Następnego dnia rano, Lara obudziła się
wcześnie. Rozbudził ją rozkoszny zapach dolatujący do jej nozdrzy i wypełniający
sobą cały pokój. Kobieta usiadła na łóżku i wciągnęła nosem upajającą woń.
Jeszcze raz. Drugi. Cóż tak pięknie pachniało? Pod wpływem zapachu, ogarnął ją
dziwny spokój… Lecz po chwili uderzyło ją także uczucie niewypowiedzianego
bólu. Cierpienie. Strach. Niepokój. Odczuła to wszystko jednocześnie. Zdawała
sobie sprawę, że wszystkiemu winny jest ten zapach, który już raz czuła w swoim
życiu. Tylko raz. A teraz powrócił do niej, sprawiając, że poczuła się jakby
miała jakieś deja vu.
Lara z bijącym sercem odnalazła
przyczynę słodkiego aromatu: na jej poduszce leżała gałązka o drobnych,
fioletowych kwiatuszkach i szarych listkach. Croft
wstała, podniosła gałązkę i przyłożyła ją do nosa. Tak jest. To ten drobny
kwiatek pachniał tak cudownie i intensywnie. To jego zapach przypominał jej o…
No właśnie, cóż on jej takiego przypominał, że czuła cierpienie i uczucie
ciepła i bezpieczeństwa zarazem? Kobieta wytężała swój umysł, ale za żadne
skarby nie mogła sobie niczego przypomnieć. W tej chwili, jakieś ciepłe ramiona
otoczyły jej talię:
- Dzień dobry – szepnął Maykel, przytulając swój
policzek do jej policzka. – Podobała ci się pobudka? – Wskazał na gałązkę,
którą Lara trzymała w dłoni.
- Bardzo – odparła rozmarzona Lara i odwróciła się
przodem do mężczyzny. – Cudowny zapach, ale… Maykel, skądś go znam. Nie mogę
sobie tylko przypomnieć, gdzie i kiedy go czułam. Czuję, że przypomina mi wiele
zdarzeń… Dziwne, że ich nie pamiętam.
Maykel uśmiechnął się smutno.
- Mi też on wiele przypomina. – powiedział. –
Widzisz, Laro… Eh… - Widać było, że chciał jej coś powiedzieć, ale z trudem mu
to przychodziło. – Julia… Moja dawna dziewczyna kochała zapach lawendy… - Zamrugał
gwałtownie powiekami. Mówienie o tragicznie zmarłej Julce najwyraźniej wciąż
jeszcze sprawiało mu ból. – Obiecała mi nawet… – Tu Maykel zaśmiał się lekko. –
Że jeśli umrze pierwsza, to ilekroć poczuję obok siebie zapach lawendy, to będę
wiedział, że to ona stoi wtedy przy mnie… - Maykel westchnął ze smutkiem.
Lara wplątała swoje palce w jego ręce.
Maykel nigdy dotąd nie opowiadał jej niczego o swojej narzeczonej, która
zginęła w wypadku samochodowym 3 lata temu w dzień ich ślubu. Lara cieszyła się
więc, że mężczyzna otworzył przed nią swoje serce i pragnął być z nią
bezwzględnie szczery.
- I co? – spytała więc ciepło i delikatnie, chcąc
pobudzić go do dalszych zwierzeń.
- I nic. – W Maykela oczach kobieta dostrzegła ból.
Teraz mężczyzna wyciągnął zza siebie cały plik pachnącej lawendy i biorąc z
ręki Lary brakującą gałązkę, uzupełnił nią cały bukiet. – Kompletnie nic. Od
czasu jej śmierci ani razu nie wyczułem lawendy obok siebie – wyjaśnił i
wręczył Larze cały bukiecik kwiatów. Następnie ujął w ręce jej twarz. – Jak
widać, nie wszystkich obietnic można dotrzymać – rzekł i pocałował kobietę w
czoło. Następnie odsunął się i cicho wyszedł z pokoju, pozwalając, by spokojnie
się ubrała.
Lara zanurzyła twarz w pachnące
tajemnicą kwiaty lawendy i stała tak chwilę, delektując się ich zapachem i
rozważając w głowie słowa Maykela. To wszystko było takie… Takie dziwne. Ona
przecież też znała tę woń. Musi sobie przypomnieć gdzie, kiedy i w jakich
okolicznościach poznała pierwszy raz zapach lawendy. Tymczasem trzeba się wziąć
za siebie. Dzisiaj ten wielki dzień! Już dzisiaj będzie szczęśliwą narzeczoną,
a wieczorem będzie miała wymarzone przyjęcie swojego życia. Ale, ale. Królową
do późnwgo miała być dzisiaj Amelka. Nic nie mogło jej przeszkodzić, dzisiaj
dziewczynka miała się cały czas uśmiechać, być chwalona, podziwiana i zasypana
prezentami. To także jej wielki dzień i nie można dopuścić, aby coś jej go
zakłóciło.
Lara z Maykelem postanowili zrobić
swojej córce (tak, tak Lara uznała już
dawno Amelkę za swoją córkę) niespodziankę i zgotować jej równie miłą
pobudkę. Obładowani prezentami skradali się więc cichutko do jej pokoju. Lara
ponadto niosła prześlicznie udekorowany tort, na którym widniał wielki
czekoladowy pałac, a wokół niego równie jadalne cztery dysneyowskie
księżniczki. Cztery – bo tyle lat ma już od dzisiaj Amelka. Szli cichutko,
szeleszcząc papierami, aż nagle obydwoje zamarli na widok przed sobą. Lara
upuściła na ziemię tort, a Maykel w sekundzie znalazł się przy swojej córeczce,
siedzącej na schodach i zakrywającej rączkami buzię. Jej ciałem wstrząsały
gwałtowne dreszcze, a klatka piersiowa raz po raz gwałtownie nabierała
powietrza. Dziewczynka płakała. Płakała? To zbyt małe określenie, Amelka tak
szlochała, że chwilami naprawdę aż brakowało jej tchu.
- Kochanie… Maleńka… Co się stało? – szepnął
bezradnie Maykel i oderwał ręce od buzi dziewczynki. Jej pucołowata dziecięca
twarzyczka cała zalana była łzami, które wciąż spływały po policzkach. Obraz
płaczącej córki w swoje urodziny był ostatnim widokiem, jaki Maykel chciał
dzisiaj widzieć. Amelka nie była w stanie nawet normalnie się wypowiedzieć, tak
trzęsła się z zimna i płaczu.
- Je-je-jenna… – Udało jej się tylko wykrztusić i
nowa seria szlochów zawładnęła nią całą. Maykel posadził sobie dziewczynkę na
kolanach i mocno przytulił jej zziębnięte ciałko. Była tylko w cienkiej nocnej
koszulce. Lara stała obok bezradnie.
- Cichutko kochanie, powiedz nam dlaczego płaczesz?-
szeptał Maykel do córki, całując jej główkę.
- Bo, bo, bo… Ja nie chcę… Aby… Jenna umarła… – Wytłumaczyła
Amelka urywanym głosem. – Ja nie chcę… Nie chcę, aby… - I znów płacz wstrząsnął
nią całą.
Maykel popatrzył zaskoczony na Larę, ale ta też nie
wiedziała, o co chodziło.
- Kochanie… - Klęknęła obok Maykela i Amelki. –
Kochanie, Jennie nic przecież nie jest…
- Nie-nieprawda… - Potrząsnęła główką maleńka.
W tym momencie, Lara usłyszała jakieś
podniesione głosy na dworze. Zostawiła Maykela z córką i wyszła na zewnątrz, by
sprawdzić, co się tam działo. Ku jej zaskoczeniu, na trawniku nieopodal domu
zebrała się cała rodzinka, tworząc krąg. Jedni patrzyli ze smutkiem na ziemię,
jedni coś mówili, krzyczeli. Lara podchodząc bliżej dostrzegła Lilly, która
zasłaniała usta rękami i przerażona patrzyła na trawę. Croft też tam zerknęła.
Na trawie tarzał się pies. Z pyska
toczyła mu się ślina, a całe jego ciało było nienaturalnie wygięte do tyłu.
Jenna skomlała, piszczała, a chwilami nawet wyła z bólu. Oczy miała rozszalałe
i załzawione. Gryzła, gdy ktoś starał się do niej podejść. Zwierzę przechodziło
straszne męki.
- Boże… Co jej się stało? – Lara patrzyła z
nieukrywanym smutkiem na ukochanego psa Amelki, który tak niewyobrażalnie
cierpiał. – Przecież wczoraj była okazem zdrowia…
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała jej Lilly. –
Szkoda dziecka, akurat dzisiaj musiała to oglądać.
Zjawił się Maykel. Ze zdziwieniem
pomieszanym z przerażeniem, patrzył na swojego psa. Jenna wyła rozpaczliwie,
usiłując wstać. Zataczała się i ponownie upadała na ziemię, wydając z siebie
żałosne dźwięki. Bardzo przykry i smutny widok, mając na uwadze dzisiejsze
uroczystości.
- Stanowczo jakiś pech nas prześladuje – westchnęła
Lilly, patrząc współczująco to na Maykela, to na Larę. Ale Maykel jej nie
słuchał, tylko podszedł do Jenny i usiłował położyć jej swoją rękę na plecach.
Błysnęły kły i ku stęknięciu grozy wszystkich obecnych, husky ugryzł aż do krwi
swojego pana.
- Nie dotykaj go! – krzyknął ktoś z tłumu do
Maykela. – Ona już nikogo nie
rozpoznaje, zagryzie cię jeszcze!
Wszyscy byli smutni. Tylko ciotka Emma była
niezawodna:
- To wziąć i zastrzelić tego kundla, po co ma tu tak
głośno zdychać?! Spokój ma tu być! Wziąć giwerę i się nie patyczkować! – krzyczała
jeszcze, znikając w drzwiach domu.
Maykel nie zważając na gryzącego psa,
którego kły rozdzierały mu jeszcze bardziej rękę, podniósł Jennę na ręce.
Przeszedł z nią kawałek i położył na tył swojego samochodu. Pies albo
zemdlał albo chwilowo się uspokoił, wszystko jedno, bo przestał się ruszać.
Ogon i głowa bezwładnie zwisały z poręczy fotela.
- Kochanie, co robisz? – Lara z niepokojem
uścisnęła rękę swojego faceta.
- Muszę ją zawieźć do jakiejś kliniki – wyjaśnił
Maykel – Nie mogę pozwolić, aby Amelka widziała ją w takim stanie. Zwłaszcza
dzisiaj.
- Masz rację. – Lara pocałowała go szybko w usta –
Kocham cię. – przypomniała.
- Ja ciebie też. – Maykel wsiadł do auta i już go
nie było.
Lara westchnęła. Na jej głowie było
teraz doprowadzenie wszystkiego do porządku. Przede wszystkim – Amelka. Smutna
solenizantka, która odmawia zjedzenia śniadania i wypicia kakao, nie wchodziła
dzisiaj w grę. Nie tak to miało dzisiaj wyglądać.
Kobieta zabrała więc Amelkę do swojego
pokoju, uspokajając i
pomagając stać się dziewczynce prawdziwą księżniczką. Ubrała ją w długą do
ziemi żółtą, balową kreację, rodem z Belli z bajki o „Pięknej i Bestii”,
pięknie uczesała czarne loczki i założyła diadem na głowę. Jej wesołość udzieliła
się wkrótce i Amelce. Maleńka zaczęła się śmiać i żartować, zjadła
śniadanie i biegała po wszystkich pokojach,
uszczęśliwiona ze swojej kreacji. Rozpakowywała prezenty, których uzbierał się cały stos.
Każdy ją chwalił, rodzina wołała do niej „księżniczko” i nawet ciotka Emma nie była
już taka uciążliwa.
- Zip, muzyka! – rozkazała Lara przyjacielowi. Ten
posłusznie włączył muzykę w sali balowej, służące zapaliły świeczniki na
stołach, a potem w całym domu. Lara zadzwoniła do rodziców dwudziestu
zaproszonych koleżanek Amelki, pytając, czy dziewczynki nie mogłyby przyjść
wcześniej. Mogły.
Raz po raz schodziły się teraz pięknie
wystrojone damy w wieku 3- 4 lat i zapełniały cały dom. Jednym słowem – Lara
stawała na głowie, aby przyjęcie dzisiaj wypaliło i aby wszyscy byli weseli. Ku
jej radości, rodzina potraktowała na poważnie święto jej córki i aby to uczcić,
ubrali się już odświętnie i zasiedli w sali balowej, gdzie rozbrykane
księżniczki już rozpoczęły imprezę. Niektóre młode kuzynki i kuzyni tańczyły z
małymi, jeszcze bardziej rozkręcając balowanie, niektórzy tańczyli już na
poważnie w swoich parach. Ciotka Emma wystrojona w swoją najlepszą
przedpotopową suknię, zaczęła tańczyć z jakimś wujkiem jakieś tango, mając błogą minę.
Przed południem wrócił Maykel. Zaskoczony ujrzał
swoją dziewczynę, jak w ślicznej czarnej sukience i wysoko spiętych włosach
razem z Lilly i Cornelią roznosiły róże po całym
domu. W salonie głośno dudniła muzyka, rozbrzmiewały wesołe śmiechy
wniebowziętych księżniczek i całej rodziny, która już od rana świętowała razem
z nimi. Cały korytarz wypełniony był gawędzącymi, wystrojonymi ludźmi, wesoło
uśmiechającymi się do wszystkich. Jednym słowem, balanga rozpoczęła się
wspaniale. Lara z uśmiechem stanęła przed Maykelem.
- Jak tego dokonałaś? – spytał Maykel,
niedowierzająco kręcąc głową.
- Czary – odpowiedziała Lara ze śmiechem. I ona czuła
szampański nastrój, który otaczał wszystkich. – Co z Jenną? – zapytała ciszej,
aby tylko mężczyzna ją usłyszał.
- Dobrze – odpowiedział jej Maykel. – Ale musiała
tam zostać.
- Coś poważnego? – Lara zmarszczyła brwi.
- To jakieś zatrucie – powiedział Maykel,
wzruszając ramionami. – Zżarła pewnie coś starego, sama wiesz, jaka była
żarłoczna.
- Ale wyjdzie z tego? – Lara z przestrachem popatrzyła
na niego. Bała się o Amelkę, wiedząc, jak malutka lubiła tego psa. Maykel
uśmiechnął się.
- Jasne, że wyjdzie – odpowiedział.
- No widzisz? Wszystko będzie dobrze! – Radosna
pocałowała go i zniknęła mu z oczu.
Aż do samego wieczora, wszyscy byli w
doskonałych humorach.
- Lara… - Lilly klepnęła nagle Larę w ramię.
Kobieta siedziała z Maykelem za stołem w gronie najbliższych i właśnie śmiali
się z opowiadania jakiegoś wujka – Lara… Już czas, chyba powinnaś już iść się
przebrać…
- Maykel. – Lara trąciła łokciem Maykela. – Zmywamy
się.
Rouglas i Lara wzięli się za ręce i dyskretnie
opuścili salę pełną ludzi.
- Spotykamy się tu za pięć minut! – nakazała Lara,
pędząc z czarnowłosym na górę, każdy do swojego pokoju. – Lilly, chodź tu,
gdzie moja sukienka?!
- Spokojnie, już ją położyłam u ciebie! – Lilly
leciała na łeb na szyję za Larą. Ktoś musiał pomóc jej zawiązać gorset i ogółem
włożyć kreację.
- Ja pierdzielę, co za dzionek! – Rozchichotane
dziewczyny wpadły do pokoju. I tu spotkała ich niespodzianka.
- O! – Larę aż cofnęło w tył. – Kurtis? Ty tutaj?
- A cóż ty tu robisz? – spytała Lilly bez ogródek.
– Chyba przyjęcie odbywa się na dole?
Kurtis z dziwnym uśmiechem na twarzy wstał z Lary
łóżka.
- I ja właśnie względem tego przyjęcia – wyjaśnił.
– Możesz zostawić nas samych? – Rzucił do Lilly. Rudowłosa popatrzyła pytająco
na Larę. Nie podobała jej się ta propozycja.
- Idź – powiedziała do niej Lara. Lilly westchnęła
niecierpliwie:
- Za cztery minuty masz być na dole. – Przypomniała
i wyszła za drzwi.
Zaległa cisza. Lara patrzyła na
Kurtisa, którego twarz i oczy były jakieś dziwne. Nigdy nie widziała go w takim
stanie.
- Co to? – spytał mężczyzna ze złośliwym uśmiechem,
podnosząc srebrzystą, balową kreację z łóżka.
- Oddaj, to moje. – Lara wystawiła na przód ręce.
Kurtis zaryczał ze śmiechu, jak jakiś psychopata,
Lara aż się przestraszyła.
- Twoje powiadasz? – cmoknął. – A powiesz mi, po
cóż ci taka kiecka? Cóż to, źle wyglądasz jak na urodziny tego dzieciaka? Nie
sądzę, aby ta czarnulka zwracała na ciebie uwagę… - Kurtis zmierzył Larę
wzrokiem. Croft nie odpowiedziała nic. Odwróciła tylko oczy w bok.
- Taaa… - Kontynuował Kurtis, chodząc po pokoju. –
Więc odpowiedz mi, dlaczego
wyrywasz się tak nagle z przyjęcia i lecisz tu, aby to coś… – Tu zatrząsł
trzymaną w dłoni suknią. – Na siebie założyć? Co?
- Kurtis oddaj mi to, proszę cię, nie wnikaj już w
nic i zejdź na dół – poprosiła Lara. Wiedziała, że mężczyzna był strasznie
wściekły i siłą się zmuszał, aby być spokojnym. Trent stanął na środku pokoju.
- Pytam cię o coś – warknął, ciskając w nią
mordercze spojrzenie. – Pytam, dlaczego
się zerwałaś z przyjęcia i chcesz się w to ubrać? Może o czymś nie wiem? Może
planujesz jeszcze jakieś drugie przyjęcie? Może jest jakaś jeszcze okazja, o
której nie wiem, co?
- Co masz na myśli? – spytała Lara, udając głupią,
lecz doskonale się domyślała, do czego Kurtis zmierzał.
- A nie wiem, nie wiem. – Trent rozłożył bezradnie
ręce. – Może jakieś zaręczyny? – Dobitnie podkreślił to, co mówił. - Co?
Lara wzięła głęboki wdech. Nie wiedziała już, jak miała
się zachować w tej sytuacji.
- Skąd o tym wiesz? – spytała więc wprost.
Ale tym razem nie doczekała się odpowiedzi: Kurtis
z furią cisnął sukienkę na łóżko.
- Jak mogłaś mnie okłamywać?!! – wyrzucił z siebie.
- Jak mogłaś mnie tu zapraszać?!! –
wrzeszczał na całe gardło.
- To nie ja tego chciałam! – Lara też podniosła
głos, było jej niewypowiedzianie przykro. – Nie chciałam, abyś na to patrzył!
Chodziło mi tylko i wyłącznie o Cornelię! To jej zależało, abyś tu był! Ale ty
oczywiście nigdy niczego nie zauważasz! Nie dostrzegasz, jak bardzo Cornelia
się stara, abyś zwrócił na nią swoją uwagę! Cały ty!
- Cornelia? – zapytał Kurtis z ironią. – Ta dziwka?
– Upewnił się.
Lara poczuła, jak gorąc naszła jej na twarz.
- Cornelia nie jest dziwką – zaprotestowała
wzburzona.
Mężczyzna roześmiał się cynicznie.
- Dla mnie – oświadczył. – Dla mnie z zawodu może
być nawet krawcową. Każda baba to dziwka! – oznajmił. – Łącznie z tobą, Croft!
– Wskazał na nią.
To już było przegięcie.
- Jak śmiesz… - Wycedziła Lara przez zęby. – Jak
śmiesz… Pod moim dachem, w moim pokoju…
- A co, może mówię nieprawdę? – Kurtis wyszczerzył
zęby w złośliwym uśmieszku. – Najpierw puszczałaś się ze mną, a teraz puszczasz
się z Maykelem! A ten podły dziwkarz wykorzystuje cię, traktuje jak przedmiot,
ale tobie się to podoba!
- Maykel nigdy w życiu nie potraktował mnie jak
przedmiot! – Po raz kolejny zaprotestowała Lara, ale łzy podchodziły jej już do
oczu. Jak Kurtis śmiał niszczyć jej taką wspaniałą chwilę?! Ten wieczór miał
być jej radością, spełnieniem jej snów, a teraz?! Lara nie miała już chęci na nic, Trent popsuł cały czarowny
moment tej chwili.
- Nie traktuje?! Nie bądź żałosna, Lara! Sama sobie
zaprzeczasz! To może mi powiesz, co to było wczoraj w nocy, co?! „Jesteś moja”, „tak tylko twoja”! – Kurtis przedrzeźniał ich rozmowę. – Już tą
gadką potraktował cię jak jakieś zwierzę, które przynależy do niego!!!
- Wcale nie! A zresztą, nie zamierzam ci się z
niczego spowiadać, ty fałszerzu! Mogłam się spodziewać, że będziesz nas
podsłuchiwał we wszystkim! – Lara otarła zdenerwowana czoło. – Nie chcę cię
znać, rozumiesz?! Wynoś się stąd! – Wskazała palcem drzwi.
- Hola, hola, nie tak prędko! – Kurtis złapał ją
wściekły za ramiona. – Ostrzegam cię, przerwij te zaręczyny, ja ci naprawdę
dobrze radzę!
- Puść mnie! – Nie na darmo Lara znała taktyki
obezwładniania wroga: zręcznie wyrwała się Trentowi i odepchnęła od siebie. –
Grozić mi nie będziesz! I tak się nie boję!
- Podpalę tę chatę!!! – wrzeszczał Kurtis, jak
terrorysta. – Pozabijam was wszystkich, jeśli nie odwołasz tych zaręczyn!!! A
moją pierwszą ofiarą będzie Maykel!!!
- Jak śmiesz?! – Lara rzuciła się na mężczyznę,
usiłując wypchnąć go za drzwi. – Tylko go tknij, a pożałujesz!!! – Udało jej
się wyrzucić Trenta z pokoju.
- A coś takiego! – odwrócił się jeszcze Kurtis i zmroził
ją wzrokiem na korytarzu. – Założysz pierścionek z klejnotem pochodzącym ze
starożytnego Xiana? Fiu, fiu, odważna jesteś, ja bym tam się bał, mając
chociażby Mit na względzie!
- Wynoś się! Zejdź mi z oczu! – wrzasnęła jeszcze
Croft i mężczyzna zniknął z jej pola widzenia. Lara wróciła roztrzęsiona do
pokoju. Aż dygotała z nerwów. Niech to cholera, wyprowadził ją z równowagi, w
tak ważnej dla niej chwili. Kobieta usiadła na łóżku i schowała twarz w
dłoniach, próbując się uspokoić.
- Co tu się stało?! – Obok niej przykucnął Maykel.
Odjął jej ręce od twarzy. – Płaczesz kochanie? Co się stało?
- Nie, no coś ty. – Lara otarła łzy, które
poleciały jej z oczu tylko z wściekłości. Wzięła głęboki wdech. – Wyobraź sobie,
miałam małą scysję z Kurtisem.
- Kurwa, zabiję go kiedyś. – Przysiągł Maykel.
- Uważaj, bo on może być pierwszy – mruknęła Lara –
Groził mi, że zabiję ciebie, mnie, potem, że wszystkich pozabija…
- Dlaczego ci to mówił i rozpoczął aferę? Przecież
nic nie wie o..
- Wie. - Przerwała Lara Maykelowi. – W tym właśnie
dowcip, że wie o naszych zaręczynach. I groził mi właśnie z tego powodu.
- Skąd on wiedział o naszych zaręczynach?! – Maykel
był wkurzony.
Odpowiedź była prosta.
- Podsłuchiwał nas, widać usłyszał to, co nie
powinien.
- Gnój jeden. – Maykel objął mocno Larę i pocałował
we włosy. – Wiem, że jest ci przykro, kochanie. Co mam zrobić, aby ci pomóc?
- Właśnie to. – Kobieta wtuliła się w jego ciało. –
Muszę się uspokoić. Nie mogę zdenerwowana iść na przyjęcie.
- Gadał coś jeszcze? – zapytał Maykel.
- Aha, postraszył mnie jeszcze historyjką o Xianie.
- Jaka to historyjka?
- Znam ten Mit, mówi on o tym, że ponoć nie wolno
niszczyć Xiana dla własnych potrzeb. – Lara wzruszyła ramionami. – A my po
części to robimy, zaraz założę pierścionek pochodzący od niego.
Maykel podniósł wysoko brwi.
- Nie wiedziałem – odparł szczerze. – To może nie
powinniśmy..
- Czyś ty zdurniał, Rouglas? – Lara wstała i wzięła
swoją suknię do rąk. – Wierzysz w te
bajki? Przecież to duby smalone są.
- No, nie wiem, w każdym micie jest trochę prawdy.
– Maykel nie był przekonany.
- W każdym, ale nie w tym. – Sprostowała Lara. –
Chodź tu, pomóż mi się ubrać i tak jesteśmy już spóźnieni.
Jak wyglądała reszta tego wieczoru,
można sobie wyobrazić: jak Lara z Maykelem wparowali na salę, Lara w
olśniewającej sukni, Maykel w garniturze. Jak stanęli pośrodku dwustu osób i
przy wszystkich ogłosili swoje zaręczyny. Jak rozbłysnęły flesze i zabrzmiały
radosne okrzyki, podczas
gdy Maykel zakładał Larze zaręczynowy pierścionek. Jak potem wszyscy rzucili
się do nich, a pierwsza podleciała ciotka Emma płacząc i składając życzenia.
Kolejka do składania życzeń ustawiła się aż pod same drzwi, każdy chciał
powiedzieć coś miłego od siebie. Najczęściej powtarzały się słowa „dużo
miłości”, „szczęścia w życiu”, „trwałego związku”, „rychłego ślubu”, a nawet
pojawiło się „dużo potomków” - od rozchichotanej Lilly. Tylko Cornelia była
lekko smutna i kompletnie oszołomiona. I ona kochała Maykela, ale już dawno pogodziła
się z myślą, że on wolał Larę. Wkrótce zapomniała o sobie i zaczęła bawić się i
cieszyć wraz z innymi. Na tańcach, śmiechach i radosnych uściskach minął im
cały wieczór. Wymarzone przyjęcie Lary wypaliło i to bez pudła.
- To ostatni raz, zdrowie narzeczonych
i wychrzaniamy spać. – Wzniósł toast Rob, gdy z całą ekipą FBI siedzieli po
imprezie w pokoju Lary. Był środek nocy. Narzeczeni, zmęczeni, ale uśmiechnięci,
siedzieli opierając się plecami o łóżko i trzymając za ręce. Obydwoje przebrali
się już ze swych wykwintnych ciuchów. Obok nich Cornelia, Lilly z Robem, a po
drugiej stronie Sven i Will. Sami najbliżsi. Ze śmiechem wypili po ostatnim
kieliszku i życząc sobie dobrej nocy, rozstali się.
- Nie mogę w to uwierzyć. – Lara przykleiła się do
Maykela i sami w zupełnej ciszy zaczęli delektować się sobą. Nie było im to
dane już od bardzo dawna, lecz teraz wolno im było wszystko. Wytworzyła się
erotyczna atmosfera, którą przerwała jednak Lara.
- Padam z nóg – jęknęła i odsunęła się od ust
Maykela. – Muszę się wykąpać.
- No dobrze – zgodził się Maykel i wstał z podłogi.
Croft zapaliła światło i
wygrzebała z szuflady jakąś bluzkę i spodenki do spania. Pocałowała lekko
Maykela na krótką rozłąkę i zniknęła w drzwiach łazienki.
Odkręciła wodę i pozwoliła, by ta
wypełniała powoli ogromną,
głęboką wannę. Z westchnieniem zdjęła z nóg japonki, bo okazało się, że po
zdjęciu ciasnych szpilek, na stopach, powstały piekące pęcherze i otarcia. Lara
nie była fanką tego rodzaju butów, więc dla osoby przyzwyczajonej do płaskich
podeszw, cały dzień spędzony na obcasach był dosłownie udręką. Teraz tylko
japonki albo chodzenie na boso nie sprawiało jej bólu. Wanna wypełniała się już
po brzegi, więc kobieta szybko powyjmowała z włosów wszystkie wsuwki z koka, i
pozwalając by orzechowe loki opadły na jej plecy, zdjęła z siebie ubranie. Weszła
do wody i z westchnieniem ulgi zajęła się kąpielą. Właśnie zastanawiała się,
czemu nie wzięła sobie Maykela do towarzystwa i prawie natychmiast pożałowała,
że faktycznie tego nie zrobiła.
Namydliła się już porządnie, gdy nagle
poczuła na swojej skórze przenikliwy chłód, jakby ktoś otworzył przed nią okno
i jakby zawiało jej mroźnym, zimowym powietrzem. Lara energicznie podniosła
głowę i… Zamarła. Przed nią, w odległości niecałych trzech metrów stał
mężczyzna. Miał na sobie czarny garnitur. Jego twarz była kredowobiała, patrzył
na Larę i uśmiechał się lekko i cynicznie sinymi wargami. Nie ruszał się.
Rezydencję Coftów przeszył teraz przejmujący,
kobiecy krzyk. Maykel w przeciągu światła wleciał do łazienki.
- Co się stało?! – ryknął do Lary, która siedziała
w wannie i wielkimi oczami spoglądała gdzieś przed siebie. – Lara, co się
stało?! – Mężczyzna ponowił pytanie, usiłując wyciągnąć ją z wody. Było to
trudne poczynienie, bo kobieta pod wpływem strachu zdrętwiała cała, a jej
śliskie ciało wysuwało mu się z rąk. W końcu Maykel wytaszczył jakoś nagą
kobietę, okrył ją wielkim kąpielowym ręcznikiem i wyniósł prawie że siłą do
pokoju.
- Co się stało? – Trzeci raz ponowił pytanie,
sadzając ją na łóżko a sam kucając obok niej.
Lara przyłożyła rękę do swojej szyi.
- Co za dziwne uczucie… - Szepnęła drżącymi
wargami.
- Źle się poczułaś? – Zgadywał Maykel.
- Nie… - Lara popatrzyła na niego. – Wiesz co…
- Co, skarbie?
- Chyba widziałam ducha – powiedziała kobieta i
uśmiechnęła się niedowierzająco. – Dziwne uczucie…
- Co? Jakiego ducha?– zapytał Maykel, nic nie
rozumiejąc. Lara opowiedziała mu więc o zjawisku, jakie przed chwilą miało
miejsce w ich łazience. Maykel wkurzony wszedł tam, by wyjść po chwili z
dobrymi wieściami:
- Nikogo tam nie ma – poinformował, na co Lara
roześmiała się.
- Maykel, kochanie, ty sobie myślisz, że zjawa to
tak sobie będzie tam stać i czekać na ciebie? – Owinęła się ciaśniej
ręcznikiem.
- Co u was tak głośno? – Do pokoju wparowała
przestraszona Lilly z Robem. Więc Lara powtórzyła i im, co stało się przed
chwilą.
- Nie no, teraz to ja na pewno nie pójdę spać –
oświadczyła Lilly, po wysłuchaniu Lary.
- Chodź, kochanie, zaśpiewam ci kołysankę i na
pewno zaśniesz. – Rob objął żonę ramieniem i wyszli z pokoju, do swojej
sypialni.
Maykel podszedł do Lary i przytulił ją mocno.
- Ty też powinnaś teraz zasnąć i odpocząć. To był
ciężki dzień dla nas wszystkich – szepnął jej.
- Masz rację - zgodziła się Lara – Przynieś mi
tylko moją bluzkę i spodenki z łazienki, są na pralce, bo ja już nie mam ochoty
tam ponownie wchodzić.
Mężczyzna przyniósł więc Larze wskazane
rzeczy i sam poszedł się wykąpać. Gdy wrócił, światło było zgaszone, a jego
narzeczona leżała już w łóżku, przykryta szczelnie kołdrą.
- Śpisz? – Maykel wgramolił się do łóżka i otoczył
ją ramieniem. Natychmiast przytuliła się do niego.
- Nie. Nic nie widziałeś w łazience? – spytała.
- Nie – odparł. – Nic mi się nie ukazało.
Kobieta westchnęła.
- Dziwne rzeczy – mruknęła, wtulając się do niego
mocniej.
- Śpij, odpocznij. To na pewno przez te zmęczenie
coś takiego miało miejsce.
Lara myślała, że akurat z zaśnięciem
nie będzie miała kłopotu, bo naprawdę była padnięta. Myliła się. Kręciła się z
boku na bok dobre pół godziny, a sen nie przychodził. Obok niej spokojnie
oddychając, już dawno spał Maykel. Kobieta delikatnie ściągnęła z siebie jego
rękę i wstała z łóżka. Powoli, wciąż zmęczona, udała się na dół do kuchni.
Akurat była w trakcie nalewania sobie
wody mineralnej do szklanki, gdy znów przydarzyło jej się to samo zjawisko. Ni
z tego ni z owego, poczuła zimno na swoich plecach i ramionach, jakby z tyłu
ktoś otworzył lodówkę. Z zastygniętą dłonią trzymała przed sobą szklankę.
Ciekawość w końcu wzięła nad nią górę i kobieta powoli odwróciła się. Tuż za
nią, może z jakieś dwadzieścia centymetrów od jej twarzy, stała postać tego
samego faceta, którego widziała już dzisiaj w łazience. Mężczyzna upiornie
biały na twarzy i z sinymi ustami wpatrywał się
w jej twarz nienawistnymi czarnymi oczami. Nie ruszał się.
Pisk, jaki przed półtorej godziny
rozległ się po Croft Manor był niczym w porównaniu do tego, który teraz
rozszedł się po całym domu.
Maykel raptownie znalazł się w kuchni i zapalił
światło. Na jej środku stała Lara z błędnymi oczami i wyciągała obie swoje ręce
na przód, jakby kogoś od siebie odsuwając. Mężczyzna w przerażeniu stwierdził,
że jego narzeczona wyglądała w owej chwili jak jakaś nawiedzona. Podbiegł do
niej i chwycił za ręce, uspokajając. Była blada na twarzy i znów cała się
trzęsła. Pod jej nogami leżała zbita szklanka, którą najpewniej trzymała akurat
w swoich rękach. Do kuchni zbiegli się już wszyscy: Lilly, Will, Sven, Rob,
Cornelia, Zip, Alister, Winston a nawet Amelka. Ciotki, reszta rodziny oraz
Kurtis już po balu pojechali do domu. Z powrotem w pokoju Lara znalazła się już
z całą ekipą. Każdemu odechciało się spać. Nikt nie wiedział już, co się działo
i dlaczego takie coś przytrafiało się tylko Larze.
- Pewnie masz mnie za jakąś wariatkę… – Szepnęła
Lara do Maykela, gdy już wrócił jej głos. Jego ramiona ciaśniej otoczyły jej
ciało.
- Wcale nie – odparł, muskając wargami jej czoło. –
Bardzo się tylko o ciebie martwię, nie wiem jak ci mam pomóc.
Croft przeżyła chwilę upokorzenia. Była
dzielną, odważną archeolożką, a teraz wydawała się najsłabszą osobą i kompletną
ciapą wśród grona ekipy FBI. Nie lubiła uczucia bezradności ani słabości. Ale
cóż mogła poradzić? Była odważna tylko wtedy, gdy przeciwnikiem była osoba z
krwi i kości a nie jakaś mara, która nachodziła ją Bóg wie skąd i której nie
można było pogrozić pistoletami ani jej zabić. Duch nie boi się niczego,
prześladuje i nęka tylko ludzką psychikę.
Otoczona gromadką kochających ją osób i
z głową na kolanach Maykela, Lara usnęła wkrótce, dając odpocząć zarówno ciału
jak i udręczonej duszy.
CDN
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 03.10.2010 o 13:22
Na samym początku parę wskazówek.: Po pierwsze – pisze się „deja vu”. Drobiazg.Po drugie – w Surrey (w rezydencji Lary), jak i w całej Wielkiej Brytanii obowiązuje system zegarowy 12-godzinny (po za tym czas się przestawia o 1 godzinę w tył), tzn. że w Polsce jest godzina 21:50, w Anglii natomiast oznacza 8.50 p.m. a na przykład 8.00 z rana to 7 a.m. .Po trzecie – Coś ty zrobiła z mojego Kurtisa <3 xD Dup*a-Terrorystę. Nie poznaję go totalnie, ale to dobrze. Nie wiedziałam, że powstanie jeszcze kiedykolwiek jakieś opowiadanie, które mnie zaskoczy. Twoje zaskoczyło mnie masakrycznie. Szczególnie właśnie idiotyczna postawa Trenta (chociaż z Xianem chyba ma rację) mnie zaintrygowała. Czekam z niecierpliwością na dalszą część.
Wysłany 03.10.2010 o 16:48 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
OdpowiedzUsuńWięc od początku: 1. Deja vu – no jasne, dokładnie pamiętam, że jak pisałam rozdział 3 to zastanawiałam się jak to się pisze. Ale oczywiście byłam zbyt leniwa, by to sprawdzić a potem zapomniałam i tak zostało;-) Ale podsumowałaś to Lilko jako „drobiazg”, więc mam nadzieję, że ten błąd nie rzuca się zbyt mocno w oczka;-* 2. No tu to nie wiem co powiedzieć z tym czasem, bo masz rację, że tak jest w rzeczywistości. Ale…chyba bym na łeb dostała jakbym się jeszcze przestawiała na ich strefę czasową…po prostu by mi się nie chciało;-D Więc takich błędów z godzinami na pewno odnajdziecie jeszcze mnóstwo;-D Wybaczcie mi;-) 3. Hhehehe to cieszę się bardzo kochana Lilko, że tak zaskoczyłam;-D W sumie to między innymi też o to mi chodzi;-) I ogółem bardzo Ci dziękuję, że non stop trzymasz rękę na pulsie, proszę Cię nie przestawaj, to bardzo fajnie wiedzieć, że ktoś też się przejmuje aby to wszystko było idealnie dopracowane;_* (chociaż do ideału to tu sporo brakuje);-)
Lilka11
OdpowiedzUsuńWysłany 03.10.2010 o 18:05 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
Trzymanie ręki na pulsie dla Ciebie jest przydatne, a mi sprawia ogromną frajdę ^^ także przestawać nie mam zamiaru :)
UlaCroft
OdpowiedzUsuńWysłany 08.10.2010 o 18:04
Zaczęłam czytać od drugiej części, ale trochę łapię. Na szczęście piszesz też o tym co było kiedyś więc rozumiem wiele. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Jestem dopiero w drugim rozdziale, bo są ciut długie, ale jutro mam czas to przeczytam też trzeci. :)
Pati
OdpowiedzUsuńWysłany 18.06.2011 o 00:09
Podoba mi się charakter twojego Kurtisa…. jest taki zrozpaczony tym , że Lara go nie chce :<…