. – Straszne, ale musimy tę klątwę z siebie zdjąć.
- Tak? – Oczy Maykela miotały błyskawice. – Ta klątwa właśnie ci mówi, że masz pozabijać osoby, które ja kocham, aby się od niej uwolnić. Na pewno chcesz ją rozwiązać? – zapytał wrogo.
- Tak – odparła stanowczo Lara. – Im dłużej będziemy z nią zwlekać, tym gorsze nieszczęścia będą na nas spadać – zacytowała słowa Fay. Maykel parsknął sarkastycznym śmiechem i wstał z podłogi.
- Wiesz co, Lara? – rzekł. – Zacznij mord od samej siebie, bo w końcu też należysz do grona osób, jakie kocham. Jak nie wytępisz co do jednej z nich, to nie rozwiążesz klątwy – zakpił i rzucił Larze pistolet. – Ja teraz pójdę po Amelkę, Lilly i może jakąś ciotkę, to im też odstrzel łeb, bo też ich kocham. A później obdzwonię resztę rodziny, to ich też powystrzelaj, tylko pamiętaj: byleś wytępiła co do jednego.
- Kurde, nie chrzań. – Lara też się podniosła. Udzieliły jej się nerwy Maykela. – To na pewno nie tak ma wyglądać.
- Ale tak właśnie powiedziałaś! – wykłócał się mężczyzna.
- Ale sposób wytępienia tych osób pewnie jest jakiś inny!
- Skąd wiesz? – Ironiczne pytanie.
- Nic nie wiem, do diabła!!! – Lara trzasnęła rękami w stolik. – Aby się dowiedzieć czegoś więcej, musimy najpierw odwołać się do pierwszej części Mitu, czyli udać się do Pałacu Smoka. Do grobu Fay.
- Możemy – zgodził się łaskawie Maykel.
- Pakuj się – warknęła Lara.

Rouglas wyszedł z jej pokoju, by udać się do ich wspólnego. Wchodził już prawie w odpowiednie drzwi, gdy stała się nagle bardzo dziwna rzecz: dogasający ogień w kominku na korytarzu rozniecił się mocno i oświetlił sobą prawie całe pomieszczenie.
Następnie rozległ się trzask tłuczonego szkła na płytkach. Maykel oglądnął się zaskoczony. Z tyłu jednak nikogo nie było, ale ogień z kominka płonął tak mocno i jasno, jakby ktoś przed chwilką podłożył do niego drewna. Rouglas powoli zszedł na dół. Zobaczył, że tym czymś, co spadło na podłogę było zdjęcie. Szklana obudowa rozbiła się na płytkach. Mężczyzna podniósł fotografię przedstawiającą rodziców Lary i odwrócił obrazkiem do siebie.
I w tym momencie jakby poraził go prąd. Maykel zbladł i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Amelię Croft, patrzącą na niego ze zdjęcia niebieskimi oczami. Jej twarz… Maykel usiadł, czując, że robi mu się słabo.        
Przypomniał sobie zniszczoną, okaleczoną twarz starszej kobiety, z którą rozmawiał niedawno w Katmandu, gdy przebywał u Claire. Jej twarz… A twarz Amelii Croft… Mężczyzna dostrzegł niezwykłe podobieństwo. Długo siedział i patrzył na Amelię, matkę Lary. Słowa Claire powróciły do niego w myślach, jak bumerang: „Ja tego nie pamiętam…to było dwadzieścia jeden lat temu (…) chyba wieczorem, gdy moja mama Rosy otworzyła drzwi, ujrzała kobietę całą zakrwawioną, ze złamaną ręką, z okrutnie pokiereszowaną twarzą. Wyglądała jak z wypadku. Krzyczała i wołała o pomoc. To była babcia.” A teraz historia, którą opowiedziała mu Lara o życiorysie Amelii: dwadzieścia jeden lat temu ponoć zginęła w katastrofie samolotu, na stokach Himalajów. Zginęła? Maykel zerwał się z kanapy. A co, jeśli nie? Jeśli ona jednak żyje? Czy to możliwe… Czy to możliwe, by kobieta ze zdjęcia była tą chorą psychicznie z domu Claire?
Mężczyzna z rozmachem otworzył szufladę, pełną zdjęć Lary. Pójdzie za jej przykładem – Croft też znalazła odpowiedzi na nurtujące ją pytania poprzez oglądanie zdjęć jego zmarłej żony. Mężczyzna usiadł w korytarzu  i przez parę minut oglądał fotografie. Przy jednej roześmiał się cicho.
- Co cię tak bawi? – Obok niego stanęła Lara i zaglądnęła mu przez ramię.
- Ładny pies – powiedział Maykel ze śmiechem i podał kobiecie zdjęcie.
Przedstawiało ono wielkiego czarnego wilczura z małą roześmianą dziewczynką, mocno obejmującą go za szyję. Dziewczynka w brązowych loczkach i różowej sukience została chwycona w kadrze w chwili, gdy usiłowała pocałować wilczura w ciemny nos, przypominający wielką, czarną truflę. Tą dziewczynką była Lara, a pies?
- O, mój biedny Mortimer – zaśmiała się Lara i z sentymentem wzięła zdjęcie do rąk. A Maykel zakrztusił się piciem.
- Jak, jak go nazwałaś? – spytał gwałtownie, podrywając się z kanapy.
Lara popatrzyła na niego.
- Mortimer – powtórzyła. – Dziwne, że wciąż pamiętam jego imię, ale tak nazywał się ten pies.
Mężczyzna wciąż przyglądał się jej z niepokojem. Mortimer!!! Tak samo wołała do wszystkich psów ta kobieta w Katmandu. I tak samo nazywał się kiedyś pies Lary!!! Przypadkowa zbieżność, czy potwierdzający fakt na domysły Maykela?
- Laro, czy to zwierzę było ważne dla twojej matki, albo coś w tym stylu? – zapytał. Bo, gdyby ta babka była matką Lary, to dlaczego pamiętała akurat tego konkretnego psa i te konkretne imię, przy zanikającej pamięci?
- Ważne!– prychnęła Lara prześmiewczo i zmarszczyła gniewnie brwi. – Moja mama go nienawidziła. Kupowała mi yorki i inne zabawne psiaczki, lecz ja ich nie znosiłam. Za bardzo przypominały mi wtedy mnie – też były strojone w kokardki i popisywano się nimi przy każdej okazji. – Lara usiadła na kanapie, wciąż patrząc na starą fotografię. – Z Mortimerem dokonałam swojej pierwszej rewolucji w domu. Marzył mi się wielki, groźny wilczur, a nie jakieś głupawe maleństwa. Traf chciał, że akurat znalazłam przybłędę wracając ze szkoły. Owa znajda trafiała wyglądem w moje gusta. Uszczęśliwiona zabrałam go do domu. Niestety… – Lara zaśmiała się gorzko. – Niestety, pies nie pożył długo. Matka go zabiła, chociaż próbowała wmówić mi, że nic nie wie o zniknięciu Mortimera. Wtedy po raz pierwszy uciekłam z domu na mróz, w ramach zemsty. Wróciłam do domu w nocy, gdzie już policja i sąsiedzi zostali postawieni na nogi. Myślę, że gdyby moja mama żyła… – Lara odrzuciła włosy z twarzy. – To na pewno zapamiętałaby to zdarzenie. Napędziłam jej wtedy niezłego stracha. Zaraz potem… Doszło do wypadku w Himalajach. Dzisiaj żałuję, że kłóciłam się z mamą o takie głupstwa.
Maykelowi nie potrzeba było więcej wyjaśnień. Już teraz zaczął podejrzewać babcię z Katmandu o bycie Amelią Croft. Dużo rzeczy się przecież zgadzało. Wychodziło nawet na to, że stara, udręczona kobieta, dalej pamiętała owo wydarzenie z wilczurem i ucieczką swojego dziecka. Dręczyły ją najwyraźniej wyrzuty sumienia, że córka będzie przez nią płakać, dlatego gorączkowo poszukiwała jej psa, nazywając wszystkie burki w okolicy „Mortimer”. Maykel zrozumiał, że babcia zatrzymała się w czasie: najwyraźniej wciąż żyła dniem, w którym rozbiła się samolotem i poszukuje swojej córki, mówiąc, że ta uciekła. Określa jej wiek na dziewięć lat, a przecież tyle właśnie miała lat Lara w dzień katastrofy.
Rouglas zamyślony patrzył, jak Lara oddalała się do swojego pokoju. Postanowił, że nic nie powie jej o swoich przypuszczeniach, dopóki nic więcej się nie wyjaśni. Zbyt dużo przeszła, aby teraz dawać jej jakieś fałszywe nadzieje.

Dzień później…

- I jak idzie?! – krzyknął Maykel, stojąc na środku komnaty w Chinach, w Pałacu Smoka i patrząc na olbrzymi posąg przed sobą. Kamienny smok miał zamkniętą paszczę, a Lara będąc na górze, usiłowała mu ją za wszelką cenę otworzyć.
- On ma otworzyć japę! – oznajmiła mężczyźnie. – Znalazłam sztylet w środku jego gęby! Podejrzewam, że tam mogło być coś jeszcze ciekawego! Może nawet grób Fay?!
Maykel cmoknął.
- Podejrzewasz, że pochowano cesarzową w mordzie smoka? – spytał wątpiąco.
Lara przestała szukać dźwigni otwierającej pysk rzeźbie. Przechyliła się przez balustradę, pozwalając, by długi brązowy kucyk przerzucił się przez jedno jej ramię.  
- Masz jakieś obiekcje, co do tego? – zapytała.
- No – zgodził się Maykel. – Podejrzewam, że tego nie zrobili, bo nie każdy człowiek jest tak wygimnastykowany jak ty, Laro. Nie każdy by się więc mógł tam wspiąć. Mówię ci, złaź lepiej na dół, a na pewno tu coś znajdziemy.
Więc Croft z nadąsaną miną zeszła na dół.
- Następnym razem ty tam będziesz wchodził, jak tu niczego nie będzie – warknęła.
Zaczęli przeszukiwać komnatę. W pewnym momencie, Lara zawołała Maykela obok siebie.
- Spójrz. – Odgarnęła liście jakiejś dziwnej rośliny ze ściany. – Jakaś wmurowana płyta.
- Nie jakaś – ocenił Maykel, dotykając jej. – To marmur. Marmurowe płyty ot tak sobie, w ścianie?
Kobieta rozgarnęła więcej liści i przejechała ręką po płycie:
– Tu są jakieś zapiski – oświadczyła zaskoczona.
- Potrafisz je rozczytać? – zapytał Maykel.
- Tak… - Kobieta przez chwilę poruszała bezgłośnie wargami, a potem uśmiechnęła się. – Miałeś rację – przyznała, szturchając mężczyznę w ramię. – Na tej płycie jest napisane, po naszemu rzecz ujmując: „wiecznej pamięci królowej”.
- Więc to jest grób Fay? – szepnął mężczyzna, rozglądając się po całej ścianie.
- Najprawdopodobniej – odrzekła Lara i zmrużyła oczy. – Gdybyśmy rozkręcili tę płytę, w środku byłby pewnie sarkofag. A gdybyśmy otworzyli ten sarkofag, to założę się, że byłby on pusty. Fay przecież upozorowała tylko śmierć, a potem uciekła.
- Ale nie będziemy tego robić – domyślił się Maykel. – Mit mówi, że mieliśmy tylko wstawić się na miejscu grobu cesarzowej. No, więc jesteśmy. Co dalej?
- Dalej to już się zaczyna drugi Mit, mianowicie mam cię pozbawić osób, które kochasz – mruknęła Lara i odeszła kawałek dalej.
- A do czego służą te ręce? – zapytał nagle Maykel. – To jakiś symbol Chińczyków, czy co?
- Jakie ręce? – zaskoczona kobieta podeszła do niego z powrotem. Maykel wskazał jej na płycie prawie niewidoczny zarys obu ludzkich dłoni. – Nie mam pojęcia, co to jest – rzekła Lara, ciekawsko przykładając swoją dłoń do odlewu na płycie. Nic się nie stało. Przyłożyła drugą dłoń – też nic. W tym momencie coś zaświtało jej w głowie: - Maykel, chodź tu bliżej – zawołała cicho.
- No? – Maykel stanął blisko niej.
- Przyłóż tu swoją prawą rękę – poprosiła.
Mężczyzna posłusznie przyłożył swoją rękę na wylewie dłoni w marmurowej płycie.
Gdy to zrobił, rozległ się potężny huk, jakby coś się zawaliło. Dłonie Lary i Maykela zostały silnie przyciągnięte przez niewidzialne siły i przyduszone do odlewów. Po krótkiej chwili, wszystko ustało, a ręce kobiety i mężczyzny ponownie mogły zostać odsunięte od ściany. Natychmiast obydwoje zabrali swoje ręce z odlewów i oglądnęli za siebie.
- Co to było? - szepnęła Lara zaskoczona.
- Patrz na to. – Maykel wskazał jej widok przed sobą.
Na środku komnaty stały sobie niewinnie dwa kamienne podesty.
- Spod ziemi wyrosły, czy jak? – zapytał Maykel, jak zwykle rozsądnie. Dla jego logicznego umysłu niemożliwe były do przyjęcia takie niewyjaśnione zjawiska. Wszystko musiało być wytłumaczone rozumowo. Larę natomiast, przyzwyczajoną już do otaczających ją niecodziennych zjawisk, zainteresowało nie „skąd się tu wzięły?”, lecz „po co?”.
Razem z Maykelem podeszli do kamiennych podestów.
- Jak myślisz, co to jest? – szeptał Maykel, obchodząc podesty dookoła. – Pojawiły się, gdy razem przyłożyliśmy ręce do odlewu dłoni w płycie.
- Wiem – szepnęła Lara pobladłymi wargami i podniosła oczy na mężczyznę. – Maykel, jesteśmy na dobrej drodze. To tu ma się wypełnić klątwa.
- Skąd wiesz? – spytał Maykel.
Kobieta wskazała mu jakiś zapisek na jednym z podestów.
- Co on oznacza? – Mężczyzna przejechał po nim palcem.
Lara przygryzła wargi.
- To miejsce na ofiary – wyjaśniła. – Tak jest napisane.
- Jakie ofiary? – Maykel zmarszczył brwi.
- Twoje, Maykel. – Głos Lary odbijał się echem po ścianach. – To tu masz wypełnić klątwę. Jesteśmy przeklęci… A tam na płycie było miejsce dla rąk przeklętych osób. Pasowaliśmy. Tym sposobem wywołaliśmy te podesty… To tutaj mają stanąć dwie osoby, które najbardziej kochasz. Jedna z nich zostanie przez ciebie wyeliminowana.
- Bzdury – powiedział Maykel, będąc święcie przekonanym, że to             bzdury. – Ej, a teraz co wyprawiasz?!! Lara, nie waż się tego robić, to może być niebezpieczne!!! – Mężczyzna nie zdążył jednak odwieść Lary od pomysłu wejścia na jeden ze stopni. Zrobiła to lekko i zwinnie, nie zdążył nawet dobiec. Gdy tylko jej stopy dotknęły kamiennego podestu, w całej komnacie znowu rozległ się potężny huk i pojawiło się znikąd ostre zielone światło, silnie rażące po oczach.
- Jesteś cała?! – Maykel rzucił się przed siebie w jaskrawe światło. – O, dzięki Bogu – westchnął, widząc swoją narzeczoną mniej więcej w normalnym stanie. Ale ona nie miała wesołej miny.
- Możesz mnie stąd ściągnąć? – jęknęła.
- A co, zejść już sama nie umiesz?
- Umiem – potwierdziła kobieta. – Ale nie mogę. Maykel, coś mnie trzyma. Nie mogę poruszyć nogami.
Mężczyzna w sekundzie znalazł się przy niej. Otoczył ramionami jej szczupłą talię i ściągnął z podestu. Zielone światło zniknęło.
- Dzięki – westchnęła Lara i odsunęła się od Maykela. Zmierzyła za sobą wzrokiem dwa kamienne słupki. – A więc to tak ma wyglądać wypełnienie klątwy – powiedziała. – Wszystko idzie dokładnie tak, jak mówiliśmy. To zielone światło i fakt, że sama nie mogłam się poruszyć ze stopnia, nie były na marne.
- Coś oznaczały? – spytał Maykel.
- O, tak – zgodziła się Lara i uważnie spojrzała mężczyźnie w oczy. – Potwierdzały to, że ja tu pasuję. Jestem osobą, którą bardzo kochasz. Jeden podest jest już więc zajęty przeze mnie. Na drugim… Musi stanąć druga osoba, którą kochasz najmocniej na świecie.
Twarz Maykela stała się kredowobiała.
- Nie rozwiążemy tej klątwy – wycedził groźnie przez zęby. – Nikt mnie nigdy nie zmusi do jej wypełnienia.
Wyszedł z sali, zostawiając kobietę samą. Westchnęła. Nie ulegało wątpliwości, że drugi stopień przeznaczony był dla Amelki.
Aby rozwiązać klątwę, Maykel musiałby wybrać między życiem jej, a córki. Straszne. Przypomniała sobie słowa Fay mówiące o tym, że wypełnienie klątwy jest bolesne i Maykel będzie stawiał opory. Lara teraz nie zdziwiła się jego zachowaniem. Postanowiła pozostawić mu wolną rękę w tej kwestii - niech będzie tak, jak mówił. Niech nie rozwiązują tej klątwy i poczekają, co będzie się działo dalej.
Lara oparła się o marmurową płytę w ścianie, pogrążając we własnych myślach. Bo… Jeżeli jednak dojdzie kiedyś do tego, że będą musieli wypełnić klątwę, co zrobi wtedy Maykel? Którą pomiędzy nią, a Amelką wybierze, by dzieliła z nim resztę życia, a którą zabije? Lara wolno ruszyła w stronę wyjścia, cicho zamykając za sobą ogromne drzwi. To przecież jasne: ona też pozostawiłaby przy życiu córkę.
CDN  


Dziękuję za odwiedziny i komentarze;-*

4 komentarze:

  1. Uci
    Wysłany 07.01.2011 o 21:26
    Dziś z dziewczynami układałyśmy scenariusz do Świtezianki. Średniowiecze księżniczka siedzi sama w wieży. Jest smutna i mówi: „Siedzę w tym więzieniu już tak długo, że zapomniałam jak wygląda prawdziwy mężcyzna” i nagle piosenka ze Shreka: „Od tylu lat tu tkwię i czas tak dłuży się…” :) A tak na poważnie to chciałam poinformować, że twój cudny jak zawsze rozdział przeczytam jutro, bo dziś już nie mam siły. Przyszłam tylko powiedzieć, że u mnie nowy rozdział. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uci- wierna fanka
    Wysłany 08.01.2011 o 12:10
    Normalni ludzie zaczynają komentarze od słów typu: super, fantastycznie, genialnie, extra itp. A ja na początek nic nie powiem. Jeżeli masz głowę do układania takich rozdziałów sama domyślisz się co chcę ci powiedzieć. Jedyne na co teraz się zdobędę to komentarz do rozdziału. Wg mnie CC to Clarie i Carter. Tak? Carter mu było? Tak mi się zdaje. No w każdym razie, w końcu wszystko się zgadza. Mówiłaś, że ta wariatka to nie do końća matka Lary. Kiedy idealnie do niej pasuje! Mortimer, 21 lat temu, poraniona, wygląd mimo okrpnej twarzy. Wszystko się zgadza! No, ale nic. Pozostaje mi tylko czekać kolejny tydzień na nowy rozdział. I wiesz co ja myślę? Że jakoś inaczej rozwiążą tę klątwę. Teraz też już sama nie wiem czy to klątwa. Kiedyś napisałam ci pod rozdziałem, gdy pogotowie zabrało Winstona i Cornelię, że nie wierzę, że to klątwa. Teraz się muszę przyznać, wtedy myślałam, że coś z tym wspólnego ma Kurtis, tymczasem jednak zaczynam podejrzewać Fay. No bo, mówiła fakt faktem, że klątwa będzie bolesna, a wg mnie ona to wszystko zaplanowała. Nie wiem, chciała wyeliminować Larę, bo przewidziała, że ją naprawdę zabiją, że tylko Lara jej pomoże i dlatego ją ocaliła w wieku 9 lat? A może to samo, tylko ofiara Lary jest jej potrzebna do zdjęcia z siebie eliksiru młodości? No nie wiem. Poczekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uci
    Wysłany 10.01.2011 o 16:07
    No dobra, napisałaś mi, że dodasz nowe zdjęcie razem z tym rozdziałem. Trzeci dzień patrzę i nic! Mam nadzieję, że szybciutko dodasz bo uwielbiam wszystko co dodajesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uci
    Wysłany 11.01.2011 o 18:03
    Chyba się popłaczę… :( Ale jest jedna rzecz, która mnie od tego uratuje… Nowy rozdział! Dodawaj prędko, bo chcę wiedzieć co będzie Amelka or Lara… Tum, tum, tum, tum! A nowy rozdzialik już w wordzie (jeszcze niedokońćzony) ma 6 stron i teraz tak się skomplikuje, że ci szczęka opadnie. Ale musi się skomplikować żeby wyjść na prostą. I mam małe pytanko. Jeżeli nie chcesz to nie odpowiadaj, ale jak chcesz to będę wdzięczna. Bo wszystko się skądś bierze. A ty skąd bierzesz tematy (oprócz TR) na tak genialne rozdziały? Bo nie wierzę, że je wymyślasz, są aż za dobre!

    OdpowiedzUsuń

Spis treści