Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 10 - "Wspomnienia Lary, część pierwsza"

Lara, po wyjściu z Croft Manor, od razu udała się samochodem na lotnisko. Wykupiła bilet do Katmandu i przespała w wygodnym fotelu całą drogę. Była bardzo zmęczona, więc ten krótki odpoczynek za wiele jej nie pomógł.
Po wylądowaniu, smutna i zamyślona przemierzała ulice, szukając jakiegoś w miarę dobrego hotelu do przenocowania. Przed jednym budynkiem zatrzymała się na chwilę. To był ten pamiętny bar, do którego dwadzieścia jeden lat temu jako dziewięciolatka zadzwoniła do ojca, po strasznej katastrofie, by ją stąd odebrał. Doskonale pamiętała to           miejsce, nigdy go nie zapomni. Kobieta stała i patrzyła                  wyczekująco, czując, jak zalewała ją fala smutku. Miała takie              wrażenie, jakby dzisiaj rozbiła się w górach, a jej matka zginęła. Czuła się w tej chwili jak małe, zapłakane dziecko – zupełnie jak wtedy, gdy oczekując pomocy, weszła do tego baru. Nie mogła przejść obok tego miejsca obojętnie.
Z ciężkim westchnieniem, wlokąc za sobą walizkę, weszła do pomieszczenia. Bar był zatłoczony głównie przez jakiś meneli, którzy woleli nocką posiedzieć przy piwsku niż pójść spać. Larę wzruszyło najbardziej to, że wygląd pomieszczenia się nie zmienił. Na środku, tak jak przed laty, stał wielki kominek, w którym buzował wesoło ogień, a lada ustawiona po prawej stronie, była lekko zakurzona.
- W czym mogę pomóc? – zapytała barmanka zza lady, widząc nowo przybyłą. Lara popatrzyła na nią zamyślonym, smutnym spojrzeniem i aż ją wcięło: przed nią stała barmanka, ale będąca już  staruszką, o miłej i sympatycznej twarzy. Croft nie miała wątpliwości, że dwadzieścia jeden lat temu to ta kobieta udzieliła jej telefonu, a następnie zaprowadziła na zaplecze, gdzie poczęstowała zmarzniętą dziewczynkę piernikami i gorącą herbatą. Gdy przyjechał ojciec, tak właśnie zastał swoją córkę: spała na zapleczu, okryta ciepłym kocem, z rączkami zaciśniętymi na kubku z rozgrzewającym napojem.
– W czym mogę pani pomóc? Zagubiła się pani? – Z natłoku wspomnień wyrwała Larę staruszka. – Dałabym głowę, że gdzieś już panienkę widziałam… - Rzekła jeszcze, patrząc na Larę przenikliwie. Croft pokiwała tylko głową.
- Ja też panią pamiętam… - Szepnęła. W tej samej chwili jakiś dwóch typków ustawiło się w kolejce, więc nie było szans na jakiekolwiek wyjaśnienia. Zresztą, Lara nie wiedziała, czy chce od nowa opowiadać wszystko staruszce, która najwyraźniej i tak pamiętałaby tamto zdarzenie.
Kobieta znalazła „wygodny” hotel i po wykąpaniu w gorącej                wodzie, położyła się spać. Musiała wypocząć przed ciężkim dniem, jaki czekał ją jutro.
Rano, szybko się ubrała w ciepłą bluzę, grube spodnie i ocieplane buty. Do plecaka zapakowała zimową kurtkę. Tam, gdzie się udawała, zima trwała wiecznie. Lara nie zjadła nic – nie miała apetytu. Czuła się dziwnie wychodząc z budynku. Po przeżyciu katastrofy przysięgła sobie, pomimo obietnicy danej Fay, że nigdy ale to przenigdy nie wróci już na miejsce wypadku. Teraz jednak była inna bajka: wiedziała, że musi, coś ciągnęło ją do tego miejsca. No i potrzebowała Mitu, a wierzyła, że odnajdzie go u Fay. Teraz poleci więc po raz pierwszy od katastrofy na miejsce zdarzenia. Nie było to miłe, lecz konieczne.
Lara i tak mimo wszystko zawahała się przed wejściem do samolotu, który był zarezerwowany tylko dla niej.
- Zapraszam. – Starszy mężczyzna, będący pilotem, otworzył przed nią drzwi. Miał miły uśmiech, który sam w sobie usypiał wszelkie                 podejrzenia, ale Lara zamyśliła się. Przypomniała jej się ta chwila przed laty, gdzie pilot także z milusim uśmiechem zaprosił ją oraz jej matkę do zajęcia miejsc. Wtedy też ufała temu człowiekowi, był przecież taki sympatyczny. I co się stało? Ten miły pan, którego nikt nie podejrzewał, był zwykłym samobójcą. Tuż nad szczytami Himalajów, celowo wyłączył silnik samolotu, by wszyscy runęli na twardą powierzchnię stoków górskich i się zabili.
- Boi się pani wysokości? – Lara wzdrygnęła się, bo mężczyzna, z którym miała lecieć, ujął ją delikatnie za rękę. – Proszę się uspokoić, zasłonię szyby, by nic pani nie widziała, dobrze? – Naprawdę był miły.
Lara nie była w stanie wytłumaczyć mu, że jej zachowanie nie jest spowodowane lękiem wysokości, którego przecież nie miała, tylko strasznymi przeżyciami z przeszłości. Usadowiła się na siedzeniu i od razu przymknęła oczy, udając, że była śpiąca. Jednak każde drobne zachwianie samolotu, każdy trzask, każdy szmer powodował, że zaniepokojona otwierała oczy i patrzyła na pilota. Lecz ten naprawdę nie miał na celu jej zabić.
Spokojnie wylądowali na równej powierzchni, na jednym ze stoków Himalajów. Lara ubrała zimową kurtkę, bo tutaj śnieg leżał do kostek. Nakazała pilotowi czekać na siebie, a sama ruszyła stromą ścieżką pod górkę. Im bardziej zbliżała się do miejsca, które znała tak dobrze, mimo że widziała je tylko raz w życiu, tym szybciej zaczynało bić jej serce.  
Z rozwianymi włosami, zarumienionymi policzkami, Lara stanęła na małej śnieżnej polance, otoczona tylko górskimi pasmami. Wiatr jęczał                 i skamlał, zupełnie jakby i on podzielał nastrój kobiety. Lara stłumiła łzy na widok przed sobą - wiedziała przecież, że w miejscu rozbicia samolotu musiały zostać jakieś odłamy. Nikt przecież tu nie zaglądał, by je zabrać. Tak też było.
Patrzyła drżąca i smutna na czerwony kawałek skrzydła, dalej na czarną nadpaloną płytę, która musiała być dwadzieścia jeden lat temu częścią ogona samolotu. Wokoło leżały także mniejsze części, dające wrażenie, jakby samolot rozbił się przed chwilą. I Lara czuła się tak samo. W uszach słyszała głos matki, potem trzask rozbijającej się maszyny… Coś strasznego. Croft na palcach podeszła bliżej szczątków maszyny, stąpając jak po Ziemi Świętej. Klęknęła. Z załzawionymi oczami trwała tak przez dłuższą chwilę w milczeniu, chcąc w ten sposób jeszcze raz uczcić pamięć swojej zmarłej matki. Wzięła do rąk odłamek z czerwonego                 skrzydła, zalewając się falą wspomnień. Doskonale pamiętała ten             dzień, jakby to było zaledwie wczoraj…

Wspomnienia Lary, część pierwsza…


Miała wtedy dziewięć lat i stała przed lustrem w przedpokoju. Obok niej, stały dwie fryzjerki i delikatnie odwijały z jej głowy wałki do włosów. Na dzisiejszy dzień matka zażyczyła sobie, by Lara miała kręcone włosy, a teraz non stop się denerwowała:
- Lara jeszcze nie gotowa? Na miłość boską pospieszcie się, Lara musi jeszcze włożyć kapelusz i buciki! – dramatyzowała, zapinając klamerkę od swoich czarnych pantofli na wysokich, francuskich obcasach.
Mina Lary wyrażała nie tylko wściekłość ale i zażenowanie.
- Jakbyś nie kazała mi zakładać wałków na noc, to teraz nie byłoby kłopotu – rzekła do matki znudzonym głosem.
- Cóż ty za bzdury pleciesz, Laro? Chciałaś iść do cioci w swoich prostych włosach? – Amelia nałożyła szminkę na usta. – Doprawdy, kochanie, powinnaś więcej przykładać wagę do swojego wyglądu. Komu jak komu, ale panience z tak dobrego domu, nie wypada źle wyglądać. – Odłożyła szminkę i podeszła do córki, by poprawić jej sukienkę. – Och, jaka szkoda, że włosy nie kręcą ci się naturalnie! Wyglądasz teraz tak uroczo! – Zachwycała się.
Lara natomiast jeszcze bardziej się skrzywiła.
- Mamo, czy ty nie widzisz, że wyglądam jak pudel? – jęknęła. – A ta sukienka? Jak dla małego dzidziusia! Przecież wiesz, że nie cierpię sukienek!
- Boże kochany, cóż za nieznośne dziecko z ciebie! – Amelia wstała zła z podłogi. – W ogóle nie zachowujesz się jak dama, ja nie wiem, masz wszystkiego pod dostatkiem: sukienki, buty, kapelusze, płaszczyki, a tobie jeszcze źle!
- Bo ja nie lubię wyglądać, jak jakaś… no kurde, jak jakaś lady z wielkiego dworu!!! – wrzasnęła Lara i wyszła z domu, zakładając ten cholerny kapelusz. Nienawidziła tych wszystkich falbanek, kokardek ani loczków na głowie. Matka wiedziała o tym, a mimo wszystko nie zwracała na córkę nigdy uwagi. Na siłę ją stroiła, pomimo jej oporów.
- I nie zwracaj się więcej takimi podwórkowymi tekstami, bo zabronię ci spotykać się z kolegami! – krzyknęła jeszcze Amelia za córką. – Cóż za dziecko, pewnie od tych chłopczurów nabrała złych nawyków… – Jęknęła do siebie, poprawiając fryzurę.
A „chłopczury”, z którymi ku zgrozie matki uwielbiała bawić się          Lara, stali właśnie na podwórku, czekając na nią. Na widok                dziewczynki, wspólnie zaryczeli gwałtownym śmiechem, aż trzymając się za brzuch.
- Ale wyglądasz, Lara!!! Ha, ha, ha, ale kieca!!! – rżał jeden.
- Jakie rajstopki do koloru, patrzcie, ha, ha, ha! – kwiczał i drugi.
- Dlaczego zamordowałaś pudla mojej siostry i włożyłaś go sobie na głowę?! – spytał trzeci.
- Czy to kapelusz twojej prababki?! – dopytywał się jeszcze jeden.
- Och, przestańcie!!! – wrzasnęła Lara podbiegając do nich w swej różowej sukience, rajstopach oraz bucikach. – Myślicie, że ja chcę tak wyglądać? Mi też to wcale nie pasi!!!
- To dlaczego nie włożysz spodni i jakiejś tam koszulki? – nierozumiał kumpel.
Odpowiedź była prosta.
- Bo mi matka nie pozwala - westchnęła Lara męczeńsko.      
- No, dobra. - Jeden z koleżków szarpnął ją za rękawek ozdobnej  sukienki. - Chcesz się pobawić?! – Usiłował wywrócić ją na trawę.
- Pewnie! – Dziewczynka z głośnym śmiechem odepchnęła kolegę i zaczęła go kopać. Zapewne by jej oddał i przyłączyliby się wszyscy do tej radosnej bijatyki, lecz na przeszkodzie stanął ojciec Lary – Richard.
- Ej, ej, bo mi ją uszkodzicie! – Roześmiał się i odsunął Larę od chłopczyków, z których najstarszy mógł mieć 11 lat. – Przyjdźcie się pobawić jutro, dzisiaj mamy mały wyjazd do rodziny – wyjaśnił.
- Dobrze, proszę pana. A, um… Lara, weź nam pożycz swój karabin, co? Jutro ci oddamy.
- Dobra, zaraz wrócę! – Lara w podskokach skierowała się do                dworku, zostawiając ojca z chłopcami. Koledzy uwielbiali jej tatę, zresztą jak ona sama. Tato zawsze opowiadał o takich ciekawych rzeczach                    i zawsze doskonale rozumiał Larę. Nie miał nic przeciwko temu, że lubiła chodzić po drzewach, nosić spodnie i bawić się z tymi chłopcami, na co matka zawsze kręciła nosem. No i tak jak ona nie lubił przyjęć.
Lara w podskokach wbiegła do domu.
- A ty dokąd? Już wychodzimy – oznajmiła Amelia, stając w progu.
- Jeszcze tylko pożyczę spluwę kumplowi! – odkrzyknęła jej Lara.
- „Pistolet koledze”!!! – poprawiła ją oburzona matka. – Na miłość boską, Laro, przestań używać takiego słownika! Nie mogę tego ścierpieć w twoich ustach! – Kobieta oparła się bezradnie o futrynę.
A Richard tylko się roześmiał.
- A widzisz, wygrałem! – Objął żonę ramieniem. – Mówiłem ci, że ona bardziej cieszyć się będzie z karabinu na kapiszony niż z paryskiej              lalki, jaką jej kupiłaś na urodziny.
Bowiem nie dalej jak parę miesięcy temu założyli się ze sobą, kto kupi lepszy prezent córce. Amelia wyjechała aż do Paryża po przecudną lalkę z prawdziwymi rzęsami i włosami razem z masą prześlicznych sukienek do kompletu: lala miała więc i kreacje wieczorowe, wizytowe, sportowe, a nawet chusteczki, futrzane mufki i płaszczyki obramowane gronostajem. A Richard poszedł do pierwszego lepszego sklepu z zabawkami i zakupił córce odstrzałowy karabin na kulki. I co się okazało? Lara od rana do nocy ganiała po dworze z zabawkową bronią, strzelając do czego się dało, a lalka wciąż leżała nierozpakowana w pudełku, kompletnie bezużyteczna. Lara była inną dziewczynką niż cała zgraja jej rówieśniczek. Richard już dawno to zrozumiał i nie próbował zmieniać jej na siłę, w przeciwieństwie do Amelii, która przy każdej okazji robiła z Lary wzorową damę.
- Ja nie wiem, co z tego dziecka wyrośnie… - Amelia przelotnie pocałowała męża w policzek i wyszła na dwór. Lara w podskokach dała karabin kolegom, obiecując pobawić się z nimi jutro, a sama z rozpędem wskoczyła do auta. Aż zakołysał się cały tył.
- Kiedyś nogi połamiesz. – Zażartował jej ojciec, patrząc na nią w lusterku i odpalając silnik. Obydwoje się roześmiali, w przeciwieństwie do Amelii, która w ogóle się nie ubawiła:
- Nawet tak nie mów, Richardzie! – krzyknęła zrozpaczona do męża. – Ty wiesz, co to by było? Jak by to wyglądało: dama o kulach? – Kobieta prawie jęknęła ze zgrozy.
Richardowi opadła kopara. No tak, Amelia, cała jego żona. Dla niej liczyła się tylko reputacja i dobra opinia wśród znajomych. Gdyby ich córka złamała nogę, dla niej nie byłoby ważne to, że mała musiałaby przejść serię bolących zabiegów oraz, że z trudnością by się                poruszała, tylko to, że podpieranie się o kulach nie robiłoby dobrego wrażenia. Richard westchnął. Dojechali pod dom krewnej, której dziesięcioletnia córka obchodziła dziś urodziny.
- No chodźże już i nie miej takiej skwaszonej miny! – szepnęła Larze Amelia i pociągnęła ją za rękę. Dziewczynka poczuła, że coraz bardziej jej matka traktuje ją jak jakiegoś rasowego psa w kokardach, którym wypada się pochwalić. Zresztą, cały czas traktowała ją jak małego pieska w koszyczku. Lara miała tego serdecznie dość. Nienawidziła                    bankietów, ciotek ani swojej kuzynki Mii, która dzisiaj obchodziła urodziny.
- Amelia! Richard! – Ciotka Emma wybiegła im naprzeciw. Była to dość pulchna dama w średnim wieku. – Nareszcie jesteście!
- Wybacz Emmo, lecz my nie zabawimy długo! – Amelia dwa razy cmoknęła swym umalowanym dzióbkiem powietrze, zamiast policzków cioci. – Jesteśmy umówione z moją przyjaciółką Rosy w Katmandu! Ty wiesz, że Rosy urodziła dziewczynkę?! Jej Claire ma już dwa                     latka, musimy ją zobaczyć! Więc razem z Larą po południu wylecimy do Katmandu, pozwiedzać trochę świata!
- Ah, to cudownie! Dziecko powinno się rozwijać! – Emma zaklaskała w ręce z uciechy, a następnie pochyliła się nad Larą. – A czyżby to była nasza kochana Lara? – zagruchała, jak do niemowlaka.
Lara skrzyżowała ręce na piersi:
- Nie, krokodyl – odparowała tekstem rodem z „chłopczurów z podwórka”. Koledzy byliby z niej dumni, ale po jej gadce ciotce zjechała mina, matka oblała się krwawym rumieńcem, a ojciec roześmiał się ubawiony.
- Nie będziesz się więcej bawić z tymi chłopakami z ulicy – szepnęła Larze na ucho Amelia stanowczym głosem. No cóż, przejrzała córkę na wylot, że to od nich Lara nauczyła się pyskować.
Ale mała Croft była zadowolona. Udało jej się zrazić do siebie ciotkę  i nie będzie musiała rozmawiać z nią na przyjęciu. Teraz czekała ją jeszcze jedna próba cierpliwości. Całą rodziną podeszli bowiem do              solenizantki, która nadęta i nachmurzona siedziała na kartonie od jakiegoś wielkiego prezentu.
- Och, mój ptysieczek z miodzikiem! – Amelia ucałowała nadętą Mię, która zajęta była wpieprzaniem słodyczy. Szczupłe ramiona Lary matki ledwo co oplotły grubą i owalną jak beczka posturę dziewczynki.
- Co? – Grubiańskie pytanie Mii.
- Och, moja kruszynko, sto lat!!! Wszystkiego naj…
- Co mi ciotka kupiła? – przerwała jej Mia, krzywiąc gębę napakowaną gumowymi żelkami.
- Och, tak, tak, ciocia kupiła ci coś extra, patrz jaka lala! Ta-dam! – Amelia wyciągnęła zza pleców ogromną lalkę, która Larze wydawała się obrzydliwa. A ta grubaska Mia wzięła ją na ręce swymi tłustymi łapami i z pełną gębą uśmiechnęła się do ciotki.
- Dzięki – powiedziała, a następnie głośno jej się odbiło.
- No, jaki kochany aniołeczek! – Dalej roztkliwiała się Amelia, ściskając dziewczynkę i całując jej umorusaną buźkę.
„Mia byłaby odpowiednią córką dla mamy” – myślała Lara ze              smutkiem, stojąc grzecznie obok. – „Nosi te obrzydliwe różowe sukienki, bawi się lalkami i mama nawet nie zauważa, jakie ma chamskie zachowanie i nawyki. Chciałaby mieć taką córkę jak ona, a nie mnie ”. Lara westchnęła głęboko i w tym momencie zauważyła ją Mia:
- Cześć, chudzielcu! – Przywitała ją, mierząc wzrokiem od góry do dołu. Aż na brodzie pojawiła jej się fałda tłuszczu, którą Amelia uznawała zawsze za rozkoszną. – Uważaj lepiej, bo jak będziesz taka chuda, to cię żaden facet nie zechce. – Przestrzegła kuzynkę i wlepiła wzrok w swoją matkę Emmę. – Mamo, nie ma już truskawkowych czekoladek? – zapytała.
- Nie ma kochanie, ale podjedz sobie jeszcze tych! – Emma nadstawiła dziewczynce pod nos cały karton kokosowej czekolady.
A Lara aż spąsowiała ze zdenerwowania:
- Lepiej ty uważaj, spasiona macioro, bo jak dalej będziesz tyle żreć, to ciebie właśnie żaden facet nie zechce! – wykrzyknęła, posługując się znacznie lepszymi słowami. - Zostaniesz starą panną, bo nawet pies z kulawą nogą by cię nie chciał!– oświadczyła na dobitkę.
- Spadaj, ty nędzna kreaturo! – Mia ze wściekłości wpakowała sobie do gęby całą kokosową czekoladkę. 
- Dziewczynki, spokój! – Amelia szarpnęła Larę za rękę, jakby to była tylko jej wina. – Rozmowa o mężczyznach nie jest adekwatna do waszego wieku! – oświadczyła wyniośle.
- Doprawdy? – spytała Lara celowo zmieniając głos na głupawy                          i wybałuszając oczy. – Och, mój Boże, jaki ten mężczyzna jest przystojny!!! Mmm jakie ciacho, zaraz się zakocham!!! – Jak w euforii złapała się za serce, patrząc na jakiegoś faceta przed sobą.
Lara odegrała to całe przedstawienie, by zrobić na złość matce. No i udało się.
- Twoja córka Amelio, wyrośnie na niezłą flirciarkę! – powiedziała ciotka Emma wszystkowiedzącym tonem.
- Na dziwkę. – Podsumowała Mia, dalej wpieprzając słodycze.
Dalszy przebieg dnia też nie był wesoły. Dorośli - bardzo wyrafinowane państwo, zamierzało wypić jakieś drinki w swoim dorosłym towarzystwie. Wysłano wiec dzieci do pokoju Mii, aby pobawiły się ze sobą i dały rodzicom chwilę swobody.
- Proszę cię Laro, bądź grzeczna i nie rozrabiaj. – Przestrzegła jeszcze Amelia swoją córkę, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi, zostawiając dziewczynki same sobie. Lara nachmurzona rozglądnęła się naokoło: do jasnej cholerki, czemu wszyscy myśleli, że małe dziewczynki lubiły kolor różowy?! Lara nienawidziła tego cukierkowatego odcienia, więc zbierało jej się na wymioty, gdy patrzyła na różowiastą farbę, na ścianach w pokoju kuzynki. Dywan też był różowy. „A niech mnie, fabryka lukru” – przemknęło Larze złośliwie przez głowę. - „Gdzie są chłopcy?” – Interesowało dziewczynkę. Lara przeszła się po „lukrowanym” pomieszczeniu, wypatrując osobników przeciwnej płci, patrząc przy okazji z politowaniem, jak te idiotki, jej kuzynki, zaczęły bawić się swoimi Barbie albo zabawkowymi naczyniami w gotowanie. Jak ona nienawidziła dziewczynek!!! Gdzie są jacyś chłopcy, do cholery?! A no tak, chłopcy są mądrzejsi, zapewne poszli robić już co innego i nie zostali zamknięci z tymi nudnymi ciamciami, które tylko lulały te swoje lale albo gotowały w garach zupę na niby.
Lara poczuła, że zbiera jej się na płacz. Stanęła bezradnie na środku „fabryki lukru” i chciała krzyczeć z rozpaczy. I wtedy stał się cud: na dworze rozległy się jakieś głośne śmiechy i krzyki. Dziewczynka wychyliła się przez okno i… Dostrzegła chłopców!!! Tak jak myślała, ci jak zawsze mieli genialne zabawy!!! Lara zafascynowana patrzyła, jak chłopaki radośnie biegają i wywracają się na trawę, leją po gębach i walczą na zabawkowe miecze.
Mała Croft w jednej chwili wybiegła z pokoju. Zza krzaków winogronu obserwowała chłopczyków, którzy okazali się być jej rodziną. Wyłapała, że ich zabawa polega na dwóch obozach: dobrych i tych złych. Teraz źli pokonywali dobrych. Dziewczynka w jednej chwili wyprężyła się             i jak przyczajony żbik skoczyła do jednego z przedstawicieli zła: runęła na niego całym swoim ciałem i przygniotła do ziemi.
- Pokonany!!! – zawołała triumfalnie.
Chłopaki otoczyli ją w kółku, śmiejąc się i patrząc z zaskoczeniem.
- I cóż, kuzynko Laro? – odezwał się jako pierwszy jej kuzyn Jimmy. – Po co tutaj przyszłaś?
- Chcę się z wami pobawić! – wyjaśniła Lara kuzynom, pomijając ich zaskoczone miny.
- Ty? – niedowierzał jakiś krewniak. – Założę się, że nawet nie potrafisz kląć! – zarzucił jej.
Więc Lara wzięła głęboki wdech i wystartowała z serią najokropniejszych przekleństw i wyzwisk jakie tylko znała. A było ich sporo, w końcu zadawała się z chłopcami z podwórka. Jej matka Amelia pewnie siadłaby na zawał słysząc, jakim słownikiem posługuje się teraz jej córka, za to kuzyni byli zachwyceni. 
- Dobra, możesz się z nami bawić! – Jimmy otoczył ją opiekuńczo ramieniem. – Tylko musisz wybrać sobie gang. Bawimy się w „Zbirów i Przestępców”, kim chcesz być?
Lara zamyśliła się.
- A co każdy z nich robi? – spytała.
- Przestępcy okradają banki, a zbiry mordują – wyjaśnił jej kuzyn.
- W takim razie będę zbirem! – oznajmiła dziewczynka radośnie.
W tym samym czasie, rodzicom tęskno się zrobiło za dziećmi. Głównie zaniepokojone panie poszły sprawdzić, czy w pokoju Mii dziewczynki grzecznie się bawią. Każda matka wzięła w ramiona swoją córeczkę, tylko Amelia stała na progu przygryzając wargi. Gdzie jest jej Lara? Czyżby wyszła do łazienki? Kobieta sprawdziła toaletę – ani śladu dziecka.
Zdążyła się już porządnie wystraszyć i właśnie miała zamiar iść do męża i bić na alarm, gdy zobaczyła coś, co zaparło jej dech w piersiach: grupa chłopców pędziła przez podwórko, by w całym pędzie przeskoczyć przez bramę i wylądować na drugiej stronie - czyli na ulicy. Za nimi biegła Lara, o wiele wolniej, gdyż jej ruchy zostały utrudnione przez falbaniastą sukienkę i rozpuszczone włosy. Ale to nie przeszkodziło roztrzepanej dziewczynce wspiąć się na bramę, dać szerokiego kroka i przełożyć nóżkę przez wysokie ogrodzenie. I znowu szyki popsuła Larze sukienka: różowy materiał zahaczył o wystający drut i kiedy dziewczynka miała zamiar lekko zeskoczyć na drugą stronę - zaplątała się, w wyniku czego dół sukienki został rozerwany, a dziewczynka w rzeczy samej główką w dół zleciała na ziemię. Co działo się dalej, Amelia nie widziała, bo akcja rozgrywała się po drugiej stronie bramy.
- Jezusie Maryjo!!! – Kobieta wyleciała z domu jak z procy i pognała przez podwórze za córką. Ku jej uldze, Lara była cała i zdrowa. Lecz jej wygląd… Pozostawiał wiele do życzenia.
Pani Croft opadły ręce. Jej córka, wesoła, z promienną twarzą, odrzuciła włosy do tyłu i śmiało spojrzała matce w twarz. Jej sukienka była podarta, włosy poplątane, a buciki zadarte.
- Mój Boże… Wyglądasz jak ulicznica… - Amelia nie miała już sił na nic. Lara roześmiała się:
- Za to cudnie się bawimy – odrzekła.
- Gdzie ty masz kapelusz?! – krzyknęła nagle matka Lary z innej beczki i złapała dziewczynkę silnie za rękę. – Czy ty się nigdy nie nauczysz, co dobre, a co złe?!! Nie wolno ci bez kapelusza wychodzić na takie słońce!!! Ile razy mam ci to powtarzać?!! Dlaczego zawsze przynosisz mi wstyd?!! – To mówiąc, pociągnęła małą za sobą. – Ja już chyba nie wytrzymam z tym dzieckiem!!! Za co mnie tak pokarało?!! Dlaczego inne dziewczynki bawiły się grzecznie w pokoju, a ty wyszłaś do chłopaków?!!
- Bo z chłopakami bawiłam się w zbirów!!! – usprawiedliwiała się               Lara, niechętnie biegnąc za matką truchcikiem.
- W zbirów, dobre sobie!!! Panienka Croft bawi się w zbirów!!! – jęczała Amelia, dochodząc już do swojego samochodu. – Dlaczego z dziewczynkami nie bawisz się w tych cholernych zbirów?!!
Lara podniosła oczy do góry.
- A widziałaś kiedyś zbira w spódnicy?!! – krzyknęła                 zdezorientowana. – No dobra – przyznała. – No dobra, wyjątkiem jestem ja, ale gdybyś mi nie kazała nosić tych ohydnych spódnic, to nosiłabym spodnie i byłoby okey!
- Dobrze, już dosyć tych wywodów Panno Impertynentko, koniec twojej kariery, wracamy do domu! – Amelia posadziła córkę na tylnim siedzeniu samochodu i przypięła pasami. – I nie waż się stąd wychodzić, Lara. Słyszysz, co mówię?
- Tak.
- Jak wyjdziesz, to dostaniesz szlaban na te wszystkie gorszące zabawy z kolegami, jasne?
- Tak.
Więc Amelia oddaliła się i poszła po męża z wiadomością, że natychmiast muszą wrócić do domu.
- Znów Lara narozrabiała? – domyślił się Richard.
- Nie inaczej – przytaknęła Amelia i obydwoje wsiedli do auta.
- Uspokójcie się obydwie – Richard odpalił auto. – Teraz pojedziecie na wycieczkę do Katmandu i wykorzystajcie te chwilę miło. To będzie wypoczynek, spotkacie się z waszą przyjaciółką Rosy i będzie fajnie. – Uśmiechnął się do obydwóch kobiet w samochodzie: jednej małej                     i nieszczęśliwej, a drugiej dorosłej i zrezygnowanej.
Richard nie wiedział, jak bardzo się mylił. Owa wycieczka do Katmandu, którą odbędą za niecałe pół godziny jego żona i córka, wcale nie będzie relaksem, tylko chwilą grozy. Ale oczywiście nikt o tym nie wiedział. Gdyby wiedzieli, to na pewno Lara w ten dzień nie pyskowałaby ani nie kłóciła się z matką, a Amelia nie czepiałaby się zachowania córki. Obydwie pewnie spędziłyby ten dzień nad wyraz miło i spokojnie, rozkoszując się tym, że dane im jest pobyć jeszcze jeden dzień razem.
Niestety, los zadecydował tak, że z wymarzonej podróży powrócić miała tylko jedna z nich. Powrócić miała ta, która teraz siedziała nachmurzona na tyle samochodu i z zaciętym wyrazem twarzy postanawiała, że do samolotu na pewno nie włoży żadnej sukienki.
- Ubierz się w co chcesz – poleciła Amelia córce, będąc już w dworku. Widać miała dosyć awantur na jeden dzień.
- Naprawdę mogę w to, co chcę? – zaskoczyła się Lara, ale uśmiechnęła się. Ubrała spodnie, lecz eleganckie: czarne zwężane u dołu z błyszczącym paskiem, aby zrobić przyjemność mamie. Na górę założyła białą bluzkę                i czarną kamizelkę. Spięła włosy wysoko i tak zeszła na dół.
- O mój Boże, dziecko kochane… - Amelia aż przystanęła na jej widok. – Wyglądasz tak dojrzale, jeszcze w tych ciuchach… Jak nastolatka, a nie dziewięcioletnie dziecko.
- Czuję się jak nastolatka, nie dogaduję się z rówieśniczkami – odparła Lara mądrze.
- Może faktycznie myliłam się co do twojego stylu… Dobrze ci w poważnym ubraniu. I do twarzy z uwiązanymi włosami. Eh, następnym razem też ubieraj sobie co chcesz.
Lara roześmiała się szczęśliwa i rzuciła matce na szyję. Dlaczego właśnie w czasie, kiedy zaczęły się dogadywać, Amelia musiała umrzeć?
Teraz obie szły przez lotnisko. Ich prywatny samolot już czekał.
- Poczekaj tu kochanie, sprawdzimy jeszcze tylko, gdzie się podział nasz pilot. – Amelia postawiła torbę obok samolotu i odeszła. Lara została. Zaciekawiona zaczęła obchodzić samolot, zadzierając głowę do góry.
- Wspaniała maszyna, co? – Obok niej stanął ciemnoskóry mężczyzna. Był dość przy kości, miał ciepły uśmiech i piękne brązowe oczy. Cały wyglądał jak wielki orzech.
- Taka sobie. – Lara wzruszyła ramionami.
- Gdzie twoja mama? Rozmyśliła się? – Mężczyzna zrobił zbolałą minę.
- O, nie. – Pokręciła głową dziewczynka – Chyba poszła pana poszukać.
Wielki orzech westchnął. Otworzył drzwi i mrugnął do Lary:
- Wejdziesz już? – zapytał.
- No. – Dziewczynka wskoczyła do samolotu z niechęcią. Nie chciało jej się odwiedzać żadnej ciotki Rosy ani jej córki Claire. Mimo tego, usiadła na foteliku i zaczęła zapinać się pasami. Pilot także usiadł już za stery:
- To, że się zapniesz niewiele pomoże. – Roześmiał się, widząc poczynania Lary. – Jeżeli samolot zleci i tak umrzesz.
Dziewczynka wytrzeszczyła oczy.
- Oczywiście, ten nie zleci! – uspokoił ją pilot. – Trzeba mu pomóc                    i wyłączyć silnik – szepnął sam do siebie, by mała nie usłyszała.
Tupiąc szpileczkami, matka Lary z rozwianymi włosami pod              kapeluszem, wpadła do samolotu.
- No ładna historia, polecielibyście beze mnie w tym momencie, gdy szukałam pilota, a ten siedział już w samolocie! – Roześmiała się, opadając na fotel.
- Ha, ha, ha – powiedział pilot bez cienia uśmiechu. – Gotowe na wielką podróż? – zapytał.
- No – odparła Lara bez przekonania, wkładając słuchawki do uszu.
- Jasne! – zakwiliła radośnie Amelia, rozsiadając się wygodnie.
- To dobrze… - Szepnął pilot z uśmiechem. – Bo to będzie zabójcza podróż. Lecimy na spotkanie śmierci, nie każmy jej więc za długo czekać. Do dzieła.

***
Tymczasem Lilly nie zamierzała darować Trentowi tego wybryku z uprowadzeniem Amelki. Gdy dziewczynka opowiedziała im o jakimś wujku szlag wie skąd, to kobieta od razu zaczęła podejrzewać Kurtisa, bo kto jak kto, ale to on przy ostatnim spotkaniu w Pradze groził Maykelowi, że ją zabije. A gdy Amelka, nie chcąc gorzej denerwować taty, oświadczyła tylko Lilly i to w tajemnicy, że wujek nazywał się „Kurtis”, to podejrzenia się potwierdziły.
 Rudowłosa nie zamierzała nic mówić bratu, bo najpewniej Maykel by wtedy zabił Kurtisa. Sama, jeszcze tej samej nocy co wrócili z nocnego klubu, znalazła się w hotelu (Amelka powiedziała, że wujek mieszkał w hotelu niedaleko, a w Surrey był tylko jeden) i z piekłem w oczach rozkazała w recepcji o podanie numeru pokoju Trenta. Recepcjonista nie zaprzeczył komuś, kto robił w FBI i pokazał odznakę, więc posłusznie wydał numer. Kobieta z siłą i prędkością huraganu wpadła do pomieszczenia na górze.
- Ouu… – Tylko tyle zdążył wyrazić swe zaskoczenie Kurtis, na widok błękitnookiej agentki, bo w następnej chwili Lilly przebiegła przez pokój i z całej siły przywaliła mężczyźnie w pysk. Aż chlasnęło.
- Odbiło ci?!! – wrzasnął Kurtis, lecąc na regał. – Wściekłaś się, czy jak?!!
- Ty jeszcze coś do mnie sapiesz?!! Jeszcze coś sapiesz?!! – I Trent dostał w twarz z drugiej strony. Tym razem zatoczył się na łóżko.
- Kuźwa, furiatko jedna jakaś!!! Powiedz, o co ci chodzi?!! Szaleju się nażarłaś?!! Furiatka jedna, no!!! Będzie mnie bić!!! – Złorzeczył Trent, wstając z łóżka.
- Następnym razem, to cię gnoju zabiję, rozumiesz?!! Odechce ci się porywań i głupich dowcipów!!! Twoje szczęście, zarozumiała szujo, że dziecko jest całe, bo własnoręcznie bym ci oderwała łeb!!! – krzyczała Lilly z rozwianymi włosami i roziskrzonymi oczami. Miała na sobie wciąż imprezowe ciuchy. Krótka wąska spódniczka i obcisła bluzka, której na dekolcie rozpięło się kilka guziczków. – I gdzie się patrzysz, ty zboczeńcu?!! – Kurtis nie zdążył się zasłonić – dostał po mordzie aż chlasnęło trzeci raz.
- Dobra, dosyć tego przedstawienia. – Mężczyzna zaśmiał się, rozcierając policzek. – W obronie braciszka tu się plujesz? A on co, nie ma jaj, aby tu przyjść i się ze mną rozmówić?
Lilly uśmiechnęła się nienawistnie.
- Gdyby Maykel się dowiedział, że ty za tym stoisz, to życia byś już nie miał. Tak by cię urządził, że pożałowałbyś, że w ogóle się urodziłeś.
- Doprawdy? – Kurtis zacmokał. – A cóż by on mi zrobił? Wsadziłby mnie do kryminału?
- Uważasz, że ta opcja jest bardzo zabawna? – Z Lilly twarzy dalej bił cwaniacki uśmiech. – Porwanie zaszło? Zaszło. Wiemy, co robiłeś Amelce? Nie wiemy. Więc można uznać, że porwałeś ją dla własnych celów. A sądząc po twoim zachowaniu – śmiało można stwierdzić, że jesteś zboczony i niezrównoważony psychicznie. A dla gwałcicieli, wariatów                     i pedofilów paragraf się znajdzie.
Kurtis wyglądał jak ktoś, kto zgubił coś bardzo cennego.
- No co ty… Lilly… Ty uważasz, że ja bym mógł ją… - Nie przeszło mu przez gardło nic więcej. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Porwał Amelkę dla głupiej hecy, a wychodzi na to, że dla własnych korzyści. Czy oni powariowali?!! Czy Lilly mówi to serio?!! Kurtis zdał sobie nagle sprawę, że jeżeli Maykel by wniósł sprawę o to do sądu, to faktycznie, Trent miałby jednym słowem przejebane. Komu by uwierzył sąd? Agentowi FBI czy Kurtisowi Trentowi, który akta miał zawalone od góry do dołu? Z głupiego dowcipu mógłby pójść siedzieć jak nic z dobre dziesięć lat i to za niewinność, bo przecież nic dziewczynce nie zrobił. Ale o tym wiedział tylko on, no i Amelka. A ona jest już na tyle duża, że sama mogłaby odpowiadać w sądzie. I Maykel już na pewno powiedziałby jej, co ma mówić, aby Trenta pogrążyć.
- Nic nie mów Maykelowi – powiedział więc Kurtis do Lilly. Odechciało mu się żartów, gdy zdał sobie sprawę z konsekwencji jakie mogą nastąpić z jego czynu.
- Nie powiem – zgodziła się Lilly. – Ale pod jednym warunkiem.
- Pod jakim?
- A pod takim, ze odwalisz się od związku Lary i Maykela. Przestaniesz im wchodzić w drogę, jaśniutkie?
Kurtis odwrócił się.
- Ale ja ją kocham, Lilly – szepnął, mając Larę na myśli. – A ten cham wrednie mi ją odebrał.
- Wcale nie – zaprzeczyła Lilly łagodnie. – Maykel to tylko przypadek. Zrządzenie losu. Traf. Był wyborem Lary. To ona sama zadecydowała z kim chce być i… Nie możesz jej za to winić.
- Przecież jej nie winię – wyjaśnił Trent cierpliwie. – Winię cały czas tego świra Rouglasa.
- Za głupi jesteś, abym z tobą gadała! – prychnęła Lilly i oddaliła się do drzwi. – Pamiętaj: jeszcze tylko jeden jakiś głupi numer, a już ja się postaram, abyś się usadził na dupie.
- Czekaj, czekaj. – Mężczyzna odwrócił się od okna z nowym błyskiem w oczach. – Już idziesz? Ja jeszcze nie skończyłem!
- Czego jeszcze chcesz? – burknęła Lilly, zapinając guziczki od obcisłej bluzki, bo dopiero skapnęła się, że były rozpięte.
- Ciebie – brzmiała krótka odpowiedź.
- Co? – Nim Lilly zdążyła zareagować, Kurtis znalazł się przy niej i wpił swoje usta do jej, gorąco całując. Widząc, że kobieta będąc w głębokim szoku nie reagowała, Trent objął ją mocno, aby nie przyszło jej do głowy czmychnąć. Trzeba przyznać, że zniosła to cierpliwie, a na dodatek ku radości mężczyzny – oddawała mu pocałunek. Po pewnym czasie, rozanielony Trent odsunął ją od siebie, by spojrzeć na jej twarz. No i tu się niemało rozczarował. W błękitnych oczach Lilly nie było ani śladu żadnego podniecenia, a jej mina wcale nie wyrażała zadowolenia.
- Wiesz co? – powiedziała tylko sceptycznie, ponownie zapinając guziki, które Kurtis zdążył na nowo rozpiąć. – Znajdź se jakąś laskę, bo dobrze całujesz.
- Już znalazłem. – Trent złapał ją za rękę.
- Yhm, nie radzę. – Lilly zapięła w końcu guziki i poprawiła włosy. – Mój mąż jest strasznie nieprzyjemny dla takich, co mnie podrywają.
- Zawsze możesz wziąć rozwód – doradził jej Kurtis.
- Zrobię to, kiedy świnie zaczną latać – oznajmiła rudowłosa, kierując się do wyjścia. - Oszczędzaj prąd. – Pouczyła go jeszcze, gasząc światło i wyszła za drzwi, jakby nic się tu nie stało.
CDN 

6 komentarzy:

  1. Lilka11
    Wysłany 19.11.2010 o 21:01
    Pierwsza!Kurtis jest niezrównoważony psychicznie, wygaduje pierdoły, że kocha Larę, ale całuje Lilly. Uwielbiam Kurtisa, dosłownie kocham jego niebieskie oczy, jego niesforną grzywkę i seksowny zarost i nigdy nie wyobrażałam sobie Lary z kimś innym niż on, ale Ty, w swoim opowiadaniu zrobiłaś z niego psychicznego potwora! Trencioch zaskakuje mnie coraz bardziej, chociaż lubię go także jako alkoholika, palacza czy erotomana. Porwanie dziecka, zabicie psa, strzelanie do Maykela, wyznawanie miłości do Lary a całowanie Lilly – to przegięcie, koleś ma nie po kolei pod kopułą klepki poukładane, trzeba by go zreperować w jakimś psychiatyrku.Dla mnie rozdział bomba, wspomnienia Lary fantastyczne, szczególnie jej dogadywania i zabawa z kuzynami xD rozdarcie sukienki. Oj, mała huliganica :D Pozdrawiam, u mnie niedługo next, za wygląd nie dziękuj, jest świetny :) ) ;***Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. UlaCroft
    Wysłany 20.11.2010 o 10:35
    Ja poprostu nie wytrzymam psychicznie! Ty się weź za pisanie książki, bo sprzeda się w 30 mildiardowym nakładzie! Jesteś genialna! Nigdy nie wymyśliłabym, żeby Kurtis zakochany w Larze po uszy całował się z kimś innym! Zresztą… Tak sobie myślę, że te wspomnienia Lary to był tylko tekst, aby przedłużyć rozdział. Ale i tak wyszło ci świetnie! Wczoraj zerknęłam o 20 na twojego bloga i był już nowy rozdział, ale byłam zbyt zmęczona by czytać. A dziś… Nie, no poprostu… Mam już prawie gotowy rozdział u siebie, więc po połodniu najpóźniej powinien być dodany. Tylko się zastanawiam czy 3 strony w Wordzie to nie jest trochę za mało, jak na twoje i Asi wymagania. Coś jeszcze dopiszę. PS. Asia to moja koleżanka z klasy. Czyta mój blog, bo uwielbia książki. Twój nie wiem, może też czyta, a jeżeli nie, to ja zawsze w szkole jej opowiadam co było w nowym rozdziale. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pati-Ann
    Wysłany 20.11.2010 o 13:43
    Dziękuję dziewczyny za wszystkie pochwały, bardzo mi miło;-* Tak się cieszę, że czytacie te rozdziały, dzięki wam wiem, że warto pisać;-* Pierwsza była Lilka, więc to jej odpowiem pierwszej: „Kurtis jest niezrównoważony psychicznie, wygaduje pierdoły, że kocha Larę, ale całuje Lilly.”Hehhe to prawda, zrobił się strasznie niezrównoważony psychicznie o czym napisałaś, o porwaniu dziecka, zabiciu psa itp. ;-) Ale ta akcja z całowaniem Lilly była raczej chęcią zrobienia na złość całemu światu;-) W tym opowiadaniu Kurtis kocha Larę naprawdę, do Lilly natomiast nie czuje totalnie nic, postrzega tylko, że jest ładna i tyle mu wystarczy. Kurtis jako kochający Larę jest zazdrosny dosłownie o wszystko, a najwięcej o jej innego faceta. To z miłości dostaje szału i bije mu na dekiel;-) Jest już do tego stopnia zdesperowany, że całuje Lilly chcąc udowodnić najwięcej sobie, że wciąż podoba się kobietom i skoro Lara ma innego to i on może mieć każdą jedną;-** Teraz Uli: „Zresztą… Tak sobie myślę, że te wspomnienia Lary to był tylko tekst, aby przedłużyć rozdział.” Wcale nie!!! Nie muszę się starać o przedłużanie rozdziałów jakimiś tekstami, wręcz zawsze mam odwrotny problem: ich skracanie. Rozdziały lekko wychodzą mi po 10 stron w Wordzie, dlatego później muszę je usuwać i dzielić na kawałki. Tak samo jak teraz, gdybym chciała tymi wspomnieniami tylko przedłużyć, to nie znalazłabyś „Wspomnienia Lary” w tytule. Dla mnie jej wspomnienia są ważne, bo naświetlają jakie kontakty miała z matką nim ta zginęła a sam opis katastrofy, który zostanie opisany w kolejnym rozdziale przybliży postać oraz znaczenie Fay. ;-) Raz jeszcze dziękuję za ciepłe słowa;-*

    OdpowiedzUsuń
  4. UlaCroft
    Wysłany 20.11.2010 o 18:36 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
    No dobra, teraz mnie przekonałaś!

    OdpowiedzUsuń
  5. gosia10
    Wysłany 23.11.2010 o 22:07
    Dobra… Będzie hasełko^^, Skojarzeń jest wiele do tego słowa… (chociaż jak zwykle mi to tylko to w głowie ;d)Ostrzegam, że komentarz będzie jeszcze dziwniejszy niż zwykle:PZaczynamy.Akcja: * Zauważyłam, że fotel to MEBEL bardzo często używany w opo. Każdy z bohaterów musi siedzieć na fotelu xD Oj ale mniejsza z tym;p * Ej a mam pytanie. O której ten hotel do którego Lar się wybrała jest ZAMYKANY? Bo wiesz.. Zawsze dla towarzystwa kobieta może se zaprosić kogoś… No już nie narzucam kogo ale.. To chyba jasne.. * Oj szkoda mi trochę tej biedaczki która tak wspomina tę przeszłość. trzeba przytrzasnąć DRZWIAMI paluchy złych wspomnień i się odwalą!:P (to taka jakby mini rada dla postaci fikcyjnej^^.)* Najgorszy to był ten strach przed wejściem do prywatnego samolotu. I ten uśmiech pilota… Złowieszczo…xD * Ale nawiązując teraz jeszcze raz do mebla powyżej. Czy fotel nie jest UŻYWANY przypadkiem DO tego aby na nim siedzieć a nie s.r.a.ć po g.aciach jak to Lara.. Przecież zachwianie samolotu nie oznacza od razu katastrofy a Lara to pewnie ma już czekoladowo na siedzeniu xD( koniec jaj:PP)* A co do plecaka to on służy do PRZECHOWYWANIA apteczek, telefonów, naboi i innych p.ierdół wliczając również takie coś jak sprzęt do wspinaczki! Ja dobrze pamiętam jak wyglądała runda w Himalajach w Legendzie! Ku.pa ostrych górek i ślisko i ogółem niebezpiecznie!:P Ty chyba chcesz ją zlikwidować na dzień dobry:)) (chodzi mi o Lar.). * A teraz wspomnienia:)) Widziałam RÓŻNe(YCH) dzieci ale tak pyskatego g.ównia.rza jak Lara to nie xD Myślałam że mała hrabianka była odrobinę bardziej dziewczęca. Nie wiedziałam, że używała już za młodu takich PRZEDMIOTÓW jak karabinek.^^ A Richard wypadł świetnie.. Zawsze uważałam, że to ojciec jest bardziej surowy. A tu takie jaja xD Mamuśka Amelia to wielka dama. Richard NP. nie ochrzaniał małej Croftównej za to że rozdarła kieckę!:P Aj szkoda mi słów na te wyrodną matkę!:P UBRANIA jak u lalki barbie.. fuj…. To przecież katorga dla Lary xD No cóż… Cieszę się że chociaż przed śmiercią Amel zmieniła się tę odrobinkę:PPNo kochana to by był koniec tego komentarza… A co ja za g.łupoty gadam!:) Jeszcze to: Nie mogę się doczekać co będzie w nast. sobotę:)) – bez tego nie ma niczego!!:P [Ale beznadziejnie pisze mi się na klawiaturze od laptopa.] No dobra czekam moja droga na tę cz. 2…. :) )) I mam nadzieje że dało się coś wyczytać z tak gł.upiego koma xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Spis treści