Było wczesne rano, gdy Lara się obudziła.
Leżała już w swoim łóżku, okryta kołdrą i z głową na poduszce. Zaspana zeszła
na dół, spotykając krzątającą się ekipę.
- Co wy robicie? – spytała przebiegającą przez
korytarz Lilly. Nim ta zdążyła odpowiedzieć, zrobił to Maykel, całując ją w
policzek.
- Praca, kochanie – wyjaśnił. – Musimy jechać
zrobić dochodzenie, jakiś facet zamordował swoją żonę, trzeba pojechać na
miejsce zdarzenia.
- Aha, no to… No to dobrze. – Lara przetarła
zaspane oczy.
- A wszystko w porządku? – zapytał troskliwie
Maykel, nawiązując do poprzedniej nocy. – Bo wiesz, boję się trochę cię
zostawiać samą…
- Nie jestem dzieckiem, Maykel! – fuknęła mu Lara i
poszła sobie, nawet się z nim nie żegnając.
- Kobiety – cmoknął Rob i klepnął osłupiałego
Maykela w ramię. – Musisz się przyzwyczaić do ich zmiennego humorku.
- Będę musiał – odparł Maykel i wszyscy wyszli na
zewnątrz.
Na miejscu porobili parę zdjęć, coś tam
pozapisywali, aż tu nagle zaofiarowała się inna ekipa, dopiero początkująca, że
zajmie się tym śledztwem. Z chęcią więc oddali pałeczkę tamtym i ruszyli do
domu.
- Maykel – powiedział Sven, siedzący obok Maykela.
– Do willi Lary jedzie się w tamtą stronę, coś ty, zgłupiał człowieku?
- Muszę jeszcze coś załatwić – mruknął Maykel i
zatrzymał auto przed szpitalem dla zwierząt.
- Aha – każdy zrozumiał o co chodzi i nie miał nic
przeciwko.
- Czy jest lepiej? Jakaś poprawa? – zasypał
pytaniami Rouglas weterynarza, ale ten tylko westchnął ciężko.
– Nie, nie jest lepiej. Jest gorzej, sto razy
gorzej. To już jest w zasadzie agonia. – Lekarz otworzył jakieś drzwi i obaj
mężczyźni weszli do środka. Na kozetce leżał pies, wychudzony, zmarnowany.
Spał, ale skamlał z bólu nawet przez sen. Z niegdyś wesołych, kochanych oczu
Jenny spływała teraz ropa razem ze łzami. Jej ciało przechodziły bolesne
drgawki. Oddech był płytki i bardzo nierówny.
- Ona nic nie słyszy, nic nie widzi, nic już nie
je, nie pije. – Wyliczał doktor, stojąc obok. – Zdycha już od wczoraj, gdy pan
ją tu przywiózł. A teraz dodatkowo z głodu i pragnienia Jest więc sto razy
gorzej, bo strasznie się męczy. Chciałby pan tak leżeć kompletnie bezużyteczny,
jak wrak?
- Nie – szepnął Maykel.
Lekarz pokiwał głową ze smutkiem.
- Czyli usypiamy? – spytał po chwili.
- Tak. – Maykel usłyszał swój własny głos, który
echem rozszedł się po ścianie – Proszę ją uśpić.
- To mądra decyzja. – Lekarz uścisnął serdecznie
rękę Maykelowi, któremu i bez jego współczucia i tak było ciężko. Biedna jego
mała Amelka! Pamiętał nawet, jak Julka przyniosła do domu Jennę, małego,
porzuconego szczeniaka i jak ją razem wychowywali. Amelka… najbardziej martwił
się właśnie o nią, co jej powie? W wyobraźni już widział smutną i zapłakaną twarzyczkę córeczki.
- A tak między nami. – Weterynarz otoczył Maykela
ramieniem, gdy znaleźli się już na korytarzu. – Czy miewa pan jakiś wrogów?
Maykel uśmiechnął się.
- Moje nazwisko Rouglas. – Przedstawił się.
- Ah! – Doktora aż wmurowało. – FBI… Nie wiedziałem.
– Zaskoczył się. – Oczywiście znam pana z nazwiska, więc to było głupie
pytanie. W tym zawodzie niełatwo nie mieć wrogów, prawda?
- Prawda – potwierdził Maykel.
- W takim razie, ktoś otruł panu psa – oznajmił
weterynarz. - Być może z zemsty, być może z zazdrości, bo to był nadzwyczajnie
piękny husky.
Maykel stanął osłupiały.
- Tak, tak. – Kontynuował lekarz, widząc zaskoczoną
minę mężczyzny. – Badania wykazały, jaki to był typ trucizny. Ciężko ją
normalnie dostać. Pies nie znalazłby jej sam i tym bardziej by jej nie zjadł. Ktoś
musiał dosypać mu ją do jedzenia. – Weterynarz westchnął ciężko. – No nic,
muszę lecieć zrobić obchód.
- Dziękuję. – Maykel odwrócił się, zastanawiając
nad słowami doktora.
Mężczyzna zszedł smutny ze
stopni. Czekał go ciężki powrót do domu. Amelka zaraz zacznie wypytywać co z
psem, dlaczego go nie ma. Maykel nie miał już zamiaru dłużej jej okłamywać.
Poczuł, że naprawdę bardzo potrzebuje w tej chwili Lary obok siebie, jej
czułego uśmiechu i jej objęć. Wsiadł do auta, zatrzaskując silnie drzwi.
Rouglas po przyjeździe do rezydencji,
starał się unikać córeczki. Na wstępie nie chciał jej pogrążyć w rozpaczy.
Potrzebował teraz jak najszybciej spotkać się z Larą, powiedzieć jej wszystko.
Ale w dworku nikt jej nie widział od dłuższego czasu. Zaniepokojony Maykel
wyszedł więc na ogród. I jakież było jego zdziwienie, gdy…
- Kochanie, co ty robisz? – Podszedł do Lary.
Kobieta ubrana była w jakąś bluzkę na ramiączkach, spodenki, a na rękach miała
gumowe rękawiczki. Zamaszyście wyrywała trawę spod drzewek.
- Nie widać? – Burknęła niezbyt przyjemnie, nawet
na niego nie patrząc.
Jeżeli Maykel spodziewał się gorącego powitania, to
grubo się mylił, że takie dostanie.
- Ale… - Zawahał się. – Ale co to, ogrodnicy
dzisiaj zastrajkowali czy jak? – spytał, nic już nie rozumiejąc. Croft
gwałtownie podniosła głowę, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.
- A co ty sobie wyobrażasz?! – zawołała i odrzuciła
wyrwaną trawę na bok. – Może mi we własnym ogrodzie nie wolno wyrywać trawy,
co?! Może mi zabronisz?!
- Kotku, spokojnie. – Uspokoił ją Maykel.
- Daruj sobie to „kotku”!!! – parsknęła, jeszcze
gorzej rozwścieczona. – Powiedz mi od razu, że uważasz mnie za jakąś
nienormalną, no, powiedz to!!!
- Lara, co ci odbiło? – Chciał wiedzieć mężczyzna,
już naprawdę zaskoczony.
- Mi nic! Ale ty powiedz lepiej, czy chwaliłeś się
dzisiaj koleżkom z pracy, że masz opętaną narzeczoną, co?! Mieliście niezłą
zwałę?!
To już były ponad siły człowieka, który nigdy nie
rozpowiadał niczego, co działo się w jego prywatnym życiu.
- Co się dzieje z nami, zostaje tylko między nami!
– Zaznaczył dobitnie. – Nie mam potrzeby chwalenia się nikomu!
- Ta, jasne!!! – wrzasnęła Lara i cisnęła
rękawiczkami o ziemię. – Już nie udawałbyś niewiniątka!!! – Z tymi słowami
kobieta oddaliła się i jak huragan wpadła do dworku.
- Panienko, obiad podany – zaprosił Winston bardzo
grzecznie i delikatnie, bo widział w jakim nastroju była Croft.
- Nie będę jadła!!! – krzyknęła, wchodząc na schody.
– Sam se zeżryj te pomyje, co je gotujesz, stary dziadu – mruknęła do siebie,
czego Winston na szczęście nie usłyszał. Z rozmachem zatrzasnęła drzwi do
swojego pokoju, które omal nie wyleciały z zawiasów.
A na korytarzu pojawiła się Amelka.
Była smutna, taty ciągle nie było, Lara miała zły nastrój i nie było nawet psa,
aby się przytulić. Maleństwo potrzebowało wsparcia, poznało już, jak fajnie
mieć mamę, która zawsze przytuli, szepnie miłe słówko, pocałuje. Amelka
tęskniła już za pieszczotami, jakimi obdarzała ją Lara, dlatego pomijając jej
zły humor, weszła do jej pokoju. Lara leżała na łóżku, z twarzą w poduszce.
- Lara… - Amelka dotknęła jej ramienia swą pulchną
łapką.
- Co? – burknęła kobieta i oderwała się od
poduszki.
- Czy drzewa mają kolor czarny? – Musiała wiedzieć
malutka.
- Co? Jaki kolor czarny? Zgłupiałaś?! – Croft
podnosła głos na dziecko. – Widziałaś kiedyś czarne drzewo?! Nienormalna jesteś
jakaś! – podsumowała ją.
- No, ale w nocy są czarne… Czemu? - Nic już Amelka
nie rozumiała. Patrzyła na Larę błagalnymi oczkami, które już same w sobie
mówiły „przytul mnie”.
Ale Larze ani w głowie było teraz obejmować
dziewczynkę. Zerwała się z kanapy.
- Musisz mnie teraz denerwować, pusty dzieciaku?! –
krzyknęła na Amelkę. – Następnym razem, jak będziesz tu włazić i zadawać mi
takie pytania z dupy wysnute, to najpierw zapukaj do drzwi!!! Rozumiesz?!! – Usta
dziecka wygięły się w podkówkę, a oczka zaszkliły się łzami, co doprowadziło
Croft do prawdziwego szału. Pociągnęła dziewczynkę silnie za ramiona. – Czy ty
zawsze musisz wyć, gdy coś się do ciebie mówi, płakso jedna?!! Pytam się?!! Już
mam dosyć tego twojego cholernego płaczu, bekso!!! – Lara wybrała zły moment na
karanie dziecka, tym bardziej za nic, bo w drzwiach stanął Maykel. W przeciągu
światła znalazł się przy kobiecie i silnym ciosem odepchnął ją na bok,
odsuwając od swojej córki, która płakała teraz naprawdę bardzo głośno.
Maykel był wkurzony. Nie dosyć, że
zawsze tak strasznie cierpiał, gdy Amelka płakała, nie dosyć, że jeszcze miał dla niej takie złe nowiny, to
jeszcze Lara zaczęła świrować i ją bezpodstawnie krzywdzi!!!
- Co ty tu odwalasz, do jasnej cholery?!! – krzyknął
więc i zmroził Larę wzrokiem, gdy Amelka wybiegła już z pokoju.
- Ho, ho, jaki zdenerwowany tatuś!!! – Kobieta dyszała
wściekle. – Powinieneś nauczyć ją rozumu!!! Bo twoja córka nie ma go ani za
grosz!!! – ogłosiła.
- Aha. – Maykel włożył ręce do kieszeni spodni. –
Aha, czyli robimy już podziałkę, tak? Do tego doszło? Do Amelki już się nie
przyznajesz, już jest tylko moją córką, tak?
- A co, dziwne?! – Lara nienawistnie popatrzyła na
Maykela. – Ze mną jej przecież nie robiłeś! – Zauważyła już naprawdę okropnie
chamsko i brutalnie.
Maykel poczuł się, jakby go
spoliczkowała. Opadły mu ręce. Nikt nigdy w życiu nie obraził go tak bardzo,
jak teraz Lara swoimi słowami. Nie miał już nic do powiedzenia kobiecie, którą
uważał za swoją narzeczoną. Opuścił pokój bez słowa.
Nie wiedział, co zrobić, by się
uspokoić. Małomówna i cicha Amelka po takiej akcji będzie pewnie całe
popołudnie dochodzić do siebie, nim zacznie na nowo się bawić i uśmiechać.
„Pięknie się zaczyna nasz pierwszy dzień życia ze sobą” – pomyślał Maykel
wściekły i skierował się do kuchni, gdzie usiadł za stołem i schował twarz w
ramionach. Czuł, że z Larą oddalali się od siebie coraz bardziej, zamiast
przybliżać. Nagle, przed twarzą podenerwowanego mężczyzny pojawił się kubek
mocnej, dobrze zaparzonej kawy.
- Dziękuję. – Maykel podniósł oczy na Winstona.
Staruszek uśmiechnął się ciepło. Choć z początku nie przepadał za Rouglasem,
tak teraz bardzo go polubił.
- Ehh… – Westchnął ciężko i usadowił się na
krześle, naprzeciwko Maykela. –
Myślałem, że jak zwiąże się z tobą, to wszystko będzie dobrze – rzekł, mając Larę na
myśli. – Taka szczęśliwa zawsze była, gdy obok niej byłeś. – Wbił oczy w
Maykela.
- Wiem. – Maykel pokiwał głową i napił się kawy. –
Ja jej chyba nie zrozumiem.
- Bo kobiet nie idzie zrozumieć. – W drzwiach
stanął Zip, by po chwili dołączyć się do panów siedzących za stołem. – Spójrz
na mnie, Maykel. – Wskazał na siebie. – No niczego mi nie brakuje, jestem
przystojny, fajny, seksowny, inteligentny, zabawny i co? Laski na mnie nie
lecą! – Rozłożył bezradnie ramiona.
- Skąd wiesz, że nie lecą? – spytał Maykel, pełen
wątpliwości.
- A weźmy dla przykładu Cornelię. – Zip skrzyżował
ramiona. – Chciałem się o nią postarać, oglądałem z nią filmy, pokazywałem jej
gry na kompie, a ona co? – Zip pstryknął palcami. – Wybrała tego krętacza
Trenta, zamiast mnie, porządnego faceta!
Maykel darował sobie odpowiedź, że dla
kobiety to chyba za mało, jak się ogląda z nią filmy albo gra na kompie, bo nie
miał zamiaru dzisiaj nikogo pouczać. Jego związek też się obecnie walił.
- A bo takie są kobiety właśnie. – Zgodził się z
kumplem.
Zadowolony, że znalazł poparcie u
Maykela, Zip zaczął coś tam nawijać, jakie to życie jest niesprawiedliwe. Ale
Maykel już tego nie słuchał, bo zainteresowało go, gdzie właściwie podziała się
Cornelia. Nie widział jej cały dzień, nawet nie była z nimi na porannej akcji.
Doszedł do wniosku, że dziewczyna pewnie cały dzionek płacze w poduchę,
opłakując swoją nieszczęśliwą miłość i Kurtisa, który odszedł, a ją zostawił.
Nie miał zamiaru jednak dzisiaj nikogo pocieszać, sam tego potrzebował
Był późny wieczór, gdy wszedł do Lary
pokoju. Nie miał zamiaru odezwać się do niej, lecz ustalone było, że pokój ten był
ich wspólnym, więc zamierzał się wykąpać i wcześniej położyć spać. Lara też nie
zamierzała skończyć ze swoimi dzisiejszymi fumami. Nie patrząc na niego, demonstracyjnie przeszła obok i
zatrzasnęła drzwi od łazienki. Po chwili jednak, z powrotem wróciła do pokoju i
ze słowami:
- O nie, na pewno nie będę sama się kąpać w
łazience. – Pociągnęła Maykela za sobą. Lecz pomimo, że mogłaby, atmosfera w
łazience w ogóle nie była przesycona seksem. Lara siedziała w wannie,
odbębniając rytuał kąpieli, a Rouglasa kompletnie ignorowała, jakby wcale go
nie było. On natomiast siedział na trzy metry od niej i patrzył na nią
kompletnie bez cienia jakiegokolwiek uczucia na twarzy. Traktowali się jak
powietrze.
Ale najgorsze wydarzyło się, gdy wyszli
z łazienki. Kobieta z nerwami zerwała z łóżka Maykela poduszkę i cisnęła ją na
podłogę.
- W domu jest 260 pokoi, możesz sobie wybrać jakiś
do spania! – krzyknęła i to samo zrobiła z kołdrą.
-
Świetnie! – warknął Maykel i już miał zamiar się wycofać do wyjścia.
-
Aha i jeszcze jedno! – Zatrzymała go Lara. – Myślę, że to na dłuższą metę nie
będzie miało sensu! – oznajmiła.
-
Co nie będzie miało sensu? – Maykel chwilowo nie zrozumiał, ale zaraz dotarło
do niego to, o czym mówiła Lara. – My? Uważasz, że nasz związek nie ma sensu? –
spytał dla pewności.
-
Tak, nasz związek nie ma sensu! – potwierdziła z sarkazmem.
I
wtedy Maykela trafił szlag i tak mężczyzna był spokojny przez cały dzień.
-
Faktycznie!!! – wrzasnął. - Nie ma sensu, a wiesz przez kogo?!! Przez ciebie!!!
Wszystko zniszczyłaś swoimi cholernymi humorkami, byś chociaż powiedziała mi, o
co tak dokładnie ci dzisiaj chodzi?!! Nie mam zamiaru na przyszłość, o ile
jakaś będzie, znosić twoich fochów!!!
-
Tak, zwal wszystko na mnie!!! – kłóciła się Lara. - A co do przyszłości, to nie
będzie żadnej, rozumiesz?!!
-
I gra gitara, wyrzuć ten pierścionek i zerwij zaręczyny!!! Będziesz miała
święty spokój!!! – Doradził jej mężczyzna.
Oczy
Lary zapłonęły złym blaskiem.
-
Dokładnie tak zrobię!!! – krzyknęła. – Tylko czekałam, aż to powiesz!!! – Pochyliła
się, aż włosy zasypały jej prawie całą twarz, usiłując usunąć pierścionek z
ręki.
Maykel stał w progu wściekle dysząc i
czekał, aż Lara ciśnie mu tym pierścionkiem w ryja i krzyknie „koniec z nami!” czy
coś w tym stylu. Ale się nie doczekał – szarpanina Lary z pierścionkiem trwała
zbyt długo, zniecierpliwiony wyszedł więc
i trzasnął drzwiami. Skierował się do pierwszego lepszego pokoju i
rzucił na łóżko. „Będę mieć dzisiaj w końcu spokój, czy nie?!” – Zastanawiał
się w myślach. Okazało się, że nie.
Nie minęło nawet 10 minut, gdy poczuł
obok siebie Larę. Kobieta otoczyła go ciepłymi ramionami, a głowę przytuliła do
jego pleców. Maykel wziął głęboki, uspokajający wdech. Nie miał zamiaru słuchać
jej przeprosin, o ile po to tu przyszła, ale też nie odtrącił jej od siebie.
Okazało się, że Lara miała jednak inną kwestię do omówienia.
- Maykel… - Rozległo się wkrótce w ciemnościach.
- Co? – odezwał się Maykel, niezbyt uprzejmie, bo
wciąż był urażony.
- Maykel ja… - Cichy głos Lary zawahał się. – Ja…
„No przeproś mnie wreszcie ” – pomyślał mężczyzna,
uśmiechając się lekko.
- … ja nie mogę zdjąć pierścionka. – Dokończyła
Lara drastycznym tonem.
To przebiło wszelkie bariery.
- Ty to masz tupet – stwierdził Rouglas z podziwem.
– Aby po takiej kłótni przychodzić tu do mnie i użalać się na to, że
pierścionek nie chce zejść. – Mężczyzna pomimo zdenerwowania roześmiał się. –
Boże, za co ja muszę słuchać takich rzeczy? - jęknął i schował twarz w
dłoniach.
- Dlaczego ty się denerwujesz? – zapytała Lara. –
Przecież na poważnie ci mówię: nie mogę zdjąć pierścionka!
Maykel odepchnął jej ręce od siebie i sam odsunął
się od kobiety.
- Nie martw się, kochanie. – Pocieszył. – Zaręczyny
zostaną przerwane, jeżeli mi
po prostu powiesz, że koniec z nami, więc problemu raczej nie masz.
Croft wstała i zapaliła światło.
- Nie zerwę z tobą, bo kocham cię, ty idioto!!! –
wrzasnęła na całe gardło.
No cóż, zapewnienie wyglądało na dość szczere.
- To w czym problem? – spytał Maykel, już
spokojnie. Lara o mało nie wyszła z siebie.
- No przecież ci mówię!!!! – krzyknęła, a następnie
podstawiła mężczyźnie pod nos swoją dłoń. – No proszę, śmiało – zachęciła.
- Co? – Maykel popatrzył na nią.
- No proszę, ściągnij mi pierścionek – wyjaśniła
kobieta i zmrużyła oczy.
Maykel, z westchnieniem zniecierpliwienia, ujął jej
rękę. Pierścionek osadzony był dość luźno, mężczyzna pociągnął go w dół. Bez
rezultatu. Jeszcze raz.
- Co jest do jasnej… - Czarnowlosy zaczął mocniej
szarpać pierścionek, ale ten tajemniczą siłą nie chciał zejść. – Do jasnej
cholery!!! – Maykel wstał, przycisnął rękę Lary do siebie i pochylając się,
ciągnął go już z całej siły.
- Aua! – krzyknęła Lara, dając do zrozumienia, że
jednak za mocno to robił. Ale mężczyzna nie zwracał uwagi na jej krzyki. Coraz
bardziej wkurzony, rzucił kobietę na lóżko, a sam wylądował na niej, podejmując
kolejne próby zdjęcia pierścionka. Croft pomijając powagę sytuacji, zaczęła się w końcu śmiać, leżąc
na łóżku pod Maykelem.
Akurat korytarzem przechodziła Lilly.
Zatrzymała się, bo z pokoju narzeczonych rozlegały się różnorakiej treści
piski, krzyki i chichoty. Popchnęła przymknięte drzwi zerkając do środka.
- Ops, sorki. – Automatycznie cofnęła się w tył,
widząc, że Maykel siedział na Larze, a ta kwiczała zalotnie i usiłowała się
wyrwać. – Zamykam drzwi, moi kochani! – Poinformowała
Lilly, uśmiechając się. – Bo czasami tędy przechodzi Amelka! – Skończyła gadkę
i wyszła na korytarz. – Ci to mają ognisty temperament – zaśmiała się do
siebie, znikając w swoim pokoju.
A Maykelowi z Larą już w ogóle nie było
do śmiechu. Znaleźli się w kuchni, gdzie mężczyzna wysmarował rękę Lary masłem
i ponownie zaczęła się szarpanina. Po piętnastu minutach, obydwoje usiedli na
podłodze, zgrzani, wściekli i totalnie bez chęci do życia. Naokoło nich leżały
narzędzia zbrodni, którymi usiłowali usunąć z palca pierścionek: noże, widelce,
kombinerki, a nawet łom. Bez skutku, zaręczynowy pierścionek nie schodził żadną
siłą.
- Te moje zmienne nastroje… Wściekłość… Choroba psa
(Lara nie wiedziała, że choroba Jenny
spowodowana była zaplanowaną zbrodnią)…Te zjawy, które mi się ukazują… - Wyliczała
Lara, kiwając głową i uniosła ciężkie oczy na Maykela. – A teraz największy
dowód. – Wystawiła rękę przed siebie. – Dziwnym zrządzeniem nie schodzący
pierścionek. – Zakończyła. Mężczyzna nic nie odpowiedział, więc Lara westchnęła
ciężko.
- Tyle miałam już do czynienia z różnymi legendami
i dalej dałam się teraz nabrać – powiedziała. Następnie przejechała ręką po
czole Maykela. – Opowiadałam ci już o Micie, prawda? – zagadnęła.
- Nie ze szczegółami – odparł cicho Maykel.
- O, bo szczegółów nie ma tu zbyt dużo. – Croft usiadła
po turecku i odrzuciła do tyłu brązowy warkocz. – Opowiem ci raz jeszcze – zaofiarowała się.
– Otóż – zaczęła opowieść. - Mit głosi,
że nie wolno niszczyć Xiana dla własnych potrzeb. Tyle ci powiedziałam. Nie
powiedziałam ci jednak, że ten sam Mit mówi też o tym, że na tych, którzy
złamią ten zakaz, ciążyć zacznie klątwa.
Maykel uniósł wysoko brwi.
- Czym ona będzie się objawiać? – spytał.
Kobieta cmoknęła i pokręciła głową.
- Tego nie napisali – odparła, oplatając kolana
rękami. – Ale sądzę, że właśnie tym, co mi teraz. Te moje zwidy… Te moje
humorki… Maykel! Nigdy w życiu przecież bym cię nie zraniła… Bynajmniej nie
celowo. Nigdy nie chciałam krzyczeć na Amelkę, Boże, to dziecko przecież nic mi
nie zrobiło! – Kobieta otarła twarz ręką. – Ja po prostu czułam, że muszę coś
takiego mówić… Jakby coś… Jakby coś we mnie siedziało. – Popatrzyła na Maykela
z przestrachem. Ten uścisnął jej rękę.
- Do czego zmierzasz? – ponownie zadał pytanie, ale
tym razem trafił w sedno.
- Do tego, że jestem przeklęta – oznajmiła,
uśmiechając się niedowierzająco. – Choroba psa... Moje widzenia… Humory… - Powtórzyła
wyliczanie. – I w końcu pierścionek, który nie chce zejść z mojego palca. Mam
masę dowodów, że coś w tym Micie było prawdy. O ile nie wszystko. Skoro
złamaliśmy zakaz i zniszczyliśmy Xiana dla swojego dobra, to klątwa zaczyna
właśnie dawać nam się we znaki.
Rouglas
nie miał już sił na nic.
-
Co zrobimy? – odpowiedział pytaniem naiwnie, lecz znów bardzo celnie.
- Nie wiem – odparła Lara szczerze i zerwała się z
podłogi. – Mit nie mówi nic, jak zdjąć klątwę z osoby przeklętej – wyjaśniła i
napiła się wody ze szklanki.
- Ale musimy do tego dojść – uparł się Maykel i
również wstał.
- Wiem – zgodziła się Lara. – Musimy, bo później
przyjdą gorsze nieszczęścia. Tak jest napisane. Obecnie jestem w stanie
uwierzyć we wszystko.
- Ja też – przyznał Maykel i obydwoje skierowali
się na górę.
- Ej, jeszcze nie zawiesiłam broni. – Przestrzegła
Lara, kładąc rękę na torsie Maykela i odpychając go lekko od drzwi swojej
sypialni. Nie czuła już żadnej urazy ani złości do mężczyzny, ale zawsze miała
w sobie tę dumę, musiała pokazać, że to ona wyjdzie z tej kłótni zwycięsko.
Niestety, zawsze los karał ją za
podobną niesprawiedliwość. Teraz też prawie od razu pożałowała swojej decyzji.
Porządnie się już rozgrzała pod cieplutką kołderką i zaczynała już przysypiać,
gdy nagle… Owionął ją dobrze znany chłód. Kobieta otworzyła oczy i uniosła w
górę powieki. Tuż nad nią, patrząc jej w oczy, pochylał się przeraźliwie wysoki
mężczyzna w czarnym garniturze i trupiej, bladej twarzy. Uczucie takie, jakby
stała oko w oko z nieboszczykiem, który dziwnym trafem wydostał się z trumny.
Znów rezydencję przeszył jej krzyk.
TRZASK!
- Lara, to już robi się nudne! – W drzwiach ukazał
się Maykel i usiłował udawać obojętnego i odpłacić Larze pięknym za nadobne za
jej chamskie gadki, ale gdy przerażona wyciągnęła do niego obydwie swoje ręce,
gest bezradności i oczekujący pomocy, nie mógł się pohamować – w sekundzie
znalazł się przy niej na łóżku. Otoczył ją ramionami, a ona przylgnęła do niego
bezradnie całą sobą.
- Kochanie… Musimy jak najszybciej zdjąć z ciebie,
a właściwie z nas tę klątwę – szepnął Maykel, całując Larę po włosach, potem po
jej zimnych dłoniach, którymi go obejmowała. – Tak dłużej być nie może…
- Wiem – odparła, wciąż jeszcze oddychając z
przerwami. Przesunęła twarz na jego szyję. – Maykel… Pomóż mi, kiedy jesteś
przy mnie, nic mi się takiego nie dzieje… Pomóż mi zapomnieć, odpocząć… - To
była prawda, Lara od dwóch nocy nie miała normalnego, zdrowego snu. Czuła się
bardzo zmęczona, ale psychicznie to coś nie dało jej odpocząć. Maykel odsunął
ją lekko od siebie.
- Zdaję mi się, że chyba znam sposób, który
pomógłby ci o tym zapomnieć… - Szepnął, patrząc jej w oczy. – Ale przy nim
raczej nie odpoczniesz…
- To nic, ważne, abym chociaż na chwilę zapomniała…
Więc, jaki to sposób? – spytała Lara, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo
mężczyzna przeszedł z myśli do czynu.
Objął ją mocno i zaczął gorąco całować.
I rzeczywiście, wkrótce obydwoje przekonali się, że to był jednak dobry sposób.
Lara zapomniała nie tylko o złym, ale również o całym świecie. Tej nocy byli ze
sobą tak blisko, jak tylko być blisko ze sobą mogą mężczyzna z kobietą.
Wszystkie ich uczucia do siebie odnowiły się i powróciły ze zdwojoną siłą.
Ponownie stali się jednym ciałem, jedną duszą i jednym oddechem.
Cudownie było obudzić się znów w swoich
ramionach. Lara leżała już rozbudzona, a Maykel tuż obok niej, podpierając się
na łokciu i głaskał ją po włosach.
- Wiesz co dobre. – Uśmiechnęła się kobieta,
patrząc mu w oczy. Ręką przesiała jego gęste, czarne włosy. – Cholernie mi cię
brakowało – przyznała.
- Mi ciebie też… - Maykel przysunął się bliżej. –
Ale nic nie mówiłem, że już mam dosyć… - Zaśmiał się.
- Klątwa – przypomniała Lara, ale nie oparła się
wargom mężczyzny. - Musimy… Ją… Zdjąć… Nim…
Zdarzy… Się… Coś… Naprawdę… Złego – powiedziała w przerwie między pocałunkami.
I coś naprawdę złego faktycznie zaczęło się wydarzać już za chwilę.
TRZASK!
- Tato, tato! – Do pokoju wleciała przestraszona
Amelka.
Natychmiastowa, obustronna panika: Lara
usiłowała podciągnąć kołdrę, aż pod brodę, ale Maykelowi to samo świtało teraz
w głowie, więc poszarpali się z dobrą chwilę sami ze sobą w bitwie o pościel,
aż w końcu spłoszeni i zarumienieni się zakryli. Amelce nie w głowie nawet było
patrzeć czy jej rodzice mają coś na sobie w danej chwili czy nie i pewnie nawet
nie zwróciłaby na nic uwagi, ale ich dziwne zachowanie napełniło ją
ciekawością.
- Co wy tam chowacie pod kołdrą? – zapytała i podeszła
do ich łóżka.
- Nic kochanie, słonko, mogłabyś yy… - Maykel nie
wiedział, jak wyprosić dziecko z pokoju, ale cholernie się bał, że mała była
gotowa wskoczyć do nich pod kołdrę, często tak robiła. – O co chodzi, stało się
coś? – Usiłował przypomnieć jej, że z czymś tu przyszła. I to podziałało,
dziewczynka ponownie otworzyła szeroko oczy:
- Tato, dziadek Winston spadł ze schodów! I teraz
się nie rusza! – krzyknęła alarmująco.
- Co?!! – Lara raptownie usiadła na łóżku, usiłując
wstać, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że przecież nic na sobie nie
miała. – Skarbie, już idziemy, a ty leć tam i sprawdź, co się dzieje! – Podsunęła
i Amelka posłusznie wybiegła z pokoju.
- Jasny gwint! – Obydwoje z Maykelem równocześnie
wyskoczyli z łóżka, jak z procy. Zarzucili na siebie cokolwiek i zbiegli na
dół, gdzie rzeczywiście na podłodze przed schodami leżał staruszek.
- Winston!!! Winston, słyszysz mnie?!! – Lara usiłowała
nawiązać z nim kontakt i klęknęła obok, lecz mężczyzna był nieprzytomny.
- Spójrz. – Maykel wskazał na nogę staruszka, która
była wygięta w nienaturalny sposób. – Bez wątpienia złamana. – Zidentyfikował i zachowując trzeźwość
umysłu, wyciągnął komórkę i zadzwonił po pogotowie.
- Złamana noga – potwierdził słowa Maykela lekarz,
po przyjeździe do rezydencji i zabrali Winstona do szpitala.
Lara stała z Maykelem na ganku, patrząc za
odjeżdżającą karetką.
- Źle się zaczyna dziać – podsumował Maykel,
wzdychając.
- Mówiłam, że tak będzie – odparła Lara,
przygryzając wargi ze zmartwienia. – A boję się, że to dopiero początek.
I jak na potwierdzenie jej słów, za nimi stanęła
Lilly.
- Czy ktoś z was widział Cornelię? – spytała
niepewnie z pełną buzią, bo właśnie jadła kawałek sernika na śniadanie. – Gdzie
tę dziewoję wcięło? Uciekła, czy jak? – Lilly ponownie wgryzła się w ciasto.
Maykel znieruchomiał razem z Larą. Zdał
sobie sprawę, że rzeczywiście nie widział Cornelii od czasu zaręczyn. Czyli od
dwóch dni. Jeszcze wczoraj w popołudnie wyśmiewał ją w myślach, że pewnie
płacze w poduchę za Kurtisem, ale teraz zdał sobie sprawę, że to niedorzeczne,
bo kobieta przecież musiała coś jeść bądź załatwiać swoje potrzeby
fizjologiczne. Więc co się stało? Tknięty dziwnym przeczuciem, mężczyzna ruszył
do jej pokoju i szarpnął za klamkę:
- Cornelia!!! – W sekundzie znalazł się przy jej
łóżku. Kobieta leżała na brzuchu z twarzą ukrytą w poduszce. Mężczyzna odwrócił
ją na plecy, podpierając
głowę ręką. Jeżeli przed chwilą bał się, że zastanie ją tu nieżywą, tak teraz
chociaż jednego mógł być pewny: żyła. Było to wiadome po jej świszczącym,
ciężkim oddechu, który roznosił się na cały pokój. Zdecydowanie coś było nie
tak. Cornelia miała rozgorączkowaną twarz, podobnie jak całe ciało, które było
pokryte chorobliwym potem. Otwartymi ustami jak ptaszek łowiła zachłannie
powietrze. Maykel przyłożył jej dłoń do czoła – Matko święta!!! – wrzasnął,
zrywając się na nogi. – Ona ma ze 40 stopni gorączki, jak nie więcej!!!
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 09.10.2010 o 20:01
Sorki, że tak późno z komentarzem ale dzisiaj miałam na chacie porządki a potem do kościoła na różaniec (cholera nadal mnie kolana bolą xD)A więc akcja: Było zajefajnie:))Lara była tak agresywna że aż sama się wystraszyłam jej wrzasków xD Ta klątwa jest extra. (może nie dla nich ale dla mnie tak!:P)A co się stało Corneli?Napiła się czy co? xDKurde, ciekawe na co zachorowała.A Winston pewnie ze starości i łajzowatości spadł, czy może jakaś zła siła go zepchnęła?(Nie to że coś ale zaczynam już pisać jakimiś hasłami xD Wyszło mi słowo altanka z tych pierwszych dużych liter [pionowo]. Całkiem nieświadomie napisałam to ^^,)A no i oczywiście dopisuję że z niecierpliwością czekam na następny rozdział:))))
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 09.10.2010 o 20:17
Rozdział naprawdę fenomenalny, biegna Lara, ten pierścionek wszystko jej zepsuł. No i jeszcze biedniejszy Winston. A najbiedniejszy jest chyba Maykel, bo musi się użerać z fochami Croft xDTeraz kolejna z dobrych rad. Już kiedyś o tym wspominałam, teraz jednak o wiele bardziej zakłuło mnie w oczy:”- Aha, no … no to dobrze – Lara przeciera zaspane oczy. – A wszystko w porządku?- pyta troskliwie Maykel nawiązującdo poprzedniej nocy – Bo wiesz, boję się trochę cię zostawiać samą.- Nie jestem dzieckiem, Maykel!- fuknęła mu Lara i poszłasobie, nawet się z nim nie żegnając.- Kobiety – cmoknął Rob i klepnął osłupiałego Maykela wramię – Musisz się przyzwyczaić do ich zmiennego humorku. „O wiele łatwiej czytelnikowi czyta się opowiadania pisane w czasie przeszłym. W czasie teraźniejszych nie ma prawie żadnych opowiadań, gdyż ten czas nie nadaje się do użytku w takich formach literackich, jak opowiadania. Natomiast już w ogóle wielką niewygodą jest czytanie dwóch przeplatających się czasów. Raz piszesz, że bohater coś robi (np. Lara przeciera oczy) a zaraz potem opisujesz bohatera, który coś zrobił (np. Lara funkęła i poszła sobie). O wiele lepiej byłoby, gdybyś się zdecydowała na korzystanie z jednego czasu (np. Lara przeciera oczy, idzie sobie albo Lara przetarła oczy, poszła sobie).Z tym że czas przeszły jest przyjemniejszy i łatwiejszy w pisaniu.Rozdział zarąbisty! Z niecierpliwością czekam na piątkę!
Wysłany 09.10.2010 o 21:43 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
OdpowiedzUsuńI znowu Lilka ma rację…Nie wiem co powiedzieć…bo…naprawdę możesz mi w tym momencie nie wierzyć, ale cały czas pisząc rozdziały pamiętałam, że kiedyś już zwracałaś mi uwagę na te czasy. A dowcip w tym, że dalej czasy się przeplatają ze sobą…pomimo, że starałam się aby tak nie było. A fakt jest faktem, że sama tego nie zauważam, wydaje mi się, że jest dobrze, a dopiero jak ktoś zwraca uwagę, to dopiero to widzę. Będę musiała więcej nad tym popracować. :)
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 10.10.2010 o 16:57
Tak ta karteczka będzie bardzo ważna… Dlatego umieściłam ją w tytule. Powiem ci jeszcze że na tą karteczkę wzięłam pomysł od ciebie. Tak właśnie od ciebie! Tak samo jak Lily wymyśliłam poprzez czytanie bloga… Nie pamiętam adresu, ale jest u mnie w polecanych jako aż się popłakałam. Na pewno go znasz. A co do tego 4 rozdziału to dopiero co zaczęłam go czytać. Powiem ci, że wczoraj czytałam 3 rozdział twojego opowiadania i nie mogłam zasnąć. Cały czas było mi zimno i bałam się, że jak otworzę oczy to zobaczę to widmo… Brr…. Nie pisz już więcej takich strasznych rzeczy!
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 12.10.2010 o 16:52
No to mnie pocieszyłaś… :) A ty masz na imię? Patrycja? Ania? Bo moje to już odgadłaś…
michelle.ma.belle@onet.eu
OdpowiedzUsuńWysłany 14.10.2010 o 12:45
No onet się naprawił i jest już nowy rozdział u mnie :) Wpadaj kiedy tylko możesz :)