Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 4 - Klątwa

Było wczesne rano, gdy Lara się obudziła. Leżała już w swoim łóżku, okryta kołdrą i z głową na poduszce. Zaspana zeszła na dół, spotykając krzątającą się ekipę.
- Co wy robicie? – spytała przebiegającą przez korytarz Lilly. Nim ta zdążyła odpowiedzieć, zrobił to Maykel, całując ją w policzek.
- Praca, kochanie – wyjaśnił. – Musimy jechać zrobić dochodzenie, jakiś facet zamordował swoją żonę, trzeba pojechać na miejsce zdarzenia.
- Aha, no to… No to dobrze. – Lara przetarła zaspane oczy.
- A wszystko w porządku? – zapytał troskliwie Maykel, nawiązując do poprzedniej nocy. – Bo wiesz, boję się trochę cię zostawiać samą…
- Nie jestem dzieckiem, Maykel! – fuknęła mu Lara i poszła sobie, nawet się z nim nie żegnając.
- Kobiety – cmoknął Rob i klepnął osłupiałego Maykela w ramię. – Musisz się przyzwyczaić do ich zmiennego humorku.
- Będę musiał – odparł Maykel i wszyscy wyszli na zewnątrz.
Na miejscu porobili parę zdjęć, coś tam pozapisywali, aż tu nagle zaofiarowała się inna ekipa, dopiero początkująca, że zajmie się tym śledztwem. Z chęcią więc oddali pałeczkę tamtym i ruszyli do domu.
- Maykel – powiedział Sven, siedzący obok Maykela. – Do willi Lary jedzie się w tamtą stronę, coś ty, zgłupiał człowieku?
- Muszę jeszcze coś załatwić – mruknął Maykel i zatrzymał auto przed szpitalem dla zwierząt.
- Aha – każdy zrozumiał o co chodzi i nie miał nic przeciwko.
- Czy jest lepiej? Jakaś poprawa? – zasypał pytaniami Rouglas weterynarza, ale ten tylko westchnął ciężko.
– Nie, nie jest lepiej. Jest gorzej, sto razy gorzej. To już jest w zasadzie agonia. – Lekarz otworzył jakieś drzwi i obaj mężczyźni weszli do środka. Na kozetce leżał pies, wychudzony, zmarnowany. Spał, ale skamlał z bólu nawet przez sen. Z niegdyś wesołych, kochanych oczu Jenny spływała teraz ropa razem ze łzami. Jej ciało przechodziły bolesne drgawki. Oddech był płytki i bardzo nierówny.
- Ona nic nie słyszy, nic nie widzi, nic już nie je, nie pije. – Wyliczał doktor, stojąc obok. – Zdycha już od wczoraj, gdy pan ją tu przywiózł. A teraz dodatkowo z głodu i pragnienia Jest więc sto razy gorzej, bo strasznie się męczy. Chciałby pan tak leżeć kompletnie bezużyteczny, jak wrak?
- Nie – szepnął Maykel.
Lekarz pokiwał głową ze smutkiem.
- Czyli usypiamy? – spytał po chwili.
- Tak. – Maykel usłyszał swój własny głos, który echem rozszedł się po ścianie – Proszę ją uśpić.
- To mądra decyzja. – Lekarz uścisnął serdecznie rękę Maykelowi, któremu i bez jego współczucia i tak było ciężko. Biedna jego mała Amelka! Pamiętał nawet, jak Julka przyniosła do domu Jennę, małego, porzuconego szczeniaka i jak ją razem wychowywali. Amelka… najbardziej martwił się właśnie o nią, co jej powie? W wyobraźni już widział smutną  i zapłakaną twarzyczkę córeczki.
- A tak między nami. – Weterynarz otoczył Maykela ramieniem, gdy znaleźli się już na korytarzu. – Czy miewa pan jakiś wrogów?
Maykel uśmiechnął się.
- Moje nazwisko Rouglas. – Przedstawił się.
- Ah! – Doktora aż wmurowało. – FBI… Nie wiedziałem. – Zaskoczył się. – Oczywiście znam pana z nazwiska, więc to było głupie pytanie. W tym zawodzie niełatwo nie mieć wrogów, prawda?
- Prawda – potwierdził Maykel.
- W takim razie, ktoś otruł panu psa – oznajmił weterynarz. - Być może z zemsty, być może z zazdrości, bo to był nadzwyczajnie piękny husky.
Maykel stanął osłupiały.
- Tak, tak. – Kontynuował lekarz, widząc zaskoczoną minę mężczyzny. – Badania wykazały, jaki to był typ trucizny. Ciężko ją normalnie dostać. Pies nie znalazłby jej sam i tym bardziej by jej nie zjadł. Ktoś musiał dosypać mu ją do jedzenia. – Weterynarz westchnął ciężko. – No nic, muszę lecieć zrobić obchód.
- Dziękuję. – Maykel odwrócił się, zastanawiając nad słowami doktora.

Mężczyzna zszedł smutny ze stopni. Czekał go ciężki powrót do domu. Amelka zaraz zacznie wypytywać co z psem, dlaczego go nie ma. Maykel nie miał już zamiaru dłużej jej okłamywać. Poczuł, że naprawdę bardzo potrzebuje w tej chwili Lary obok siebie, jej czułego uśmiechu i jej objęć. Wsiadł do auta, zatrzaskując silnie drzwi.
Rouglas po przyjeździe do rezydencji, starał się unikać córeczki. Na wstępie nie chciał jej pogrążyć w rozpaczy. Potrzebował teraz jak najszybciej spotkać się z Larą, powiedzieć jej wszystko. Ale w dworku nikt jej nie widział od dłuższego czasu. Zaniepokojony Maykel wyszedł więc na ogród. I jakież było jego zdziwienie, gdy…
- Kochanie, co ty robisz? – Podszedł do Lary. Kobieta ubrana była w jakąś bluzkę na ramiączkach, spodenki, a na rękach miała gumowe rękawiczki. Zamaszyście wyrywała trawę spod drzewek.
- Nie widać? – Burknęła niezbyt przyjemnie, nawet na niego nie patrząc.
Jeżeli Maykel spodziewał się gorącego powitania, to grubo się mylił, że takie dostanie.
- Ale… - Zawahał się. – Ale co to, ogrodnicy dzisiaj zastrajkowali czy jak? – spytał, nic już nie rozumiejąc. Croft gwałtownie podniosła głowę, obdarzając go nienawistnym spojrzeniem.
- A co ty sobie wyobrażasz?! – zawołała i odrzuciła wyrwaną trawę na bok. – Może mi we własnym ogrodzie nie wolno wyrywać trawy, co?! Może mi zabronisz?!
- Kotku, spokojnie. – Uspokoił ją Maykel.
- Daruj sobie to „kotku”!!! – parsknęła, jeszcze gorzej rozwścieczona. – Powiedz mi od razu, że uważasz mnie za jakąś nienormalną, no, powiedz to!!!
- Lara, co ci odbiło? – Chciał wiedzieć mężczyzna, już naprawdę zaskoczony.
- Mi nic! Ale ty powiedz lepiej, czy chwaliłeś się dzisiaj koleżkom z pracy, że masz opętaną narzeczoną, co?! Mieliście niezłą zwałę?!
To już były ponad siły człowieka, który nigdy nie rozpowiadał niczego, co działo się w jego prywatnym życiu.
- Co się dzieje z nami, zostaje tylko między nami! – Zaznaczył dobitnie. – Nie mam potrzeby chwalenia się nikomu!
- Ta, jasne!!! – wrzasnęła Lara i cisnęła rękawiczkami o ziemię. – Już nie udawałbyś niewiniątka!!! – Z tymi słowami kobieta oddaliła się i jak huragan wpadła do dworku.
- Panienko, obiad podany – zaprosił Winston bardzo grzecznie i delikatnie, bo widział w jakim nastroju była Croft.
- Nie będę jadła!!! – krzyknęła, wchodząc na schody. – Sam se zeżryj te pomyje, co je gotujesz, stary dziadu – mruknęła do siebie, czego Winston na szczęście nie usłyszał. Z rozmachem zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju, które omal nie wyleciały z zawiasów.
A na korytarzu pojawiła się Amelka. Była smutna, taty ciągle nie było, Lara miała zły nastrój i nie było nawet psa, aby się przytulić. Maleństwo potrzebowało wsparcia, poznało już, jak fajnie mieć mamę, która zawsze przytuli, szepnie miłe słówko, pocałuje. Amelka tęskniła już za pieszczotami, jakimi obdarzała ją Lara, dlatego pomijając jej zły humor, weszła do jej pokoju. Lara leżała na łóżku, z twarzą w poduszce.
- Lara… - Amelka dotknęła jej ramienia swą pulchną łapką.
- Co? – burknęła kobieta i oderwała się od poduszki.
- Czy drzewa mają kolor czarny? – Musiała wiedzieć malutka.
- Co? Jaki kolor czarny? Zgłupiałaś?! – Croft podnosła głos na dziecko. – Widziałaś kiedyś czarne drzewo?! Nienormalna jesteś jakaś! – podsumowała ją.
- No, ale w nocy są czarne… Czemu? - Nic już Amelka nie rozumiała. Patrzyła na Larę błagalnymi oczkami, które już same w sobie mówiły „przytul mnie”.
Ale Larze ani w głowie było teraz obejmować dziewczynkę. Zerwała się z kanapy.
- Musisz mnie teraz denerwować, pusty dzieciaku?! – krzyknęła na Amelkę. – Następnym razem, jak będziesz tu włazić i zadawać mi takie pytania z dupy wysnute, to najpierw zapukaj do drzwi!!! Rozumiesz?!! – Usta dziecka wygięły się w podkówkę, a oczka zaszkliły się łzami, co doprowadziło Croft do prawdziwego szału. Pociągnęła dziewczynkę silnie za ramiona. – Czy ty zawsze musisz wyć, gdy coś się do ciebie mówi, płakso jedna?!! Pytam się?!! Już mam dosyć tego twojego cholernego płaczu, bekso!!! – Lara wybrała zły moment na karanie dziecka, tym bardziej za nic, bo w drzwiach stanął Maykel. W przeciągu światła znalazł się przy kobiecie i silnym ciosem odepchnął ją na bok, odsuwając od swojej córki, która płakała teraz naprawdę bardzo głośno.
Maykel był wkurzony. Nie dosyć, że zawsze tak strasznie cierpiał, gdy Amelka płakała, nie dosyć, że  jeszcze miał dla niej takie złe nowiny, to jeszcze Lara zaczęła świrować i ją bezpodstawnie krzywdzi!!!
- Co ty tu odwalasz, do jasnej cholery?!! – krzyknął więc i zmroził Larę wzrokiem, gdy Amelka wybiegła już z pokoju.
- Ho, ho, jaki zdenerwowany tatuś!!! – Kobieta dyszała wściekle. – Powinieneś nauczyć ją rozumu!!! Bo twoja córka nie ma go ani za grosz!!! – ogłosiła.
- Aha. – Maykel włożył ręce do kieszeni spodni. – Aha, czyli robimy już podziałkę, tak? Do tego doszło? Do Amelki już się nie przyznajesz, już jest tylko moją córką, tak?
- A co, dziwne?! – Lara nienawistnie popatrzyła na Maykela. – Ze mną jej przecież nie robiłeś! – Zauważyła już naprawdę okropnie chamsko                 i brutalnie.
Maykel poczuł się, jakby go spoliczkowała. Opadły mu ręce. Nikt nigdy w życiu nie obraził go tak bardzo, jak teraz Lara swoimi słowami. Nie miał już nic do powiedzenia kobiecie, którą uważał za swoją narzeczoną. Opuścił pokój bez słowa.
Nie wiedział, co zrobić, by się uspokoić. Małomówna i cicha Amelka po takiej akcji będzie pewnie całe popołudnie dochodzić do siebie, nim zacznie na nowo się bawić i uśmiechać. „Pięknie się zaczyna nasz pierwszy dzień życia ze sobą” – pomyślał Maykel wściekły i skierował się do kuchni, gdzie usiadł za stołem i schował twarz w ramionach. Czuł, że z Larą oddalali się od siebie coraz bardziej, zamiast przybliżać. Nagle, przed twarzą podenerwowanego mężczyzny pojawił się kubek mocnej, dobrze zaparzonej kawy.
- Dziękuję. – Maykel podniósł oczy na Winstona. Staruszek uśmiechnął się ciepło. Choć z początku nie przepadał za Rouglasem, tak teraz bardzo go polubił.
- Ehh… – Westchnął ciężko i usadowił się na krześle, naprzeciwko  Maykela. – Myślałem, że jak zwiąże się z tobą, to wszystko będzie                dobrze – rzekł, mając Larę na myśli. – Taka szczęśliwa zawsze była, gdy obok niej byłeś. – Wbił oczy w Maykela.
- Wiem. – Maykel pokiwał głową i napił się kawy. – Ja jej chyba nie zrozumiem.
- Bo kobiet nie idzie zrozumieć. – W drzwiach stanął Zip, by po chwili dołączyć się do panów siedzących za stołem. – Spójrz na mnie, Maykel. – Wskazał na siebie. – No niczego mi nie brakuje, jestem przystojny, fajny, seksowny, inteligentny, zabawny i co? Laski na mnie nie lecą! – Rozłożył bezradnie ramiona.
- Skąd wiesz, że nie lecą? – spytał Maykel, pełen wątpliwości.
- A weźmy dla przykładu Cornelię. – Zip skrzyżował ramiona. – Chciałem się o nią postarać, oglądałem z nią filmy, pokazywałem jej gry na kompie, a ona co? – Zip pstryknął palcami. – Wybrała tego krętacza Trenta, zamiast mnie, porządnego faceta!
Maykel darował sobie odpowiedź, że dla kobiety to chyba za mało, jak się ogląda z nią filmy albo gra na kompie, bo nie miał zamiaru dzisiaj nikogo pouczać. Jego związek też się obecnie walił.
- A bo takie są kobiety właśnie. – Zgodził się z kumplem.
Zadowolony, że znalazł poparcie u Maykela, Zip zaczął coś tam nawijać, jakie to życie jest niesprawiedliwe. Ale Maykel już tego nie słuchał, bo zainteresowało go, gdzie właściwie podziała się Cornelia. Nie widział jej cały dzień, nawet nie była z nimi na porannej akcji. Doszedł do wniosku, że dziewczyna pewnie cały dzionek płacze w poduchę, opłakując swoją nieszczęśliwą miłość i Kurtisa, który odszedł, a ją zostawił. Nie miał zamiaru jednak dzisiaj nikogo pocieszać, sam tego potrzebował
Był późny wieczór, gdy wszedł do Lary pokoju. Nie miał zamiaru odezwać się do niej, lecz ustalone było, że pokój ten był ich wspólnym, więc zamierzał się wykąpać i wcześniej położyć spać. Lara też nie zamierzała skończyć ze swoimi dzisiejszymi fumami. Nie patrząc na  niego, demonstracyjnie przeszła obok i zatrzasnęła drzwi od łazienki. Po chwili jednak, z powrotem wróciła do pokoju i ze słowami:
- O nie, na pewno nie będę sama się kąpać w łazience. – Pociągnęła Maykela za sobą. Lecz pomimo, że mogłaby, atmosfera w łazience w ogóle nie była przesycona seksem. Lara siedziała w wannie, odbębniając rytuał kąpieli, a Rouglasa kompletnie ignorowała, jakby wcale go nie było. On natomiast siedział na trzy metry od niej i patrzył na nią kompletnie bez cienia jakiegokolwiek uczucia na twarzy. Traktowali się jak powietrze.
Ale najgorsze wydarzyło się, gdy wyszli z łazienki. Kobieta z nerwami zerwała z łóżka Maykela poduszkę i cisnęła ją na podłogę.
- W domu jest 260 pokoi, możesz sobie wybrać jakiś do spania! – krzyknęła i to samo zrobiła z kołdrą.
- Świetnie! – warknął Maykel i już miał zamiar się wycofać do wyjścia.
- Aha i jeszcze jedno! – Zatrzymała go Lara. – Myślę, że to na dłuższą metę nie będzie miało sensu! – oznajmiła.
- Co nie będzie miało sensu? – Maykel chwilowo nie zrozumiał, ale zaraz dotarło do niego to, o czym mówiła Lara. – My? Uważasz, że nasz związek nie ma sensu? – spytał dla pewności.
- Tak, nasz związek nie ma sensu! – potwierdziła z sarkazmem.
I wtedy Maykela trafił szlag i tak mężczyzna był spokojny przez cały dzień.
- Faktycznie!!! – wrzasnął. - Nie ma sensu, a wiesz przez kogo?!! Przez ciebie!!! Wszystko zniszczyłaś swoimi cholernymi humorkami, byś chociaż powiedziała mi, o co tak dokładnie ci dzisiaj chodzi?!! Nie mam zamiaru na przyszłość, o ile jakaś będzie, znosić twoich fochów!!!
- Tak, zwal wszystko na mnie!!! – kłóciła się Lara. - A co do przyszłości, to nie będzie żadnej, rozumiesz?!!
- I gra gitara, wyrzuć ten pierścionek i zerwij zaręczyny!!! Będziesz miała święty spokój!!! – Doradził jej mężczyzna.
Oczy Lary zapłonęły złym blaskiem.
- Dokładnie tak zrobię!!! – krzyknęła. – Tylko czekałam, aż to powiesz!!! – Pochyliła się, aż włosy zasypały jej prawie całą twarz, usiłując usunąć pierścionek z ręki.
Maykel stał w progu wściekle dysząc i czekał, aż Lara ciśnie mu tym pierścionkiem w ryja i krzyknie „koniec z nami!” czy coś w tym stylu. Ale się nie doczekał – szarpanina Lary z pierścionkiem trwała zbyt długo, zniecierpliwiony wyszedł więc  i trzasnął drzwiami. Skierował się do pierwszego lepszego pokoju i rzucił na łóżko. „Będę mieć dzisiaj w końcu spokój, czy nie?!” – Zastanawiał się w myślach. Okazało się, że nie.
Nie minęło nawet 10 minut, gdy poczuł obok siebie Larę. Kobieta otoczyła go ciepłymi ramionami, a głowę przytuliła do jego pleców. Maykel wziął głęboki, uspokajający wdech. Nie miał zamiaru słuchać jej przeprosin, o ile po to tu przyszła, ale też nie odtrącił jej od siebie. Okazało się, że Lara miała jednak inną kwestię do omówienia.
- Maykel… - Rozległo się wkrótce w ciemnościach.
- Co? – odezwał się Maykel, niezbyt uprzejmie, bo wciąż był urażony.

- Maykel ja… - Cichy głos Lary zawahał się. – Ja…

„No przeproś mnie wreszcie ” – pomyślał mężczyzna, uśmiechając się lekko.
- … ja nie mogę zdjąć pierścionka. – Dokończyła Lara drastycznym tonem.
To przebiło wszelkie bariery.
- Ty to masz tupet – stwierdził Rouglas z podziwem. – Aby po takiej kłótni przychodzić tu do mnie i użalać się na to, że pierścionek nie chce zejść. – Mężczyzna pomimo zdenerwowania roześmiał się. – Boże, za co ja muszę słuchać takich rzeczy? - jęknął i schował twarz w dłoniach.
- Dlaczego ty się denerwujesz? – zapytała Lara. – Przecież na poważnie ci mówię: nie mogę zdjąć pierścionka!
Maykel odepchnął jej ręce od siebie i sam odsunął się od kobiety.
- Nie martw się, kochanie. – Pocieszył. – Zaręczyny zostaną przerwane, jeżeli mi po prostu powiesz, że koniec z nami, więc problemu raczej nie masz.
Croft wstała i zapaliła światło.
- Nie zerwę z tobą, bo kocham cię, ty idioto!!! – wrzasnęła na całe gardło.
No cóż, zapewnienie wyglądało na dość szczere.
- To w czym problem? – spytał Maykel, już spokojnie. Lara o mało nie wyszła z siebie.
- No przecież ci mówię!!!! – krzyknęła, a następnie podstawiła mężczyźnie pod nos swoją dłoń. – No proszę, śmiało – zachęciła.
- Co? – Maykel popatrzył na nią.
- No proszę, ściągnij mi pierścionek – wyjaśniła kobieta i zmrużyła oczy.
Maykel, z westchnieniem zniecierpliwienia, ujął jej rękę. Pierścionek osadzony był dość luźno, mężczyzna pociągnął go w dół. Bez rezultatu. Jeszcze raz.
- Co jest do jasnej… - Czarnowlosy zaczął mocniej szarpać pierścionek, ale ten tajemniczą siłą nie chciał zejść. – Do jasnej cholery!!! – Maykel wstał, przycisnął rękę Lary do siebie i pochylając się, ciągnął go już z całej siły.
- Aua! – krzyknęła Lara, dając do zrozumienia, że jednak za mocno to robił. Ale mężczyzna nie zwracał uwagi na jej krzyki. Coraz bardziej wkurzony, rzucił kobietę na lóżko, a sam wylądował na niej, podejmując kolejne próby zdjęcia pierścionka. Croft pomijając powagę sytuacji, zaczęła się w końcu śmiać, leżąc na łóżku pod Maykelem.
Akurat korytarzem przechodziła Lilly. Zatrzymała się, bo z pokoju narzeczonych rozlegały się różnorakiej treści piski, krzyki i chichoty. Popchnęła przymknięte drzwi zerkając do środka.
- Ops, sorki. – Automatycznie cofnęła się w tył, widząc, że Maykel siedział na Larze, a ta kwiczała zalotnie i usiłowała się wyrwać.  – Zamykam drzwi, moi kochani! – Poinformowała Lilly, uśmiechając się. – Bo czasami tędy przechodzi Amelka! – Skończyła gadkę i wyszła na korytarz. – Ci to mają ognisty temperament – zaśmiała się do siebie, znikając w swoim pokoju.
A Maykelowi z Larą już w ogóle nie było do śmiechu. Znaleźli się w kuchni, gdzie mężczyzna wysmarował rękę Lary masłem i ponownie zaczęła się szarpanina. Po piętnastu minutach, obydwoje usiedli na podłodze, zgrzani, wściekli i totalnie bez chęci do życia. Naokoło nich leżały narzędzia zbrodni, którymi usiłowali usunąć z palca pierścionek: noże, widelce, kombinerki, a nawet łom. Bez skutku, zaręczynowy pierścionek nie schodził żadną siłą.
- Te moje zmienne nastroje… Wściekłość… Choroba psa (Lara nie wiedziała, że choroba Jenny spowodowana była zaplanowaną zbrodnią)…Te zjawy, które mi się ukazują… - Wyliczała Lara, kiwając głową i uniosła ciężkie oczy na Maykela. – A teraz największy dowód. – Wystawiła rękę przed siebie. – Dziwnym zrządzeniem nie schodzący pierścionek. – Zakończyła. Mężczyzna nic nie odpowiedział, więc Lara westchnęła ciężko.
- Tyle miałam już do czynienia z różnymi legendami i dalej dałam się teraz nabrać – powiedziała. Następnie przejechała ręką po czole Maykela. – Opowiadałam ci już o Micie, prawda? – zagadnęła.
- Nie ze szczegółami – odparł cicho Maykel.
- O, bo szczegółów nie ma tu zbyt dużo. – Croft usiadła po turecku i odrzuciła do tyłu brązowy warkocz.  – Opowiem ci raz jeszcze – zaofiarowała się. – Otóż – zaczęła opowieść. -  Mit głosi, że nie wolno niszczyć Xiana dla własnych potrzeb. Tyle ci powiedziałam. Nie powiedziałam ci jednak, że ten sam Mit mówi też o tym, że na tych, którzy złamią ten zakaz, ciążyć zacznie klątwa.
Maykel uniósł wysoko brwi.
- Czym ona będzie się objawiać? – spytał.
Kobieta cmoknęła i pokręciła głową.
- Tego nie napisali – odparła, oplatając kolana rękami. – Ale sądzę, że właśnie tym, co mi teraz. Te moje zwidy… Te moje humorki… Maykel! Nigdy w życiu przecież bym cię nie zraniła… Bynajmniej nie celowo. Nigdy nie chciałam krzyczeć na Amelkę, Boże, to dziecko przecież nic mi nie zrobiło! – Kobieta otarła twarz ręką. – Ja po prostu czułam, że muszę coś takiego mówić… Jakby coś… Jakby coś we mnie siedziało. – Popatrzyła na Maykela z przestrachem. Ten uścisnął jej rękę.
- Do czego zmierzasz? – ponownie zadał pytanie, ale tym razem trafił w sedno.
- Do tego, że jestem przeklęta – oznajmiła, uśmiechając się niedowierzająco. – Choroba psa... Moje widzenia… Humory… - Powtórzyła wyliczanie. – I w końcu pierścionek, który nie chce zejść z mojego palca. Mam masę dowodów, że coś w tym Micie było prawdy. O ile nie wszystko. Skoro złamaliśmy zakaz i zniszczyliśmy Xiana dla swojego dobra, to klątwa zaczyna właśnie dawać nam się we znaki.
Rouglas nie miał już sił na nic.
- Co zrobimy? – odpowiedział pytaniem naiwnie, lecz znów bardzo celnie.
- Nie wiem – odparła Lara szczerze i zerwała się z podłogi. – Mit nie mówi nic, jak zdjąć klątwę z osoby przeklętej – wyjaśniła i napiła się wody ze szklanki.
- Ale musimy do tego dojść – uparł się Maykel i również wstał.
- Wiem – zgodziła się Lara. – Musimy, bo później przyjdą gorsze nieszczęścia. Tak jest napisane. Obecnie jestem w stanie uwierzyć we wszystko.
- Ja też – przyznał Maykel i obydwoje skierowali się na górę.
- Ej, jeszcze nie zawiesiłam broni. – Przestrzegła Lara, kładąc rękę na torsie Maykela i odpychając go lekko od drzwi swojej sypialni. Nie czuła już żadnej urazy ani złości do mężczyzny, ale zawsze miała w sobie tę dumę, musiała pokazać, że to ona wyjdzie z tej kłótni zwycięsko.
Niestety, zawsze los karał ją za podobną niesprawiedliwość. Teraz też prawie od razu pożałowała swojej decyzji. Porządnie się już rozgrzała pod cieplutką kołderką i zaczynała już przysypiać, gdy nagle… Owionął ją dobrze znany chłód. Kobieta otworzyła oczy i uniosła w górę powieki. Tuż nad nią, patrząc jej w oczy, pochylał się przeraźliwie wysoki mężczyzna w czarnym garniturze i trupiej, bladej twarzy. Uczucie takie, jakby stała oko w oko z nieboszczykiem, który dziwnym trafem wydostał się z trumny.
Znów rezydencję przeszył jej krzyk.

TRZASK!

- Lara, to już robi się nudne! – W drzwiach ukazał się Maykel i usiłował udawać obojętnego i odpłacić Larze pięknym za nadobne za jej chamskie gadki, ale gdy przerażona wyciągnęła do niego obydwie swoje ręce, gest bezradności i oczekujący pomocy, nie mógł się pohamować – w sekundzie znalazł się przy niej na łóżku. Otoczył ją ramionami, a ona przylgnęła do niego bezradnie całą sobą.
- Kochanie… Musimy jak najszybciej zdjąć z ciebie, a właściwie z nas tę klątwę – szepnął Maykel, całując Larę po włosach, potem po jej zimnych dłoniach, którymi go obejmowała. – Tak dłużej być nie może…
- Wiem – odparła, wciąż jeszcze oddychając z przerwami. Przesunęła twarz na jego szyję. – Maykel… Pomóż mi, kiedy jesteś przy mnie, nic mi się takiego nie dzieje… Pomóż mi zapomnieć, odpocząć… - To była prawda, Lara od dwóch nocy nie miała normalnego, zdrowego snu. Czuła się bardzo zmęczona, ale psychicznie to coś nie dało jej odpocząć. Maykel odsunął ją lekko od siebie.
- Zdaję mi się, że chyba znam sposób, który pomógłby ci o tym zapomnieć… - Szepnął, patrząc jej w oczy. – Ale przy nim raczej nie odpoczniesz…
- To nic, ważne, abym chociaż na chwilę zapomniała… Więc, jaki to sposób? – spytała Lara, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo mężczyzna przeszedł z myśli do czynu.
Objął ją mocno i zaczął gorąco całować. I rzeczywiście, wkrótce obydwoje przekonali się, że to był jednak dobry sposób. Lara zapomniała nie tylko o złym, ale również o całym świecie. Tej nocy byli ze sobą tak blisko, jak tylko być blisko ze sobą mogą mężczyzna z kobietą. Wszystkie ich uczucia do siebie odnowiły się i powróciły ze zdwojoną siłą. Ponownie stali się jednym ciałem, jedną duszą i jednym oddechem.
Cudownie było obudzić się znów w swoich ramionach. Lara leżała już rozbudzona, a Maykel tuż obok niej, podpierając się na łokciu i głaskał ją po włosach.
- Wiesz co dobre. – Uśmiechnęła się kobieta, patrząc mu w oczy. Ręką przesiała jego gęste, czarne włosy. – Cholernie mi cię brakowało – przyznała.
- Mi ciebie też… - Maykel przysunął się bliżej. – Ale nic nie mówiłem, że już mam dosyć… - Zaśmiał się.
- Klątwa – przypomniała Lara, ale nie oparła się wargom mężczyzny. -  Musimy… Ją… Zdjąć… Nim… Zdarzy… Się… Coś… Naprawdę… Złego – powiedziała w przerwie między pocałunkami. I coś naprawdę złego faktycznie zaczęło się wydarzać już za chwilę.

TRZASK!

- Tato, tato! – Do pokoju wleciała przestraszona Amelka.
Natychmiastowa, obustronna panika: Lara usiłowała podciągnąć kołdrę, aż pod brodę, ale Maykelowi to samo świtało teraz w głowie, więc poszarpali się z dobrą chwilę sami ze sobą w bitwie o pościel, aż w końcu spłoszeni i zarumienieni się zakryli. Amelce nie w głowie nawet było patrzeć czy jej rodzice mają coś na sobie w danej chwili czy nie i pewnie nawet nie zwróciłaby na nic uwagi, ale ich dziwne zachowanie napełniło ją ciekawością.
- Co wy tam chowacie pod kołdrą? – zapytała i podeszła do ich łóżka.
- Nic kochanie, słonko, mogłabyś yy… - Maykel nie wiedział, jak wyprosić dziecko z pokoju, ale cholernie się bał, że mała była gotowa wskoczyć do nich pod kołdrę, często tak robiła. – O co chodzi, stało się coś? – Usiłował przypomnieć jej, że z czymś tu przyszła. I to podziałało, dziewczynka ponownie otworzyła szeroko oczy:
- Tato, dziadek Winston spadł ze schodów! I teraz się nie rusza! – krzyknęła alarmująco.
- Co?!! – Lara raptownie usiadła na łóżku, usiłując wstać, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że przecież nic na sobie nie miała. – Skarbie, już idziemy, a ty leć tam i sprawdź, co się dzieje! – Podsunęła i Amelka posłusznie wybiegła z pokoju. 
- Jasny gwint! – Obydwoje z Maykelem równocześnie wyskoczyli z łóżka, jak z procy. Zarzucili na siebie cokolwiek i zbiegli na dół, gdzie rzeczywiście na podłodze przed schodami leżał staruszek.
- Winston!!! Winston, słyszysz mnie?!! – Lara usiłowała nawiązać z nim kontakt i klęknęła obok, lecz mężczyzna był nieprzytomny.
- Spójrz. – Maykel wskazał na nogę staruszka, która była wygięta w nienaturalny sposób. – Bez wątpienia złamana. – Zidentyfikował i zachowując trzeźwość umysłu, wyciągnął komórkę i zadzwonił po pogotowie. 
- Złamana noga – potwierdził słowa Maykela lekarz, po przyjeździe do rezydencji i zabrali Winstona do szpitala.
Lara stała z Maykelem na ganku, patrząc za odjeżdżającą karetką.
- Źle się zaczyna dziać – podsumował Maykel, wzdychając.
- Mówiłam, że tak będzie – odparła Lara, przygryzając wargi ze zmartwienia. – A boję się, że to dopiero początek.
I jak na potwierdzenie jej słów, za nimi stanęła Lilly.
- Czy ktoś z was widział Cornelię? – spytała niepewnie z pełną buzią, bo właśnie jadła kawałek sernika na śniadanie. – Gdzie tę dziewoję wcięło? Uciekła, czy jak? – Lilly ponownie wgryzła się w ciasto.
Maykel znieruchomiał razem z Larą. Zdał sobie sprawę, że rzeczywiście nie widział Cornelii od czasu zaręczyn. Czyli od dwóch dni. Jeszcze wczoraj w popołudnie wyśmiewał ją w myślach, że pewnie płacze w poduchę za Kurtisem, ale teraz zdał sobie sprawę, że to niedorzeczne, bo kobieta przecież musiała coś jeść bądź załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne. Więc co się stało? Tknięty dziwnym przeczuciem, mężczyzna ruszył do jej pokoju i szarpnął za klamkę:
- Cornelia!!! – W sekundzie znalazł się przy jej łóżku. Kobieta leżała na brzuchu z twarzą ukrytą w poduszce. Mężczyzna odwrócił ją na plecy, podpierając głowę ręką. Jeżeli przed chwilą bał się, że zastanie ją tu nieżywą, tak teraz chociaż jednego mógł być pewny: żyła. Było to wiadome po jej świszczącym, ciężkim oddechu, który roznosił się na cały pokój. Zdecydowanie coś było nie tak. Cornelia miała rozgorączkowaną twarz, podobnie jak całe ciało, które było pokryte chorobliwym potem. Otwartymi ustami jak ptaszek łowiła zachłannie powietrze. Maykel przyłożył jej dłoń do czoła – Matko święta!!! – wrzasnął, zrywając się na nogi. – Ona ma ze 40 stopni gorączki, jak nie więcej!!! 

CDN

6 komentarzy:

  1. gosia10
    Wysłany 09.10.2010 o 20:01
    Sorki, że tak późno z komentarzem ale dzisiaj miałam na chacie porządki a potem do kościoła na różaniec (cholera nadal mnie kolana bolą xD)A więc akcja: Było zajefajnie:))Lara była tak agresywna że aż sama się wystraszyłam jej wrzasków xD Ta klątwa jest extra. (może nie dla nich ale dla mnie tak!:P)A co się stało Corneli?Napiła się czy co? xDKurde, ciekawe na co zachorowała.A Winston pewnie ze starości i łajzowatości spadł, czy może jakaś zła siła go zepchnęła?(Nie to że coś ale zaczynam już pisać jakimiś hasłami xD Wyszło mi słowo altanka z tych pierwszych dużych liter [pionowo]. Całkiem nieświadomie napisałam to ^^,)A no i oczywiście dopisuję że z niecierpliwością czekam na następny rozdział:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Lilka11
    Wysłany 09.10.2010 o 20:17
    Rozdział naprawdę fenomenalny, biegna Lara, ten pierścionek wszystko jej zepsuł. No i jeszcze biedniejszy Winston. A najbiedniejszy jest chyba Maykel, bo musi się użerać z fochami Croft xDTeraz kolejna z dobrych rad. Już kiedyś o tym wspominałam, teraz jednak o wiele bardziej zakłuło mnie w oczy:”- Aha, no … no to dobrze – Lara przeciera zaspane oczy. – A wszystko w porządku?- pyta troskliwie Maykel nawiązującdo poprzedniej nocy – Bo wiesz, boję się trochę cię zostawiać samą.- Nie jestem dzieckiem, Maykel!- fuknęła mu Lara i poszłasobie, nawet się z nim nie żegnając.- Kobiety – cmoknął Rob i klepnął osłupiałego Maykela wramię – Musisz się przyzwyczaić do ich zmiennego humorku. „O wiele łatwiej czytelnikowi czyta się opowiadania pisane w czasie przeszłym. W czasie teraźniejszych nie ma prawie żadnych opowiadań, gdyż ten czas nie nadaje się do użytku w takich formach literackich, jak opowiadania. Natomiast już w ogóle wielką niewygodą jest czytanie dwóch przeplatających się czasów. Raz piszesz, że bohater coś robi (np. Lara przeciera oczy) a zaraz potem opisujesz bohatera, który coś zrobił (np. Lara funkęła i poszła sobie). O wiele lepiej byłoby, gdybyś się zdecydowała na korzystanie z jednego czasu (np. Lara przeciera oczy, idzie sobie albo Lara przetarła oczy, poszła sobie).Z tym że czas przeszły jest przyjemniejszy i łatwiejszy w pisaniu.Rozdział zarąbisty! Z niecierpliwością czekam na piątkę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wysłany 09.10.2010 o 21:43 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
    I znowu Lilka ma rację…Nie wiem co powiedzieć…bo…naprawdę możesz mi w tym momencie nie wierzyć, ale cały czas pisząc rozdziały pamiętałam, że kiedyś już zwracałaś mi uwagę na te czasy. A dowcip w tym, że dalej czasy się przeplatają ze sobą…pomimo, że starałam się aby tak nie było. A fakt jest faktem, że sama tego nie zauważam, wydaje mi się, że jest dobrze, a dopiero jak ktoś zwraca uwagę, to dopiero to widzę. Będę musiała więcej nad tym popracować. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. UlaCroft
    Wysłany 10.10.2010 o 16:57
    Tak ta karteczka będzie bardzo ważna… Dlatego umieściłam ją w tytule. Powiem ci jeszcze że na tą karteczkę wzięłam pomysł od ciebie. Tak właśnie od ciebie! Tak samo jak Lily wymyśliłam poprzez czytanie bloga… Nie pamiętam adresu, ale jest u mnie w polecanych jako aż się popłakałam. Na pewno go znasz. A co do tego 4 rozdziału to dopiero co zaczęłam go czytać. Powiem ci, że wczoraj czytałam 3 rozdział twojego opowiadania i nie mogłam zasnąć. Cały czas było mi zimno i bałam się, że jak otworzę oczy to zobaczę to widmo… Brr…. Nie pisz już więcej takich strasznych rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
  5. UlaCroft
    Wysłany 12.10.2010 o 16:52
    No to mnie pocieszyłaś… :) A ty masz na imię? Patrycja? Ania? Bo moje to już odgadłaś…

    OdpowiedzUsuń
  6. michelle.ma.belle@onet.eu
    Wysłany 14.10.2010 o 12:45
    No onet się naprawił i jest już nowy rozdział u mnie :) Wpadaj kiedy tylko możesz :)

    OdpowiedzUsuń

Spis treści