Znajdujesz się na blogu z drugą częścią opowiadania. Pierwsza część Trzecia część

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 3 - Dziwne objawy

Następnego dnia rano, Lara obudziła się wcześnie. Rozbudził ją rozkoszny zapach dolatujący do jej nozdrzy i wypełniający sobą cały pokój. Kobieta usiadła na łóżku i wciągnęła nosem upajającą woń. Jeszcze raz. Drugi. Cóż tak pięknie pachniało? Pod wpływem zapachu, ogarnął ją dziwny spokój… Lecz po chwili uderzyło ją także uczucie niewypowiedzianego bólu. Cierpienie. Strach. Niepokój. Odczuła to wszystko jednocześnie. Zdawała sobie sprawę, że wszystkiemu winny jest ten zapach, który już raz czuła w swoim życiu. Tylko raz. A teraz powrócił do niej, sprawiając, że poczuła się jakby miała jakieś deja vu.  
Lara z bijącym sercem odnalazła przyczynę słodkiego aromatu: na jej poduszce leżała gałązka o drobnych, fioletowych kwiatuszkach i szarych listkach. Croft wstała, podniosła gałązkę i przyłożyła ją do nosa. Tak jest. To ten drobny kwiatek pachniał tak cudownie i intensywnie. To jego zapach przypominał jej o… No właśnie, cóż on jej takiego przypominał, że czuła cierpienie i uczucie ciepła i bezpieczeństwa zarazem? Kobieta wytężała swój umysł, ale za żadne skarby nie mogła sobie niczego przypomnieć. W tej chwili, jakieś ciepłe ramiona otoczyły jej talię:
- Dzień dobry – szepnął Maykel, przytulając swój policzek do jej policzka. – Podobała ci się pobudka? – Wskazał na gałązkę, którą Lara trzymała w dłoni.
- Bardzo – odparła rozmarzona Lara i odwróciła się przodem do mężczyzny. – Cudowny zapach, ale… Maykel, skądś go znam. Nie mogę sobie tylko przypomnieć, gdzie i kiedy go czułam. Czuję, że przypomina mi wiele zdarzeń… Dziwne, że ich nie pamiętam.
Maykel uśmiechnął się smutno.
- Mi też on wiele przypomina. – powiedział. – Widzisz, Laro… Eh… - Widać było, że chciał jej coś powiedzieć, ale z trudem mu to przychodziło. – Julia… Moja dawna dziewczyna kochała zapach lawendy… - Zamrugał gwałtownie powiekami. Mówienie o tragicznie zmarłej Julce najwyraźniej wciąż jeszcze sprawiało mu ból. – Obiecała mi nawet… – Tu Maykel zaśmiał się lekko. – Że jeśli umrze pierwsza, to ilekroć poczuję obok siebie zapach lawendy, to będę wiedział, że to ona stoi wtedy przy mnie… - Maykel westchnął ze smutkiem.
Lara wplątała swoje palce w jego ręce. Maykel nigdy dotąd nie opowiadał jej niczego o swojej narzeczonej, która zginęła w wypadku samochodowym 3 lata temu w dzień ich ślubu. Lara cieszyła się więc, że mężczyzna otworzył przed nią swoje serce i pragnął być z nią bezwzględnie szczery.
- I co? – spytała więc ciepło i delikatnie, chcąc pobudzić go do dalszych zwierzeń.
- I nic. – W Maykela oczach kobieta dostrzegła ból. Teraz mężczyzna wyciągnął zza siebie cały plik pachnącej lawendy i biorąc z ręki Lary brakującą gałązkę, uzupełnił nią cały bukiet. – Kompletnie nic. Od czasu jej śmierci ani razu nie wyczułem lawendy obok siebie – wyjaśnił i wręczył Larze cały bukiecik kwiatów. Następnie ujął w ręce jej twarz. – Jak widać, nie wszystkich obietnic można dotrzymać – rzekł i pocałował kobietę w czoło. Następnie odsunął się i cicho wyszedł z pokoju, pozwalając, by spokojnie się ubrała.
Lara zanurzyła twarz w pachnące tajemnicą kwiaty lawendy i stała tak chwilę, delektując się ich zapachem i rozważając w głowie słowa Maykela. To wszystko było takie… Takie dziwne. Ona przecież też znała tę woń. Musi sobie przypomnieć gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach poznała pierwszy raz zapach lawendy. Tymczasem trzeba się wziąć za siebie. Dzisiaj ten wielki dzień! Już dzisiaj będzie szczęśliwą narzeczoną, a wieczorem będzie miała wymarzone przyjęcie swojego życia. Ale, ale. Królową do późnwgo miała być dzisiaj Amelka. Nic nie mogło jej przeszkodzić, dzisiaj dziewczynka miała się cały czas uśmiechać, być chwalona, podziwiana i zasypana prezentami. To także jej wielki dzień i nie można dopuścić, aby coś jej go zakłóciło.
Lara z Maykelem postanowili zrobić swojej córce (tak, tak Lara uznała już dawno Amelkę za swoją córkę) niespodziankę i zgotować jej równie miłą pobudkę. Obładowani prezentami skradali się więc cichutko do jej pokoju. Lara ponadto niosła prześlicznie udekorowany tort, na którym widniał wielki czekoladowy pałac, a wokół niego równie jadalne cztery dysneyowskie księżniczki. Cztery – bo tyle lat ma już od dzisiaj Amelka. Szli cichutko, szeleszcząc papierami, aż nagle obydwoje zamarli na widok przed sobą. Lara upuściła na ziemię tort, a Maykel w sekundzie znalazł się przy swojej córeczce, siedzącej na schodach i zakrywającej rączkami buzię. Jej ciałem wstrząsały gwałtowne dreszcze, a klatka piersiowa raz po raz gwałtownie nabierała powietrza. Dziewczynka płakała. Płakała? To zbyt małe określenie, Amelka tak szlochała, że chwilami naprawdę aż brakowało jej tchu.
- Kochanie… Maleńka… Co się stało? – szepnął bezradnie Maykel i oderwał ręce od buzi dziewczynki. Jej pucołowata dziecięca twarzyczka cała zalana była łzami, które wciąż spływały po policzkach. Obraz płaczącej córki w swoje urodziny był ostatnim widokiem, jaki Maykel chciał dzisiaj widzieć. Amelka nie była w stanie nawet normalnie się wypowiedzieć, tak trzęsła się z zimna i płaczu.
- Je-je-jenna… – Udało jej się tylko wykrztusić i nowa seria szlochów zawładnęła nią całą. Maykel posadził sobie dziewczynkę na kolanach i mocno przytulił jej zziębnięte ciałko. Była tylko w cienkiej nocnej koszulce. Lara stała obok bezradnie.
- Cichutko kochanie, powiedz nam dlaczego płaczesz?- szeptał Maykel do córki, całując jej główkę.
- Bo, bo, bo… Ja nie chcę… Aby… Jenna umarła… – Wytłumaczyła Amelka urywanym głosem. – Ja nie chcę… Nie chcę, aby… - I znów płacz wstrząsnął nią całą.
Maykel popatrzył zaskoczony na Larę, ale ta też nie wiedziała, o co chodziło.
- Kochanie… - Klęknęła obok Maykela i Amelki. – Kochanie, Jennie nic przecież nie jest…
- Nie-nieprawda… - Potrząsnęła główką maleńka.
W tym momencie, Lara usłyszała jakieś podniesione głosy na dworze. Zostawiła Maykela z córką i wyszła na zewnątrz, by sprawdzić, co się tam działo. Ku jej zaskoczeniu, na trawniku nieopodal domu zebrała się cała rodzinka, tworząc krąg. Jedni patrzyli ze smutkiem na ziemię, jedni coś mówili, krzyczeli. Lara podchodząc bliżej dostrzegła Lilly, która zasłaniała usta rękami i przerażona patrzyła na trawę. Croft też tam zerknęła.
Na trawie tarzał się pies. Z pyska toczyła mu się ślina, a całe jego ciało było nienaturalnie wygięte do tyłu. Jenna skomlała, piszczała, a chwilami nawet wyła z bólu. Oczy miała rozszalałe i załzawione. Gryzła, gdy ktoś starał się do niej podejść. Zwierzę przechodziło straszne męki.
- Boże… Co jej się stało? – Lara patrzyła z nieukrywanym smutkiem na ukochanego psa Amelki, który tak niewyobrażalnie cierpiał. – Przecież wczoraj była okazem zdrowia…
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała jej Lilly. – Szkoda dziecka, akurat dzisiaj musiała to oglądać.
Zjawił się Maykel. Ze zdziwieniem pomieszanym z przerażeniem, patrzył na swojego psa. Jenna wyła rozpaczliwie, usiłując wstać. Zataczała się i ponownie upadała na ziemię, wydając z siebie żałosne dźwięki. Bardzo przykry i smutny widok, mając na uwadze dzisiejsze uroczystości.
- Stanowczo jakiś pech nas prześladuje – westchnęła Lilly, patrząc współczująco to na Maykela, to na Larę. Ale Maykel jej nie słuchał, tylko podszedł do Jenny i usiłował położyć jej swoją rękę na plecach. Błysnęły kły i ku stęknięciu grozy wszystkich obecnych, husky ugryzł aż do krwi swojego pana.
- Nie dotykaj go! – krzyknął ktoś z tłumu do Maykela.  – Ona już nikogo nie rozpoznaje, zagryzie cię jeszcze!
Wszyscy byli smutni. Tylko ciotka Emma była niezawodna:
- To wziąć i zastrzelić tego kundla, po co ma tu tak głośno zdychać?! Spokój ma tu być! Wziąć giwerę i się nie patyczkować! – krzyczała jeszcze, znikając w drzwiach domu. 
Maykel nie zważając na gryzącego psa, którego kły rozdzierały mu jeszcze bardziej rękę, podniósł Jennę na ręce. Przeszedł z nią kawałek i położył na tył swojego samochodu. Pies albo zemdlał albo chwilowo się uspokoił, wszystko jedno, bo przestał się ruszać. Ogon i głowa bezwładnie zwisały z poręczy fotela.
- Kochanie, co robisz? – Lara z niepokojem uścisnęła rękę swojego faceta.
- Muszę ją zawieźć do jakiejś kliniki – wyjaśnił Maykel – Nie mogę pozwolić, aby Amelka widziała ją w takim stanie. Zwłaszcza dzisiaj.
- Masz rację. – Lara pocałowała go szybko w usta – Kocham cię. – przypomniała.
- Ja ciebie też. – Maykel wsiadł do auta i już go nie było.
Lara westchnęła. Na jej głowie było teraz doprowadzenie wszystkiego do porządku. Przede wszystkim – Amelka. Smutna solenizantka, która odmawia zjedzenia śniadania i wypicia kakao, nie wchodziła dzisiaj w grę. Nie tak to miało dzisiaj wyglądać.
Kobieta zabrała więc Amelkę do swojego pokoju, uspokajając i pomagając stać się dziewczynce prawdziwą księżniczką. Ubrała ją w długą do ziemi żółtą, balową kreację, rodem z Belli z bajki o „Pięknej i Bestii”, pięknie uczesała czarne loczki i założyła diadem na głowę. Jej wesołość udzieliła się wkrótce i Amelce. Maleńka zaczęła się śmiać i żartować, zjadła śniadanie i biegała po wszystkich pokojach, uszczęśliwiona ze swojej kreacji. Rozpakowywała  prezenty, których uzbierał się cały stos. Każdy ją chwalił, rodzina wołała do niej „księżniczko” i nawet ciotka Emma nie była już taka uciążliwa.
- Zip, muzyka! – rozkazała Lara przyjacielowi. Ten posłusznie włączył muzykę w sali balowej, służące zapaliły świeczniki na stołach, a potem w całym domu. Lara zadzwoniła do rodziców dwudziestu zaproszonych koleżanek Amelki, pytając, czy dziewczynki nie mogłyby przyjść wcześniej. Mogły.
Raz po raz schodziły się teraz pięknie wystrojone damy w wieku 3- 4 lat i zapełniały cały dom. Jednym słowem – Lara stawała na głowie, aby przyjęcie dzisiaj wypaliło i aby wszyscy byli weseli. Ku jej radości, rodzina potraktowała na poważnie święto jej córki i aby to uczcić, ubrali się już odświętnie i zasiedli w sali balowej, gdzie rozbrykane księżniczki już rozpoczęły imprezę. Niektóre młode kuzynki i kuzyni tańczyły z małymi, jeszcze bardziej rozkręcając balowanie, niektórzy tańczyli już na poważnie w swoich parach. Ciotka Emma wystrojona w swoją najlepszą przedpotopową suknię, zaczęła tańczyć z jakimś wujkiem jakieś tango, mając błogą minę.
Przed południem wrócił Maykel. Zaskoczony ujrzał swoją dziewczynę, jak w ślicznej czarnej sukience i wysoko spiętych włosach razem z Lilly i Cornelią roznosiły róże po całym domu. W salonie głośno dudniła muzyka, rozbrzmiewały wesołe śmiechy wniebowziętych księżniczek i całej rodziny, która już od rana świętowała razem z nimi. Cały korytarz wypełniony był gawędzącymi, wystrojonymi ludźmi, wesoło uśmiechającymi się do wszystkich. Jednym słowem, balanga rozpoczęła się wspaniale. Lara z uśmiechem stanęła przed Maykelem.
- Jak tego dokonałaś? – spytał Maykel, niedowierzająco kręcąc głową.
- Czary – odpowiedziała Lara ze śmiechem. I ona czuła szampański nastrój, który otaczał wszystkich. – Co z Jenną? – zapytała ciszej, aby tylko mężczyzna ją usłyszał.
- Dobrze – odpowiedział jej Maykel. – Ale musiała tam zostać.
- Coś poważnego? – Lara zmarszczyła brwi.
- To jakieś zatrucie – powiedział Maykel, wzruszając ramionami. – Zżarła pewnie coś starego, sama wiesz, jaka była żarłoczna.
- Ale wyjdzie z tego? – Lara z przestrachem popatrzyła na niego. Bała się o Amelkę, wiedząc, jak malutka lubiła tego psa. Maykel uśmiechnął się.
- Jasne, że wyjdzie – odpowiedział.
- No widzisz? Wszystko będzie dobrze! – Radosna pocałowała go i zniknęła mu z oczu.
Aż do samego wieczora, wszyscy byli w doskonałych humorach.
- Lara… - Lilly klepnęła nagle Larę w ramię. Kobieta siedziała z Maykelem za stołem w gronie najbliższych i właśnie śmiali się z opowiadania jakiegoś wujka – Lara… Już czas, chyba powinnaś już iść się przebrać…
- Maykel. – Lara trąciła łokciem Maykela. – Zmywamy się.
Rouglas i Lara wzięli się za ręce i dyskretnie opuścili salę pełną ludzi.
- Spotykamy się tu za pięć minut! – nakazała Lara, pędząc z czarnowłosym na górę, każdy do swojego pokoju. – Lilly, chodź tu, gdzie moja sukienka?!
- Spokojnie, już ją położyłam u ciebie! – Lilly leciała na łeb na szyję za Larą. Ktoś musiał pomóc jej zawiązać gorset i ogółem włożyć kreację.
- Ja pierdzielę, co za dzionek! – Rozchichotane dziewczyny wpadły do pokoju. I tu spotkała ich niespodzianka.
- O! – Larę aż cofnęło w tył. – Kurtis? Ty tutaj?
- A cóż ty tu robisz? – spytała Lilly bez ogródek. – Chyba przyjęcie odbywa się na dole?
Kurtis z dziwnym uśmiechem na twarzy wstał z Lary łóżka.
- I ja właśnie względem tego przyjęcia – wyjaśnił. – Możesz zostawić nas samych? – Rzucił do Lilly. Rudowłosa popatrzyła pytająco na Larę. Nie podobała jej się ta propozycja.
- Idź – powiedziała do niej Lara. Lilly westchnęła niecierpliwie:
- Za cztery minuty masz być na dole. – Przypomniała i wyszła za drzwi.
Zaległa cisza. Lara patrzyła na Kurtisa, którego twarz i oczy były jakieś dziwne. Nigdy nie widziała go w takim stanie.
- Co to? – spytał mężczyzna ze złośliwym uśmiechem, podnosząc srebrzystą, balową kreację z łóżka.
- Oddaj, to moje. – Lara wystawiła na przód ręce.
Kurtis zaryczał ze śmiechu, jak jakiś psychopata, Lara aż się przestraszyła.
- Twoje powiadasz? – cmoknął. – A powiesz mi, po cóż ci taka kiecka? Cóż to, źle wyglądasz jak na urodziny tego dzieciaka? Nie sądzę, aby ta czarnulka zwracała na ciebie uwagę… - Kurtis zmierzył Larę wzrokiem. Croft nie odpowiedziała nic. Odwróciła tylko oczy w bok.
- Taaa… - Kontynuował Kurtis, chodząc po pokoju. – Więc odpowiedz mi, dlaczego wyrywasz się tak nagle z przyjęcia i lecisz tu, aby to coś… – Tu zatrząsł trzymaną w dłoni suknią. – Na siebie założyć? Co?
- Kurtis oddaj mi to, proszę cię, nie wnikaj już w nic i zejdź na dół – poprosiła Lara. Wiedziała, że mężczyzna był strasznie wściekły i siłą się zmuszał, aby być spokojnym. Trent stanął na środku pokoju.
- Pytam cię o coś – warknął, ciskając w nią mordercze spojrzenie.  – Pytam, dlaczego się zerwałaś z przyjęcia i chcesz się w to ubrać? Może o czymś nie wiem? Może planujesz jeszcze jakieś drugie przyjęcie? Może jest jakaś jeszcze okazja, o której nie wiem, co?
- Co masz na myśli? – spytała Lara, udając głupią, lecz doskonale się domyślała, do czego Kurtis zmierzał.
- A nie wiem, nie wiem. – Trent rozłożył bezradnie ręce. – Może jakieś zaręczyny? – Dobitnie podkreślił to, co mówił. - Co?
Lara wzięła głęboki wdech. Nie wiedziała już, jak miała się zachować w tej sytuacji.
- Skąd o tym wiesz? – spytała więc wprost.
Ale tym razem nie doczekała się odpowiedzi: Kurtis z furią cisnął sukienkę na łóżko.
- Jak mogłaś mnie okłamywać?!! – wyrzucił z siebie. -  Jak mogłaś mnie tu zapraszać?!! – wrzeszczał na całe gardło.
- To nie ja tego chciałam! – Lara też podniosła głos, było jej niewypowiedzianie przykro. – Nie chciałam, abyś na to patrzył! Chodziło mi tylko i wyłącznie o Cornelię! To jej zależało, abyś tu był! Ale ty oczywiście nigdy niczego nie zauważasz! Nie dostrzegasz, jak bardzo Cornelia się stara, abyś zwrócił na nią swoją uwagę! Cały ty!
- Cornelia? – zapytał Kurtis z ironią. – Ta dziwka? – Upewnił się.
Lara poczuła, jak gorąc naszła jej na twarz.
- Cornelia nie jest dziwką – zaprotestowała wzburzona.
Mężczyzna roześmiał się cynicznie.
- Dla mnie – oświadczył. – Dla mnie z zawodu może być nawet krawcową. Każda baba to dziwka! – oznajmił. – Łącznie z tobą, Croft! – Wskazał na nią.
To już było przegięcie.
- Jak śmiesz… - Wycedziła Lara przez zęby. – Jak śmiesz… Pod moim dachem, w moim pokoju…
- A co, może mówię nieprawdę? – Kurtis wyszczerzył zęby w złośliwym uśmieszku. – Najpierw puszczałaś się ze mną, a teraz puszczasz się z Maykelem! A ten podły dziwkarz wykorzystuje cię, traktuje jak przedmiot, ale tobie się to podoba!
- Maykel nigdy w życiu nie potraktował mnie jak przedmiot! – Po raz kolejny zaprotestowała Lara, ale łzy podchodziły jej już do oczu. Jak Kurtis śmiał niszczyć jej taką wspaniałą chwilę?! Ten wieczór miał być jej radością, spełnieniem jej snów, a teraz?! Lara nie miała już chęci na nic, Trent popsuł cały czarowny moment tej chwili.
- Nie traktuje?! Nie bądź żałosna, Lara! Sama sobie zaprzeczasz! To może mi powiesz, co to było wczoraj w nocy, co?! „Jesteś moja”, „tak tylko twoja”! – Kurtis przedrzeźniał ich rozmowę. – Już tą gadką potraktował cię jak jakieś zwierzę, które przynależy do niego!!!
- Wcale nie! A zresztą, nie zamierzam ci się z niczego spowiadać, ty fałszerzu! Mogłam się spodziewać, że będziesz nas podsłuchiwał we wszystkim! – Lara otarła zdenerwowana czoło. – Nie chcę cię znać, rozumiesz?! Wynoś się stąd! – Wskazała palcem drzwi.
- Hola, hola, nie tak prędko! – Kurtis złapał ją wściekły za ramiona. – Ostrzegam cię, przerwij te zaręczyny, ja ci naprawdę dobrze radzę!
- Puść mnie! – Nie na darmo Lara znała taktyki obezwładniania wroga: zręcznie wyrwała się Trentowi i odepchnęła od siebie. – Grozić mi nie będziesz! I tak się nie boję!
- Podpalę tę chatę!!! – wrzeszczał Kurtis, jak terrorysta. – Pozabijam was wszystkich, jeśli nie odwołasz tych zaręczyn!!! A moją pierwszą ofiarą będzie Maykel!!!
- Jak śmiesz?! – Lara rzuciła się na mężczyznę, usiłując wypchnąć go za drzwi. – Tylko go tknij, a pożałujesz!!! – Udało jej się wyrzucić Trenta z pokoju.
- A coś takiego! – odwrócił się jeszcze Kurtis i zmroził ją wzrokiem na korytarzu. – Założysz pierścionek z klejnotem pochodzącym ze starożytnego Xiana? Fiu, fiu, odważna jesteś, ja bym tam się bał, mając chociażby Mit na względzie!
- Wynoś się! Zejdź mi z oczu! – wrzasnęła jeszcze Croft i mężczyzna zniknął z jej pola widzenia. Lara wróciła roztrzęsiona do pokoju. Aż dygotała z nerwów. Niech to cholera, wyprowadził ją z równowagi, w tak ważnej dla niej chwili. Kobieta usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
- Co tu się stało?! – Obok niej przykucnął Maykel. Odjął jej ręce od twarzy. – Płaczesz kochanie? Co się stało?
- Nie, no coś ty. – Lara otarła łzy, które poleciały jej z oczu tylko z wściekłości. Wzięła głęboki wdech. – Wyobraź sobie, miałam małą scysję z Kurtisem.
- Kurwa, zabiję go kiedyś. – Przysiągł Maykel.
- Uważaj, bo on może być pierwszy – mruknęła Lara – Groził mi, że zabiję ciebie, mnie, potem, że wszystkich pozabija…
- Dlaczego ci to mówił i rozpoczął aferę? Przecież nic nie wie o..
- Wie. - Przerwała Lara Maykelowi. – W tym właśnie dowcip, że wie o naszych zaręczynach. I groził mi właśnie z tego powodu.
- Skąd on wiedział o naszych zaręczynach?! – Maykel był wkurzony.
Odpowiedź była prosta.
- Podsłuchiwał nas, widać usłyszał to, co nie powinien. 
- Gnój jeden. – Maykel objął mocno Larę i pocałował we włosy. – Wiem, że jest ci przykro, kochanie. Co mam zrobić, aby ci pomóc?
- Właśnie to. – Kobieta wtuliła się w jego ciało. – Muszę się uspokoić. Nie mogę zdenerwowana iść na przyjęcie.
- Gadał coś jeszcze? – zapytał Maykel.
- Aha, postraszył mnie jeszcze historyjką o Xianie.
- Jaka to historyjka?
- Znam ten Mit, mówi on o tym, że ponoć nie wolno niszczyć Xiana dla własnych potrzeb. – Lara wzruszyła ramionami. – A my po części to robimy, zaraz założę pierścionek pochodzący od niego.
Maykel podniósł wysoko brwi.
- Nie wiedziałem – odparł szczerze. – To może nie powinniśmy..
- Czyś ty zdurniał, Rouglas? – Lara wstała i wzięła swoją suknię do rąk.  – Wierzysz w te bajki? Przecież to duby smalone są.
- No, nie wiem, w każdym micie jest trochę prawdy. – Maykel nie był przekonany.
- W każdym, ale nie w tym. – Sprostowała Lara. – Chodź tu, pomóż mi się ubrać i tak jesteśmy już spóźnieni.
Jak wyglądała reszta tego wieczoru, można sobie wyobrazić: jak Lara z Maykelem wparowali na salę, Lara w olśniewającej sukni, Maykel w garniturze. Jak stanęli pośrodku dwustu osób i przy wszystkich ogłosili swoje zaręczyny. Jak rozbłysnęły flesze i zabrzmiały radosne okrzyki, podczas gdy Maykel zakładał Larze zaręczynowy pierścionek. Jak potem wszyscy rzucili się do nich, a pierwsza podleciała ciotka Emma płacząc i składając życzenia. Kolejka do składania życzeń ustawiła się aż pod same drzwi, każdy chciał powiedzieć coś miłego od siebie. Najczęściej powtarzały się słowa „dużo miłości”, „szczęścia w życiu”, „trwałego związku”, „rychłego ślubu”, a nawet pojawiło się „dużo potomków” - od rozchichotanej Lilly. Tylko Cornelia była lekko smutna i kompletnie oszołomiona. I ona kochała Maykela, ale już dawno pogodziła się z myślą, że on wolał Larę. Wkrótce zapomniała o sobie i zaczęła bawić się i cieszyć wraz z innymi. Na tańcach, śmiechach i radosnych uściskach minął im cały wieczór. Wymarzone przyjęcie Lary wypaliło i to bez pudła.
- To ostatni raz, zdrowie narzeczonych i wychrzaniamy spać. – Wzniósł toast Rob, gdy z całą ekipą FBI siedzieli po imprezie w pokoju Lary. Był środek nocy. Narzeczeni, zmęczeni, ale uśmiechnięci, siedzieli opierając się plecami o łóżko i trzymając za ręce. Obydwoje przebrali się już ze swych wykwintnych ciuchów. Obok nich Cornelia, Lilly z Robem, a po drugiej stronie Sven i Will. Sami najbliżsi. Ze śmiechem wypili po ostatnim kieliszku i życząc sobie dobrej nocy, rozstali się.
- Nie mogę w to uwierzyć. – Lara przykleiła się do Maykela i sami w zupełnej ciszy zaczęli delektować się sobą. Nie było im to dane już od bardzo dawna, lecz teraz wolno im było wszystko. Wytworzyła się erotyczna atmosfera, którą przerwała jednak Lara.
- Padam z nóg – jęknęła i odsunęła się od ust Maykela. – Muszę się wykąpać.
- No dobrze – zgodził się Maykel i wstał z podłogi. Croft zapaliła światło i wygrzebała z szuflady jakąś bluzkę i spodenki do spania. Pocałowała lekko Maykela na krótką rozłąkę i zniknęła w drzwiach łazienki.
Odkręciła wodę i pozwoliła, by ta wypełniała powoli ogromną, głęboką wannę. Z westchnieniem zdjęła z nóg japonki, bo okazało się, że po zdjęciu ciasnych szpilek, na stopach, powstały piekące pęcherze i otarcia. Lara nie była fanką tego rodzaju butów, więc dla osoby przyzwyczajonej do płaskich podeszw, cały dzień spędzony na obcasach był dosłownie udręką. Teraz tylko japonki albo chodzenie na boso nie sprawiało jej bólu. Wanna wypełniała się już po brzegi, więc kobieta szybko powyjmowała z włosów wszystkie wsuwki z koka, i pozwalając by orzechowe loki opadły na jej plecy, zdjęła z siebie ubranie. Weszła do wody i z westchnieniem ulgi zajęła się kąpielą. Właśnie zastanawiała się, czemu nie wzięła sobie Maykela do towarzystwa i prawie natychmiast pożałowała, że faktycznie tego nie zrobiła.
Namydliła się już porządnie, gdy nagle poczuła na swojej skórze przenikliwy chłód, jakby ktoś otworzył przed nią okno i jakby zawiało jej mroźnym, zimowym powietrzem. Lara energicznie podniosła głowę i… Zamarła. Przed nią, w odległości niecałych trzech metrów stał mężczyzna. Miał na sobie czarny garnitur. Jego twarz była kredowobiała, patrzył na Larę i uśmiechał się lekko i cynicznie sinymi wargami. Nie ruszał się.
Rezydencję Coftów przeszył teraz przejmujący, kobiecy krzyk. Maykel w przeciągu światła wleciał do łazienki.
- Co się stało?! – ryknął do Lary, która siedziała w wannie i wielkimi oczami spoglądała gdzieś przed siebie. – Lara, co się stało?! – Mężczyzna ponowił pytanie, usiłując wyciągnąć ją z wody. Było to trudne poczynienie, bo kobieta pod wpływem strachu zdrętwiała cała, a jej śliskie ciało wysuwało mu się z rąk. W końcu Maykel wytaszczył jakoś nagą kobietę, okrył ją wielkim kąpielowym ręcznikiem i wyniósł prawie że siłą do pokoju.
- Co się stało? – Trzeci raz ponowił pytanie, sadzając ją na łóżko a sam kucając obok niej.
Lara przyłożyła rękę do swojej szyi.
- Co za dziwne uczucie… - Szepnęła drżącymi wargami.
- Źle się poczułaś? – Zgadywał Maykel.
- Nie… - Lara popatrzyła na niego. – Wiesz co…
- Co, skarbie?
- Chyba widziałam ducha – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się niedowierzająco. – Dziwne uczucie…
- Co? Jakiego ducha?– zapytał Maykel, nic nie rozumiejąc. Lara opowiedziała mu więc o zjawisku, jakie przed chwilą miało miejsce w ich łazience. Maykel wkurzony wszedł tam, by wyjść po chwili z dobrymi wieściami:
- Nikogo tam nie ma – poinformował, na co Lara roześmiała się.
- Maykel, kochanie, ty sobie myślisz, że zjawa to tak sobie będzie tam stać i czekać na ciebie? – Owinęła się ciaśniej ręcznikiem.
- Co u was tak głośno? – Do pokoju wparowała przestraszona Lilly z Robem. Więc Lara powtórzyła i im, co stało się przed chwilą.
- Nie no, teraz to ja na pewno nie pójdę spać – oświadczyła Lilly, po wysłuchaniu Lary.
- Chodź, kochanie, zaśpiewam ci kołysankę i na pewno zaśniesz. – Rob objął żonę ramieniem i wyszli z pokoju, do swojej sypialni.
Maykel podszedł do Lary i przytulił ją mocno.
- Ty też powinnaś teraz zasnąć i odpocząć. To był ciężki dzień dla nas wszystkich – szepnął jej.
- Masz rację - zgodziła się Lara – Przynieś mi tylko moją bluzkę i spodenki z łazienki, są na pralce, bo ja już nie mam ochoty tam ponownie wchodzić.
Mężczyzna przyniósł więc Larze wskazane rzeczy i sam poszedł się wykąpać. Gdy wrócił, światło było zgaszone, a jego narzeczona leżała już w łóżku, przykryta szczelnie kołdrą.
- Śpisz? – Maykel wgramolił się do łóżka i otoczył ją ramieniem. Natychmiast przytuliła się do niego.
- Nie. Nic nie widziałeś w łazience? – spytała.
- Nie – odparł. – Nic mi się nie ukazało.
Kobieta westchnęła.
- Dziwne rzeczy – mruknęła, wtulając się do niego mocniej.
- Śpij, odpocznij. To na pewno przez te zmęczenie coś takiego miało miejsce.
Lara myślała, że akurat z zaśnięciem nie będzie miała kłopotu, bo naprawdę była padnięta. Myliła się. Kręciła się z boku na bok dobre pół godziny, a sen nie przychodził. Obok niej spokojnie oddychając, już dawno spał Maykel. Kobieta delikatnie ściągnęła z siebie jego rękę i wstała z łóżka. Powoli, wciąż zmęczona, udała się na dół do kuchni.
Akurat była w trakcie nalewania sobie wody mineralnej do szklanki, gdy znów przydarzyło jej się to samo zjawisko. Ni z tego ni z owego, poczuła zimno na swoich plecach i ramionach, jakby z tyłu ktoś otworzył lodówkę. Z zastygniętą dłonią trzymała przed sobą szklankę. Ciekawość w końcu wzięła nad nią górę i kobieta powoli odwróciła się. Tuż za nią, może z jakieś dwadzieścia centymetrów od jej twarzy, stała postać tego samego faceta, którego widziała już dzisiaj w łazience. Mężczyzna upiornie biały na twarzy i z sinymi ustami wpatrywał się w jej twarz nienawistnymi czarnymi oczami. Nie ruszał się.
Pisk, jaki przed półtorej godziny rozległ się po Croft Manor był niczym w porównaniu do tego, który teraz rozszedł się po całym domu.
Maykel raptownie znalazł się w kuchni i zapalił światło. Na jej środku stała Lara z błędnymi oczami i wyciągała obie swoje ręce na przód, jakby kogoś od siebie odsuwając. Mężczyzna w przerażeniu stwierdził, że jego narzeczona wyglądała w owej chwili jak jakaś nawiedzona. Podbiegł do niej i chwycił za ręce, uspokajając. Była blada na twarzy i znów cała się trzęsła. Pod jej nogami leżała zbita szklanka, którą najpewniej trzymała akurat w swoich rękach. Do kuchni zbiegli się już wszyscy: Lilly, Will, Sven, Rob, Cornelia, Zip, Alister, Winston a nawet Amelka. Ciotki, reszta rodziny oraz Kurtis już po balu pojechali do domu. Z powrotem w pokoju Lara znalazła się już z całą ekipą. Każdemu odechciało się spać. Nikt nie wiedział już, co się działo i dlaczego takie coś przytrafiało się tylko Larze.
- Pewnie masz mnie za jakąś wariatkę… – Szepnęła Lara do Maykela, gdy już wrócił jej głos. Jego ramiona ciaśniej otoczyły jej ciało.
- Wcale nie – odparł, muskając wargami jej czoło. – Bardzo się tylko o ciebie martwię, nie wiem jak ci mam pomóc.
Croft przeżyła chwilę upokorzenia. Była dzielną, odważną archeolożką, a teraz wydawała się najsłabszą osobą i kompletną ciapą wśród grona ekipy FBI. Nie lubiła uczucia bezradności ani słabości. Ale cóż mogła poradzić? Była odważna tylko wtedy, gdy przeciwnikiem była osoba z krwi i kości a nie jakaś mara, która nachodziła ją Bóg wie skąd i której nie można było pogrozić pistoletami ani jej zabić. Duch nie boi się niczego, prześladuje i nęka tylko ludzką psychikę.
Otoczona gromadką kochających ją osób i z głową na kolanach Maykela, Lara usnęła wkrótce, dając odpocząć zarówno ciału jak i udręczonej duszy.

CDN

5 komentarzy:

  1. Lilka11
    Wysłany 03.10.2010 o 13:22
    Na samym początku parę wskazówek.: Po pierwsze – pisze się „deja vu”. Drobiazg.Po drugie – w Surrey (w rezydencji Lary), jak i w całej Wielkiej Brytanii obowiązuje system zegarowy 12-godzinny (po za tym czas się przestawia o 1 godzinę w tył), tzn. że w Polsce jest godzina 21:50, w Anglii natomiast oznacza 8.50 p.m. a na przykład 8.00 z rana to 7 a.m. .Po trzecie – Coś ty zrobiła z mojego Kurtisa <3 xD Dup*a-Terrorystę. Nie poznaję go totalnie, ale to dobrze. Nie wiedziałam, że powstanie jeszcze kiedykolwiek jakieś opowiadanie, które mnie zaskoczy. Twoje zaskoczyło mnie masakrycznie. Szczególnie właśnie idiotyczna postawa Trenta (chociaż z Xianem chyba ma rację) mnie zaintrygowała. Czekam z niecierpliwością na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wysłany 03.10.2010 o 16:48 | W odpowiedzi na ~Lilka11.
    Więc od początku: 1. Deja vu – no jasne, dokładnie pamiętam, że jak pisałam rozdział 3 to zastanawiałam się jak to się pisze. Ale oczywiście byłam zbyt leniwa, by to sprawdzić a potem zapomniałam i tak zostało;-) Ale podsumowałaś to Lilko jako „drobiazg”, więc mam nadzieję, że ten błąd nie rzuca się zbyt mocno w oczka;-* 2. No tu to nie wiem co powiedzieć z tym czasem, bo masz rację, że tak jest w rzeczywistości. Ale…chyba bym na łeb dostała jakbym się jeszcze przestawiała na ich strefę czasową…po prostu by mi się nie chciało;-D Więc takich błędów z godzinami na pewno odnajdziecie jeszcze mnóstwo;-D Wybaczcie mi;-) 3. Hhehehe to cieszę się bardzo kochana Lilko, że tak zaskoczyłam;-D W sumie to między innymi też o to mi chodzi;-) I ogółem bardzo Ci dziękuję, że non stop trzymasz rękę na pulsie, proszę Cię nie przestawaj, to bardzo fajnie wiedzieć, że ktoś też się przejmuje aby to wszystko było idealnie dopracowane;_* (chociaż do ideału to tu sporo brakuje);-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lilka11
    Wysłany 03.10.2010 o 18:05 | W odpowiedzi na ~Pati-Ann.
    Trzymanie ręki na pulsie dla Ciebie jest przydatne, a mi sprawia ogromną frajdę ^^ także przestawać nie mam zamiaru :)

    OdpowiedzUsuń
  4. UlaCroft
    Wysłany 08.10.2010 o 18:04
    Zaczęłam czytać od drugiej części, ale trochę łapię. Na szczęście piszesz też o tym co było kiedyś więc rozumiem wiele. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Jestem dopiero w drugim rozdziale, bo są ciut długie, ale jutro mam czas to przeczytam też trzeci. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pati
    Wysłany 18.06.2011 o 00:09
    Podoba mi się charakter twojego Kurtisa…. jest taki zrozpaczony tym , że Lara go nie chce :<…

    OdpowiedzUsuń

Spis treści