- Kociątko znowu szaleje –
oznajmił szef, stojąc na środku biura policji kryminalnej. – To nie są dobre
wiadomości. Kobieta pod pseudonimem „Catty” wznowiła swoją działalność po
półrocznej przerwie. Wraz z nią do życia powróciła Grupa CC. Nie wiemy, czy
Kociak nie ma z nimi nic wspólnego. W gruncie rzeczy, nic nie wiemy, oprócz
tego, że na czele tej mafii stoi dwóch przywódców. I to jest wasze zadanie.
Wytropić ich i posadzić za kratkami. Czy wszyscy zrozumieli?
Przez pomieszczenie przeszły niemrawe,
potwierdzające pomruki. Jednak szef z groźną miną wpatrzył się w obu mężczyzn,
siedzących na samiutkim tyle. Tych dwoje, brunet i blondyn chichrali się wedle
szefa głupkowato i trzaskali palcami w przyciski na klawiaturze. Kompletnie
ignorowali jego postawę, więc ten sam pofatygował się do nich podejść.
- Mayke, wyłącz tę gierkę – powiedziała
ostrzegawczo Lilly, widząc zbliżającego się szefa.
- Co mówisz? – Nie dosłyszał jej mężczyzna i
odwrócił do niej. Szef stał tuż przy jego biurku, ale Maykel i Sven tego nie
dostrzegli.
- Jeeeeest! – wydarł się nagle Sven, omal nie
skacząc z radości, jakby wygrał prawdziwy uliczny wyścig. Jego komputerowe auto
pierwsze zajechało na metę. Maykel odwrócił się zaskoczony z powrotem do
ekranu.
- Lilly, do jasnej cholery, przez ciebie wszystko!
– Trzasnął rękami w blat stołu, widząc swoją przegraną. – Musiałaś mnie teraz
zagadywać, tak?! Nie wytrzymasz kurna sekundy bez nadawania?!
- Nie bulwersuj się, przyznaj, że w Need for
Speedzie nie masz ze mną szans! – Pochlebiał sobie Sven, uśmiechnięty od ucha
do ucha.
- Miałbym większe szanse wygranej ze średnio
rozwiniętą małpą, gdyby mnie Lilly nie zagadała. – Maykel wysłał jej mordercze
spojrzenie.
- Czy pan Rouglas zrozumiał tak dobrze treść mojego
polecenia, jak zasady komputerowej gry? – zagrzmiał szef stojąc tuż obok,
patrząc na Maykela. Sven pierwszy ryknął śmiechem, bo to nie on był pytany.
Maykel zdusił w sobie śmiech, automatycznie minimalizując grę na pasek startu.
- Tak, oczywiście – wybełkotał na tyle wyraźnie, na
ile pozwolił mu duszony chichot. Sven wciąż rżał głupkowato obok, robiąc miny
do pozostałych.
- Grupa CC łącznie z Catty są na wolności. Wczoraj
wysadzili jakieś metro, zginęli przez
nich ludzie. Dzisiaj to samo zrobili ze szkołą. Dosyć tej swawolki. – Szef
odsunął się od biurka Maykela, pozwalając, by wszyscy się tam znajdujący,
parsknęli śmiechem. – Żądam, by ta kobieta była złapana łącznie z mafią CC.
Zrozumiano?
Prawie każdy pokiwał głową na znak zrozumienia.
Tylko Maykel rozsiadł się wygodnie na obrotowym krześle i wysłał szefowi rozbawione, wyzywające
spojrzenie.
- A jak niby mam złapać tę kobietę? – zapytał. –
Co, mam chodzić po mieście z miską pełną mleka i wołać kici kici?
Całe biuro zadrżało pod wpływem salwy śmiechu, jaką
rozniecił Maykel swoimi słowami. Nawet po poważnej twarzy szefa przemknął cień
uśmiechu.
- Nie wiem, panie Rouglas, jakie ma pan sposoby na
kociczkę. – Wzruszył ramionami. – I szczerze powiedziawszy, mało mnie to
obchodzi. Kobieta musi zostać złapana. To tyle. Nie obchodzi mnie jak, co ani
gdzie. Żegnam państwa.
Gdy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi,
każdy przesiadł się do jednego biurka, tworząc krąg. Wszyscy wyglądali na mało
zainteresowanych, Sven nawet rozziewał się na głos.
- To ja może zrobię kawy, aby lepiej się myślało –
zaofiarowała się Lilly i
poszła do niewielkiej kuchni.
- Ruszmy dupy – zaproponował Will. – Weźmy
zinterpretujmy jakoś może znaczenie nazwy tej zasranej mafii, albo coś. Może by
nam to coś ułatwiło.
- A co tu jest interpretować? – Maykel luźno skrzyżował
ramiona i uśmiechnął się. – Jak na moje oko to ten skrót oznacza: Grupa Czubków
i Cieniasów.
Ponownie uruchomił swoim żartem lawinę śmiechu i
skojarzeń u innych.
- Grupa Ciotów i Cymbałów! – proponował swoją tezę
Sven, rżąc najgłośniej z całego towarzystwa.
- Może Ciołków i Cwelów? – Z kuchni wychyliła się
Lilly.
- Dobra, koniec tego pajacowania – powiedział
Maykel, zapominając, że to on zapoczątkował te wszystkie żarciki. – Jeżeli
chodzi o interpretacje czegokolwiek, to znam tylko jedną osobę, która naprawdę
jest dobra w te klocki.
- Tak? Jaką? – zainteresowało wszystkich.
Maykel mrugnął do nich porozumiewawczo i wyciągnął
z kieszeni telefon:
- Moją dziewczynę – odparł i wybrał właściwy numer.
Po piętnastu minutach, w biurze FBI pojawiła się
Lara Croft.
- Tylko pamiętaj! – Sven ostrzegawczo pociągnął ją
za nadgarstek i
przyłożył naładowany pistolet do szyi. – Pamiętaj, jeżeli coś, co tu usłyszysz,
wyjdzie razem z tobą z tego biura, to będziemy zmuszeni cię zabić!
- O ja cię kręcę – odrzekła Lara niewzruszona. –
Taki jesteś straszny, że aż nie wiem co powiedzieć.
- Poszło ci w pięty, co? – Sven z uśmiechem schował
pistolet.
- No, nie inaczej – zgodziła się Lara. – Ale chyba
każdy przyzna mi rację, że
zginąć z rąk swojego narzeczonego, to nie lada przyjemność! – Kobieta
przechyliła się przez stół, by pocałować Maykela.
- Lara, kawy?!! – rozdarła się Lilly z kuchni.
- Nie, już piłam! – odwrzasnęła jej Lara.
Maykela dzisiaj naprawdę rozpierała
energia: przyciągnął kobietę z całej siły do siebie, a potem położył na blat
stolika i częściowo przykrył swoim ciałem, nie przestając całować.
- Mayke, mogę się przyłączyć? – Sven ochoczo
pochylił się nad Larą i
Maykelem. – Pójdę sobie z drugiej strony! – nalegał.
Ale nic z
tego nie wyszło, bo z kuchni wróciła Lilly z tacą pełną filiżanek kawy i
powiedziała, że jak się natychmiast nie uspokoją, to wyleje całej trójce gorący
napój na łeb. Więc wszyscy usiedli przy jednym biurku.
- To o co chodzi? – spytała Lara praktycznie.
- O to. – Maykel napisał na kartce nazwę mafii,
której poszukiwali. – Jak myślisz, co może oznaczać ta nazwa?
- Konkretnie, to te dwa „c” – sprostował Rob.
Lara wzięła kartkę w swoje ręce i zamyśliła się
przez chwilę.
- Pewnie te „c” ci nic nie mówią… – Domyślił się
Sven.
- O, wręcz przeciwnie – odrzekła mu Lara. – Te dwa
„c” mówią aż bardzo wiele… Aż za bardzo. Kategorycznie rzecz ujmując, te „c”
mogą oznaczać dosłownie wszystko.
- A to jeszcze bardziej utrudnia zadanie. – Dokończył
za narzeczoną Maykel.
- Niekoniecznie. – Kobieta uśmiechnęła się. – Mowa
o mafii, prawda? Więc to stary, utarty schemat. Każda mafia przeważnie jeżeli
podpisuje się literkami, to oznaczają one inicjały imion albo nazwisk liderów w
drużynie.
- Liderów powiadasz… - Will chwycił kartkę. – A my
wiemy, że przywódców w Grupie CC jest dwóch!
- I w tym rozwiązanie zagadki! – Lara przerzuciła
długi warkocz przez jedno ramię. – Te dwa „c”, to najprawdopodobniej pierwsze
litery imion bądź nazwisk przywódców tej mafii.
- Lara, to jest dobre! – Lilly wyrwała Willowi
kartkę. – Wiemy, że kobieta o ksywie Catty też jest na wolności! Może to ona
jest pierwszym liderem w tej zgrai? Jej pseudo rozpoczyna się na „C”!
- Kociątko – roześmiała się Lara. – Ale sobie
ksywkę wybrała. Taką niewinną.
- A pewnie drapieżne z niej kocurzysko –
przewidywał Sven.
- W takim razie, pozostaje nam tylko odgadnąć imię
drugiego przywódcy. – Maykel
wzruszył ramionami. – Poradzimy sobie, no nie?
- Jak zawsze – zgodzili się z nim wszyscy.
- W takim razie nie będę wam tu już zakłócać dalszego
myślenia. – Lara wstała od stołu. – Zostawiłam Amelkę z Zipem, mam nadzieję, że
jeszcze się nie tłuką.
- Lepiej to sprawdź. – Doradziła jej Lilly. – Zip
zapomina czasami, że walczy z czteroletnią dziewczynką.
Maykel wyszedł z Larą przed budynek.
Kobieta ubrała bluzę na długi rękaw, bo lipcowy dzień był nadzwyczaj chłodny i
deszczowy.
- Muszę jeszcze zostać. – Maykel objął ją ramionami
w talii i przyciągnął do siebie. – Kroi się niezła afera z tą całą Catty.
- Widzę właśnie. – Lara pogłaskała mężczyznę po
policzku. – A ja wrócę do domu i zajmę się Mitem. Przeczytam go w całości, może
uda mi się wpaść na jakiś pomysł.
- Jak wrócę, to ci pomogę – zapewnił ją Maykel, a
następnie pocałował w usta. Długo i zachłannie – dokładnie tak jak lubiła.
Odsunęła się od niego z cichym jękiem dopiero, gdy zaczął błądzić językiem po
jej szyi.
- Daj spokój… – Szepnęła zdyszana z płonącymi
oczami i lekko odsunęła mężczyznę od siebie. – Bo zacznę cię rozbierać na
ulicy.
- Dopiero by było. – Maykel ściągnął ręce z jej
bioder, by wpleść je w Lary palce.
- Kocham cię – zapewniła go Lara.
- Ja ciebie też.
- A oddałbyś za mnie życie? – droczyła się Croft.
- No pewnie, jak nie swoje, to kogoś bym poświecił,
jakby trzeba było – oświadczył Maykel. Rozstali się ze śmiechem.
Nie wiedzieli, że tuż koło nich stała
Julka, niewidoczna w tym momencie nawet dla Lary. Po usłyszeniu słów Maykela,
cała w skowronkach opuściła lotem ulicę i wparowała do Croft Manor.
- Amelciu! – rzuciła się do czarnowłosej
dziewczynki, śpiącej smacznie w łóżeczku. – Zgodził się, rozwiąże, rozwiąże
klątwę!!! – krzyczała, skacząc i tańcząc wokół małego łóżeczka. Potem usiadła
niewidzialna i niesłyszana na skraju łóżeczka Amelki. – Już niedługo będziesz
ze mną – oświadczyła, odgarniając za ucho czarny kosmyk włosów malutkiej. – Tak
cię kocham, córeczko. Już niedługo i ty będziesz mogła mi to powiedzieć, kiedy
się spotkamy. Gdy twój tato wypełni klątwę, a wszystko wygląda na to, że tak,
to wreszcie będziemy razem! Teraz jeszcze śpij, aniołku. Nie słyszysz mnie, ani
nie widzisz, lecz niebawem wszystko się odmieni.
Do pokoju na palcach weszła Lara i
wyciągnęła pilot z ręki śpiącej czterolatki. Nie było jej dane widzieć, jak
mglisty duch opuszczał pomieszczenie, wylatując przez okno. Lekko tylko
zakołysała się firanka.
Lara przestraszyła się, że to sprawka
wiatru i chociaż w pokoju było duszno, zamknęła okno. Nie chciała, by Amelka
zachorowała, leżąc w przeciągu. I tak malutka zawsze była nad wyraz delikatna.
Kobieta schyliła się i pocałowała
dziewczynkę w zaróżowiony policzek. Mój Boże, jak ona ją kochała. Amelka stała
się dla niej bardzo bliska, Lara wiedziała, że gdyby dziewczynce coś się kiedyś
stało, nigdy nie dawałaby sobie spokoju. Cholernie żałowała, że to nie ona
nosiła Amelki w swoim ciele i nie ona ją urodziła. Ale trudno, na to akurat nie
mogła nic poradzić.
Podążyła do swojego pokoju
i stworzyła idealny nastrój do myślenia: zaciągnęła żaluzje w oknach, zamknęła
drzwi i zapaliła lampkę o miłym, jasnoczerwonym odcieniu. Do tego filiżanka
mocnej zielonej herbaty. Lara usiadła po turecku na środku pokoju, w pozycji, jak
do wywoływania duchów. No cóż, po części to o duchy tu także chodziło. Wzięła
łyk herbaty, wyciągnęła ze srebrnej skrzyneczki obie części Mitu i zagłębiła
się w ich treść:
1.
I udać się na miejsce wiecznego spoczynku królowej
2.
I sprawić, by kochanej osobie zostały osoby kochane pozbawione.
Lara wzięła jakąś kartkę i zaczęła zapisywać na
niej swoje domysły.
Dwie godziny później, wrócił z pracy
Maykel. Zapukał lekko do drzwi pokoju Lary, bo wiedział, że ta kiedy myśli, to
lubi mieć ciszę i spokój. Ale kobieta nic nie odpowiedziała, więc wszedł do
środka.
- Lara!!! – W sekundzie rzucił się do niej. Kobieta
leżała na ziemi, z twarzą na jakiejś kartce, zasypana własnymi, rozpuszczonymi
włosami. Maykel odwrócił ją na plecy i rozgarnął brązowe pasma, by ujrzeć jej
twarz. Zatrząsł nią niezbyt delikatnie za ramiona.
- Co jest? – Lara otworzyła oczy zaskoczona i
zamrugała gwałtownie powiekami.
- Kurde mać, przestraszyłaś mnie! – Mężczyzna
wyciągnął swoje ręce spod jej pleców i wstał. – Od spania jest łóżko, a nie
podłoga. Przez ciebie się kiedyś nerwicy nabawię.
Wciąż zakołowana Lara przecierała oczy.
- Nie moja wina, że sprzedali mi jakąś podróbę, a
nie zieloną herbatę – jęknęła, krzywiąc się. – Zamiast pobudzić do myślenia, to
jeszcze bardziej mnie rozleniwiła.
- A masz już coś? – Maykel wskazał na Mity.
- O, tak – zgodziła się Croft. – W gruncie rzeczy
Mity są krótkie i niezbyt trudne. Pierwszą część rozgryzłam od razu –
pochwaliła się.
- To słucham. – Rouglas usiadł naprzeciwko niej na
podłodze.
- Masz. – Kobieta rzuciła w niego pierwszą częścią.
– To łatwiutkie. Mowa o królowej i miejscu jej wiecznego spoczynku. Mit dotyczy
Xiana, więc tą królową zapewne jest cesarzowa, wiemy już, że to Fay. Znalazłam
w Internecie miejsce jej pochówku, bo wiemy już, że cesarzowa upozorowała
tysiące lat temu swoją śmierć i gdzieś musieli ją na niby pochować. – Croft wyświetliła
jakąś stronę w laptopie. – No i mamy. Cesarzową Fay według podań pochowano w
Chinach, dokładniej w Pałacu Smoka. Zakładam, że gdzieś w pobliżu miejsca,
gdzie znalazłam sztylet. I tyle w części pierwszej: aby rozwiązać klątwę,
trzeba udać się do Pałacu Smoka w Chinach.
- Okey. – Mężczyzna wyciągnął rękę po następną
kartkę. – A co z drugą częścią? – zapytał.
- Tu jest trochę gorzej – westchnęła Lara. –
Zobacz. Może tobie coś przyjdzie do głowy.
Mężczyzna pogrążył się w czytaniu.
- To jest banalne. – Po chwili podniósł oczy na
Larę. – Po mojemu, to jest jeszcze łatwiejsze niż część pierwsza.
- No, to teraz ja zamieniam się w słuch – zapewniła
Croft, podpierając rękami podbródek.
- Klątwa dotyczy osoby przeklętej, czyli w tym
momencie ciebie. Druga część Mitu mówi więc bezpośrednio do twojej osoby, Laro.
– Teraz Maykel rzucił w nią kartką. – „I
sprawić, by osobie kochanej zostały osoby kochane pozbawione” – zacytował.
– Ty to według tego pisma masz sprawić. Kto jest osobą, którą najbardziej w chwili
obecnej kochasz?
Lara uniosła wysoko brwi.
- Zgadnij – parsknęła.
- Wolałbym to usłyszeć – namawiał kusicielsko
Maykel, dobrze wiedząc, że o nim mowa.
- Nie pajacuj, wiesz, że ciebie.
- No dobrze, czyli mowa o mnie… Więc teraz… Yy… -
Maykel przejechał raz jeszcze wzrokiem zapisek na kartce i mina mu stężała.
Dalsze wersy Mitu sprawiły, że odrzucił papier od siebie. – Nie, głupoty
jakieś. Nie wiem, o co w tym chodzi.
- Nie, nie! – zaoponowała Lara, przechylając się i
podnosząc Mit. – O to chodzi, Maykel. Rozgryzłeś tę zagadkę. Osobą kochaną przeze
mnie jesteś ty, więc dalsze wersy mówią, że mam pozbawić ciebie osób, które ty
kochasz i klątwa zostanie zdjęta! – Lara wykrzyknęła te słowa radośnie, dopiero po chwili zdając
sobie sprawę z sensu wypowiedzianych przez siebie słów. – Że co niby mam zrobić?
– niedowierzyła, jeszcze raz czytając Mit.
- Nie podoba mi się to – warknął Maykel ze
zmarszczonymi brwiami. – To nie o to musi w tym chodzić.
- Ale chodzi o to - upierała się Lara, przygryzając
wargi. Przypomniała sobie słowa Fay, jak mówiła, że rozwiązanie klątwy będzie
strasznie bolesne. Czyżby właśnie zaczęły sprawdzać się jej przepowiednie? – To
o to chodzi, Maykel – powtórzyła więc Lara raz jeszcze zdecydowanie. –
Straszne, ale musimy tę klątwę z siebie zdjąć.
- Tak? – Oczy Maykela miotały błyskawice. – Ta
klątwa właśnie ci mówi,
że masz pozabijać osoby, które ja kocham, aby się od niej uwolnić. Na pewno
chcesz ją rozwiązać? – zapytał wrogo.
- Tak – odparła stanowczo Lara. – Im dłużej
będziemy z nią zwlekać, tym gorsze nieszczęścia będą na nas spadać – zacytowała
słowa Fay. Maykel parsknął sarkastycznym śmiechem i wstał z podłogi.
- Wiesz co, Lara? – rzekł. – Zacznij mord od samej
siebie, bo w końcu też należysz do grona osób, jakie kocham. Jak nie wytępisz
co do jednej z nich, to nie rozwiążesz klątwy – zakpił i rzucił Larze pistolet.
– Ja teraz pójdę po Amelkę, Lilly i może jakąś ciotkę, to im też odstrzel łeb,
bo też ich kocham. A później obdzwonię resztę rodziny, to ich też powystrzelaj,
tylko pamiętaj: byleś wytępiła co do jednego.
- Kurde, nie chrzań. – Lara też się podniosła.
Udzieliły jej się nerwy Maykela. – To na pewno nie tak ma wyglądać.
- Ale tak właśnie powiedziałaś! – wykłócał się
mężczyzna.
- Ale sposób wytępienia tych osób pewnie jest jakiś
inny!
- Skąd wiesz? – Ironiczne pytanie.
- Nic nie wiem, do diabła!!! – Lara trzasnęła
rękami w stolik. – Aby się dowiedzieć czegoś więcej, musimy najpierw odwołać
się do pierwszej części Mitu, czyli udać się do Pałacu Smoka. Do grobu Fay.
- Możemy – zgodził się łaskawie Maykel.
- Pakuj się – warknęła Lara.
Rouglas wyszedł z jej pokoju, by udać
się do ich wspólnego. Wchodził już prawie w odpowiednie drzwi, gdy stała się
nagle bardzo dziwna rzecz: dogasający ogień w kominku na korytarzu rozniecił
się mocno i oświetlił sobą prawie całe pomieszczenie.
Następnie rozległ się trzask tłuczonego
szkła na płytkach. Maykel oglądnął się zaskoczony. Z tyłu jednak nikogo nie
było, ale ogień z kominka płonął tak mocno i jasno, jakby ktoś przed chwilką
podłożył do niego drewna. Rouglas powoli zszedł na dół. Zobaczył, że tym czymś,
co spadło na podłogę było zdjęcie. Szklana obudowa rozbiła się na płytkach.
Mężczyzna podniósł fotografię przedstawiającą rodziców Lary i odwrócił obrazkiem
do siebie.
I w tym momencie jakby poraził go prąd.
Maykel zbladł i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Amelię Croft, patrzącą na
niego ze zdjęcia niebieskimi oczami. Jej twarz… Maykel usiadł, czując, że robi
mu się słabo.
Przypomniał sobie zniszczoną,
okaleczoną twarz starszej kobiety, z którą rozmawiał niedawno w Katmandu, gdy
przebywał u Claire. Jej twarz… A twarz Amelii Croft… Mężczyzna dostrzegł
niezwykłe podobieństwo. Długo siedział i patrzył na Amelię, matkę Lary. Słowa
Claire powróciły do niego w myślach, jak bumerang: „Ja tego nie pamiętam…to było dwadzieścia jeden lat temu (…) chyba
wieczorem, gdy moja mama Rosy otworzyła drzwi, ujrzała kobietę całą
zakrwawioną, ze złamaną ręką, z okrutnie pokiereszowaną twarzą. Wyglądała jak z
wypadku. Krzyczała i wołała o pomoc. To była babcia.” A teraz historia,
którą opowiedziała mu Lara o życiorysie Amelii: dwadzieścia jeden lat temu
ponoć zginęła w katastrofie samolotu, na stokach Himalajów. Zginęła? Maykel
zerwał się z kanapy. A co, jeśli nie? Jeśli ona jednak żyje? Czy to możliwe… Czy
to możliwe, by kobieta ze zdjęcia była tą chorą psychicznie z domu Claire?
Mężczyzna z rozmachem
otworzył szufladę, pełną zdjęć Lary. Pójdzie za jej przykładem – Croft też
znalazła odpowiedzi na nurtujące ją pytania poprzez oglądanie zdjęć jego
zmarłej żony. Mężczyzna usiadł w korytarzu i przez parę minut oglądał fotografie. Przy
jednej roześmiał się cicho.
- Co cię tak bawi? – Obok
niego stanęła Lara i zaglądnęła mu przez ramię.
- Ładny pies – powiedział
Maykel ze śmiechem i podał kobiecie zdjęcie.
Przedstawiało
ono wielkiego czarnego wilczura z małą roześmianą dziewczynką, mocno obejmującą
go za szyję. Dziewczynka w brązowych loczkach i różowej sukience została
chwycona w kadrze w chwili, gdy usiłowała pocałować wilczura w ciemny nos,
przypominający wielką, czarną truflę. Tą dziewczynką była Lara, a pies?
- O, mój biedny Mortimer –
zaśmiała się Lara i z sentymentem wzięła zdjęcie do rąk. A Maykel zakrztusił
się piciem.
- Jak, jak go nazwałaś? –
spytał gwałtownie, podrywając się z kanapy.
Lara popatrzyła na niego.
- Mortimer – powtórzyła. –
Dziwne, że wciąż pamiętam jego imię, ale tak nazywał się ten pies.
Mężczyzna
wciąż przyglądał się jej z niepokojem. Mortimer!!! Tak samo wołała do
wszystkich psów ta kobieta w Katmandu. I tak samo nazywał się kiedyś pies
Lary!!! Przypadkowa zbieżność, czy potwierdzający fakt na domysły Maykela?
- Laro, czy to zwierzę było
ważne dla twojej matki, albo coś w tym stylu? – zapytał. Bo, gdyby ta babka
była matką Lary, to dlaczego pamiętała akurat tego konkretnego psa i te
konkretne imię, przy zanikającej pamięci?
- Ważne!– prychnęła Lara
prześmiewczo i zmarszczyła gniewnie brwi. – Moja mama go
nienawidziła. Kupowała mi yorki i inne zabawne psiaczki, lecz ja ich nie
znosiłam. Za bardzo przypominały mi wtedy mnie – też były strojone w kokardki i
popisywano się nimi przy każdej okazji. – Lara usiadła na kanapie, wciąż
patrząc na starą fotografię. – Z Mortimerem dokonałam swojej pierwszej
rewolucji w domu. Marzył mi się wielki, groźny wilczur, a nie jakieś głupawe
maleństwa. Traf chciał, że akurat znalazłam przybłędę wracając ze szkoły. Owa
znajda trafiała wyglądem w moje gusta. Uszczęśliwiona zabrałam go do domu.
Niestety… – Lara zaśmiała się gorzko. – Niestety, pies nie pożył długo. Matka
go zabiła, chociaż próbowała wmówić mi, że nic nie wie o zniknięciu Mortimera.
Wtedy po raz pierwszy uciekłam z domu na mróz, w ramach zemsty. Wróciłam do
domu w nocy, gdzie już policja i sąsiedzi zostali postawieni na nogi. Myślę, że
gdyby moja mama żyła… – Lara odrzuciła włosy z twarzy. – To na pewno
zapamiętałaby to zdarzenie. Napędziłam jej wtedy niezłego stracha. Zaraz potem…
Doszło do wypadku w Himalajach. Dzisiaj żałuję, że kłóciłam się z mamą o takie
głupstwa.
Maykelowi
nie potrzeba było więcej wyjaśnień. Już teraz zaczął podejrzewać babcię z
Katmandu o bycie Amelią Croft. Dużo rzeczy się przecież zgadzało. Wychodziło
nawet na to, że stara, udręczona kobieta, dalej pamiętała owo wydarzenie z
wilczurem i ucieczką swojego dziecka. Dręczyły ją najwyraźniej wyrzuty
sumienia, że córka będzie przez nią płakać, dlatego gorączkowo poszukiwała jej
psa, nazywając wszystkie burki w okolicy „Mortimer”. Maykel zrozumiał, że
babcia zatrzymała się w czasie: najwyraźniej wciąż żyła dniem, w którym rozbiła
się samolotem i poszukuje
swojej córki, mówiąc, że ta uciekła. Określa jej wiek na dziewięć lat, a
przecież tyle właśnie miała lat Lara w dzień katastrofy.
Rouglas
zamyślony patrzył, jak Lara oddalała się do swojego pokoju. Postanowił, że nic
nie powie jej o swoich przypuszczeniach, dopóki nic więcej się nie wyjaśni.
Zbyt dużo przeszła, aby teraz dawać jej jakieś fałszywe nadzieje.
Dzień później…
- I jak
idzie?! – krzyknął Maykel, stojąc na środku komnaty w Chinach, w Pałacu Smoka i
patrząc na olbrzymi posąg przed sobą. Kamienny smok miał zamkniętą paszczę, a
Lara będąc na górze, usiłowała mu ją za wszelką cenę otworzyć.
- On ma otworzyć japę! –
oznajmiła mężczyźnie. – Znalazłam sztylet w środku jego gęby! Podejrzewam, że
tam mogło być coś jeszcze ciekawego! Może nawet grób Fay?!
Maykel cmoknął.
- Podejrzewasz, że
pochowano cesarzową w mordzie smoka? – spytał wątpiąco.
Lara przestała szukać
dźwigni otwierającej pysk rzeźbie. Przechyliła się przez balustradę, pozwalając,
by długi brązowy kucyk przerzucił się przez jedno jej ramię.
- Masz jakieś obiekcje, co
do tego? – zapytała.
- No – zgodził się Maykel.
– Podejrzewam, że tego nie zrobili, bo nie każdy człowiek jest tak
wygimnastykowany jak ty, Laro. Nie każdy by się więc mógł tam wspiąć. Mówię ci,
złaź lepiej na dół, a na pewno tu coś znajdziemy.
Więc Croft z nadąsaną miną
zeszła na dół.
- Następnym razem ty tam
będziesz wchodził, jak tu niczego nie będzie – warknęła.
Zaczęli przeszukiwać
komnatę. W pewnym momencie, Lara zawołała Maykela obok siebie.
- Spójrz. – Odgarnęła
liście jakiejś dziwnej rośliny ze ściany. – Jakaś wmurowana płyta.
- Nie jakaś – ocenił
Maykel, dotykając jej. – To marmur. Marmurowe płyty ot tak sobie, w ścianie?
Kobieta rozgarnęła więcej
liści i przejechała ręką po płycie:
– Tu są jakieś zapiski –
oświadczyła zaskoczona.
- Potrafisz je rozczytać? –
zapytał Maykel.
- Tak… - Kobieta przez
chwilę poruszała bezgłośnie wargami, a potem uśmiechnęła się. – Miałeś rację – przyznała,
szturchając mężczyznę w ramię. – Na tej płycie jest napisane, po naszemu rzecz
ujmując: „wiecznej pamięci królowej”.
- Więc to jest grób Fay? –
szepnął mężczyzna, rozglądając się po całej ścianie.
- Najprawdopodobniej –
odrzekła Lara i zmrużyła oczy. – Gdybyśmy rozkręcili tę płytę, w środku byłby
pewnie sarkofag. A gdybyśmy otworzyli ten sarkofag, to założę się, że byłby on
pusty. Fay przecież upozorowała tylko śmierć, a potem uciekła.
- Ale nie będziemy tego robić
– domyślił się Maykel. – Mit mówi, że mieliśmy tylko wstawić się na miejscu
grobu cesarzowej. No, więc jesteśmy. Co dalej?
- Dalej to już się zaczyna
drugi Mit, mianowicie mam cię pozbawić osób, które kochasz – mruknęła Lara i
odeszła kawałek dalej.
- A do czego służą te ręce?
– zapytał nagle Maykel. – To jakiś symbol Chińczyków, czy co?
- Jakie ręce? – zaskoczona
kobieta podeszła do niego z powrotem. Maykel wskazał jej na płycie prawie
niewidoczny zarys obu ludzkich dłoni. – Nie mam pojęcia, co to jest – rzekła
Lara, ciekawsko przykładając swoją dłoń do odlewu na płycie. Nic się nie stało.
Przyłożyła drugą dłoń – też nic. W tym momencie coś zaświtało jej w głowie: -
Maykel, chodź tu bliżej – zawołała cicho.
- No? – Maykel stanął
blisko niej.
- Przyłóż tu swoją prawą
rękę – poprosiła.
Mężczyzna
posłusznie przyłożył swoją rękę na wylewie dłoni w marmurowej płycie.
Gdy to
zrobił, rozległ się potężny huk, jakby coś się zawaliło. Dłonie Lary i Maykela
zostały silnie przyciągnięte przez niewidzialne siły i przyduszone do odlewów.
Po krótkiej chwili, wszystko ustało, a ręce kobiety i mężczyzny ponownie mogły
zostać odsunięte od ściany. Natychmiast obydwoje zabrali swoje ręce z odlewów i
oglądnęli za siebie.
- Co to było? - szepnęła
Lara zaskoczona.
- Patrz na to. – Maykel
wskazał jej widok przed sobą.
Na środku komnaty stały
sobie niewinnie dwa kamienne podesty.
- Spod ziemi wyrosły, czy
jak? – zapytał Maykel, jak zwykle rozsądnie. Dla jego logicznego umysłu
niemożliwe były do przyjęcia takie niewyjaśnione zjawiska. Wszystko musiało być
wytłumaczone rozumowo. Larę natomiast, przyzwyczajoną już do otaczających ją
niecodziennych zjawisk, zainteresowało nie „skąd się tu wzięły?”, lecz „po
co?”.
Razem z Maykelem podeszli
do kamiennych podestów.
- Jak myślisz, co to jest?
– szeptał Maykel, obchodząc podesty dookoła. – Pojawiły się, gdy razem przyłożyliśmy
ręce do odlewu dłoni w płycie.
- Wiem – szepnęła Lara
pobladłymi wargami i podniosła oczy na mężczyznę. – Maykel, jesteśmy na dobrej
drodze. To tu ma się wypełnić klątwa.
- Skąd wiesz? – spytał
Maykel.
Kobieta wskazała mu jakiś
zapisek na jednym z podestów.
- Co on oznacza? – Mężczyzna
przejechał po nim palcem.
Lara przygryzła wargi.
- To miejsce na ofiary –
wyjaśniła. – Tak jest napisane.
- Jakie ofiary? – Maykel
zmarszczył brwi.
- Twoje, Maykel. – Głos
Lary odbijał się echem po ścianach. – To tu masz wypełnić klątwę. Jesteśmy
przeklęci… A tam na płycie było miejsce dla rąk przeklętych osób. Pasowaliśmy.
Tym sposobem wywołaliśmy te podesty… To tutaj mają stanąć dwie osoby, które
najbardziej kochasz. Jedna z nich zostanie przez ciebie wyeliminowana.
- Bzdury – powiedział
Maykel, będąc święcie przekonanym, że to bzdury. – Ej, a teraz co
wyprawiasz?!! Lara, nie waż się tego robić, to może być niebezpieczne!!! – Mężczyzna
nie zdążył jednak odwieść Lary od pomysłu wejścia na jeden ze stopni. Zrobiła
to lekko i zwinnie, nie zdążył nawet dobiec. Gdy tylko jej stopy dotknęły
kamiennego podestu, w całej komnacie znowu rozległ się potężny huk i pojawiło
się znikąd ostre zielone światło, silnie rażące po oczach.
- Jesteś cała?! – Maykel
rzucił się przed siebie w jaskrawe światło. – O, dzięki Bogu – westchnął,
widząc swoją narzeczoną mniej więcej w normalnym stanie. Ale ona nie miała
wesołej miny.
- Możesz mnie stąd
ściągnąć? – jęknęła.
- A co, zejść już sama nie
umiesz?
- Umiem – potwierdziła
kobieta. – Ale nie mogę. Maykel, coś mnie trzyma. Nie mogę poruszyć nogami.
Mężczyzna w sekundzie
znalazł się przy niej. Otoczył ramionami jej szczupłą talię i ściągnął z
podestu. Zielone światło zniknęło.
- Dzięki – westchnęła Lara
i odsunęła się od Maykela. Zmierzyła za sobą wzrokiem dwa kamienne słupki. – A
więc to tak ma wyglądać wypełnienie klątwy – powiedziała. – Wszystko idzie
dokładnie tak, jak mówiliśmy. To zielone światło i fakt, że sama nie mogłam się
poruszyć ze stopnia, nie były na marne.
- Coś oznaczały? – spytał
Maykel.
- O, tak – zgodziła się
Lara i uważnie spojrzała mężczyźnie w oczy. – Potwierdzały to, że ja tu pasuję.
Jestem osobą, którą bardzo kochasz. Jeden podest jest już więc zajęty przeze
mnie. Na drugim… Musi stanąć druga osoba, którą kochasz najmocniej na świecie.
Twarz Maykela stała się
kredowobiała.
- Nie rozwiążemy tej klątwy
– wycedził groźnie przez zęby. – Nikt mnie nigdy nie zmusi do jej wypełnienia.
Wyszedł z sali, zostawiając
kobietę samą. Westchnęła. Nie ulegało wątpliwości, że drugi stopień
przeznaczony był dla Amelki.
Aby
rozwiązać klątwę, Maykel musiałby wybrać między życiem jej, a córki. Straszne.
Przypomniała sobie słowa Fay mówiące o tym, że wypełnienie klątwy jest bolesne
i Maykel będzie stawiał opory. Lara teraz nie zdziwiła się jego zachowaniem.
Postanowiła pozostawić mu wolną rękę w tej kwestii - niech będzie tak, jak
mówił. Niech nie rozwiązują tej klątwy i poczekają, co będzie się działo dalej.
Lara
oparła się o marmurową płytę w ścianie, pogrążając we własnych myślach. Bo… Jeżeli
jednak dojdzie kiedyś do tego, że będą musieli wypełnić klątwę, co zrobi wtedy
Maykel? Którą pomiędzy nią, a Amelką wybierze, by dzieliła z nim resztę życia,
a którą zabije? Lara wolno ruszyła w stronę wyjścia, cicho zamykając za sobą
ogromne drzwi. To przecież jasne: ona też pozostawiłaby przy życiu córkę.
CDN
Dziękuję za odwiedziny i komentarze;-*
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 07.01.2011 o 21:26
Dziś z dziewczynami układałyśmy scenariusz do Świtezianki. Średniowiecze księżniczka siedzi sama w wieży. Jest smutna i mówi: „Siedzę w tym więzieniu już tak długo, że zapomniałam jak wygląda prawdziwy mężcyzna” i nagle piosenka ze Shreka: „Od tylu lat tu tkwię i czas tak dłuży się…” :) A tak na poważnie to chciałam poinformować, że twój cudny jak zawsze rozdział przeczytam jutro, bo dziś już nie mam siły. Przyszłam tylko powiedzieć, że u mnie nowy rozdział. Pozdrawiam!
Uci- wierna fanka
OdpowiedzUsuńWysłany 08.01.2011 o 12:10
Normalni ludzie zaczynają komentarze od słów typu: super, fantastycznie, genialnie, extra itp. A ja na początek nic nie powiem. Jeżeli masz głowę do układania takich rozdziałów sama domyślisz się co chcę ci powiedzieć. Jedyne na co teraz się zdobędę to komentarz do rozdziału. Wg mnie CC to Clarie i Carter. Tak? Carter mu było? Tak mi się zdaje. No w każdym razie, w końcu wszystko się zgadza. Mówiłaś, że ta wariatka to nie do końća matka Lary. Kiedy idealnie do niej pasuje! Mortimer, 21 lat temu, poraniona, wygląd mimo okrpnej twarzy. Wszystko się zgadza! No, ale nic. Pozostaje mi tylko czekać kolejny tydzień na nowy rozdział. I wiesz co ja myślę? Że jakoś inaczej rozwiążą tę klątwę. Teraz też już sama nie wiem czy to klątwa. Kiedyś napisałam ci pod rozdziałem, gdy pogotowie zabrało Winstona i Cornelię, że nie wierzę, że to klątwa. Teraz się muszę przyznać, wtedy myślałam, że coś z tym wspólnego ma Kurtis, tymczasem jednak zaczynam podejrzewać Fay. No bo, mówiła fakt faktem, że klątwa będzie bolesna, a wg mnie ona to wszystko zaplanowała. Nie wiem, chciała wyeliminować Larę, bo przewidziała, że ją naprawdę zabiją, że tylko Lara jej pomoże i dlatego ją ocaliła w wieku 9 lat? A może to samo, tylko ofiara Lary jest jej potrzebna do zdjęcia z siebie eliksiru młodości? No nie wiem. Poczekam na następny rozdział.
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 10.01.2011 o 16:07
No dobra, napisałaś mi, że dodasz nowe zdjęcie razem z tym rozdziałem. Trzeci dzień patrzę i nic! Mam nadzieję, że szybciutko dodasz bo uwielbiam wszystko co dodajesz. :)
Uci
OdpowiedzUsuńWysłany 11.01.2011 o 18:03
Chyba się popłaczę… :( Ale jest jedna rzecz, która mnie od tego uratuje… Nowy rozdział! Dodawaj prędko, bo chcę wiedzieć co będzie Amelka or Lara… Tum, tum, tum, tum! A nowy rozdzialik już w wordzie (jeszcze niedokońćzony) ma 6 stron i teraz tak się skomplikuje, że ci szczęka opadnie. Ale musi się skomplikować żeby wyjść na prostą. I mam małe pytanko. Jeżeli nie chcesz to nie odpowiadaj, ale jak chcesz to będę wdzięczna. Bo wszystko się skądś bierze. A ty skąd bierzesz tematy (oprócz TR) na tak genialne rozdziały? Bo nie wierzę, że je wymyślasz, są aż za dobre!