Lara, po
wyjściu z Croft Manor, od razu udała się samochodem na lotnisko. Wykupiła bilet
do Katmandu i przespała w wygodnym fotelu całą drogę. Była bardzo zmęczona,
więc ten krótki odpoczynek za wiele jej nie pomógł.
Po
wylądowaniu, smutna i zamyślona przemierzała ulice, szukając jakiegoś w miarę
dobrego hotelu do przenocowania. Przed jednym budynkiem zatrzymała się na
chwilę. To był ten pamiętny bar, do którego dwadzieścia jeden lat temu jako
dziewięciolatka zadzwoniła do ojca, po strasznej katastrofie, by ją stąd
odebrał. Doskonale pamiętała to miejsce, nigdy go nie zapomni.
Kobieta stała i patrzyła wyczekująco, czując, jak
zalewała ją fala smutku. Miała takie wrażenie, jakby dzisiaj rozbiła
się w górach, a jej matka zginęła. Czuła się w tej chwili jak małe, zapłakane
dziecko – zupełnie jak wtedy, gdy oczekując pomocy, weszła do tego baru. Nie
mogła przejść obok tego miejsca obojętnie.
Z ciężkim
westchnieniem, wlokąc za sobą walizkę, weszła do pomieszczenia. Bar był
zatłoczony głównie przez jakiś meneli, którzy woleli nocką posiedzieć przy
piwsku niż pójść spać. Larę wzruszyło najbardziej to, że wygląd pomieszczenia
się nie zmienił. Na środku, tak jak przed laty, stał wielki kominek, w którym
buzował wesoło ogień, a lada ustawiona po prawej stronie, była lekko zakurzona.
- W czym mogę pomóc? – zapytała
barmanka zza lady, widząc nowo przybyłą. Lara popatrzyła na nią zamyślonym,
smutnym spojrzeniem i aż ją wcięło: przed nią stała barmanka, ale będąca
już staruszką, o miłej i sympatycznej
twarzy. Croft nie miała wątpliwości, że dwadzieścia jeden lat temu to ta
kobieta udzieliła jej telefonu, a następnie zaprowadziła na zaplecze, gdzie poczęstowała
zmarzniętą dziewczynkę piernikami i gorącą herbatą. Gdy przyjechał ojciec, tak
właśnie zastał swoją córkę: spała na zapleczu, okryta ciepłym kocem, z rączkami
zaciśniętymi na kubku z rozgrzewającym napojem.
– W czym mogę pani pomóc? Zagubiła się
pani? – Z natłoku wspomnień wyrwała Larę staruszka. – Dałabym głowę, że gdzieś
już panienkę widziałam… - Rzekła jeszcze, patrząc na Larę przenikliwie. Croft
pokiwała tylko głową.
- Ja też panią pamiętam… - Szepnęła.
W tej samej chwili jakiś dwóch typków ustawiło się w kolejce, więc nie było
szans na jakiekolwiek wyjaśnienia. Zresztą, Lara nie wiedziała, czy chce od
nowa opowiadać wszystko staruszce, która najwyraźniej i tak pamiętałaby tamto
zdarzenie.
Kobieta znalazła „wygodny”
hotel i po wykąpaniu w gorącej wodzie, położyła się spać.
Musiała wypocząć przed ciężkim dniem, jaki czekał ją jutro.
Rano, szybko się ubrała
w ciepłą bluzę, grube spodnie i ocieplane buty. Do plecaka zapakowała zimową
kurtkę. Tam, gdzie się udawała, zima trwała wiecznie. Lara nie zjadła nic – nie
miała apetytu. Czuła się dziwnie wychodząc z budynku. Po przeżyciu katastrofy
przysięgła sobie, pomimo obietnicy danej Fay, że nigdy ale to przenigdy nie
wróci już na miejsce wypadku. Teraz jednak była inna bajka: wiedziała, że musi,
coś ciągnęło ją do tego miejsca. No i potrzebowała Mitu, a wierzyła, że
odnajdzie go u Fay. Teraz poleci więc po raz pierwszy od katastrofy na miejsce
zdarzenia. Nie było to miłe, lecz konieczne.
Lara i tak
mimo wszystko zawahała się przed wejściem do samolotu, który był zarezerwowany
tylko dla niej.
- Zapraszam. – Starszy mężczyzna, będący pilotem,
otworzył przed nią drzwi. Miał miły uśmiech, który sam w sobie usypiał wszelkie
podejrzenia, ale Lara
zamyśliła się. Przypomniała jej się ta chwila przed laty, gdzie pilot także z
milusim uśmiechem zaprosił ją oraz jej matkę do zajęcia miejsc. Wtedy też ufała
temu człowiekowi, był przecież taki sympatyczny. I co się stało? Ten miły pan,
którego nikt nie podejrzewał, był zwykłym samobójcą. Tuż nad szczytami
Himalajów, celowo wyłączył silnik samolotu, by wszyscy runęli na twardą
powierzchnię stoków górskich i się zabili.
- Boi się pani wysokości? – Lara
wzdrygnęła się, bo mężczyzna, z którym miała lecieć, ujął ją delikatnie za rękę.
– Proszę się uspokoić, zasłonię szyby, by nic pani nie widziała, dobrze? – Naprawdę
był miły.
Lara nie była w stanie
wytłumaczyć mu, że jej zachowanie nie jest spowodowane lękiem wysokości,
którego przecież nie miała, tylko strasznymi przeżyciami z przeszłości.
Usadowiła się na siedzeniu i od razu przymknęła oczy, udając, że była śpiąca.
Jednak każde drobne zachwianie samolotu, każdy trzask, każdy szmer powodował,
że zaniepokojona otwierała oczy i patrzyła na pilota. Lecz ten naprawdę nie
miał na celu jej zabić.
Spokojnie wylądowali na
równej powierzchni, na jednym ze stoków Himalajów. Lara ubrała zimową kurtkę,
bo tutaj śnieg leżał do kostek. Nakazała pilotowi czekać na siebie, a sama
ruszyła stromą ścieżką pod górkę. Im bardziej zbliżała się do miejsca, które
znała tak dobrze, mimo że widziała je tylko raz w życiu, tym szybciej zaczynało
bić jej serce.
Z rozwianymi włosami,
zarumienionymi policzkami, Lara stanęła na małej śnieżnej polance, otoczona
tylko górskimi pasmami. Wiatr jęczał i skamlał, zupełnie jakby i on podzielał
nastrój kobiety. Lara stłumiła łzy na widok przed sobą - wiedziała przecież, że
w miejscu rozbicia samolotu musiały zostać jakieś odłamy. Nikt przecież tu nie
zaglądał, by je zabrać. Tak też było.
Patrzyła drżąca i smutna
na czerwony kawałek skrzydła, dalej na czarną nadpaloną płytę, która musiała
być dwadzieścia jeden lat temu częścią ogona samolotu. Wokoło leżały także
mniejsze części, dające wrażenie, jakby samolot rozbił się przed chwilą. I Lara
czuła się tak samo. W uszach słyszała głos matki, potem trzask rozbijającej się
maszyny… Coś strasznego. Croft na palcach podeszła bliżej szczątków maszyny,
stąpając jak po Ziemi Świętej. Klęknęła. Z załzawionymi oczami trwała tak przez
dłuższą chwilę w milczeniu, chcąc w ten sposób jeszcze raz uczcić pamięć swojej
zmarłej matki. Wzięła do rąk odłamek z czerwonego skrzydła, zalewając się falą
wspomnień. Doskonale pamiętała ten dzień, jakby to było zaledwie
wczoraj…
Wspomnienia
Lary, część pierwsza…
Miała wtedy dziewięć lat
i stała przed lustrem w przedpokoju. Obok niej, stały dwie fryzjerki i
delikatnie odwijały z jej głowy wałki do włosów. Na dzisiejszy dzień matka
zażyczyła sobie, by Lara miała kręcone włosy, a teraz non stop się denerwowała:
- Lara jeszcze nie gotowa? Na miłość
boską pospieszcie się, Lara musi jeszcze włożyć kapelusz i buciki! –
dramatyzowała, zapinając klamerkę od swoich czarnych pantofli na wysokich,
francuskich obcasach.
Mina Lary wyrażała nie tylko
wściekłość ale i zażenowanie.
- Jakbyś nie kazała mi zakładać
wałków na noc, to teraz nie byłoby kłopotu – rzekła do matki znudzonym głosem.
- Cóż ty za bzdury pleciesz, Laro?
Chciałaś iść do cioci w swoich prostych włosach? – Amelia nałożyła szminkę na
usta. – Doprawdy, kochanie, powinnaś więcej przykładać wagę do swojego wyglądu.
Komu jak komu, ale panience z tak dobrego domu, nie wypada źle wyglądać. – Odłożyła
szminkę i podeszła do córki, by poprawić jej sukienkę. – Och, jaka szkoda, że
włosy nie kręcą ci się naturalnie! Wyglądasz teraz tak uroczo! – Zachwycała
się.
Lara natomiast jeszcze bardziej się
skrzywiła.
- Mamo, czy ty nie widzisz, że
wyglądam jak pudel? – jęknęła. – A ta sukienka? Jak dla małego dzidziusia!
Przecież wiesz, że nie cierpię sukienek!
- Boże kochany, cóż za nieznośne
dziecko z ciebie! – Amelia wstała zła z podłogi. – W ogóle nie zachowujesz się
jak dama, ja nie wiem, masz wszystkiego pod dostatkiem: sukienki, buty,
kapelusze, płaszczyki, a tobie jeszcze źle!
- Bo ja nie lubię wyglądać, jak
jakaś… no kurde, jak jakaś lady z wielkiego dworu!!! – wrzasnęła Lara i wyszła
z domu, zakładając ten cholerny kapelusz. Nienawidziła tych wszystkich
falbanek, kokardek ani loczków na głowie. Matka wiedziała o tym, a mimo
wszystko nie zwracała na córkę nigdy uwagi. Na siłę ją stroiła, pomimo jej
oporów.
- I nie zwracaj się więcej takimi
podwórkowymi tekstami, bo zabronię ci spotykać się z kolegami! – krzyknęła
jeszcze Amelia za córką. – Cóż za dziecko, pewnie od tych chłopczurów nabrała
złych nawyków… – Jęknęła do siebie, poprawiając fryzurę.
A „chłopczury”, z
którymi ku zgrozie matki uwielbiała bawić się Lara, stali właśnie na podwórku,
czekając na nią. Na widok dziewczynki,
wspólnie zaryczeli gwałtownym śmiechem, aż trzymając się za brzuch.
- Ale wyglądasz, Lara!!! Ha, ha, ha,
ale kieca!!! – rżał jeden.
- Jakie rajstopki do koloru,
patrzcie, ha, ha, ha! – kwiczał i drugi.
- Dlaczego zamordowałaś pudla mojej
siostry i włożyłaś go sobie na głowę?! – spytał trzeci.
- Czy to kapelusz twojej prababki?!
– dopytywał się jeszcze jeden.
- Och, przestańcie!!! – wrzasnęła
Lara podbiegając do nich w swej różowej sukience, rajstopach oraz bucikach. –
Myślicie, że ja chcę tak wyglądać? Mi też to wcale nie pasi!!!
- To dlaczego nie włożysz spodni i
jakiejś tam koszulki? – nierozumiał kumpel.
Odpowiedź była prosta.
- Bo mi matka nie pozwala -
westchnęła Lara męczeńsko.
- No, dobra. - Jeden z koleżków
szarpnął ją za rękawek ozdobnej sukienki.
- Chcesz się pobawić?! – Usiłował wywrócić ją na trawę.
- Pewnie! – Dziewczynka z głośnym
śmiechem odepchnęła kolegę i zaczęła go kopać. Zapewne by jej oddał i
przyłączyliby się wszyscy do tej radosnej bijatyki, lecz na przeszkodzie stanął
ojciec Lary – Richard.
- Ej, ej, bo mi ją uszkodzicie! – Roześmiał
się i odsunął Larę od chłopczyków, z których najstarszy mógł mieć 11 lat. –
Przyjdźcie się pobawić jutro, dzisiaj mamy mały wyjazd do rodziny – wyjaśnił.
- Dobrze, proszę pana. A, um… Lara,
weź nam pożycz swój karabin, co? Jutro ci oddamy.
- Dobra, zaraz wrócę! – Lara w
podskokach skierowała się do dworku, zostawiając ojca z
chłopcami. Koledzy uwielbiali jej tatę, zresztą jak ona sama. Tato zawsze
opowiadał o takich ciekawych rzeczach i zawsze doskonale rozumiał
Larę. Nie miał nic przeciwko temu, że lubiła chodzić po drzewach, nosić spodnie
i bawić się z tymi chłopcami, na co matka zawsze kręciła nosem. No i tak jak
ona nie lubił przyjęć.
Lara w podskokach wbiegła do domu.
- A ty dokąd? Już wychodzimy –
oznajmiła Amelia, stając w progu.
- Jeszcze tylko pożyczę spluwę
kumplowi! – odkrzyknęła jej Lara.
- „Pistolet koledze”!!! – poprawiła
ją oburzona matka. – Na miłość boską, Laro, przestań używać takiego słownika!
Nie mogę tego ścierpieć w twoich ustach! – Kobieta oparła się bezradnie o
futrynę.
A Richard tylko się roześmiał.
- A widzisz, wygrałem! – Objął żonę
ramieniem. – Mówiłem ci, że ona bardziej cieszyć się będzie z karabinu na
kapiszony niż z paryskiej lalki,
jaką jej kupiłaś na urodziny.
Bowiem nie dalej jak
parę miesięcy temu założyli się ze sobą, kto kupi lepszy prezent córce. Amelia
wyjechała aż do Paryża po przecudną lalkę z prawdziwymi rzęsami i włosami razem
z masą prześlicznych sukienek do kompletu: lala miała więc i kreacje
wieczorowe, wizytowe, sportowe, a nawet chusteczki, futrzane mufki i płaszczyki
obramowane gronostajem. A Richard poszedł do
pierwszego lepszego sklepu z zabawkami i zakupił córce odstrzałowy karabin na
kulki. I co się okazało? Lara od rana do nocy ganiała po dworze z zabawkową
bronią, strzelając do czego się dało, a lalka wciąż leżała nierozpakowana w
pudełku, kompletnie bezużyteczna. Lara była inną dziewczynką niż cała zgraja
jej rówieśniczek. Richard już dawno to zrozumiał i nie próbował zmieniać jej na
siłę, w przeciwieństwie do Amelii, która przy każdej okazji robiła z Lary
wzorową damę.
- Ja nie wiem, co z tego dziecka
wyrośnie… - Amelia przelotnie pocałowała męża w policzek i wyszła na dwór. Lara
w podskokach dała karabin kolegom, obiecując pobawić się z nimi jutro, a sama z
rozpędem wskoczyła do auta. Aż zakołysał się cały tył.
- Kiedyś nogi połamiesz. – Zażartował
jej ojciec, patrząc na nią w lusterku i odpalając silnik. Obydwoje się
roześmiali, w przeciwieństwie do Amelii, która w ogóle się nie ubawiła:
- Nawet tak nie mów, Richardzie! –
krzyknęła zrozpaczona do męża. – Ty wiesz, co to by było? Jak by to wyglądało:
dama o kulach? – Kobieta prawie jęknęła ze zgrozy.
Richardowi opadła
kopara. No tak, Amelia, cała jego żona. Dla niej liczyła się tylko reputacja i
dobra opinia wśród znajomych. Gdyby ich córka złamała nogę, dla niej nie byłoby
ważne to, że mała musiałaby przejść serię bolących zabiegów oraz, że z
trudnością by się poruszała,
tylko to, że podpieranie się o kulach nie robiłoby dobrego wrażenia. Richard
westchnął. Dojechali pod dom krewnej, której dziesięcioletnia córka obchodziła
dziś urodziny.
- No chodźże już i nie miej takiej
skwaszonej miny! – szepnęła Larze Amelia i pociągnęła ją za rękę. Dziewczynka
poczuła, że coraz bardziej jej matka traktuje ją jak jakiegoś rasowego psa w
kokardach, którym wypada się pochwalić. Zresztą, cały czas traktowała ją jak
małego pieska w koszyczku. Lara miała tego serdecznie dość. Nienawidziła bankietów, ciotek ani swojej
kuzynki Mii, która dzisiaj obchodziła urodziny.
- Amelia! Richard! – Ciotka Emma
wybiegła im naprzeciw. Była to dość pulchna dama w średnim wieku. – Nareszcie
jesteście!
- Wybacz Emmo, lecz my nie zabawimy
długo! – Amelia dwa razy cmoknęła swym umalowanym dzióbkiem powietrze, zamiast
policzków cioci. – Jesteśmy umówione z moją przyjaciółką Rosy w Katmandu! Ty
wiesz, że Rosy urodziła dziewczynkę?! Jej Claire ma już dwa latka, musimy ją zobaczyć!
Więc razem z Larą po południu wylecimy do Katmandu, pozwiedzać trochę świata!
- Ah, to cudownie! Dziecko powinno
się rozwijać! – Emma zaklaskała w ręce z uciechy, a następnie pochyliła się nad
Larą. – A czyżby to była nasza kochana Lara? – zagruchała, jak do niemowlaka.
Lara skrzyżowała ręce na piersi:
- Nie, krokodyl – odparowała tekstem
rodem z „chłopczurów z podwórka”. Koledzy byliby z niej dumni, ale po jej gadce
ciotce zjechała mina, matka oblała się krwawym rumieńcem, a ojciec roześmiał
się ubawiony.
- Nie będziesz się więcej bawić z
tymi chłopakami z ulicy – szepnęła Larze na ucho Amelia stanowczym głosem. No
cóż, przejrzała córkę na wylot, że to od nich Lara nauczyła się pyskować.
Ale mała Croft była
zadowolona. Udało jej się zrazić do siebie ciotkę i nie będzie musiała rozmawiać z nią na
przyjęciu. Teraz czekała ją jeszcze jedna próba cierpliwości. Całą rodziną
podeszli bowiem do solenizantki,
która nadęta i nachmurzona siedziała na kartonie od jakiegoś wielkiego
prezentu.
- Och, mój ptysieczek z miodzikiem!
– Amelia ucałowała nadętą Mię, która zajęta była wpieprzaniem słodyczy.
Szczupłe ramiona Lary matki ledwo co oplotły grubą i owalną jak beczka posturę
dziewczynki.
- Co? – Grubiańskie pytanie Mii.
- Och, moja kruszynko, sto lat!!!
Wszystkiego naj…
- Co mi ciotka kupiła? – przerwała
jej Mia, krzywiąc gębę napakowaną gumowymi żelkami.
- Och, tak, tak, ciocia kupiła ci
coś extra, patrz jaka lala! Ta-dam! – Amelia wyciągnęła zza pleców ogromną
lalkę, która Larze wydawała się obrzydliwa. A ta grubaska Mia wzięła ją na ręce
swymi tłustymi łapami i z pełną gębą uśmiechnęła się do ciotki.
- Dzięki – powiedziała, a następnie
głośno jej się odbiło.
- No, jaki kochany aniołeczek! – Dalej
roztkliwiała się Amelia, ściskając dziewczynkę i całując jej umorusaną buźkę.
„Mia byłaby odpowiednią córką dla
mamy” – myślała Lara ze smutkiem,
stojąc grzecznie obok. – „Nosi te obrzydliwe różowe sukienki, bawi się lalkami
i mama nawet nie zauważa, jakie ma chamskie zachowanie i nawyki. Chciałaby mieć
taką córkę jak ona, a nie mnie ”. Lara westchnęła głęboko i w tym momencie
zauważyła ją Mia:
- Cześć, chudzielcu! – Przywitała
ją, mierząc wzrokiem od góry do dołu. Aż na brodzie pojawiła jej się fałda
tłuszczu, którą Amelia uznawała zawsze za rozkoszną. – Uważaj lepiej, bo jak
będziesz taka chuda, to cię żaden facet nie zechce. – Przestrzegła kuzynkę i
wlepiła wzrok w swoją matkę Emmę. – Mamo, nie ma już truskawkowych czekoladek?
– zapytała.
- Nie ma kochanie, ale podjedz sobie
jeszcze tych! – Emma nadstawiła dziewczynce pod nos cały karton kokosowej
czekolady.
A Lara aż spąsowiała ze
zdenerwowania:
- Lepiej ty uważaj, spasiona
macioro, bo jak dalej będziesz tyle żreć, to ciebie właśnie żaden facet nie
zechce! – wykrzyknęła, posługując się znacznie lepszymi słowami. - Zostaniesz
starą panną, bo nawet pies z kulawą nogą by cię nie chciał!– oświadczyła na
dobitkę.
- Spadaj, ty nędzna kreaturo! – Mia
ze wściekłości wpakowała sobie do gęby całą kokosową czekoladkę.
- Dziewczynki, spokój! – Amelia
szarpnęła Larę za rękę, jakby to była tylko jej wina. – Rozmowa o mężczyznach
nie jest adekwatna do waszego wieku! – oświadczyła wyniośle.
- Doprawdy? – spytała Lara celowo
zmieniając głos na głupawy i wybałuszając oczy. –
Och, mój Boże, jaki ten mężczyzna jest przystojny!!! Mmm jakie ciacho, zaraz
się zakocham!!! – Jak w euforii złapała się za serce, patrząc na jakiegoś
faceta przed sobą.
Lara odegrała to całe przedstawienie,
by zrobić na złość matce. No i udało się.
- Twoja córka Amelio, wyrośnie na
niezłą flirciarkę! – powiedziała ciotka Emma wszystkowiedzącym tonem.
- Na dziwkę. – Podsumowała Mia,
dalej wpieprzając słodycze.
Dalszy przebieg dnia też
nie był wesoły. Dorośli - bardzo wyrafinowane państwo, zamierzało wypić jakieś
drinki w swoim dorosłym towarzystwie. Wysłano wiec dzieci do pokoju Mii, aby
pobawiły się ze sobą i dały rodzicom chwilę swobody.
- Proszę cię Laro, bądź grzeczna i
nie rozrabiaj. – Przestrzegła jeszcze Amelia swoją córkę, po czym zatrzasnęła
za sobą drzwi, zostawiając dziewczynki same sobie. Lara nachmurzona rozglądnęła
się naokoło: do jasnej cholerki, czemu wszyscy myśleli, że małe dziewczynki
lubiły kolor różowy?! Lara nienawidziła tego cukierkowatego odcienia, więc
zbierało jej się na wymioty, gdy patrzyła na różowiastą farbę, na ścianach w
pokoju kuzynki. Dywan też był różowy. „A niech mnie, fabryka lukru” –
przemknęło Larze złośliwie przez głowę. - „Gdzie są chłopcy?” – Interesowało
dziewczynkę. Lara przeszła się po „lukrowanym” pomieszczeniu, wypatrując
osobników przeciwnej płci, patrząc przy okazji z politowaniem, jak te idiotki,
jej kuzynki, zaczęły bawić się swoimi Barbie albo zabawkowymi naczyniami w
gotowanie. Jak ona nienawidziła dziewczynek!!! Gdzie są jacyś chłopcy, do
cholery?! A no tak, chłopcy są mądrzejsi, zapewne poszli robić już co innego i
nie zostali zamknięci z tymi nudnymi ciamciami, które tylko lulały te swoje
lale albo gotowały w garach zupę na niby.
Lara poczuła, że zbiera
jej się na płacz. Stanęła bezradnie na środku „fabryki lukru” i chciała
krzyczeć z rozpaczy. I wtedy stał się cud: na dworze rozległy się jakieś głośne
śmiechy i krzyki. Dziewczynka wychyliła się przez okno i… Dostrzegła
chłopców!!! Tak jak myślała, ci jak zawsze mieli genialne zabawy!!! Lara
zafascynowana patrzyła, jak chłopaki radośnie biegają i wywracają się na trawę,
leją po gębach i walczą na zabawkowe miecze.
Mała Croft w jednej
chwili wybiegła z pokoju. Zza krzaków winogronu obserwowała chłopczyków, którzy
okazali się być jej rodziną. Wyłapała, że ich zabawa polega na dwóch obozach:
dobrych i tych złych. Teraz źli pokonywali dobrych. Dziewczynka w jednej chwili
wyprężyła się i jak przyczajony żbik skoczyła do jednego z
przedstawicieli zła: runęła na niego całym swoim ciałem i przygniotła do ziemi.
- Pokonany!!! – zawołała
triumfalnie.
Chłopaki otoczyli ją w kółku,
śmiejąc się i patrząc z zaskoczeniem.
- I cóż, kuzynko Laro? – odezwał się
jako pierwszy jej kuzyn Jimmy. – Po co tutaj przyszłaś?
- Chcę się z wami pobawić! –
wyjaśniła Lara kuzynom, pomijając ich zaskoczone miny.
- Ty? – niedowierzał jakiś krewniak.
– Założę się, że nawet nie potrafisz kląć! – zarzucił jej.
Więc Lara wzięła głęboki
wdech i wystartowała z serią najokropniejszych przekleństw i wyzwisk jakie
tylko znała. A było ich sporo, w końcu zadawała się z chłopcami z podwórka. Jej
matka Amelia pewnie siadłaby na zawał słysząc, jakim słownikiem posługuje się
teraz jej córka, za to kuzyni byli zachwyceni.
- Dobra, możesz się z nami bawić! –
Jimmy otoczył ją opiekuńczo ramieniem. – Tylko musisz wybrać sobie gang. Bawimy
się w „Zbirów i Przestępców”, kim chcesz być?
Lara zamyśliła się.
- A co każdy z nich robi? – spytała.
- Przestępcy okradają banki, a zbiry
mordują – wyjaśnił jej kuzyn.
- W takim razie będę zbirem! –
oznajmiła dziewczynka radośnie.
W tym samym czasie,
rodzicom tęskno się zrobiło za dziećmi. Głównie zaniepokojone panie poszły
sprawdzić, czy w pokoju Mii dziewczynki grzecznie się bawią. Każda matka wzięła
w ramiona swoją córeczkę, tylko Amelia stała na progu przygryzając wargi. Gdzie
jest jej Lara? Czyżby wyszła do łazienki? Kobieta sprawdziła toaletę – ani
śladu dziecka.
Zdążyła się już
porządnie wystraszyć i właśnie miała zamiar iść do męża i bić na alarm, gdy
zobaczyła coś, co zaparło jej dech w piersiach: grupa chłopców pędziła przez
podwórko, by w całym pędzie przeskoczyć przez bramę i wylądować na drugiej
stronie - czyli na ulicy. Za nimi biegła Lara, o wiele wolniej, gdyż jej ruchy
zostały utrudnione przez falbaniastą sukienkę i rozpuszczone włosy. Ale to nie
przeszkodziło roztrzepanej dziewczynce wspiąć się na bramę, dać szerokiego
kroka i przełożyć nóżkę przez wysokie ogrodzenie. I znowu szyki popsuła Larze
sukienka: różowy materiał zahaczył o wystający drut i kiedy dziewczynka miała
zamiar lekko zeskoczyć na drugą stronę - zaplątała się, w wyniku czego dół
sukienki został rozerwany, a dziewczynka w rzeczy samej główką w dół zleciała
na ziemię. Co działo się dalej, Amelia nie widziała, bo akcja rozgrywała się po
drugiej stronie bramy.
- Jezusie Maryjo!!! – Kobieta
wyleciała z domu jak z procy i pognała przez podwórze za córką. Ku jej uldze,
Lara była cała i zdrowa. Lecz jej wygląd… Pozostawiał wiele do życzenia.
Pani Croft opadły ręce.
Jej córka, wesoła, z promienną twarzą, odrzuciła włosy do tyłu i śmiało
spojrzała matce w twarz. Jej sukienka była podarta, włosy poplątane, a buciki
zadarte.
- Mój Boże… Wyglądasz jak ulicznica…
- Amelia nie miała już sił na nic. Lara roześmiała się:
- Za to cudnie się bawimy –
odrzekła.
- Gdzie ty masz kapelusz?! –
krzyknęła nagle matka Lary z innej beczki i złapała dziewczynkę silnie za rękę.
– Czy ty się nigdy nie nauczysz, co dobre, a co złe?!! Nie wolno ci bez
kapelusza wychodzić na takie słońce!!! Ile razy mam ci to powtarzać?!! Dlaczego
zawsze przynosisz mi wstyd?!! – To mówiąc, pociągnęła małą za sobą. – Ja już chyba
nie wytrzymam z tym dzieckiem!!! Za co mnie tak pokarało?!! Dlaczego inne
dziewczynki bawiły się grzecznie w pokoju, a ty wyszłaś do chłopaków?!!
- Bo z chłopakami bawiłam się w
zbirów!!! – usprawiedliwiała się Lara, niechętnie biegnąc za matką
truchcikiem.
- W zbirów, dobre sobie!!! Panienka
Croft bawi się w zbirów!!! – jęczała Amelia, dochodząc już do swojego samochodu.
– Dlaczego z dziewczynkami nie bawisz się w tych cholernych zbirów?!!
Lara podniosła oczy do góry.
- A widziałaś kiedyś zbira w
spódnicy?!! – krzyknęła zdezorientowana.
– No dobra – przyznała. – No dobra, wyjątkiem jestem ja, ale gdybyś mi nie
kazała nosić tych ohydnych spódnic, to nosiłabym spodnie i byłoby okey!
- Dobrze, już dosyć tych wywodów
Panno Impertynentko, koniec twojej kariery, wracamy do domu! – Amelia posadziła
córkę na tylnim siedzeniu samochodu i przypięła pasami. – I nie waż się stąd
wychodzić, Lara. Słyszysz, co mówię?
- Tak.
- Jak wyjdziesz, to dostaniesz
szlaban na te wszystkie gorszące zabawy z kolegami, jasne?
- Tak.
Więc Amelia oddaliła się i poszła po
męża z wiadomością, że natychmiast muszą wrócić do domu.
- Znów Lara narozrabiała? – domyślił
się Richard.
- Nie inaczej – przytaknęła Amelia i
obydwoje wsiedli do auta.
- Uspokójcie się obydwie – Richard
odpalił auto. – Teraz pojedziecie na wycieczkę do Katmandu i wykorzystajcie te
chwilę miło. To będzie wypoczynek, spotkacie się z waszą przyjaciółką Rosy i
będzie fajnie. – Uśmiechnął się do obydwóch kobiet w samochodzie: jednej małej i nieszczęśliwej, a drugiej
dorosłej i zrezygnowanej.
Richard nie wiedział,
jak bardzo się mylił. Owa wycieczka do Katmandu, którą odbędą za niecałe pół
godziny jego żona i córka, wcale nie będzie relaksem, tylko chwilą grozy. Ale
oczywiście nikt o tym nie wiedział. Gdyby wiedzieli, to na pewno Lara w ten
dzień nie pyskowałaby ani nie kłóciła się z matką, a Amelia nie czepiałaby się
zachowania córki. Obydwie pewnie spędziłyby ten dzień nad wyraz miło i
spokojnie, rozkoszując się tym, że dane im jest pobyć jeszcze jeden dzień
razem.
Niestety, los
zadecydował tak, że z wymarzonej podróży powrócić miała tylko jedna z nich.
Powrócić miała ta, która teraz siedziała nachmurzona na tyle samochodu i z
zaciętym wyrazem twarzy postanawiała, że do samolotu na pewno nie włoży żadnej
sukienki.
- Ubierz się w co chcesz – poleciła
Amelia córce, będąc już w dworku. Widać miała dosyć awantur na jeden dzień.
- Naprawdę mogę w to, co chcę? –
zaskoczyła się Lara, ale uśmiechnęła się. Ubrała spodnie, lecz eleganckie:
czarne zwężane u dołu z błyszczącym paskiem, aby zrobić przyjemność mamie. Na
górę założyła białą bluzkę i czarną kamizelkę. Spięła włosy
wysoko i tak zeszła na dół.
- O mój Boże, dziecko kochane… -
Amelia aż przystanęła na jej widok. – Wyglądasz tak dojrzale, jeszcze w tych
ciuchach… Jak nastolatka, a nie dziewięcioletnie dziecko.
- Czuję się jak nastolatka, nie
dogaduję się z rówieśniczkami – odparła Lara mądrze.
- Może faktycznie myliłam się co do
twojego stylu… Dobrze ci w poważnym ubraniu. I do twarzy z uwiązanymi włosami.
Eh, następnym razem też ubieraj sobie co chcesz.
Lara roześmiała się szczęśliwa i
rzuciła matce na szyję. Dlaczego właśnie w czasie, kiedy zaczęły się dogadywać,
Amelia musiała umrzeć?
Teraz obie szły przez lotnisko. Ich
prywatny samolot już czekał.
- Poczekaj tu kochanie, sprawdzimy
jeszcze tylko, gdzie się podział nasz pilot. – Amelia postawiła torbę obok
samolotu i odeszła. Lara została. Zaciekawiona zaczęła obchodzić samolot,
zadzierając głowę do góry.
- Wspaniała maszyna, co? – Obok niej
stanął ciemnoskóry mężczyzna. Był dość przy kości, miał ciepły uśmiech i piękne
brązowe oczy. Cały wyglądał jak wielki orzech.
- Taka sobie. – Lara wzruszyła
ramionami.
- Gdzie twoja mama? Rozmyśliła się?
– Mężczyzna zrobił zbolałą minę.
- O, nie. – Pokręciła głową
dziewczynka – Chyba poszła pana poszukać.
Wielki orzech westchnął. Otworzył
drzwi i mrugnął do Lary:
- Wejdziesz już? – zapytał.
- No. – Dziewczynka wskoczyła do
samolotu z niechęcią. Nie chciało jej się odwiedzać żadnej ciotki Rosy ani jej
córki Claire. Mimo tego, usiadła na foteliku i zaczęła zapinać się pasami.
Pilot także usiadł już za stery:
- To, że się zapniesz niewiele
pomoże. – Roześmiał się, widząc poczynania Lary. – Jeżeli samolot zleci i tak
umrzesz.
Dziewczynka wytrzeszczyła oczy.
- Oczywiście, ten nie zleci! –
uspokoił ją pilot. – Trzeba mu pomóc i wyłączyć silnik – szepnął
sam do siebie, by mała nie usłyszała.
Tupiąc szpileczkami, matka Lary z
rozwianymi włosami pod kapeluszem,
wpadła do samolotu.
- No ładna historia, polecielibyście
beze mnie w tym momencie, gdy szukałam pilota, a ten siedział już w samolocie!
– Roześmiała się, opadając na fotel.
- Ha, ha, ha – powiedział pilot bez
cienia uśmiechu. – Gotowe na wielką podróż? – zapytał.
- No – odparła Lara bez przekonania,
wkładając słuchawki do uszu.
- Jasne! – zakwiliła radośnie
Amelia, rozsiadając się wygodnie.
- To dobrze… - Szepnął pilot z
uśmiechem. – Bo to będzie zabójcza podróż. Lecimy na spotkanie śmierci, nie
każmy jej więc za długo czekać. Do dzieła.
***
Tymczasem
Lilly nie zamierzała darować Trentowi tego wybryku z uprowadzeniem Amelki. Gdy
dziewczynka opowiedziała im o jakimś wujku szlag wie skąd, to kobieta od razu
zaczęła podejrzewać Kurtisa, bo kto jak kto, ale to on przy ostatnim spotkaniu
w Pradze groził Maykelowi, że ją zabije. A gdy Amelka, nie chcąc gorzej
denerwować taty, oświadczyła tylko Lilly i to w tajemnicy, że wujek nazywał się
„Kurtis”, to podejrzenia się potwierdziły.
Rudowłosa nie zamierzała nic mówić bratu, bo
najpewniej Maykel by wtedy zabił Kurtisa. Sama, jeszcze tej samej nocy co
wrócili z nocnego klubu, znalazła się w hotelu (Amelka powiedziała, że wujek
mieszkał w hotelu niedaleko, a w Surrey był tylko jeden) i z piekłem w oczach
rozkazała w recepcji o podanie numeru pokoju Trenta. Recepcjonista nie zaprzeczył
komuś, kto robił w FBI i pokazał odznakę, więc posłusznie wydał numer. Kobieta
z siłą i prędkością huraganu wpadła do pomieszczenia na górze.
- Ouu… – Tylko tyle zdążył wyrazić
swe zaskoczenie Kurtis, na widok błękitnookiej agentki, bo w następnej chwili
Lilly przebiegła przez pokój i z całej siły przywaliła mężczyźnie w pysk. Aż
chlasnęło.
- Odbiło ci?!! – wrzasnął Kurtis,
lecąc na regał. – Wściekłaś się, czy jak?!!
- Ty jeszcze coś do mnie
sapiesz?!! Jeszcze coś sapiesz?!! – I Trent dostał w twarz z drugiej strony.
Tym razem zatoczył się na łóżko.
- Kuźwa, furiatko jedna jakaś!!!
Powiedz, o co ci chodzi?!! Szaleju się nażarłaś?!! Furiatka jedna, no!!! Będzie
mnie bić!!! – Złorzeczył Trent, wstając z łóżka.
- Następnym razem, to cię gnoju
zabiję, rozumiesz?!! Odechce ci się porywań i głupich dowcipów!!! Twoje
szczęście, zarozumiała szujo, że dziecko jest całe, bo własnoręcznie bym ci
oderwała łeb!!! – krzyczała Lilly z rozwianymi włosami i roziskrzonymi oczami.
Miała na sobie wciąż imprezowe ciuchy. Krótka wąska spódniczka i obcisła
bluzka, której na dekolcie rozpięło się kilka guziczków. – I gdzie się
patrzysz, ty zboczeńcu?!! – Kurtis nie zdążył się zasłonić – dostał po mordzie
aż chlasnęło trzeci raz.
- Dobra, dosyć tego przedstawienia.
– Mężczyzna zaśmiał się, rozcierając policzek. – W obronie braciszka tu się
plujesz? A on co, nie ma jaj, aby tu przyjść i się ze mną rozmówić?
Lilly uśmiechnęła się nienawistnie.
- Gdyby Maykel się dowiedział, że ty
za tym stoisz, to życia byś już nie miał. Tak by cię urządził, że pożałowałbyś,
że w ogóle się urodziłeś.
- Doprawdy? – Kurtis zacmokał. – A
cóż by on mi zrobił? Wsadziłby mnie do kryminału?
- Uważasz, że ta opcja jest bardzo
zabawna? – Z Lilly twarzy dalej bił cwaniacki uśmiech. – Porwanie zaszło?
Zaszło. Wiemy, co robiłeś Amelce? Nie wiemy. Więc można uznać, że porwałeś ją
dla własnych celów. A sądząc po twoim zachowaniu – śmiało można stwierdzić, że
jesteś zboczony i niezrównoważony psychicznie. A dla gwałcicieli, wariatów i pedofilów paragraf się
znajdzie.
Kurtis wyglądał jak ktoś, kto zgubił
coś bardzo cennego.
- No co ty… Lilly… Ty uważasz, że ja
bym mógł ją… - Nie przeszło mu przez gardło nic więcej. Takiego obrotu sprawy
się nie spodziewał. Porwał Amelkę dla głupiej hecy, a wychodzi na to, że dla
własnych korzyści. Czy oni powariowali?!! Czy Lilly mówi to serio?!! Kurtis
zdał sobie nagle sprawę, że jeżeli Maykel by wniósł sprawę o to do sądu, to
faktycznie, Trent miałby jednym słowem przejebane. Komu by uwierzył sąd?
Agentowi FBI czy Kurtisowi Trentowi, który akta miał zawalone od góry do dołu?
Z głupiego dowcipu mógłby pójść siedzieć jak nic z dobre dziesięć lat i to za niewinność,
bo przecież nic dziewczynce nie zrobił. Ale o tym wiedział tylko on, no i
Amelka. A ona jest już na tyle duża, że sama mogłaby odpowiadać w sądzie. I
Maykel już na pewno powiedziałby jej, co ma mówić, aby Trenta pogrążyć.
- Nic nie mów Maykelowi – powiedział
więc Kurtis do Lilly. Odechciało mu się żartów, gdy zdał sobie sprawę z
konsekwencji jakie mogą nastąpić z jego czynu.
- Nie powiem – zgodziła się Lilly. –
Ale pod jednym warunkiem.
- Pod jakim?
- A pod takim, ze odwalisz się od
związku Lary i Maykela. Przestaniesz im wchodzić w drogę, jaśniutkie?
Kurtis odwrócił się.
- Ale ja ją kocham, Lilly – szepnął,
mając Larę na myśli. – A ten cham wrednie mi ją odebrał.
- Wcale nie – zaprzeczyła Lilly
łagodnie. – Maykel to tylko przypadek. Zrządzenie losu. Traf. Był wyborem Lary.
To ona sama zadecydowała z kim chce być i… Nie możesz jej za to winić.
- Przecież jej nie winię – wyjaśnił
Trent cierpliwie. – Winię cały czas tego świra Rouglasa.
- Za głupi jesteś, abym z tobą
gadała! – prychnęła Lilly i oddaliła się do drzwi. – Pamiętaj: jeszcze tylko
jeden jakiś głupi numer, a już ja się postaram, abyś się usadził na dupie.
- Czekaj, czekaj. – Mężczyzna
odwrócił się od okna z nowym błyskiem w oczach. – Już idziesz? Ja jeszcze nie
skończyłem!
- Czego jeszcze chcesz? – burknęła
Lilly, zapinając guziczki od obcisłej bluzki, bo dopiero skapnęła się, że były
rozpięte.
- Ciebie – brzmiała krótka
odpowiedź.
- Co? – Nim Lilly zdążyła
zareagować, Kurtis znalazł się przy niej i wpił swoje usta do jej, gorąco
całując. Widząc, że kobieta będąc w głębokim szoku nie reagowała, Trent objął
ją mocno, aby nie przyszło jej do głowy czmychnąć. Trzeba przyznać, że zniosła
to cierpliwie, a na dodatek ku radości mężczyzny – oddawała mu pocałunek. Po
pewnym czasie, rozanielony Trent odsunął ją od siebie, by spojrzeć na jej
twarz. No i tu się niemało rozczarował. W błękitnych oczach Lilly nie było ani
śladu żadnego podniecenia, a jej mina wcale nie wyrażała zadowolenia.
- Wiesz co? – powiedziała tylko
sceptycznie, ponownie zapinając guziki, które Kurtis zdążył na nowo rozpiąć. –
Znajdź se jakąś laskę, bo dobrze całujesz.
- Już znalazłem. – Trent złapał ją
za rękę.
- Yhm, nie radzę. – Lilly zapięła w
końcu guziki i poprawiła włosy. – Mój mąż jest strasznie nieprzyjemny dla
takich, co mnie podrywają.
- Zawsze możesz wziąć rozwód –
doradził jej Kurtis.
- Zrobię to, kiedy świnie zaczną
latać – oznajmiła rudowłosa, kierując się do wyjścia. - Oszczędzaj prąd. – Pouczyła
go jeszcze, gasząc światło i wyszła za drzwi, jakby nic się
tu nie stało.
CDN
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 19.11.2010 o 21:01
Pierwsza!Kurtis jest niezrównoważony psychicznie, wygaduje pierdoły, że kocha Larę, ale całuje Lilly. Uwielbiam Kurtisa, dosłownie kocham jego niebieskie oczy, jego niesforną grzywkę i seksowny zarost i nigdy nie wyobrażałam sobie Lary z kimś innym niż on, ale Ty, w swoim opowiadaniu zrobiłaś z niego psychicznego potwora! Trencioch zaskakuje mnie coraz bardziej, chociaż lubię go także jako alkoholika, palacza czy erotomana. Porwanie dziecka, zabicie psa, strzelanie do Maykela, wyznawanie miłości do Lary a całowanie Lilly – to przegięcie, koleś ma nie po kolei pod kopułą klepki poukładane, trzeba by go zreperować w jakimś psychiatyrku.Dla mnie rozdział bomba, wspomnienia Lary fantastyczne, szczególnie jej dogadywania i zabawa z kuzynami xD rozdarcie sukienki. Oj, mała huliganica :D Pozdrawiam, u mnie niedługo next, za wygląd nie dziękuj, jest świetny :) ) ;***Buziaki!
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 20.11.2010 o 10:35
Ja poprostu nie wytrzymam psychicznie! Ty się weź za pisanie książki, bo sprzeda się w 30 mildiardowym nakładzie! Jesteś genialna! Nigdy nie wymyśliłabym, żeby Kurtis zakochany w Larze po uszy całował się z kimś innym! Zresztą… Tak sobie myślę, że te wspomnienia Lary to był tylko tekst, aby przedłużyć rozdział. Ale i tak wyszło ci świetnie! Wczoraj zerknęłam o 20 na twojego bloga i był już nowy rozdział, ale byłam zbyt zmęczona by czytać. A dziś… Nie, no poprostu… Mam już prawie gotowy rozdział u siebie, więc po połodniu najpóźniej powinien być dodany. Tylko się zastanawiam czy 3 strony w Wordzie to nie jest trochę za mało, jak na twoje i Asi wymagania. Coś jeszcze dopiszę. PS. Asia to moja koleżanka z klasy. Czyta mój blog, bo uwielbia książki. Twój nie wiem, może też czyta, a jeżeli nie, to ja zawsze w szkole jej opowiadam co było w nowym rozdziale. Pozdrawiam!
Pati-Ann
OdpowiedzUsuńWysłany 20.11.2010 o 13:43
Dziękuję dziewczyny za wszystkie pochwały, bardzo mi miło;-* Tak się cieszę, że czytacie te rozdziały, dzięki wam wiem, że warto pisać;-* Pierwsza była Lilka, więc to jej odpowiem pierwszej: „Kurtis jest niezrównoważony psychicznie, wygaduje pierdoły, że kocha Larę, ale całuje Lilly.”Hehhe to prawda, zrobił się strasznie niezrównoważony psychicznie o czym napisałaś, o porwaniu dziecka, zabiciu psa itp. ;-) Ale ta akcja z całowaniem Lilly była raczej chęcią zrobienia na złość całemu światu;-) W tym opowiadaniu Kurtis kocha Larę naprawdę, do Lilly natomiast nie czuje totalnie nic, postrzega tylko, że jest ładna i tyle mu wystarczy. Kurtis jako kochający Larę jest zazdrosny dosłownie o wszystko, a najwięcej o jej innego faceta. To z miłości dostaje szału i bije mu na dekiel;-) Jest już do tego stopnia zdesperowany, że całuje Lilly chcąc udowodnić najwięcej sobie, że wciąż podoba się kobietom i skoro Lara ma innego to i on może mieć każdą jedną;-** Teraz Uli: „Zresztą… Tak sobie myślę, że te wspomnienia Lary to był tylko tekst, aby przedłużyć rozdział.” Wcale nie!!! Nie muszę się starać o przedłużanie rozdziałów jakimiś tekstami, wręcz zawsze mam odwrotny problem: ich skracanie. Rozdziały lekko wychodzą mi po 10 stron w Wordzie, dlatego później muszę je usuwać i dzielić na kawałki. Tak samo jak teraz, gdybym chciała tymi wspomnieniami tylko przedłużyć, to nie znalazłabyś „Wspomnienia Lary” w tytule. Dla mnie jej wspomnienia są ważne, bo naświetlają jakie kontakty miała z matką nim ta zginęła a sam opis katastrofy, który zostanie opisany w kolejnym rozdziale przybliży postać oraz znaczenie Fay. ;-) Raz jeszcze dziękuję za ciepłe słowa;-*
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 20.11.2010 o 18:36 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
No dobra, teraz mnie przekonałaś!
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 23.11.2010 o 22:07
Dobra… Będzie hasełko^^, Skojarzeń jest wiele do tego słowa… (chociaż jak zwykle mi to tylko to w głowie ;d)Ostrzegam, że komentarz będzie jeszcze dziwniejszy niż zwykle:PZaczynamy.Akcja: * Zauważyłam, że fotel to MEBEL bardzo często używany w opo. Każdy z bohaterów musi siedzieć na fotelu xD Oj ale mniejsza z tym;p * Ej a mam pytanie. O której ten hotel do którego Lar się wybrała jest ZAMYKANY? Bo wiesz.. Zawsze dla towarzystwa kobieta może se zaprosić kogoś… No już nie narzucam kogo ale.. To chyba jasne.. * Oj szkoda mi trochę tej biedaczki która tak wspomina tę przeszłość. trzeba przytrzasnąć DRZWIAMI paluchy złych wspomnień i się odwalą!:P (to taka jakby mini rada dla postaci fikcyjnej^^.)* Najgorszy to był ten strach przed wejściem do prywatnego samolotu. I ten uśmiech pilota… Złowieszczo…xD * Ale nawiązując teraz jeszcze raz do mebla powyżej. Czy fotel nie jest UŻYWANY przypadkiem DO tego aby na nim siedzieć a nie s.r.a.ć po g.aciach jak to Lara.. Przecież zachwianie samolotu nie oznacza od razu katastrofy a Lara to pewnie ma już czekoladowo na siedzeniu xD( koniec jaj:PP)* A co do plecaka to on służy do PRZECHOWYWANIA apteczek, telefonów, naboi i innych p.ierdół wliczając również takie coś jak sprzęt do wspinaczki! Ja dobrze pamiętam jak wyglądała runda w Himalajach w Legendzie! Ku.pa ostrych górek i ślisko i ogółem niebezpiecznie!:P Ty chyba chcesz ją zlikwidować na dzień dobry:)) (chodzi mi o Lar.). * A teraz wspomnienia:)) Widziałam RÓŻNe(YCH) dzieci ale tak pyskatego g.ównia.rza jak Lara to nie xD Myślałam że mała hrabianka była odrobinę bardziej dziewczęca. Nie wiedziałam, że używała już za młodu takich PRZEDMIOTÓW jak karabinek.^^ A Richard wypadł świetnie.. Zawsze uważałam, że to ojciec jest bardziej surowy. A tu takie jaja xD Mamuśka Amelia to wielka dama. Richard NP. nie ochrzaniał małej Croftównej za to że rozdarła kieckę!:P Aj szkoda mi słów na te wyrodną matkę!:P UBRANIA jak u lalki barbie.. fuj…. To przecież katorga dla Lary xD No cóż… Cieszę się że chociaż przed śmiercią Amel zmieniła się tę odrobinkę:PPNo kochana to by był koniec tego komentarza… A co ja za g.łupoty gadam!:) Jeszcze to: Nie mogę się doczekać co będzie w nast. sobotę:)) – bez tego nie ma niczego!!:P [Ale beznadziejnie pisze mi się na klawiaturze od laptopa.] No dobra czekam moja droga na tę cz. 2…. :) )) I mam nadzieje że dało się coś wyczytać z tak gł.upiego koma xD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń