- Cicho mi tu bądź, roztrzepańcu! –
pouczyła Cornelię ciotka i zepchnęła podekscytowaną
dziewczynę na bok. Z rozmachem otworzyła drzwi: - A czego?!! – wrzasnęła do
osoby stojącej na progu. – Czego, pytam?!!
Kurtis Trent stojąc za drzwiami
rezydencji Croftów wysilił się na powagę, widząc to i słysząc. Nie raz już był
dziwnie powitany przez domowników tego domu, ale to teraz przebiło wszelkie
bariery.
- To pani dom? – spytał, ironicznie się uśmiechając.
– W takim razie sorry, pomyłka. – Odwrócił
się, mając zamiar odejść.
- I wynocha, o to chodzi! – zgodziła się ciotka Emma
i chciała zamknąć drzwi, ale udaremniła jej to Cornelia.
- Ciociu, niech się ciocia nie oburza! - Dziewczyna
podbiegła do Kurtisa i chwyciła
go za rękę. – To… To… To mój chłopak!!! – mówiąc to zrobiła słodkie oczka i
wcisnęła się w jego ramiona.
Kurtis nie był zadowolony z wejścia, jakiego
zgotowała mu ta blond lala.
- Cornelia… Kurde – syknął, odpychając ją od siebie.
– Weź te kudły – powiedział, gdy ta chcąc powtórzyć scenę, przejechała mu
długimi włosami po twarzy.
I atmosfera nie zrobiła się zbyt miła.
- Kochani, ja tu jestem właścicielką i to ja
decyduję kto ma wejść, a kto nie!- Spróbowała uratować sytuację Lara,
podchodząc do ciotki, Kurtisa i Cornelii.
- Phi! – Ubawiła się ciocia Emma, chcąc podkreślić,
że z Lary taka właścicielka, jak z niej samej zakonnica.
Croft nie zwróciła uwagi na prychającą ciotkę,
tylko uścisnęła dłoń Trenta i pocałowała
go lekko w policzek.
- Kurtis – powiedziała ciepło. – Kurtis, cieszę się,
że cię widzę. – Zaglądnęła mu w oczy, przechylając głowę na bok. Naprawdę była śliczna, gdy się uśmiechała, Kurtis rzadko
kiedy miał okazję widywać ją w takim stanie. -
Bardzo się cieszę! – Zapewniła ponownie z błyszczącymi radośnie oczami.
No cóż, to zapewnienie wyglądało na cholernie
szczere.
- I ja również – mruknął Trent, ale lekko z
przekąsem. Bo od kiedy Lara tak publicznie okazuje mu swoje uczucia? Dawniej
nie zdobyłaby się na taki gest przy swojej ciotce i koleżance, a teraz? Skąd u
niej taka bezpośredniość? Kurtis dostrzegł przyczynę tej zmiany tuż za głową
swojej dawnej dziewczyny – Maykel Rouglas stał w korytarzu, obserwując całe
zajście z lekkim uśmiechem na twarzy. Z tym swoim pieprzonym, cwanym
uśmieszkiem, który tak zawracał w głowach kobietom. I Croft najwyraźniej też
zawrócił. Trent zatrząsł się ze złości.
„Ktoś kiedyś zetrze mu z ryja ten cholerny uśmieszek” – obiecał sobie
w myślach. – „ I obym tą osobą był ja”. W tym momencie, Lara pociągnęła go za
rękaw i ustawiła przed Rouglasem.
- Cześć. – Maykel przyjacielsko wyciągnął przed
siebie rękę. – Fajnie, że przyjechałeś. Może poznamy się teraz z tej innej
strony… No wiesz, z tej lepszej. – Zaznaczył i roześmiał się cicho. W jego
ślady poszła też Lara,
kładąc mu ufnie swoją dłoń na ramieniu. Obydwoje śmiali się, a ich śmiech
bardzo dźwięcznie komponował się ze sobą.
Kurtisa omal nie trafił szlag. Czyżby
byli naprawdę tacy szczęśliwi
czy tylko udawali? Jeżeli to drugie, to pogratulować, bo bardzo dobrze im to
wychodziło. Trent poczuł przypływ zazdrości, gdy spostrzegł z jaką swobodą Lara
kładła swoją rękę na ramieniu tego mężczyzny i jak z uczuciem patrzyła mu w
oczy. Siłą pohamował się od przeklinania.
- A ja mam nadzieję, że do tego nie dojdzie –
burknął więc chamsko do Maykela i oczywiście pogardził jego ręką. Odwrócił się
i zaczął rozmowę z
Winstonem, który niósł jego rzeczy.
- Gdzie mam pokój? – spytał staruszka bez wstępu.
- Chodź, ja cię zaprowadzę! – odpowiedziała
Kurtisowi ta spragniona czułości blondynka i złapała go za rękę. Trent doszedł
do wniosku, że jakby mogła, to za chwilę zaczęłaby zapewne łasić i ocierać się
o niego. Wyszarpnął się z uścisku. Cornelia zaczynała działać mu już na nerwy.
Miziała się do niego i plątała pod nogami przy każdej lepszej okazji. Nigdy nie
lubił zbyt nachalnych kobiet, a ta tutaj właśnie taka była. Gdy znaleźli się w
pokoju, nie mógł się pohamować:
- Coś jeszcze chcesz?! – Prawie wrzasnął do
zaskoczonej Cornelii, gdy ta wciąż jeszcze stała obok niego.
- T-tak… – Zająknęła
się, patrząc na niego z lekkim przestrachem.
- No, to czego? – spytał niebyt grzecznie,
krzyżując ręce.
- Chciałam ci podziękować… No wiesz za co… Za
wtedy, uratowałeś mnie i w
ogóle… Dziękuję… – Motała się blondynka, rumieniąc na twarzy.
- Bardzo proszę –
odparł Kurtis z sarkazmem i zajął się swoją walizą. – No i coś jeszcze?!
– parsknął w kierunku nieśmiałej i mającej trudności z wysłowieniem się dziewczyny.
- Nie, już nic! – Prawie wybiegła z pokoju. Omal
nie zderzyła się przy tym z drzwiami.
- Jakaś pusta dziewucha! – podsumował Trent. – W
dodatku blondynka.
Puk. Puk.
- Nie przeszkadzam? – Do pokoju ostrożnie weszła
Lara.
- Ty? – zaskoczył się Kurtis. – Skądże, ty nigdy.
Dzięki za miłe powitanie. Fajnie jest znów być z tobą sam na sam. Tęskniłem za
tobą.
Mężczyzna podszedł niepokojąco blisko
kobiety i przyłożył jej rękę do policzka. Lara uśmiechnęła się, ale odsunęła
jego rękę. Nie odwzajemniła żadnego „ja za tobą też” ani nic w tym stylu. Ta
postawa, to widoczne odrzucenie, wkurzyło Kurtisa na dobre.
- Tu Maykelek przecież cię nie widzi – warknął.
- I co z tego? – Chciała wiedzieć Lara.
- Mogłabyś się trochę rozluźnić i chociażby się do
mnie przytulić. – Trent najwyraźniej miał do niej wyrzuty.
Lara posmutniała i zamrugała powiekami.
- Kurtis... – westchnęła. – Wolałabym, aby nasze
kontakty fizyczne ograniczyły się do minimum – wyjaśniła.
- Bo co? Bo on? – Trent zaczął trząść się z nerwów.
– Możesz mi powiedzieć, po kiego mnie tu w takim razie zapraszałaś? – spytał
ostro.
Kuźwa, kuźwa, kuźwa. Powiedzieć mu
prawdę? „ A wiesz, to Cornelia chciała abyś tu był, bo się w tobie zakochała, a
ja nie mam z tym zaproszeniem nic wspólnego”. Fiasko. Totalna klapa. Powiedzieć
mu dobitniejszą prawdę? „A bo wiesz, jutro są moje zaręczyny z Maykelem, fajnie by było jakbyś
popatrzył”. Nie, oba rozwiązania nie wchodziły w grę.
- Bo jutro są urodziny Amelki, córki Maykela – powiedziała
Lara prawdę, lecz o wiele
mniej znaczącą. - Jak widzisz, zjechała się cała rodzina, więc miałam okazję,
aby się z tobą spotkać. A tym bardziej, że ostatnio zwiałam ci z mieszkania i
nie zdążyłam porządnie pożegnać się z tobą. Nie martw się, odkupię ci tę
zasłonę do prysznica! – Lara chciała obrócić wszystko w żart.
Ale Kurtisowi w ogóle nie było do śmiechu.
- Dom jest pełen ludzi tylko z tego względu, że ta
mała gówniara świętuje jutro urodziny? – spytał niedowierzająco. Cholera, nie
doceniała Kurtisa. Umiał być bardzo domyślny, kiedy nie trzeba było. Lara nie
mogła powiedzieć mu o zaręczynach, bo facet naprawdę był wściekły. Wierzyła, że mógłby poroztrzaskiwać
dom albo zrobić coś Maykelowi, na samą wieść o tym. Kobieta nie wiedziała już
co miała robić, było gorzej niż źle. Strasznie bała się o jutrzejszy dzień, o
reakcję Kurtisa. Był przecież negatywnie nastawiony do wszystkiego.
- Tak, dlatego – skłamała i postarała się
uśmiechnąć. – Więc może z tego względu zszedł byś na dół i pogadał z małą solenizantką,
co? – zaproponowała.
Kurtis prychnął i zajął się na nowo swoimi
rzeczami.
- Nie potrzebuję, znam tę gówniarę wystarczająco
dobrze.
- Jak chcesz – odparła Lara i wyszła zdenerwowana z
pokoju, trzaskając drzwiami.
Zeszła na dół, pragnąc wyjść do ogrodu
i odpocząć od tego hałasu. Nie udało się.
- Lara! – Złapał ją za rękę jakiś roześmiany wujcio
i na siłę wciągnął do salonu, gdzie siedziała cała rodzinka. – Laro, chodź,
usiądź z nami i
opowiadaj o dzieciach! – Zagrzmiał i wszyscy zanieśli się salwą śmiechu.
- Jakich dzieciach? – Lara popatrzyła na niego
zaskoczona.
- Co ich nie masz! – odparł wujek i wszyscy zaśmiali
się jeszcze głośniej. Larę ten żart nie ubawił, lecz wręcz obraził. Kobieta
odwróciła się i
zniknęła towarzystwu z oczu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że ciotki okupywały
ogród, więc i tam nie miała szans na ciszę i spokój. Co miała zrobić, aby pobyć
wreszcie chwilę sama? Iść się kąpać. To jest myśl. Lara wskoczyła do łazienki,
gdzie zamierzała pobyć ze dwie godzinki i odpocząć po tym wyczerpującym dniu.
Tymczasem, po półgodzinnym siedzeniu samemu
w pokoju, Trent uznał, że chyba rzeczywiście zejdzie na dół i z kimś tam
pogada. Zszedł cicho i już w progu wleciał na tę łaszącą się Cornelię.
- Dziewczyno, co ty tak łazisz za mną dzisiaj? – Popatrzył
na nią złowrogo. – Jakiś problem masz?
- Nie... - Szepnęła.
- To o co chodzi?
- O nic! – Cornelia po raz drugi spłoszona odbiegła
od niego.
- Chyba pan coś dzisiaj nie ma humorku. – Zauważył
ktoś z tyłu, o bardzo miłym tonie głosu.
Kurtis odwrócił się i ujrzał Lilly.
Znał ją po akcji z Marcem, nawet siedziała wtedy obok niego na wspólnej bombie.
Kurtis polubił ją już wtedy – była taka niezależna, odważna i nie dała sobie
nigdy w kaszę dmuchać. Cenił kobiety z charakterem, jaką właśnie była Lara. Typ
Lilly sto razy trafiał więc w jego gusta niż mizdrząca się wciąż Cornelia.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Pan? – zaskoczył się. – Chyba się znamy. – Dorzucił.
- Ach tak, faktycznie się znamy. – Przypomniała
sobie rudowłosa. – Co nie zmienia faktu, że nie masz humorku, Kurtis.
- O proszę, nawet pamiętasz jak się nazywam. –
Trent rozpoczął akcję podrywania. A dlaczegóżby nie postarać się o tę ładną
niebieskooką Lilly? Skoro Lara chamsko zarywa i mizia się do tego czarnowłosego
gnojka Maykela, to czemu on nie może pod jej dachem wyrywać panienek? Może kurna,
wszystko może. Zrobi Larze na złość i nawet zaprosi sobie śliczną Lilly na noc
do łóżka. O, dokładnie tak zrobi.
- Mam pamięć do imion – westchnęła kobieta i
ziewnęła na głos. – Nie idziesz spać? – zagadnęła. – Może sen poprawi ci
nastrój.
- Mam doskonały nastrój – warknął Trent – Ale coś
tu się odwala, wiem o tym. Tylko nie wiem, co dokładnie. Może ty mi pomożesz to
ustalić?
- Mogę spróbować. To o co chodzi?
- O ten cały cyrk w tym domu. Ta mała obchodzi
jutro urodziny? I z tego powodu taka pompa? Coś tu nie gra. Wiesz coś na ten
temat?
- Wydaje ci się, że Lara coś ukrywa? – Domyśliła
się Lilly, smutniejąc nagle. Dobrze wiedziała co się tu odwalało, ale nie mogła
powiedzieć Kurtisowi ani słówka o zaręczynach. Zrobiło jej się go żal. Ten
facet naprawdę kochał Larę, ciężko będzie jutro pogodzić mu się z tym, co się
stanie.
- Tak, dokładnie – oznajmił Kurtis dobitnie. – Ona
coś przede mną ukrywa. Wiesz może co?
- Nie mam pojęcia – skłamała Lilly. – Wybacz, ale
mój mąż dzwoni. – Wyciągnęła komórkę z kieszeni.
- M-mąż? – wyjąkał Kurtis i ponownie trafił go
dzisiaj szlag. – To ty już… Znaczy się…
- Wyszłam za mąż, tak. – Zgodziła się rudowłosa
promiennie i wystawiła rękę na przód. – Piękna, co nie? – Miała obrączkę na
myśli.
Ale Kurtis już nie słuchał. Jak burza
oddalił się od Lilly. Miał ochotę na jakąś rozróbę w tym dworku. Ktoś kuźwa
dzisiaj dostanie po pysku. Rozdrażnienie Trenta nie znało granic. I w tym
momencie, natknął się w korytarzu na tę małą. Solenizantka siedziała po turecku
na puchatej kanapie i z zainteresowaniem pochylała swą czarną główkę nad jakąś
książką. Długie do pasa loczki prawie przesłaniały jej całą twarz. Kurtis westchnął.
Skoro rzeczywiście miał być obecny na jej jutrzejszym przyjęciu, to faktycznie
wypadałoby chociaż wymienić z nią słówko.
- Co robisz? – zagadnął więc Amelkę, stając
naprzeciwko niej.
- Czytam. – Brzmiała odpowiedź.
Kurtis prychnął. No proszę, krótkie pytanie -
krótka odpowiedź. Przecież tyle, że czyta, to on do kurwy nędzy widział.
Chodziło mu o obszerniejszą wypowiedź. No ale cóż, mały tatuś rośnie. Była
cwana zupełnie jak pan Maykelek.
- Umiesz już czytać? – Kurtis pociągnął gadkę,
szczerze się dziwiąc. Przecież ta maleńka ledwie odrosła od ziemi.
- Tak. – Amelka wreszcie zaszczyciła mężczyznę
swoją uwagą. Uniosła na niego swe ciemne ślepka.
- No, to co tu jest napisane? – Trent wskazał
jakieś zdanie palcem. Dziewczynka bezbłędnie odczytała treść. – Fiu, fiu. –
Kurtis zagwizdał z podziwu. – A kto cię już nauczył czytać? – spytał.
- Tatuś – odparło dziecko.
- Tatuś?!! Buha, ha, ha, haaa! – Parsknął śmiechem
Kurtis, doskonale wiedząc, że Maykel schodził w tym momencie po schodach. – To
twój tatuś umie czytać?! Nie gadaj! Buahha, ha, ha, haa! – Krzyczał, celowo
przesadnie głośno się ubawiając. Zerknął do tyłu, czy Maykel to usłyszał. Na
pewno usłyszał, bo znajdował się tylko parę metrów od nich, ale nie zareagował
na prowokacje Kurtisa. Demonstracyjnie przeszedł przez korytarz i wypuścił na
dwór swojego psa.
- Ja pójdę z Jenną! Pobiegam! Jenna, Jenna! – Amelka
zerwała się z kanapy i wybiegła na dwór za suczką.
- Uważaj na schodach, kochanie! – Przestrzegł ją
jeszcze Maykel i zamknął drzwi. Dalej ignorował Trenta, któremu uśmiech zszedł
już z twarzy. Patrzył na tego faceta, który był
na tyle bezczelny, by przejść obok Kurtisa i żując gumę, odstawić
czytaną przez Amelkę bajkę na półkę. Mężczyznę zatelepało z nerwów. Chciał, by
ten facet zaczął przeklinać,
wyzywać, a nawet rzucić się do bójki. Jego chłodna obojętność wkurzyła na dobre
Kurtisa. „O nie, ty mnie zlewać nie będziesz!” – pomyślał Trent i chwycił
Maykela za rękaw koszuli.
- Nie myśl se, że odpuszczę sobie Larę – warknął. –
Bo nie odpuszczę! – oznajmił wściekle. Ponownie nie doczekał się wybuchu klątw
i wyzwisk. Maykel miał zawsze idealną taktykę na swoich wrogów: wykańczał ich
psychicznie, co bywało sto razy gorsze niż ból fizyczny. Teraz uniósł wysoko
brwi.
– I co w związku z tym? – zapytał luźno, jakby
gówno go to obchodziło.
Trent syczał już, jak bulgoczący czajnik. Kurna,
ten gość to trudny przeciwnik. I na dodatek teraz sobie z niego kpił. Nie, z
Maykelem nie wygra takim sposobem. Trzeba z
nim inaczej.
- Posłuchaj… - Zaczął więc spokojnie. – Dogadajmy
się po męsku.
- W porządku. – Przystał Maykel na tę propozycję. –
Więc?
- Więc… Jak już wiesz, to ja byłem pierwszy z Larą.
– Trent skrzyżował ramiona. – I ona mnie kocha – zapewnił, ciskając w Rouglasa
zabójcze spojrzenie. – Więc przeszkadzamy sobie po prostu nawzajem. Ale jest
rozwiązanie. Nawet bezbolesne.
- Tak? Jakie? – Zainteresowało Maykela.
- Pakujesz toboły i wypierdalasz z naszego życia. –
Zasugerował Trent, mrożąc
mężczyznę wzrokiem. Maykel rozbawiony wybuchnął donośnym śmiechem.
- No, dobre, dobre. – Wciąż się śmiejąc, przejechał
ręką po swoich kruczoczarnych włosach, postawionych nienagannie na żel. – Ale
wiesz, mam lepszy pomysł. Jeszcze bardziej bezbolesny.
- No, jaki? – Chciał wiedzieć Trent.
- Zostawmy wolną rękę Larze, co ty na to? Niech ona
dokona wyboru. – Maykel uśmiechnął się słodko.
Kurtis patrzył na niego z rosnącą furią
w oczach. W końcu odwrócił się i zniknął w swoim pokoju, dysząc wściekle.
Usunął się z pola walki. Przegrał. Ale Maykel to cwany, podstępny lis. Jego
pomysł na rozwiązanie problemu był sprawiedliwy i racjonalny, ale facet doskonale
wiedział, że Lara wybierze jego. Stąd był taki pewny siebie.
- Kurwa! – zaklął Kurtis wściekle. Miał chęć
porozbijać wszystkie meble, okno i przede wszystkim tego pieprzonego Maykelka.
***
Nie mógł spać. Przewracał się z boku na
bok, słuchał muzyki, wszystko na nic. Wciąż myślał o Larze. Była tak blisko, a
jednocześnie tak daleko. Co ona widziała w tym całym Maykelku? Kurtis zerwał
się z łóżka i zapalił lampkę nocną. Zegarek wskazywał środek
nocy. Mężczyzna postanowił, że pójdzie do kuchni napić się czegoś, a przejście
przez ogromną willę Croftów być może zmęczy go na tyle, że sen sam później
przyjdzie.
Kurtis wyszedł z pokoju i cichutko
ruszył korytarzem. Kuchnię miał naprzeciwko, więc skierował tam swoje kroki,
gdy… Spostrzegł, że jednak nie był sam. Na górze, na czubku schodów ktoś się
szamotał. Mężczyzna podszedł bliżej i wytężając wzrok w ciemności spostrzegł… Dziwną,
drgającą lekko postać. Po krótkiej chwili, Trent był w stanie rozpoznać, że
postaci tych było dwie, lecz złączone ze sobą tworzyły jedno.
Kobieta i mężczyzna. Lara i Maykel.
Całowali się. Trent nie był w stanie zrobić nic innego, jak tylko stać i
patrzeć. Gdy wzrok przyzwyczaił mu się już do ciemności, widział wyraźnie, jak
Lara z Maykelem oplatają się ciasno ramionami i jak namiętnie obdarzają się
pocałunkiem. Trwało to dłuższą chwilę, a potem zaczęli rozmawiać. Mimo szeptu,
głos roznosił się po ogromnym holu tak, że Kurtis słyszał wszystko co do joty.
- Boże, to już jutro… – Mówiła Lara i chwila
przerwy, podczas której musiała Maykela pocałować w czoło. – Tak się cieszę, że
wszystko wróci do normy i ciotki pojadą do domu.
- To zaraz, zaraz.
– Maykel przesunął swoje ręce na jej biodra. – To z czego bardziej się
cieszysz, kochanie? Z tego, że ciotki pojadą do domu czy z tego, że już jutro będziesz
oficjalnie moja, z pierścionkiem na palcu?
- No oczywiście, że bardziej z tego, że będę twoja
z pierścionkiem na palcu. – Zaśmiała się cicho Lara. – Na zawsze twoja. – Zaznaczyła, poważniejąc.
Następnie znów się objęli i całowali od nowa. Po chwili, Maykel zaczął całować
ją po szyi, a ona mruczała jak kotka na cały korytarz. Kurtis poczuł, jak złość
wypełniła całe jego wnętrze. Zawrócił do pokoju z taką siłą, że potrącił
ramieniem jakiś wazon, który spadł na podłogę robiąc hałas.
- Kurna, to ciotki! – Słysząc trzask, Lara z
Maykelem oderwali się od siebie. Krótkie pożegnanie i każdy wylądował w swojej
sypialni.
Tymczasem, Trent wpadł jak bomba do
swojego pokoju. Najpierw rozbił lampę nocną, ciskając nią o ścianę, a potem trzasnął
rękami w blat biurka. Zaklął. A wiec to tak… Lara planowała jutro zaręczyny z
tym gnojkiem. Wiedział, że coś tu jest uknute, podejrzewał, że Lara coś ukrywa!
Ale jak mogła go okłamywać?! Jak mogła go tu zapraszać?! Myśli sobie, że on
chce ją tam widzieć z pierścionkiem na palcu?!
- Kurwa mać! – Trent cisnął krzesłem przez pokój.
Cały się trząsł. Był w takim stanie, że naprawdę mógłby kogoś zabić. - Zabić… -
Szepnął. To była myśl. Musiał się na kimś pomścić. Na kim? Na Larze? Zdurniał?!
Na Larze nigdy w życiu! Okłamała go, ale nie będzie się mścił na kobiecie,
którą kocha. Zemści się na przyczynie tego wszystkiego, czyli na Maykelu! - Już ja go urządzę, cwaniaczka jednego. –
Trent zatarł ręce. Chodził po pokoju rozgorączkowany. Co zrobić? Nie skrzywdzi
bezpośrednio samego Maykela, ale ugodzi go w inny sposób. Jak? Zrobić coś jego
córce? Siostrze? A może którejś z ciotek? Zemsta musi być dobitna, ale taka,
aby nikt się nie domyślił, czyja to sprawka. Od czego zacząć na początku?
Kurtis w roztargnieniu wyszedł na korytarz.
I w tym momencie ponownie ktoś
zaszamotał się w ciemnościach. Mężczyzna rozświetlił korytarz latarką, którą
miał przy sobie. Pies. Brązowooki husky siedział tuż przed nim karcąc go
spojrzeniem, jakby mówił : „zgaś to światło palancie, jest środek nocy”.
- Pies… - Szepnął Kurtis i roześmiał się, jak
prawdziwy morderca. – Psiunia. Oczko w głowie Maykela. - Patrzył na zwierzę. No
tak, Jenna była powodem do dumy. Wzrok miała inteligentny, prawie ludzki.
Lśniące rude futerko odznaczało się ogromną białą łatą na brzuchu. Była również
bardzo sprytna i opiekuńcza, ale w tym momencie Trent zapomniał, jak uratowała
ich wszystkich, gdy ci mieli już zginąć na bombach. Wdzięczność nie wchodziła
tu teraz w grę. W grę wchodziła tylko
zemsta.
Mężczyzna znalazł się w kuchni. Do
ciepłego mleka nasypał trucizny w proszku, którą miał zawsze przy swoich
rzeczach, na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, do czego mogła się przydać. A
teraz przydała się idealnie. Mężczyzna drżącymi rękami wyniósł miskę z zatrutym
żarciem na korytarz.
- Jennuś, Jennuś, piesiuńku, chodź tutaj. - Zawołał
cichutko i zachlapał palcem w misce pełnej mleka. Husky nadstawił uszu.
Jedzonko? Pies zerwał się z legowiska i przytruchtał do miseczki. Zanurzył w
nią swojego wielkiego nochala, sprawdzając jej zawartość. Mleko. Mniam, mniam.
Jenna nie mogła uwierzyć, że spotkało ją
takie szczęście. Była mądrym psem i wiedziała, że nie należy jeść z rąk obcych,
ale ufała ludziom, bo taką już miała naturę. Jej pan pozwolił spać temu
mężczyźnie pod dachem tego domu, wiec czy mógłby być to wróg? Zresztą, co
najistotniejsze, w tym całym zamieszaniu o psie zapomniano i nie dano mu
kolacji. Jenna była więc najzwyczajniej na świecie głodna.
Ufnie spoglądając na klęczącego obok
Kurtisa, zanurzyła jęzor w mleku i zaczęła pić. Kurtis w pewnym momencie chciał
wyrwać psu miskę spod ryjka, ale zemsta musiała być dokonana. Odczekał, aż
husky zje posiłek do końca, aby umyć miskę i zetrzeć mleko, które wilczek
rozchlapał na posadzkę. Oblizując swój pyszczek, Jenna ostatni raz obdarzyła
Trenta wdzięcznym spojrzeniem i wróciła na swoje miejsce, kołysząc puszystą
kitką.
CDN
gosia10
OdpowiedzUsuńWysłany 25.09.2010 o 22:46
Akcja: Uuu.. To Trent ma już u mnie przeje***e! ( w tym opo.) Co za palant! Takiego idiotycznego zachowania to jeszcze nie znałam! Żeby zabijać psa! Rozumiem, gdyby się dobrał do Maykela, (sorki za takie słowa xD) ale do psa?!. Chamstwo. Szkoda mi tylko Jenny, Lary, Maykela i Amelki. Jenny – bo na 99,9% zdechnie a Lary, Maykela i Amelki bo będą strasznie cierpieć… Ps. Weź wykastruj naTRENTA bo ja sama to zrobię!!!! xDRozdział: Jest zaje***ty!! Fakt, że już smuty na dzień dobry są, ale był bardzo ciekawy. Czekam na następny, bo pewnie będą już zaręczyny.:))
Liliana_11
OdpowiedzUsuńWysłany 26.09.2010 o 17:39
I znów Kurt wychodzi na kretyna… A ja tam właśnie za ten kretynizm zawsze go uwielbiałam, teraz jednak przegiął totalnie… -.- Idiota.Trudno mi się przyzwyczaić od tej narracji w czasie teraźniejszym, ale rozdział naprawdę dobry. Czekam na dalszy ciąg :) A teraz przepraszam, czeka mnie piwko w mieście ^^
Liliana_11
OdpowiedzUsuńWysłany 30.09.2010 o 21:56 | W odpowiedzi na Liliana_11.
Kurcze, kompletnie zapomniałam, że już to czytałam i już myślałam że dodałaś coś nowego :D No ale masz rację, zawsze można przeczytać raz jeszcze :) )
Pati.
OdpowiedzUsuńWysłany 17.06.2011 o 23:46
A ja mimo tego co zrobił, uwielbiam Trenta… mam nadzieję, że na końcu Lara będzie z Kurtem, bo nie wyobrażam sobie jej z nikim innym. Świetne opowiadanie, wciaga ^^.